Potrzebuję Szwajcarii
Oeschinen - jezioro oligotroficzne w południowej Szwajcarii, w Alpach Berneńskich, w kantonie Berno (fot. Ivo Scholz)
Oeschinen - jezioro oligotroficzne w południowej Szwajcarii, w Alpach Berneńskich, w kantonie Berno (fot. Ivo Scholz)

Grupa amerykańskich turystów udaje się w absurdalną podróż po Europie – w 18 dni mają zaliczyć największe atrakcje Starego Kontynentu. Tak zaczyna się komedia z 1969 roku zatytułowana "Jeśli dziś wtorek, to jesteśmy w Belgii". I tak w skrócie można podsumować przepis na złe podróżowanie: przesiadanie się z samolotu do samolotu i bezrefleksyjne zaliczanie kolejnych miejsc, byle szybciej i więcej.

A można inaczej. Coraz więcej mówi się o zrównoważonej turystyce, czyli ekologicznym podróżowaniu. Wbrew pozorom takie podróżowanie wcale nie wymaga wyrzeczeń. Wręcz przeciwnie - oznacza większą świadomość, uważność i więcej przyjemności. Czym zrównoważona turystyka jest w praktyce i jak uczynić z niej standard, od lat pokazują Szwajcarzy. W kraju gór, szczęśliwych krów i sera wymyślono dla niej nawet osobną, chwytliwą nazwę swisstainable (od połączenia angielskich słów swiss, czyli szwajcarski, i sustainable, czyli świadomy, zrównoważony).

Czym jest swisstainable? Szwajcarzy rozumieją je przede wszystkim jako pełen relaks w otoczeniu przyrody, która zawsze jest na wyciągnięcie ręki. Swisstainable to zostawanie dłużej w jednym miejscu, żeby prawdziwie wypocząć i doświadczyć autentyczności lokalnej kultury. Rezygnacja z samochodu, bo wszędzie można dojechać pociągiem, autobusem, kolejką górską, rowerem, dojść pieszo albo dopłynąć statkiem. To także testowanie lokalnych dań i produktów, które w drodze na stół nie muszą pokonywać tysięcy kilometrów.

Więcej o szwajcarskiej ekologii dowiesz się TU.

Jezioro Oeschinensee jest zasilane przez wiele górskich strumieni (fot. Ivo Scholz)

W stylu swisstainable po Szwajcarii może podróżować każdy. Bo choć kraj kojarzy się głównie z czekoladą, czerwonymi pociągami i słynnymi alpejskimi kurortami, oferuje znacznie więcej. Prawdziwy sekret Szwajcarów kryje się w wykorzystaniu potencjału nie tylko przyrodniczych cudów, ale też miast i otaczającej je przyrody, okazaniu każdemu miejscu szacunku i stwarzaniu coraz to nowych nietuzinkowych atrakcji, z których na równi korzystają turyści i miejscowi.

Oto kilka pomysłów na wakacje w stylu swisstainable.

Krok 1: Jedź pociągiem

Najwygodniej, najszybciej i najtaniej dotrzecie do Szwajcarii samolotem. By ograniczyć swój ślad węglowy (czyli emisję CO2 do atmosfery), warto wybrać linie lotnicze SWISS. Korzystają ze zrównoważonego paliwa SAF, dzięki czemu emisja CO2 na pasażera jest mniejsza, niż gdyby jechał małym samochodem. Warto wejść na stronę MyClimate albo atmosfair i sprawdzić, jak jeszcze można zredukować swój ślad węglowy. Nie drukujcie papierowych boarding passów, lecz odprawcie się wygodnie online za pośrednictwem komputera, tabletu lub telefonu.

Na miejscu zapomnijcie o wynajmie samochodu. Szwajcarzy wiele lat temu postanowili, że nawet do najmniejszej zamieszkałej wioski w ich kraju będzie można dotrzeć transportem publicznym: koleją albo pokonującymi górskie serpentyny żółtymi autobusami pocztowymi (w przeszłości faktycznie rozwożono nimi pocztę). I dokładnie tak się stało. Szwajcaria ma jedną z najgęstszych sieci kolejowych na świecie – około 5 tys. torów, po których codziennie mkną tysiące punktualnych składów. Po wylądowaniu w Zurychu lub Genewie w ciągu kilku minut od odbioru bagażu będziecie siedzieć w wygodnym i czystym pociągu Kolei Federalnych SBB jadącym na drugi koniec kraju.

Bywa, że na trasie do celu jest kilka przesiadek, ale w Szwajcarii żartuje się, że kiedy ma się na zmianę pociągu pięć minut, jeszcze trzy zostają na kawę. I nie jest to wcale dalekie od prawdy. W dodatku 90 proc. składów (i 100 proc. kolejowych biur) wykorzystuje energię pochodzącą z odnawialnych źródeł (do 2025 roku ma to być 100 proc.). To ewenement na skalę światową.

Wiadukt w Filisur (fot. Andre Meier)

Prawdziwym cudem techniki wśród szwajcarskich pociągów są Koleje Retyckie (najsłynniejsze linie świata!) i pociągi panoramiczne (z wielkimi oknami aż po dach). Choć raz w życiu trzeba przejechać się Ekspresem Lodowcowym (Glacier Express) z St. Moritz do Zermatt, nazywanym "najwolniejszym ekspresem świata", i Ekspresem Bernina z Chur/St. Moritz do włoskiego Tirano. Ta najwyżej położona linia kolejowa Europy wspina się na 2253 m n.p.m. i w ciągu dwóch godzin przewozi turystów przez Alpy, dosłownie od lodowca pod palmy.

By nie martwić się biletami, najlepiej jeszcze w Polsce zaopatrzyć się przez internet w Swiss Travel Pass. Można z nim podróżować szwajcarskimi pociągami, autobusami, statkami i komunikacją miejską w dowolnych kombinacjach. Swiss Travel Pass daje też 50 proc. zniżki na prawie wszystkie kolejki górskie (niektóre są wliczone), darmowy wstęp do około 500 muzeów, a dzieci do 16 lat podróżują bezpłatnie.

Więcej na ten temat znajdziesz TU.

Filisur. Wiadukt Landwasser - wiadukt kolejowy nad rzeką Landwasser w Alpach (fot. Franziska Pfenniger)

Krok 2: Wciągnij głęboko powietrze i... skocz do wody!

To, co najlepsze, jest za darmo. A najlepsze w Szwajcarii są krystalicznie czysta woda i powietrze. Od 1853 roku Szwajcaria uważana jest za klimatyczne spa. Tu można odetchnąć pełną piersią, a wodę – kontrolowaną dokładniej niż jakikolwiek inny szwajcarski produkt – pić ze wszystkich kranów, rzek i... fontann. Podczas wakacji nie kupujcie więc wody w plastikowych butelkach (jest nieekologiczna), tylko zaopatrzcie się w wielorazową butelkę i napełniajcie ją przy każdej okazji.

Schwarzsee. Jezioro w Blatten w dolinie Lötschental w kantonie Valais w Szwajcarii. (fot. Marco Schnyder)

Jedną ze szwajcarskich specjalności są kąpiele w rzekach przepływających przez duże miasta. W Zurychu można się poczuć jak w wielkim parku narodowym z niezliczoną liczbą naturalnych kąpielisk. Nic dziwnego, że z opcji pływania w turkusowej wodzie bez konieczności ruszania się gdziekolwiek pod miasto w letnie dni korzystają wszyscy, nawet szwajcarscy politycy. Zurych to też brama do szwajcarskich Alp, ale nie trzeba opuszczać miasta, by popatrzeć na świat z góry: wystarczy wjechać pociągiem na wzgórze Uetliberg. Wypożyczcie miejski rower elektryczny i piękny Zurych zwiedzajcie na dwóch kółkach. Bo od dawna jest to miasto pieszych i cyklistów, a nie samochodów.

Relaks w Baden (fot. Silvano Zeiter) , Nad Renem w Bazylei można spotkać entuzjastów SUP-a (fot. Jasmin Frey)

Podobnie jest w innych szwajcarskich miastach. Np. w Bazylei, raju dla wielbicieli muzeów, w centrum miasta można pływać na SUP-ach (stoi się na desce i odpycha wiosłami) albo kąpać się w Renie. Spakujcie do żeglarskiego worka ubrania i wskoczcie do wody, dając się nieść nurtowi, tak jak to robią miejscowi. Z wody wyjdziecie przy starówce. W centrum Genewy mlecznobiała rzeka Arve miesza się z kolei z turkusowym Rodanem, tworząc spektakularne widowisko. Niezapomnianym przeżyciem będzie też surfowanie w środku miasta Thun na zaporze pod historycznym mostem.

Thun znajduje się naturalna zapora. Dostarczy niezwykłych wrażeń wszystkim miłośnikom surfingu (fot. Andre Meier)

W Szwajcarii na świeżym powietrzu można kąpać się wszędzie, nawet w Szwajcarskim Parku Narodowym. A jezior jest w całej Szwajcarii aż 1500.

Szwajcaria to także bogactwo wód termalnych. I wcale nie musicie kupować turnusu w drogim spa, by skorzystać z ich dobrodziejstw. Niezapomnianym przeżyciem będzie piesza wycieczka na pół dnia po kładkach i wiszącym mostku z Leukerbad w Wallis do wąwozu Dala, w którymi biją termalne źródła. Kładka ma prawie 600 metrów długości i na całej długości zawieszona jest co najmniej cztery metry nad korytem wody. Sam spacer tym wąwozem może być leczniczy.

O innych odświeżających atrakcjach Szwajcarii przeczytasz TU.

Leukerbad, wąwóz z wodami termalnymi. Sam spacer w tym miejscu może być leczniczy! (fot. Jean-Christophe Dupasquier)

Krok 3: Wyśpijcie się pod gwiazdami

Szwajcaria to nie jest kraj wielkich sieciowych hoteli, do budowy których wycina się dziesiątki okolicznych drzew. Po pierwsze: od 125 lat szwajcarska ustawa o lasach gwarantuje, że minimum 30 proc. kraju musi pozostać zalesione. W praktyce wygląda to jeszcze lepiej, bo drzewa mają tu priorytet, dzięki czemu w Szwajcarii naturalnie można odkrywać dobrodziejstwo sylwoterapii (drzewolecznictwa).

Po drugie: nigdzie nie znajdziecie tylu niewielkich rodzinnych hotelików i pensjonatów, w których stawia się na gościnność i poczucie, że turysta jest u siebie. Poza nimi możecie nocować między innymi na alpejskich farmach, w górskich chatkach i przepięknych hotelach historycznych, często ze spa.

A to nie wszystko. Szwajcaria co roku ma dla turystów zapierające dech w piersiach nowości, a jedną z ostatnich są hotele z milionem gwiazdek. Pod hasłem "Bliżej gwiazd już się nie da" kryją się noclegi w obserwatoriach astronomicznych, namiotach przymocowanych do klifu, odnowionej gondoli dawnej kolejki górskiej, na działającej stacji kolejowej, w przezroczystych namiotach-bańkach, a nawet w wielkiej beczce na wino. Można też spać zupełnie pod gołym niebem – łóżko na skraju największego alpejskiego lodowca Aletsch wystawia dla swoich gości między innymi schronisko górskie Gletscherstube.

Million Stars Hotel Keyvisual (fot. Nico Schärer) , Zurych. Widok z dachu w Hotelu Widder (fot. Nico Schärer)

Krok 4: Zostań dłużej

Czasem jest tak pięknie, że chciałoby się zostać dłużej... A to bardzo duży krok na drodze do stania się zrównoważonym turystą! Im mniej się przemieszczamy – albo zamiast jeżdżenia chodzimy lub jeździmy na rowerze – tym mniejszy jest nasz ślad węglowy. Szwajcaria oferuje tysiące tras rowerowych i pieszych, które pozwalają naprawdę dobrze poznać okolicę. A choć to kraj wysokogórski, wcale nie trzeba być doświadczonym alpinistą czy cyklistą, bo piękne szlaki – od kilkugodzinnych po wieloodcinkowe i wielodniowe – znajdzie tu dla siebie każdy. Nawet osoba, która nie ma dużego doświadczenia w górach, ze wsparciem górskiego przewodnika może tu zdobyć swój pierwszy w życiu czterotysięcznik.

Chaltenbrunnen. Wysokie wrzosowisko znajduje się na tarasie na zboczu nad Meiringen (fot. Iris Kuerschner)

Listę 10 najwspanialszych tras – od najpiękniejszego odcinka długodystansowego szlaku wędrownego Via Alpina, przez szwajcarski Wielki Kanion w Gryzonii, po złote tarasowe winnice Lavaux nad Jeziorem Genewskim, gdzie na każdym przystanku można próbować lokalnych win – znajdziecie TUTAJ.

W Szwajcarii, nawet zwiedzając duże i przepiękne miasta, naturę ma się zawsze na wyciągnięcie ręki. Przykładowo niedaleko Lucerny koniecznie wjedźcie najbardziej stromą kolejką zębatą świata na górę Pilatus (wspinanie się po pochyłym terenie umożliwia zębatce dodatkowa, trzecia, szyna pośrodku torów). Warto też wybrać się na Rigi. Z tego szczytu rozciąga się malowniczy widok. Dotrzemy tam z Lucerny statkiem, a następnie wjedziemy kolejką na samą górę.

Rigi - szczyt w Prealpach Szwajcarskich, części Alp Zachodnich. (fot. Beat Mueller)

Jeśli nie będzie wam się chciało wracać na dół, spędźcie noc na górze, w namiotohamakach na stacji pośredniej kolejki linowej na Pilatus. W Szwajcarii na każdym kroku będziecie mieć możliwość próbowania nowych rzeczy. Róbcie to bez wahania!

Lucerna. Widok na jezioro Czterech Kantonów (fot. Alain Rumpf) , Lucerna i Pilatus (fot. Andre Meier)

Zostając gdzieś dłużej, łatwiej poznać ludzi i ich kulturę. A kultura Szwajcarów z różnych regionów to nie marketingowy chwyt, lecz autentyczny styl życia – nawet w pandemii, gdy mało kto ich odwiedzał, nadal pędzili swoje puchate, ustrojone kwiatami i dzwonkami krowy na wysokogórskie pastwiska. Lokalne święta, żywe tradycje i festiwale, podczas których każdy jest mile widziany, jak spędzanie krów z pastwisk, zbiór winogron czy pieczenie kasztanów, trwają przez cały rok, często poza samymi wakacjami. A wyjeżdżanie poza sezonem to kolejna cecha świadomego podróżnika.

Gstaad. Znany ośrodek turystyczny i narciarski (fot. Giglio Pasqua) , Trubschachen - gmina w kantonie Berno w Szwajcarii (fot. Andre Meier)

Jest coś jeszcze. Dłuższy pobyt to warunek prawdziwego odpoczynku. Badania przeprowadzone przez zespół fińskiego Uniwersytetu w Tampere wykazały, że optymalny czas wypoczynku dają wakacje trwające osiem dni. Zdaniem części psychologów na porządny urlop potrzebujemy więcej czasu – około trzech tygodni – ale absolutne minimum to cztery–pięć dni. Pierwszy tydzień jest jak detoks od biura, w drugim zaczynamy czuć, że mamy wakacje, a dopiero trzeci tydzień to czas na pełen relaks i regenerację, po których możemy powiedzieć, że naprawdę się urlopowaliśmy.

Na wakacjach w Szwajcarii wyłączcie telefon i internet (ten jest najszybszy w Europie, ale ceny w roamingu są zabójcze), a laptop zostawcie w domu. Szwajcaria jest tak piękna, że nie wiadomo, w którą stronę patrzeć – w prawo, w lewo czy w górę! Może nawet z czasem przestaniecie robić zdjęcia, gdy od prób uwiecznienia każdego mijanego krajobrazu-pocztówki ze zmęczenia rozboli was ręka.

W Szwajcarii warto doświadczać nowych smaków (fot. Nicola Fuerer)

Krok 5: Jedz lokalnie

Można dostać w Szwajcarii pizzę z ananasem i latte z awokado, tylko po co? Czy nie lepiej zjeść fondue na zamku Gruyères przyrządzone z produkowanego właśnie tu słynnego na cały świat sera gruyères?

W Szwajcarii je się dobrze, dużo, popijając świetnym winem, produkowanym we wszystkich 26 kantonach. Szwajcarzy eksportują go tylko 1 proc., resztę wypijają u siebie. Nigdzie w Europie nie je się tylu organicznych i lokalnych produktów na osobę co tutaj - większość z nich z pola na stół ma do pokonania może z 20 m.

Bez wyrzutów sumienia jedzcie w Szwajcarii ser od prawdziwie szczęśliwych krów, które życie spędzają na pastwiskach. Kupicie go nawet w seromatach (automatach jak do napojów i przekąsek).

Każdy region oferuje nieco inne specjały. W kulturze retoromańskiej to na przykład capuns, czyli małe gołąbki zawijane w liście boćwiny, na terenie Szwajcarii francuskojęzycznej zjecie mocno przyprawione kiełbaski saucisson, a w Zurychu – gulasz cielęcy w sosie śmietanowo-winnym z grzybami. Obowiązkowymi daniami w całej Szwajcarii są oczywiście: raclette (ser roztopiony nad domowym grillem podawany z piklami), fondue (ser roztopiony w garnku z kirschem, macza się w nim kawałki chleba lub gotowanych ziemniaków) i rösti (szwajcarskie placki ziemniaczane, brązowe i chrupiące).

Lugano. Wycieczka kulinarna i winiarska (fot. Daniel Loosli)

Są też dania co najmniej intrygujące. Na czele stawki trzeba chyba umieścić szynkę gotowaną w asfalcie – szynkę zawija się w kilka warstw papieru i zanurza na cztery godziny w roztopionym asfalcie. Tak przyrządzali ją górnicy z kopalni asfaltu w dolinie Val de Travers w Jurze, gdzie szynka, niezwykle wilgotna, serwowana jest do dzisiaj. A do dawnych kopalni można wejść z przewodnikiem.

Zapiszcie się też na któryś z licznych lokalnych gastrowarsztatów. Nauczycie się wyrabiać ser, piec chleb, temperować czekoladę (czyli rozpuszczać ją, chłodzić i znów podgrzewać, aż uzyska piękny połysk i teksturę, co wcale nie jest łatwe), zbierać i rozpoznawać alpejskie zioła. A może macie ochotę przygotować coś samodzielnie już teraz? TU znajdziecie przepis na obłędne podpłomyki z Vaud.

Przepyszny obiad w ogrodzie gospody Krone w Blatten koło Malters. (fot. Dominik Baur)

Pizza? Jest. Najlepszą serwują na włoskojęzycznym południu kraju.

 

A co z morzem? Szwajcaria nie ma dostępu do morza i to jeden z jej atutów. Tak, atutów, bo dzięki temu nie ściąga plażowiczów ani imprezowiczów. Tu się spędza wakacje w stylu slow, na spokojnie, w naturze. O naturę Szwajcarzy dbają jak o najcenniejszy skarb. Mawiają, że im bardziej jest nietknięta, tym bardziej może nas dotknąć. Ale zamiast wierzyć im na słowo, lepiej sami to sprawdźcie.

Jeszcze więcej pomysłów na ekologiczne podróże po Szwajcarii znajdziecie TUTAJ.