
Natalia od dwóch miesięcy nie daje się wyciągnąć na kawę. Jej odpowiedź jest niezmiennie ta sama: "Oszczędzam, bo jadę na Open’era". "Bez przesady" – myślę. Open’er mnie nie kręci, więc od lat nie śledzę cen karnetów, ale pamiętam z grubsza, ile kosztował kiedyś. Natalia uświadamia mi, że żyję odległą przeszłością: na wypad z Warszawy do Gdyni na koncert ulubionej artystki wyda ponad 1000 zł. – Karnet na jeden dzień – 449 zł, hotel dla dwóch osób (dwie noce) – 772 zł, pociąg – 120–300 zł, jedzenie na miejscu… – podlicza. Jedzie z koleżanką. Uznały, że skoro mają tyle przepuścić na jeden koncert, zostaną dłużej i pozwiedzają Kaszuby. Kawę pijemy w domu.
Olę też kusił line-up tegorocznego Open’era, ale "jeszcze nie oszalała". – Sam karnet na cztery dni kosztuje w tym roku 949 zł. Do tego dojazd, nocleg, jedzenie... Zaraz zrobią się z tego przyzwoite wakacje za granicą – prycha.
Oli nie przekonuje fakt, że na pojedyncze bilety na kilka koncertów wydałaby więcej. – Być może, ale pamiętam, ile ten festiwal kosztował parę lat temu, a gwiazdy wcale nie były mniejszego formatu. I to mnie zniechęca – puentuje.
Bartosz też rozważał wyjazd na koncerty do Gdyni, ale po szybkim przeliczeniu odpuścił. – Z dojazdem to by wyszło grubo ponad 1000 zł za dwie osoby, a interesują nas dwa koncerty, czyli jakieś trzy godziny muzyki. I nawet nie mam pewności, czy nie są jednocześnie.
Sezon letnich festiwali muzycznych zbliża się wielkimi krokami. Pod względem wysokości cen Open’er Festival jest rekordzistą. Trochę tańsze są Orange Warsaw Festival – 599 zł za dwudniowy karnet, Audioriver Festival – 520 zł za trzy dni, i Tauron Nowa Muzyka – 349 zł za dwudniowy bilet. – Cenowo w tym roku to jakiś koszmar. Wiesz, że karnety na niektóre festiwale można kupić na raty? – pyta Natalia. Nie wiedziałam.
Drogo, ale kolejki jak w PRL-u za mięsem
Festiwale muzyczne to tylko efektowny wierzchołek góry lodowej. Dostęp do kultury podrożał – jak niemal wszystko. Kogo na to stać? I kogo to obchodzi, gdy martwimy się ratami kredytów, cenami prądu, masła i jajek?
Zacznijmy od końca.
Drożejąca kultura obchodzi na przykład Gabi. – Zanim powiesz mi, że mam "warszawkowe" podejście, ja ci powiem: my w tej strasznej Warszawie też jesteśmy ludźmi, a nawet Polakami. Nie wydaje mi się, żeby moje potrzeby kulturalne były jakąś aberracją, choć pewnie odstaję pod tym względem od średniej krajowej. Zresztą przyjechałam do stolicy z małej wsi w dawnym Kieleckiem. Nie dla wszystkich ludzi ze wsi kultura równa się disco polo – zaczyna.
Potrzeby kulturalne Gabi to: kino dwa–trzy razy w miesiącu, spektakl w teatrze raz na kwartał, wizyta w którymś ze stołecznych muzeów raz na dwa miesiące, kilka razy w roku koncert zagranicznego artysty. Do tego wizyty w muzeach podczas zagranicznych wakacji.
Gabi mówi, że w pandemii "kulturalnie zardzewiała", ostatnie trzy lata przesiedziała w domu, oglądając Netfliksa. Postanowiła to zmienić. – Poszłam do Muzeum Narodowego i prawie padłam, słysząc, że za dwa bilety na wystawę czasową płacimy 80 zł. Zatrzymałam się na cenach rzędu 20–25 zł za wstęp, więc nawet nie spojrzałam na cennik. Na kino mam czas tylko w weekendy, a wtedy bilet kosztuje około 30 zł w kinie studyjnym. Raz w miesiącu – OK. Trzy razy? Gorzej – mówi.
Gabi sprawdziła ceny biletów w teatrach, w których bywała przed pandemią. – Zdarzają się jeszcze spektakle po 60–70 zł, ale wiele biletów kosztuje 140 zł, a to skok dwukrotny. I jeszcze trzeba te bilety upolować, bo znikają błyskawicznie – mówi.
Nina* mieszka w Krakowie i "ma to szczęście", że zaproszenia na spektakle czy wystawy często dostaje z pracy. – Bilet na Łempicką w Krakowie kosztował 40 zł, a kolejka stała jak za mięsem w PRL-u. Bilety do Teatru Słowackiego na "Dziady" i "1989" były po około 100 zł, a wyprzedane długo naprzód. Z tego wnioskuję, że mimo wszystko Polacy mają głód kultury wysokiej, skoro nawet wysokie ceny ich nie odstraszają – stwierdza.
Wyraźny skok cen w kulturze Nina widzi na przykładzie książek. – Oczywiście są tańsze opcje niż zakupy w księgarniach stacjonarnych, choćby abonament w internetowych księgarniach, ale ja kocham papier – tłumaczy.
Mariusz założył sobie kiedyś w budżecie domowym, że na muzea, kino czy VOD z filmami, które warto obejrzeć, będzie wydawał miesięcznie 100 zł na dwie osoby. – Myślę, że rocznie dobijam do 1200 zł. Gdy doliczyć książki i albumy, dochodzi jeszcze kilka stów. Zdarza mi się w jednym miesiącu nie wydać nic, a w innym więcej. Kultura w Polsce jest wciąż dotowana i 80 zł na muzeum za dwie osoby to jeszcze nie wydatek. Ale podwyżkę cen odczułem.
Na koszty korzystania z kultury narzekają Agata, która lubi chodzić do kina ("Sprawdzam już tylko, co grają w tanie czwartki i poniedziałki, o innych dniach nie myślę"), Agnieszka, fanka stand-upu ("Rok temu za występ płaciłam 30 zł, w tym roku już 50 zł"), i Gosia ("Z powodu rosnących cen życia to właśnie ukulturalnianie się okroiliśmy do minimum").
W listopadzie 2022 roku GUS opublikował raport pt. "Jak Polacy radzą sobie z inflacją". 48 proc. respondentów przyznało, że wzrost cen odczuwa w "dużym", a 38 proc. w "bardzo dużym stopniu". Najbardziej dotkliwe są podwyżki cen żywności, paliw, energii elektrycznej oraz ogrzewania mieszkania lub domu. Jak sobie z nimi radzimy? Poza tym, że ograniczamy codzienne zakupy i szukamy tańszych zamienników (81 proc.), oszczędzamy prąd, wodę i gaz (72 proc.), a większe wydatki odkładamy na kiedy indziej (68 proc.), czwartą strategią oszczędnościową Polaków jest ścięcie wydatków na wypoczynek, rozrywkę i kulturę. Robi to 62 proc. badanych.
Tęsknota za kinem? Minęła
Chyba że chodzi o filmy i seriale na żądanie. Większość moich rozmówców przyznaje, że regularnie korzysta z serwisów VOD, zazwyczaj z kilku platform jednocześnie. To już nie "warszawska bańka", lecz ogólnopolski trend – w 2022 roku z serwisów streamingowych korzystało 72 proc. respondentów (dane z ostatniego raportu Deloitte "Digital Consumer Trends"). Dostęp do VOD ma blisko 9 na 10 Polaków między 18. a 24. rokiem życia. Osoby w wieku 25–34 lata subskrybują średnio prawie trzy platformy. Ponad połowa Polaków premiery filmowe woli oglądać w domu niż w kinie.
Z sięganiem po kulturę z innych źródeł jest gorzej.
"Polacy wydają na kulturę mniej niż złotówkę dziennie", alarmował kilka lat temu "Forbes", powołując się na dane GUS za 2017 rok. Mniej niż złotówkę, czyli dokładnie 96 gr dziennie, 351,36 zł rocznie, z czego niemal jedną trzecią na telewizję (cyfrową i kablową oraz abonament). Na kino, teatr czy książki – ułamek całej kwoty.
Czy idzie ku lepszemu? Nie.
Jak donosi GUS, w 2021 roku przeciętny Polak wydał na kulturę 340,44 zł. Z tego – tu zmian nie ma – jedną trzecią na oglądanie telewizji. Na książki średnio 27,84 gr na osobę rocznie, przy czym w mieście było to 38,16 zł, a na wsi 11,76 zł. Może ich nie kupujemy, tylko wypożyczamy z bibliotek? Też nie. Ubywa i bibliotek, i czytelników – w 2020 roku książkę wypożyczyło 4,8 mln Polaków (w 2020 – 4,9 mln, w 2019 – 6 mln). Do teatru lub na koncert wybrało się 4,7 mln (w 2020 – 4,5 mln, w 2019 – 14,4 mln), a do muzeum – 25,3 mln (z czego najwięcej, 160,5 tys., w czasie Nocy Muzeów). 27,5 mln rodaków przynajmniej raz poszło do kina, a 6,3 mln – do zoo.
W lipcu 2022 roku swoje dane przedstawił też Krajowy Instytut Mediów (KIM). Z jego raportu wynika, że między lipcem 2021 a lipcem 2022 do kina wybrało się NIE 27,5 mln, lecz 27,9 PROCENT Polaków. Czyli nieco ponad 10 mln. Różnica jest znaczna. Na koncert poszło 11,3 proc. badanych, do teatru – 4,8 proc., a do filharmonii lub opery – zaledwie 1,9 proc.
Kultura jest zwykle ostatnia w łańcuchu codziennych potrzeb – to wiadomo nie od dziś. Ale z raportów płyną jeszcze inne wnioski. Pierwszy: pandemia naprawdę zmieniła nasze nawyki.
Martyna jest w okolicach czterdziestki, ma subskrypcję kilku serwisów streamingowych. – W kinach nie puszczają seriali medycznych, a ja wolę oglądać w opcji: pauza, idę po herbatę – mówi.
Gabi, która przed pandemią chodziła do kina dwa–trzy razy w miesiącu, dziś ogranicza się do jednego filmu na trzy–cztery tygodnie. – Poza tym, że drogo, wiele premier jest równocześnie w kinie i na VOD. Jeśli za oknem zimno i ciemno, to sorry, wybieram kanapę. Tak, weszło mi to w krew. Poza tym lubię jeść na filmie, a popcorn, chipsy i cola z dyskontu wychodzą dużo taniej niż te z kinowego baru – przyznaje.
To, jak nasze przyzwyczajenia zmieniają się pod wpływem pandemii, regularnie bada Narodowe Centrum Kultury. Jeszcze w 2020 roku, w twardym lockdownie, większość Polaków twierdziła, że tęskni za odwiedzaniem instytucji kultury, zwłaszcza kin (75 proc.). Pod koniec grudnia 2021 roku 61 proc. przyznało, że wychodzi z domu rzadziej niż przed covidem.
Wniosek drugi: cała nadzieja w młodych.
"Zasiłek kulturalny" dla nastolatków
Prawie 60 proc. młodych Polaków w przedziale 16–24 lata chodzi do kina. Dla porównania: w grupie osób 65+ to zaledwie 5,4 proc. (dane KIM). A gdyby tak dawać młodym pieniądze na kino, komiksy, nawet na gry komputerowe z budżetu państwa…? Ha, ha, ha!
Tymczasem "zasiłek kulturalny" 18-latkom od 2016 roku wypłacają Włochy. Bo młodzi Włosi mają mniejsze budżety na kulturę niż dorośli, a do tego mierzą się z dużym bezrobociem. I to nie byle jaki zasiłek: 500 euro na wyjścia do kina, koncerty, muzea, książki itp. Wystarczy zarejestrować się online, pobrać aplikację i już można zobaczyć na żywo Justina Biebera.
Pomysł kulturalnego kieszonkowego dla młodych podchwyciła minister kultury Francji Rima Abdul-Malak. Od maja 2021 roku każdy francuski 18-latek otrzymuje ze specjalnego funduszu 300 euro na kulturę do wykorzystania w ciągu dwóch lat. Tu również beneficjenci korzystają z aplikacji z ofertą kulturalną ponad 8000 firm i instytucji artystycznych. Dzięki temu, że dane można monitorować, wiadomo, że nastoletni Francuzi 75 proc. środków od państwa wydają na książki, z czego aż dwie trzecie na japońskie komiksy manga. I choć niektórzy krytykują swobodę wyboru, jaką im dano – na przykład Pierre Ouzoulias, senator Francuskiej Partii Komunistycznej, skomentował zgryźliwie na łamach "New York Timesa", że "ani przez chwilę nie potrafi wyobrazić sobie dzieciaka, który pójdzie posłuchać barokowej opery" – to inni, na przykład ekonomistka kultury Elisabetta Lazzaro, twierdzą, że najważniejsze jest zachęcenie młodych do utrzymywania kontaktu z kulturą przez całe życie.
Za przykładem Włoch i Francji poszły Hiszpania, Wielka Brytania i Niemcy. W Hiszpanii 18-latkowie otrzymują 400 euro do wydania w ciągu roku. Niemcy, którzy skończą 18 lat w 2023 – około 750 tys. osób – mogą liczyć na 200 euro do wykorzystania w ciągu dwóch lat.
Cel? W każdym przypadku ten sam. Po pierwsze: wyrabianie nawyku uczestnictwa w kulturze, by młodzi mieli go również jako dorośli. ("Mam nadzieję, że KulturPass sprawi, że młodzi ludzie wyjdą i doświadczą kultury, zobaczą, jak bardzo jest różnorodna i inspirująca. Mogą zobaczyć koncert muzyki pop, pójść do muzeum lub obejrzeć sztukę. Wszystko to jest kulturą", powiedziała niemiecka minister kultury Claudia Roth).
Po drugie: reanimacja sektora artystycznego, który ucierpiał z powodu wieloletnich cięć finansowych, następnie pandemii, a dziś inflacji, która jest wysoka również poza Polską.
Coś optymistycznego
Czy kultura musi być coraz droższa? Twórcy i dostawcy przekonują, że nie mają wyjścia, muszą podnosić ceny. Gdy pytam znajomą piosenkarkę, o ile wzrosły w jej przypadku koszty organizacji koncertów, macha tylko ręką i mówi: "Daj spokój". Szczegółów ani nazwiska w tekście nie poda, nie chce publicznie się żalić.
Chleb będziemy kupować zawsze. Każdy musi też gdzieś mieszkać. Ale z kulturą tak nie jest – jakiekolwiek zachwianie mające wpływ na nasze portfele sprawia, że to kulturę z listy codziennych wydatków wykreślamy jako pierwszą. Jedni z większym, inni z mniejszym żalem. Dlatego wydaje się, że sens ma zarówno wsparcie twórców oraz instytucji, jak i odbiorców.
Warto spojrzeć, jak to robią za granicą. Brytyjczycy mają powszechny bezpłatny wstęp do muzeów narodowych, co uznawane jest za wielki sukces polityczny.
Jolanta mieszka w Holandii i chwali sobie niderlandzką Museum Card. – Za 60 euro za rok masz nielimitowany wstęp do około 95 proc. muzeów w całym kraju. Koszt zwraca się już po dwóch–trzech wizytach. Chodzę co tydzień, gdzie mnie akurat poniesie.
Justyna mieszka w Wielkiej Brytanii i poleca ICOM Membership Card. – Pozwala na darmowe wejścia do muzeów w EU + UK. Koszt roczny to około 80 funtów. Myślę, że warto, jeśli się regularnie podróżuje i lubi odwiedzać muzea.
Gosia, gdy mieszkała w Hiszpanii, z kartą rezydenta miała 75 proc. zniżki do wszystkich muzeów i atrakcji turystycznych. Korzystała intensywnie, zobaczyła między innymi Alhambrę.
Adam* podpowiada, że w Polsce też da się żyć kulturalnie i wcale nie tak drogo. Oraz że nie warto aż tak narzekać. – To może coś optymistycznego: muzyka dawna, festiwal Actus Humanus w Gdańsku. Wykonawcy ze światowego topu. Karnet pięciodniowy kosztuje 410 zł, bilet na pojedynczy koncert 70 zł, ceny są takie same jak w zeszłym roku. W pałacu w Wilanowie co miesiąc naprawdę niezłe koncerty, wstęp 30 zł. W porównaniu z innymi krajami to przystępne ceny, nawet uwzględniając różnicę w zarobkach. A książki ostatnio podrożały, bo ceny papieru są kosmiczne, ale czy są drogie? W Hiszpanii za powieściową nowość trzeba zapłacić 19–22 euro, a mowa o niezbyt opasłym tomie w miękkiej oprawie.
Andrzej namiętnie słucha audiobooków. – Koszt subskrypcji to 35 zł za miesiąc. Jak się dobrze zorganizuje czas, to można sześć–osiem książek miesięcznie "przeczytać", a i lasy na tym nie cierpią!
Marta przestała korzystać z kultury już wiele lat temu. Wróciła do natury.
*Niektóre imiona w tekście zostały zmienione.
Paulina Dudek. Dziennikarka, redaktorka, twórczyni cyklu mikroreportaży wideo "Zwykli Niezwykli" i współautorka "Pomocnika dla rodziców i opiekunów nastolatków". Nagrodzona Grand Video Awards, nominowana do Grand Press. Kontakt: paulina.dudek@agora.pl.