
Wanda Szalkiewicz na nowym cmentarzu w Stargardzie Szczecińskim bywa tak często, że 1 listopada nie różni się dla niej od innych dni w roku. Nieraz stoi sama, a wokół nikogo. Od ośmiu lat odwiedza tam swoją jedyną córkę. Natalia chorowała na białaczkę, przeszła trzy przeszczepy szpiku, odeszła w wieku 24 lat, w moich ramionach – zaczyna pani Wanda.
Przesyła mi zdjęcia: młoda, pełna życia dziewczyna pozuje w zielonym topie i obcisłych spodniach. Rywalizuje w konkursie fryzjerskim. Przytula się do taty. Podnosi w górę kciuk na szpitalnym łóżku. Pani Wanda przeprasza za te zdjęcia, ale chce, żebym poznała jej córkę nieco lepiej.
Kradzieże zaczęły się w 2020 roku. Najpierw ktoś zabrał zabytkowy wazon, potem figurkę pieska, który był podobny do pieska Natalii i odszedł zaraz po niej. Ginęły też kwiaty – wylicza. Ostatnim razem, około miesiąca temu, złodziej przywłaszczył sobie dwie drogie doniczki. Pani Wanda podejrzewa, że to wciąż ta sama osoba – ktoś zauważył, że na zadbanym grobie Natalii bliscy stawiają ładne rzeczy, i wraca po kolejne. Przestała więc przynosić przedmioty sentymentalne i ozdoby, uzupełnia już tylko białe znicze, a kwiaty – białe i bladoróżowe róże i lilie – stawia sztuczne. Grób i tak się wyróżnia – na płycie obok zdjęcia kamieniarz wygrawerował dziewczynę na rowerze. Za każdym razem, gdy idę do Natalii, to się stresuję. Nie umiem wyjaśnić tego, że jej grób jest okradany. Przecież nie stawiamy drogocennych przedmiotów. Dlaczego te hieny cmentarne nie mają szacunku dla osób, których nie ma już wśród nas? Kto może robić takie rzeczy takiej ładnej dziewczynie? – pyta gorzko pani Wanda.
Zgłaszała kradzieże do zarządu cmentarza, w efekcie przez jakiś czas wokół grobów chodziła straż miejska. Nic to nie dało – przyznaje.
Na pytanie, co powiedziałaby złodziejowi, gdyby go spotkała, odpala: – Ja mam 70 lat i słabe nerwy. Reakcja byłaby fizyczna.
Funkcjonariusze z noktowizorami
Pijani kierowcy i cmentarni złodzieje – dopiero dodanie tych dwóch składników tworzy pełen smak polskich Zaduszek i Wszystkich Świętych. Ale choć prawie każdy słyszał o policyjnej akcji "Znicz", dużo mniej osób wie o akcji "Hiena", którą co roku równolegle prowadzi straż miejska. A "Hiena" to nie byle co: przez kilka dni w roku funkcjonariusze – pieszo, ale też na koniach i z noktowizorami – patrolują nekropolie w dzień i w nocy.
W Warszawie "Hiena" wystartowała 27 października, potrwa do 5 listopada. Na cmentarze skierowano ponad 600 funkcjonariuszy. Patrole chodzą między grobami, kontrolują też legalność handlu w okolicach nekropolii. Celem jest wyeliminowanie skradzionych kwiatów, wieńców i elementów dekoracji nagrobków.
W 2023 roku działania w ramach akcji "Hiena" i "Znicz" przebiegają bez większych zakłóceń ładu i porządku publicznego. Funkcjonariusze nałożyli póki co 60 mandatów karnych, sporządzili jeden wniosek do sądu o ukaranie wobec osób naruszających porządek prawny, a także zastosowali 40 środków oddziaływania (pouczenie, polecenie, ostrzeżenie). Osoby, które pozostawiły swój pojazd w miejscu zabronionym, musiały liczyć się z konsekwencjami. W 20 przypadkach nieprawidłowego parkowania strażnicy wydali dyspozycje usunięcia pojazdu z drogi na koszt właściciela. Ponadto funkcjonariusze podjęli dziewięć osób nietrzeźwych, które zostały przewiezione do Stołecznego Ośrodka dla Osób Nietrzeźwych – na dwa dni przed Wszystkich Świętych mówi mi starszy inspektor Sławomir Smyk ze Straży Miejskiej m.st. Warszawy. I dodaje, że zarówno w zeszłym, jak i w tym roku straż nie odnotowała zdarzeń dotyczących okradania lub dewastacji grobów. Ale noktowizory bardzo się przydają – kończy.
O uważność i rozsądek, a także niewybieranie się na cmentarz samotnie apelują strażnicy miejscy w całej Polsce. "Torebki nie pozostawiajmy, gdzie popadnie, a gotówki zabierzmy tylko tyle, by starczyło na zakupy, które planujemy zrobić. Jeśli na cmentarz przyjechaliśmy samochodem, to sprawdźmy, czy nie pozostawiliśmy niczego wartościowego w widocznym miejscu, np. na tylnej kanapie. Upewnijmy się, że pojazd pozostawiamy zamknięty, a kluczyki mamy przy sobie", czytam na stronie poznańskiej straży miejskiej.
Magda* ma 32 lata, mieszka w małej wsi na Śląsku. Akcja "Znicz" co roku zbiera w jej okolicy żniwo, ale o "Hienie" słyszy pierwszy raz w życiu. U nas tego nie ma, bo nie ma straży miejskiej – śmieje się. Nigdy też nie doszły jej słuchy, żeby w jej parafii ukradziono coś komuś z grobu. A to bogata parafia, niektóre pomniki to pomniki sukcesu właścicieli – ironizuje.
Konsultuje temat z mamą i babcią – one też nie kojarzą ze swojej parafii cmentarnych hien. Babcia Magdy, która nie głosuje na PiS, ale oprócz "Faktów" TVN ogląda "Wiadomości" TVP, zastanawia się, czemu nigdy o "Hienie" nie słyszała. Babcia mówi, że to pewnie dlatego, że PiS nie chce mówić o kryzysie. Bo przecież ludzie kradną z takiego miejsca jak grób, jak już naprawdę muszą, prawda? – przekazuje Magda.
Tego nie wiem, do żadnego cmentarnego złodzieja nie udało mi się dotrzeć. Co mogliby opowiedzieć? Że dźwiganie ciężkiego, kłującego wieńca w deszczu i pod wiatr to ciężka praca? Że trudno szybko iść, gdy znicze uderzają o siebie w reklamówce? Że bycie złapanym na gorącym uczynku to nie przelewki, bo według polskiego prawa ograbienie miejsca spoczynku zmarłego równa się ograbieniu zwłok i grozi za to nawet do ośmiu lat więzienia (art. 262 § 2 Kodeksu karnego)? Że boją się kary boskiej, ale nie mają wyjścia? A może po prostu – że to robota jak każda inna?
Wszystko naraz
"Mając już komplet zdjęć, jestem pewna. Pierwsze jest z dnia pogrzebu, drugie dwa dni później. Obyś złodzieju smażył się w piekle. Oznaczajcie w jakikolwiek sposób swoje kwiaty, znicze i tym podobne, bo hieny cmentarne są wszędzie" – w publicznym poście na Facebooku apeluje pani Jolanta. Publikuje dwa zdjęcia. Wprawne oko zauważy, że na jednym brakuje sporej wiązanki – ktoś położył zamiast niej inny bukiet, maskując puste miejsce.
Zagaduję autorkę postu, czy nie zechciałaby odpowiedzieć na kilka pytań. Pani Jolanta odpisuje, że nie bardzo jest o czym opowiadać, ale po namyśle stwierdza, że może jednak jest, bo "jej cmentarz – Starawieś w województwie mazowieckim – niestety słynie z tego typu procederów".
Pani Jolanta 9 października pochowała męża. Starawieś to była jego rodzinna parafia, chciał zostać złożony w rodzinnym grobie. W morzu świeżych kwiatów na kamiennej płycie tonie zdjęcie wciąż młodego, 43-letniego mężczyzny. Już dzień po pogrzebie zobaczyłam, że zniknęła jedna wiązanka, a zdjęcia mnie w tym upewniły. Jedyna bez osobistego podpisu na szarfie, ze sztucznych kwiatów, nawet wiem od kogo – mówi pani Jolanta.
Kradzieży nigdzie nie zgłaszała, bo "nie wierzy, żeby ktoś sumiennie się tym zajął – może gdyby sprawa została nagłośniona". Dlatego podaje nazwę miejscowości. Zamieściła post na profilu, żeby przestrzec innych. Na cmentarzu nie ma kamer ani ochrony, to zbyt kosztowne dla tej parafii. A ludzie się przyzwyczaili do kradzieży i próbują sami się ochronić, jakoś znaczyć znicze, kwiaty – opowiada.
Sama swoje znicze oznacza od lat – czarnym markerem rysuje na nich na przykład krzyż. Chryzantemy kupuje tylko małe – są mało atrakcyjne dla złodziei. Sztucznym kwiatom nadcina nożyczkami płatki i listki; takie już do niczego się nie przydadzą. Żeby przypadkiem nie kupić wieńca, który pochodzi z kradzieży – bo przeszło jej przez głowę, że to przecież możliwe – w kwiaty zaopatruje się tylko w zaufanym zakładzie pogrzebowym. Znicze kupuje przy cmentarzu, ale prosi z reguły o te zalane woskiem, nie na wkłady.
Ryzykuję pytanie: jakie to uczucie, gdy przychodzi się na świeży grób męża i odkrywa, że ktoś zabrał z niego kwiaty? Złość, smutek, żal, wszystko naraz.
Krzyże na złom
W sprawie kradzieży na cmentarzu – tym razem na północy Polski – w tym roku interweniował już pan Grzegorz. Niedługo minie rok od śmierci mojego taty, jego grób odwiedzam prawie codziennie. Znajduje się bardzo blisko kaplicy, więc tym bardziej byłem zaskoczony, że kradzieży dokonano w takim miejscu, na widoku. Obok taty leży ojciec mojej wychowawczyni z podstawówki. Najpierw zauważyłem brak pierwszej litery jego nazwiska, potem również brak krzyża. Rozejrzałem się – w najbliższym sąsiedztwie zniknęło osiem–dziesięć krzyży. Wszystkie z żółtego metalu, bez pasyjek, te z Chrystusem były bezpieczne – opowiada.
Pan Grzegorz nie miał czasu iść do biura cmentarza, ale zadzwonił tam i dowiedział się, że policja została już powiadomiona – byli na miejscu, robili dokumentację zdjęciową. Choć złodzieje żerowali na cmentarzu, hienami bym ich nie nazwał, choć nie mnie tworzyć nomenklaturę. Podejrzewam, że to zwykli złomiarze, bo krzyże, które zabrali, najłatwiej pociąć na kawałki i sprzedać w skupie – sugeruje.
Na koniec rozmowy prosi, by nie podawać jego nazwiska: Grób jest świeżo postawiony, sprawcy gotowi zniszczyć go w odwecie.
Zdarza się, że działania cmentarnych hien trafiają na pierwsze strony gazet i magazynów plotkarskich. W 2022 roku o zaprzestanie okradania grobu Krzysztofa Krawczyka zaapelowała wdowa po nim Ewa Krawczyk. Znikać miały pamiątki przynoszone przez fanów: znicze, wiązanki, ale też pluszaki, balony, zdjęcia i listy, donosił "Super Express". Z grobu aktora Władysława Hańczy, czyli Kargula z "Samych swoich", skradziono wieniec z szarfą, kwiaty oraz znicze. Reporter "Super Expressu" przypominał, że do kradzieży z grobów znanych Polaków od lat dochodzi w Alei Zasłużonych na warszawskich Powązkach: "Kilka lat temu skradziono litery z mogił aktorów: Tadeusza Fijewskiego, Stefana Jaracza, Tadeusza Białoszczyńskiego, pisarza Jana Parandowskiego czy pilota Franciszka Żwirki i konstruktora Stanisława Wigury. Na najstarszej warszawskiej nekropolii okradany jest także grób piosenkarki Ireny Jarockiej".
Kilka lat temu złodzieje zrabowali też jedyną ozdobę z nagrobka zmarłej w 2014 roku aktorki Niny Andrycz – metalową kopię statuetki, którą otrzymała z okazji 75-lecia kariery od Związku Artystów Scen Polskich. Rzeźba przytwierdzona była do pomnika metalowymi trzpieniami i klejem. Opiekunka grobu Liliana Śnieg-Czaplewska na łamach "Gazety Wyborczej" zdradziła, że w kancelarii cmentarza na Starych Powązkach usłyszała, że "powinna grób ubezpieczyć", a ksiądz odradził pójście na policję, nazywając to "stratą czasu". Nie posłuchała. Po dwóch dniach od publikacji tekstu w gazecie odzyskała rzeźbę – skruszony złodziej zostawił ją w kościele św. Karola Boromeusza, skąd trafiła na komisariat przy ul. Żytniej. "Przyszłam do Niny zapalić świeczkę za wrażliwe sumienie złodzieja" – napisała wtedy dziennikarzom Liliana Śnieg-Czaplewska.
Zrabowane z grobów rzeczy zwykle jednak znikają na zawsze na bazarach i w odmętach internetu – ogłoszeń o wiązankach, wieńcach, zniczach pełno jest w serwisach typu Allegro i OLX. A Polacy bronią się sami – domowych sposobów na wykiwanie cmentarnych hien nie brakuje. Większość sprowadza się do jednego: oznaczyć i zbrzydzić. Jest metoda na wosk – wieńce nakrapiamy woskiem świecy. Patent "małego plastyka" – liście kwiatków nacinamy nożyczkami, dziurkujemy dziurkaczem, chlapiemy farbą lub lakierem, mażemy flamastrem. Metoda na klej – znicze i misy na kwiaty mocujemy do płyty "na amen". Można zadziałać skromnie – napisać dedykację na szarfie – albo iść na całość i zamontować fotopułapkę (koszt: 200–2000 zł). "Hiena jest całkowicie nieświadoma tego, że właśnie została upolowana" – czytam zachętę do zakupu na stronie sklepu ze sprzętem detektywistycznym.
Kogo okradziono, ten często w internecie życzy złodziejowi, żeby odpadły mu ręce. Bo kradzież kwiatka, który postawiło się na grobie zmarłej kochanej osoby, boli szczególnie.
Paulina Dudek. Dziennikarka, redaktorka, absolwentka Polskiej Szkoły Reportażu. Twórczyni cyklu mikroreportaży wideo "Zwykli Niezwykli" i współautorka "Pomocnika dla rodziców i opiekunów nastolatków". Nagrodzona Grand Video Awards, nominowana do Grand Press.