
"Hotel państwowy" - to nie brzmi dobrze. "Hotel zarządzany przez rząd" - jeszcze gorzej. A już najgorzej brzmi: "państwowy obiekt wypoczynkowy". Tym bardziej zaskakuje, że w Hiszpanii sieć hoteli zarządzanych przez państwo, tzw. paradores, jest synonimem prestiżu i w pełni rentownym przedsiębiorstwem.
Wyobraźcie sobie choćby taki obrazek: Teneryfa, Park Narodowy Teide. Czerwoną ziemię bujnie porasta tropikalna roślinność. U stóp wulkanu Teide, najwyższego wzniesienia Hiszpanii, między szlakami turystycznymi stoi surowy niczym tutejszy krajobraz hotel ze złotą tabliczką. Choć ma tylko trzy gwiazdki, większość turystów daje mu najwyższe oceny. W hotelowej restauracji z widokiem na wulkan goście zajadają się typowo kanaryjskimi daniami: królikiem w pikantnym sosie salmorejo i pomarszczonymi ziemniakami papas arrugadas. Na deser może być mus z gofio, przypieczonego i zmielonego zboża, którym żywili się jeszcze wyspiarscy aborygeni.
Po kolacji, gdy na park spada mrok i rozgwieżdża się kanaryjskie niebo - w kategorii: astronomiczne obserwacje, jedno z "najlepszych" na świecie - na gości czeka hotelowy przewodnik z teleskopami. Jeśli ktoś wytrwa do 2.00-3.00 w nocy, będzie mógł pozdrowić wspinaczy, którzy o tej porze wychodzą z hotelu zdobywać szczyt Teide, a po wschodzie słońca schodzą lub zjeżdżają kolejką na hotelowe śniadanie. Taki właśnie jest parador - oferuje nie tylko jedzenie i spanie, lecz daje możliwość doświadczenia czegoś wyjątkowego.
30 łóżek i sosnowy las
Paradores pochodzi od hiszpańskiego "para", czyli "zatrzymaj się". Dziś Hiszpania ma takich obiektów prawie 100, w tym jedną franczyzę w Portugalii. Niemal tyle samo lat liczy historia paradorów.
Pierwszy powstał w 1928 roku. Ale ta opowieść zaczyna się już 18 lat wcześniej. To wtedy rząd uznał, że Hiszpania potrzebuje dobrej reklamy za granicą, a przy okazji miejsc noclegowych dla zwiększającej się liczby turystów. W 1911 roku powołano Królewską Komisję ds. Turystyki, a 15 lat później misję realizacji ambitnego planu powierzono markizowi Benigno Mariano Pedro Casto de la Vega-Inclán y Flaquer.
Wybór był doskonały: wyznaczony do wykonania zadania markiz miał 68 lat, był senatorem, pisarzem, intelektualistą, żołnierzem, a nade wszystko zapalonym podróżnikiem i wielkim admiratorem odbudowy i restauracji hiszpańskich zabytków. Stał się prekursorem organizacji turystyki w Hiszpanii, a jego pomysły okazały się ponadczasowe. Markizowi de la Vega-Inclán Hiszpania zawdzięcza nie tylko paradory, ale też m.in. powstanie Muzeum El Greco i Domu Cervantesa w Valladolid, a także odrestaurowanie synagogi Tránsito w Toledo i dziedzińca Patio del Yeso w pałacu Alcázar w Sewilli.
Ale wróćmy do paradorów. Lokalizację pod pierwszy hotel - nikt jeszcze wtedy nie marzył o tym, że powstanie cała sieć - wskazał sam król Alfons XIII, wielki entuzjasta projektu. Wybrano okolice pasma gór Sierra de Gredos, 170 kilometrów od Madrytu. Obiekt był gotowy w dwa lata: wielki, kamienny, majestatyczny, ale na zaledwie 30 łóżek. Do tego tonął w sosnowym lesie, z dala od cywilizacji. Goście z tarasu mogli za to podziwiać widoki na sąsiednią dolinę Tormes oraz pasmo górskie Béjar Sierra i obserwować przez lornetki żółte osetniki zwyczajne, niewielkie ptaszki z gatunku Serinus citrinella. Okolica zachęcała do pieszych wycieczek i wędkowania. Wokół hotelu Parador de Gredos założono ogrody, a w środku czekały pięknie urządzony wspólny salon i bogato zaopatrzona biblioteka. Szczególny nacisk położono na restaurację: miała serwować wyłącznie tradycyjne dania z regionu. Słowem, nie było tu wiele do roboty, za to wszystko sprzyjało "para" - zatrzymaniu się.
Markiz de la Vega-Inclán świetnie wywiązał się z zadania, hotel odniósł spektakularny sukces. Tak wielki, że działa do dziś i zapoczątkował całą ogólnokrajową sieć: Paradores de Turismo de Espana SA, jedną z wiodących hiszpańskich marek turystycznych nie tylko na rodzimym, ale też globalnym rynku.
Nowe życie starego klasztoru
Po sukcesie Paradoru de Gredos między 1930 a 1933 rokiem szybko otwarto cztery kolejne obiekty: w Oropesie (Toledo, 1930), Ubedzie (Jaén, 1930), Ciudad Rodrigo (Salamanka, 1931) i Méridzie (Badajoz, 1933). Przepis na sukces już był, pozostawało udoskonalić recepturę.
Jednym z filarów powodzenia paradorów jest fakt, że bardzo niewiele hoteli tej sieci zbudowanych zostało - jak pierwszy - od zera. Lokalizacje wybierano bardzo starannie, biorąc pod uwagę znaczenie historyczne lub kulturowe, a same hotele najchętniej osadzane były w zabytkowych budynkach: średniowiecznych klasztorach, zamkach, twierdzach, dworach - zaadaptowanych i pieczołowicie odrestaurowanych.
Paradory spełniają wiele misji społecznych, a jedną z nich jest właśnie ratowanie historycznych budowli, które bez finansowego zastrzyku obróciłyby się w proch. Świetnym przykładem jest tu chociażby położony z dala od utartych szlaków Parador de Cangas de Onis w Asturii, działający w zjawiskowym klasztorze, którego historia liczy 1300 lat i który dzięki nowej funkcji został wyrwany z mroków zapomnienia.
Jeśli jakiś parador powstaje od podstaw, to zwykle w miejscu, gdzie historycznego budynku nie ma, ale za to są spektakularne, panoramiczne widoki, krajobrazy w jakiś sposób bezcenne.
Dziś, ponad 90 lat od oddania do użytku pierwszego dzieła wizjonerskiego markiza, przepis na sukces jest wciąż ten sam, a paradory znajdują się już w każdym regionie Hiszpanii z wyjątkiem Balearów. Ale i tę lukę ma niebawem wypełnić Parador de Ibiza, którego otwarcie, w odbudowywanej fortecy górującej nad wyspą, planowane jest na 2022 rok.
1,5 miliona gości rocznie
Garść liczb i współczesnych faktów. Zasadą jest, że parador, mimo imponujących rozmiarów, to zawsze hotel butikowy - ma średnio 60 pokoi. W całej sieci jest ich ponad sześć tysięcy. W 2018 roku Paradores wygenerowały przychód w wysokości blisko 253 milionów euro. Z tego ponad 16 milionów przeznaczono na inwestycje.
Paradores de Turismo de Espana SA od 1991 roku jest spółką publiczną, w samych hotelach zatrudnia cztery tysiące osób, a Hiszpania jest jedynym jej udziałowcem. Firma wszystkie zyski generuje dla kraju, a tym samym dla hiszpańskiego społeczeństwa. Jednym z kluczowych celów jej działalności jest nie tylko wspomniane już ratowanie hiszpańskiego dziedzictwa narodowego, ale i oddanie go ludziom w zakresie, jakiego nie oferuje chociażby muzeum. Bo w paradorze można nie tylko oglądać pokój, w którym kiedyś spał król, ale spać na tym samym, co król kiedyś, łóżku z baldachimem (np. w Estramedurze czy Siguenzie). Sieć Paradores de Turismo ma nawet w ofercie produkt o nazwie "Unikatowe pokoje": jest ich w sumie 60, a każdy kiedyś zajmowały postacie znaczące w historii Hiszpanii.
Rocznie paradory odwiedza półtora miliona gości, z czego 65 procent stanowią Hiszpanie. To do paradorów hiszpańskie rodziny chodzą na kawę w niedzielne popołudnia, tu odbywają się eleganckie wesela i tu zatrzymują się krajowi celebryci. Sieć mocno stawia na zagranicznych gości i stara się docierać do tych, którzy nigdy o paradorach nie słyszeli, ale przekaz jest taki, by Hiszpanie - w równym stopniu co turyści - czuli się w paradorach u siebie.
Tym bardziej że w paradorze nie trzeba od razu spać, by osobiście doświadczyć jego uroków. Noclegi dają tylko połowę zysków firmy, druga połowa płynie z gastronomii. Na potrzeby restauracji wybiera się zawsze najpiękniejsze i zapewniające najlepsze widoki sale. To w paradorach można spróbować klasyków hiszpańskiej kuchni, często w odsłonie haute cuisine, i najlepszych dań regionalnych, zawsze z lokalnych produktów. W 2018 roku Paradores wydały swoim gościom ponad dwa miliony posiłków. Ale gastronomia paradorów, choć jest gwarantem tego, że regionalne hiszpańskie receptury przetrwają, idzie też z duchem czasu. W każdej karcie są dania odpowiednie dla wegan, osób z nietolerancjami pokarmowymi, diabetyków i oczywiście najmłodszych klientów.
Hotel zamiast kopalni
Istnieje kilkadziesiąt szlaków Paradores, które prowadzą turystów przez Hiszpanię według wybranego klucza: miast UNESCO, klasztorów, winnic, sera itd. Ale czy można ominąć Madryt, Barcelonę i Bilbao, i uznać, że widziało się najpiękniejsze zakątki Hiszpanii? Można.
Omijanie wielkich miast jest świadomą polityką firmy. Raz, bo nie konkuruje się dzięki temu z hotelami sektora prywatnego, a dwa, bo wielką atrakcją turystyczną stają się wtedy małe wioski i miasteczka, niekiedy o średniowiecznym rodowodzie.
Często są to regiony potrzebujące finansowego wsparcia. Doskonałym przykładem jest położona na północy Hiszpanii Asturia, która ma trzy paradory: Parador de Cangas de Onis, Parador de Gijon i - najmłodszy - Parador de Corias. Jeszcze niespełna 10 lat temu region ten był hiszpańskim zagłębiem węglowym. Ale kopalnie zostały pozamykane, bo wydobywany w nich węgiel nie dał rady konkurować z tym z importu.
W pogodzeniu się z utratą czegoś, co istniało od pokoleń, pomagają właśnie inwestycje w paradory. Zysk z nich czasem staje się coraz bardziej odczuwalnym źródłem dochodu dla regionu, a samo ich istnienie pobudza turystykę i znacząco zwiększa atrakcyjność okolicy w oczach przyjezdnych. Region słynący kiedyś z węgla może się więc przebranżowić i stać regionem turystycznym. Właśnie tą ścieżką podąża dziś Asturia.
Parador de Corias, podobnie jak Parador de Cangas de Onis, powstał w dawnym klasztorze. Ale te dwa hotele różnią się od siebie. Cangas de Onis jest bardziej tradycyjny, Corias - bardziej nowoczesny, do tego ma stylowe SPA i własne stanowisko archeologiczne, do którego zjeżdża się windą.
Ta różnorodność paradorów - przy zachowaniu głównych wartości sieci - jest bardzo ważna. Dlaczego? Bo chodzi o to, żeby goście chcieli odwiedzić więcej niż jeden obiekt. A najlepiej kilka. Sieć ma w ofercie pakiety, w których podczas jednej podróży można zaliczyć trzy lub siedem wybranych paradorów. Są i tacy turyści, którzy byli już we wszystkich paradorach, bo do Hiszpanii przyjeżdżają specjalnie po to - hotel przestaje być środkiem umożliwiającym zwiedzanie, a staje się celem samym w sobie.
Sam historyczny, często wyposażony w meble z epoki, a przy tym niepozbawiony wygód budynek i jego atuty (wi-fi, telewizja cyfrowa i nowoczesne łazienki to standard) są nie mniej ważne od atrakcji turystycznych wokół.
W dodatku każdy parador skrywa smaczki. W Cangas de Onis to chociażby łatwa do przeoczenia płaskorzeźba, na której średniowieczny król Favila całuje w usta swoją żonę, a w Corias - czekające pod każdym pokojem chodaki.
Luksus dla każdego
No dobrze, to ile to kosztuje? - zapytacie. Oczywiście paradory nie przez przypadek mają w opisie słowo "luksusowe". To hotele trzy-, cztero- i pięciogwiazdkowe. Ale ceny noclegów potrafią przyjemnie zaskoczyć, zwłaszcza gdy trafi się na promocję. Zależą od rodzaju pokoju i obiektu, ale w ofercie sieci nie brak pokoi już za 90 euro za noc.
Ewa, znajoma, która jest zapaloną podróżniczką, mówi, że paradory są na jej liście "must see" od zawsze, bo jako córka iberofila od małego wiedziała o ich istnieniu. Gdy pytam, do którego z prawie 100 paradorów wybrałaby się najchętniej, chwilę się zastanawia, po czym stwierdza, że z radością pojechałaby do Rondy. "Nie żeby był najpiękniejszy, ale Rondę uwielbiam i tam parador jest tak położony, że most nad wąwozem i całą dolinę ma się u stóp. Ot tak, na własnym balkonie" - rozmarza się.
Ta odpowiedź pewnie ucieszyłaby markiza de la Vega-Inclán: prawie 100 lat później ludzie postrzegają jego dzieło dokładnie tak, jak chciał.
Paulina Dudek. Absolwentka Wydziału Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej UJ. Dziennikarka, redaktorka, twórczyni cyklu mikroreportaży wideo "Zwykli Niezwykli" . Nagrodzona Grand Video Awards, nominowana do nagrody Grand Press. Lubi chodzić, jeździć pociągami i urządzać mieszkania.