Społeczeństwo
Jeśli alkomat wykryje obecność alkoholu w organizmie pracownika, tego czeka przymusowy bezpłatny urlop do czasu, aż wytrzeźwieje (shutterstock.com)
Jeśli alkomat wykryje obecność alkoholu w organizmie pracownika, tego czeka przymusowy bezpłatny urlop do czasu, aż wytrzeźwieje (shutterstock.com)

Gdy alkomat lub narkotest wykryją obecność niedozwolonych substancji w organizmie pracownika, tego czeka przymusowy bezpłatny urlop do czasu, aż wytrzeźwieje. Za bycie pod wpływem mogą spotkać go sankcje: upomnienie, kara pieniężna, a nawet rozwiązanie umowy.

Na wieść o powszechnej "alkomatyzacji" zakładów pracy w komentarzach w internecie, audycjach w radiu (TOK FM, 357) i rozmowach na ulicy liczne profesje zgłaszają zastrzeżenia:

– przedstawiciel branży funeralnej: kieliszek dla podreperowania psychiki uważam za usprawiedliwiony w naszym zawodzie;
– barman: smakowanie drinków to mój zawodowy obowiązek;
– sekretarka: chciałam zapytać, kto zbada mojego prezesa? W szafce ma ukryty kieliszek;
– biały kołnierzyk: wino piję do lunchu z klientami. To część kultury pracy;
– pracownik IT na zdalnym: szefa nie wpuszczę, żeby mi węszył po kątach;
– obywatelka: proszę w pierwszej kolejności skontrolować posłów!

Prewencyjna kontrola alkomatem obowiązuje wszystkich kierowców warszawskich autobusów miejskich (shutterstock.com)

Dla Patryka kontrola trzeźwości to żadna nowość. Od trzech lat pracę zaczyna od dmuchnięcia w alkomat. Niewielki czarny prostopadłościan wisi na ścianie przy okienku dyspozytorni w zajezdni autobusów miejskich we Wrocławiu. Patryk przykłada kartę pracowniczą do czarnego prostokąta. Wymienia ustnik. Nabiera powietrza i dmucha. Na pudle lampka "PASS" świeci na zielono. Patryk dostaje od dyspozytora dokumenty pojazdu i kluczyki. Za kilka minut wyjedzie na kurs po ulicach Wrocławia. Gdyby zaświeciła się lampka "FAIL" – po prawej stronie czarnego pudła – Patryk nie tylko nie zostałby dopuszczony do pracy, ale także mógłby otrzymać upomnienie, karę pieniężną, a nawet stracić pracę.

– Dlatego na zajezdni zainstalowano jeszcze jeden alkomat. Jeśli ktoś ma wątpliwości co do swojego stanu, może dmuchnąć na portierni, zanim odbije kartę na bramce. Gdy okaże się, że wynik próbny jest nieprawidłowy, kierowca bierze urlop na żądanie i tyle – tłumaczy Patryk. Jego zdaniem to dobre rozwiązanie, bo przecież nie chodzi o to, żeby kogoś przyłapać i ukarać, ale o to, by na ulicach Wrocławia było bezpiecznie.

Taka prewencyjna kontrola obowiązuje wszystkich kierowców wrocławskich autobusów miejskich, którzy rozpoczynają pracę na zajezdni. Ci, którzy wsiadają za kierownicę na trasie autobusu, dmuchają wtedy, gdy inny kierowca lub pasażer poweźmie wobec nich podejrzenia. Patrykowi nie zdarzyło się posądzić kolegę o nietrzeźwość. Ale gdy na początku kariery przez pomyłkę pojechał inną trasą, na pętli czekali na niego kontrolerzy z Nadzoru Ruchu z przygotowanym alkomatem. Policję zawiadomiła zaniepokojona pasażerka.

Podobne kontrole od lat są przeprowadzane w Łodzi. W Olsztynie codziennie sprawdzają nie tylko kierowców, lecz także mechaników, a nawet pracowników biurowych transportu publicznego. W Grudziądzu dmuchają kierowcy zamiatarek, śmieciarek, dźwigów i kierowcy miejskich autobusów. W Lublinie żaden z 230 autobusów i 99 trolejbusów nie ruszy, dopóki kierowca nie wykona w pojeździe alkotestu. Identyczne rozwiązania funkcjonują w Warszawie.

To właśnie miejscy przewoźnicy zrzeszeni w Izbie Gospodarczej Komunikacji Miejskiej i w Polskim Związku Pracodawców Transportu Publicznego od lat zabiegali, by codzienne kontrole usankcjonować za pomocą ustawy. Lobbowały też inne nieprzypadkowe branże: te, w których nietrzeźwość może kosztować kogoś życie.

W teorii nowe przepisy miały uporządkować i uprawomocnić dotychczasowe kontrole, w praktyce – nie wszystko wydaje się tak jednoznaczne.

Dmuchanie nie dla każdego

Zdaniem dr Anny Kamińskiej-Pietnoczko, szefowej działu prawa pracy w kancelarii Chakowski & Ciszek, powszechny charakter prewencyjnej kontroli trzeźwości pracowników  wcale nie jest oczywisty. Artykuł 22¹c Kodeksu pracy mówi, że prewencyjną kontrolę trzeźwości pracodawca przeprowadza, "jeśli jest to niezbędne do zapewnienia ochrony życia i zdrowia pracowników lub innych osób lub ochrony mienia".

Przepis z pewnością odnosi się do takich branż, jak budowlana, transportowa czy produkcyjna. Ale nie podpowiada, co rozumieć pod pojęciem mienia. Gdy pracodawca mienie rozumie jako utracone korzyści, to prewencyjnej kontroli trzeźwości podda także pracowników administracyjno-biurowych. Możemy przecież wyobrazić sobie sytuację, w której spożycie alkoholu doprowadzi do utraty kontraktu – tłumaczy Kamińska-Pietnoczko.

Pracownicy używający służbowych aut też mogą podlegać kontroli pracodawcy (shutterstock.com)

Sama zaleca w tej materii ostrożność. Ustawodawca uznaje kontrolowanie stanu trzeźwości pracowników za ostateczność, po którą należy sięgać, gdy zawiodły wszelkie inne sposoby ochrony mienia. Z tego powodu dr Kamińska-Pietnoczko swoim klientom doradza, by do kontroli prewencyjnej wybierali te grupy pracowników, które w oczywisty sposób podpadają pod przepis, na przykład pracowników operujących maszynami. Wśród kadry administracyjno-biurowej mogą być to osoby dysponujące samochodem służbowym.

Czemu służy taka ostrożność?

– Unikaniu sytuacji, w której prewencyjna kontrola wykaże nietrzeźwość, pracodawca wyciągnie wobec pracownika konsekwencje, a ten w sądzie będzie udowadniał, że wynik został pozyskany bezprawnie – tłumaczy dr Kamińska-Pietnoczko.

Odmienny pogląd reprezentuje mecenas Marcin Frąckowiak, radca prawny specjalizujący się w prawie pracy z kancelarii Sadowski i Wspólnicy: – W każdej pracy stan nietrzeźwości zwiększa ryzyko wyrządzenia szkody sobie, innym czy mieniu. Pijany księgowy może przez pomyłkę dopisać zero do przelewu albo może się skaleczyć.

Dr Kamińska-Pietnoczko przyznaje, że pogląd, by prewencyjnej kontroli podlegali wszyscy pracownicy, często forsują związki zawodowe. Wówczas w imię tzw. pokoju społecznego pracodawca wpisuje do regulaminu pracy powszechną kontrolę trzeźwości.

Puk, puk! Proszę dmuchnąć

Niejasności jest jednak więcej, bo nowe przepisy objęły nie tylko pracowników etatowych: pracodawca, jeśli zechce, może sprawdzić trzeźwość podwykonawców, osób na umowach cywilnoprawnych i tych mających własną działalność gospodarczą.

Teoretycznie kontrola może dotyczyć też tych, którym szef zleca pracę zdalną. Mecenasa Frąckowiaka nie oburza fakt, że sprawdzanie trzeźwości pracownika w jego domu to ingerencja w prywatność. Podaje przykład firmy z branży IT, w której większość osób pracuje zdalnie. W czasie pandemii jeden z pracowników notorycznie odmawiał włączenia kamery podczas telekonferencji. Pewnego dnia jego wypowiedzi wydały się na tyle nieskładne, że szef polecił mu dołączyć do wizji. Okazało się, że mężczyzna był odziany jedynie w slipy, rozczochrany i prawdopodobnie pod wpływem jakichś substancji. Pracodawca nie wezwał policji, bo ta musiałaby wtargnąć do domu delikwenta. – Dzięki nowym przepisom takich sytuacji będzie mniej, bo sama świadomość kontroli wiele osób postawi do pionu – podsumowuje prawnik.

Tymczasem Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej, którego urzędnicy pracowali nad zmianą przepisów, opublikowało następującą opinię: "nie wydaje się możliwe, by pracownicy wykonujący pracę zdalną spełniali przesłanki objęcia kontrolą trzeźwości lub kontrolą na obecność środków działających podobnie do alkoholu". I dalej: "praca zdalna jest wykonywana przez pracowników za pomocą urządzeń teleinformatycznych i nie niesie za sobą wysokiego ryzyka dla zdrowia, życia czy mienia".

Kontrola może dotyczyć też tych pracowników, którym szef zleca pracę zdalną (shutterstock.com)

Mecenas Frąckowiak protestuje: – Po pierwsze, przepis nie tylko nie definiuje, czym jest mienie, ale i do kogo należy. Równie dobrze mieniem może być komputer, na którym pracownik wykonuje pracę zdalną i który może ulec zniszczeniu, gdy właściciel będzie pod wpływem. Nie mówiąc o tym, że nietrzeźwy pracownik na zdalnym może narozrabiać podczas telekonferencji z kontrahentem, przez co firma straci kontrakt.

– Ale sprawa nie jest technicznie prosta – zauważa dr Kamińska-Pietnoczko. – Kontrola prewencyjna osoby świadczącej pracę w formie zdalnej jest czysto hipotetyczna. Pracodawca musi z wyprzedzeniem poinformować pracownika o kontroli i zapytać go, czy zgadza się wpuścić kontrolera do domu. A pracownik może powiedzieć, że ma chore dzieci albo wizytę rodziny. Wówczas taka kontrola narusza przestrzeń prywatną domowników, a tego przepis wyraźnie zabrania.

Dmuchamy i dmuchać będziemy

Z danych zebranych w ciągu ostatnich trzech lat przez Państwową Inspekcję Pracy wynika, że wypadki, w których uczestniczył nietrzeźwy pracownik, stanowią 4–5 proc. wszystkich incydentów, do jakich dochodzi w miejscach pracy. W 2022 roku 83 pracowników uległo wypadkowi, którego przyczyną było spożycie alkoholu. 14 osób zmarło, a 25 doznało ciężkich obrażeń. Nie są to wszystkie wypadki z udziałem alkoholu, ponieważ obowiązkowemu zgłoszeniu do Państwowej Inspekcji Pracy podlegają jedynie zdarzenia śmiertelne, ciężkie i zbiorowe. W statystykach alkoholowych wypadków podczas pracy prym wiodą branża budowlana oraz przetwórstwo przemysłowe, w tym wyrób mebli czy produkcja spożywcza.

– Kontrole na budowach są wyrywkowe. Przyjeżdża BHP-owiec i przed rozpoczęciem lub w trakcie pracy wyłapuje ludzi do badania – tłumaczy Piotr Nowak z częstochowskiej firmy Zue Fonon zajmującej się montażem przemysłowych instalacji elektrycznych. Jako podwykonawcy Nowak i jego brygada 16 elektromonterów muszą się dostosować do regulaminów pracy generalnego wykonawcy. Podpisując tzw. BIOZ, czyli plan bezpieczeństwa i ochrony zdrowia, oraz IBWR, instrukcję bezpiecznego wykonywania robót, godzą się na rutynowe kontrole trzeźwości. Z relacji Nowaka wynika, że oprócz pracownika BHP w alkomat wyposażony jest także kierownik budowy. Jeśli ktoś wygląda podejrzanie, zostaje wezwany na kontrolę. Gdy na terenie budowy znajdzie się pusta butelka po alkoholu, kierownik, uzbrojony w alkomat, poszukuje winowajcy.

– W wielu zakładach, takich jak huty, z którymi współpracowaliśmy, na bramce dmuchać musieli wszyscy – od prezesa, przez robotników, księgowych, po serwis sprzątający. Robiły się straszne zatory, więc zmieniono reguły i teraz bramka zatrzymuje do badania co któregoś pracownika – wspomina Nowak.

Mecenas Frąckowiak tłumaczy, że zanim przepisy o prewencyjnej kontroli weszły w życie, nie było podstawy prawnej, by takie badania przeprowadzać. Zgodnie z literą prawa pracodawca mógł wezwać policję, by wykonała badanie, gdy podejrzewał, że ktoś jest pod wpływem.

– Co z tego, że pracownik zgadzał się na prewencyjne kontrole trzeźwości, kiedy de facto nie miał innego wyjścia, bo zgoda była warunkiem podpisania z nim umowy o pracę – tłumaczy Frąckowiak. – Gdy dochodziło do sporu w sądzie, pracownik dowodził, że jego zgoda nie była tak naprawdę dobrowolna, a pozytywny wynik testu to dowód pozyskany w sposób nielegalny. Sądy często ujmowały się za nietrzeźwym pracownikiem – dodaje.

Piotr w branży gastronomicznej działa od dziewięciu lat. Zdarzało mu się pracować z kucharzami, którzy podczas zmiany wypijali sześciopak piwa. Za barem też zdarzało się picie. Czasem za zgodą pracodawcy. Tylko w jednym miejscu menedżer kazał mu dmuchać, tyle że nie na początku zmiany, ale pod jej koniec. Szefa najbardziej interesowało, czy pracownicy piją jego alkohol. Jeśli alkomat wskazywał spożycie, osoba dostawała karne sprzątanie albo przydzielano jej gorsze zmiany.

Niektórzy właściciele barów uważają, że barman może kosztować nowych produktów, bo musi wiedzieć, co serwuje klientom (shutterstock.com)

– Branża gastronomiczna jest dość dzika, ale akurat z dmuchaniem w alkomat nie miałem problemu – deklaruje Piotr. – W knajpach, w których panowało zbyt duże przyzwolenie na picie w pracy, zawsze znalazł się ktoś, kto nie miał umiaru, w efekcie inni pracownicy mieli więcej pracy.

Dziś Piotr sam jest pracodawcą – współprowadzi bar z koktajlami w Warszawie. Uważa, że alkohol to narzędzie ich pracy, dlatego zatrudniona barmanka może kosztować nowych produktów, bo musi wiedzieć, co serwuje klientom. Może też wypić z gośćmi szota, bo to część kultury gościnności, jaką oferują bywalcom. Piotr nie zamierza inwestować w alkomat.

Dmuchanie nie będzie lekiem na całe zło

Z opublikowanego na początku lutego raportu "Alkohol w Polsce" wynika, że Polacy piją nie tyle więcej, ile inaczej. Choć spożycie piwa jest najmniejsze od 20 lat, dramatycznie wzrosła konsumpcja alkoholi wysokoprocentowych. Jej udział w ogólnym spożyciu wynosi 39,2 proc. Ostatnio tak dużo "wódki" piliśmy w 1993 roku.

W 2020 roku Państwowa Agencja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych szacowała, że 27 proc. Polaków nadużywa alkoholu, czyli pije powyżej 6 litrów czystego alkoholu rocznie, przy czym 11,6 proc. w sposób wysoce szkodliwy i ryzykowny – ponad 12 litrów czystego alkoholu rocznie.

– W pandemii rozpili się ci, którzy już wcześniej pili ryzykownie i szkodliwie. Natomiast osoby pijące okazjonalnie podczas lockdownu zmniejszyły spożycie. Niestety, ta pierwsza grupa nadrabia wstrzemięźliwość reszty – tłumaczy Krzysztof Brzózka, były dyrektor PARPA.

Terapeutka uzależnień Małgorzata Zembowicz-Kowalska potwierdza, że w pandemii nietrzeźwi w godzinach pracy zaczęli być ludzie, którzy wcześniej pili sporo po pracy lub w weekendy.

– Początek wyglądał niewinnie. Ten, kto nigdy wcześniej nie odważył się wypić w biurze, pracując zdalnie, nalewał sobie kieliszek wina o 16, myśląc, że zaraz koniec. Potem z lampką wina przed komputerem siedział już o 14, w końcu nietrzeźwy był od rana – opowiada terapeutka. – Lockdown się skończył, a kłopot został, bo ze spirali picia czy nadużywania innych substancji psychoaktywnych bardzo trudno wyjść. Spotkałam osoby, które straciły kontrolę nad używkami w pandemii i teraz chodzą do pracy pod wpływem, czekając, aż ktoś się w końcu zorientuje – dodaje.

Zdaniem ekspertów, procedura kontroli powinna być dokładnie opisana w regulaminie pracy (shutterstock.com)

Zembowicz-Kowalska w obecnych zmianach Kodeksu pracy dostrzega dwa problemy. Po pierwsze, wszystkie badania pokazują, że wszelkie kontrole trzeźwości, a także inne rozwiązania oparte na straszeniu konsekwencjami ludzi nadużywających mają działanie krótkoterminowe. Bo oni najpierw się przestraszą, a potem przyzwyczają do podejmowania ryzyka. Po drugie, problematyczne jest mieszanie porządków zależności i kontroli. Gdy Zembowicz-Kowalska prowadzi terapię rodzin, w których jest osoba uzależniona, uczula, by bliscy nie kontrolowali trzeźwości chorego samodzielnie. – Namawiam, aby prosili go o pokazanie badania wykonanego w miejscu do tego przeznaczonym. W ten sposób rodzina unika mieszania ról, które często prowadzi do manipulacji i nadużyć. Z relacją pracodawca–pracownik może być podobnie, bo mamy tu do czynienia ze stosunkiem zależności.

Dlatego dr Kamińska-Pietnoczko zastrzega, że procedura kontroli winna być szczegółowo opisana w regulaminie pracy – tak by eliminować wszelkie niejasności, a sposób losowania pracowników wyznaczonych danego dnia do kontroli nie może opierać się na arbitralnej decyzji kogokolwiek. – Najlepiej, żeby wyboru dokonywało za nas urządzenie, na przykład  bramka obrotowa, która co jakiś czas zatrzymuje się i wybiera osobę do badania – sugeruje prawniczka.

Z kolei Krzysztof Brzózka uważa, że ustawodawca, zmieniając przepisy, powinien pójść krok dalej: uznać prewencyjną kontrolę trzeźwości pracowników za obowiązek pracodawcy – uczynić ją prawem, a nie jedynie możliwością ujętą w przepisie. W ten sposób pracodawca uniknąłby podejrzeń o nadużycia.

– W Polsce zdecydowanie za mało mówi się o kosztach powszechnej obecności alkoholu i przyzwolenia na picie. Nietrzeźwy pracownik źle wykonuje swoją pracę, a niewykonana praca jest kosztem. Pora uświadomić Polakom, że osoby nietrzeźwe w pracy generują straty dla całej gospodarki – twierdzi Brzózka. – Kilkanaście lat temu w PARPA szacowaliśmy koszty ponoszone przez państwo w związku ze spożywaniem alkoholu. Wyszło nam, że są one czterokrotnie (sic!) większe niż przychody z podatku akcyzowego! – dodaje.

Podobne szacunki podaje WHO.

Jeśli faktycznie chcemy te koszty zmniejszyć, zdaniem Brzózki prewencyjne kontrole pracowników nie wystarczą. Konieczne jest wyeliminowanie alkoholu z przestrzeni publicznej: z reklam i ze stacji benzynowych, wprowadzenie określonych godzin sprzedaży i mądra polityka cenowa – tak jak ma to miejsce w innych krajach europejskich.

Z kolei Małgorzata Zembowicz-Kowalska argumentuje, że w walce z uzależnieniami najważniejsza jest nie tyle kontrola, ile profilaktyka. Ta powinna zaczynać się już w podstawówce. – Uczenie dzieci, młodzieży i pracowników zarządzania własnym czasem, oddzielania pracy od odpoczynku, trenowanie komunikowania własnych potrzeb, emocji i asertywności dostarczy narzędzi chroniących przed uzależnieniem – wylicza.

Dmuchanie się sprzedaje

– Nie jest tak, że od kiedy ustawa weszła w życie, telefony się urywają, a klienci szturmują sklep – deklaruje Joanna, która sprzedaje alkomaty i narkotesty. – Pracodawcy, szczególnie takich branż jak transport czy budowlanka, od lat zaopatrywali się w nasze produkty. Teraz, gdy kontrole uzyskały podstawę prawną, większe zainteresowanie naszą ofertą wykazuje sektor budżetowy – dodaje.

Joanna szacuje, że cena alkomatów waha się od 500 zł do nawet 25 tys. zł. Koszt jest niestety skorelowany z dokładnością uzyskanego pomiaru. Najtańsze produkty, wyposażone w tzw. sensory półprzewodnikowe, wychwytują w wydychanym powietrzu nie tylko obecność alkoholu, ale i jego pochodnych. Oznacza to, że jeśli pracownik tuż przed badaniem mył zęby lub żuł gumę, jego wynik może wskazywać na spożycie alkoholu. Alkomaty kosztujące w granicach kilku tysięcy, z wbudowanym sensorem elektrochemicznym, to te stosowane przez policję. Najdroższe produkty mają sensory na podczerwień – te uzyskują dokładność porównywalną z badaniem krwi w laboratorium.

– Nasi klienci kupują głównie alkomaty elektrochemiczne – ocenia Joanna i dodaje, że jeśli kontrola na takim urządzeniu wykaże obecność alkoholu, to zgodnie z ustawą pracownik może zażądać badania alkomatem na podczerwień lub wezwania policji. – Ostatecznie więc pracodawca i tak będzie wzywał funkcjonariuszy. Tak jak wcześniej – podsumowuje Joanna.

Niemiarodajne, zafałszowane

Jeszcze większe kontrowersje budzi prewencyjna kontrola narkotestami. Wyniki uzyskane za ich pomocą z próbki śliny mogą wskazywać obecność substancji, którą pracownik przyjął legalnie poprzedniego dnia lub nawet kilka dni wcześniej. Mowa tu o osobach leczących chroniczny ból medyczną marihuaną, przyjmujących leki na ADHD czy zaburzenia lękowe.

Wątpliwości wokół narkotestów jest na tyle dużo, że warszawskie MZA wycofało się z ich stosowania. – Doświadczenia, które uderzyły w naszych kierowców, wykazały, że narkotesty są wysoce niemiarodajne i dają niejednoznaczny, a często wręcz zafałszowany wynik – podkreśla Adam Stawicki, rzecznik stołecznego MZA.

– Co do zasady ustawodawcy chodzi o "środki działające podobnie do alkoholu". Liczę więc na to, że tzw. narkotesty, które zostaną dopuszczone do użytku, będą wskazywały wynik pozytywny tylko przy takim poziomie stężenia substancji, który w skutkach przypomina stan po spożyciu alkoholu – tłumaczy dr Kamińska-Pietnoczko.

Posłowie mogą się napić w restauracji sejmowej i barze potocznie nazywanym 'za kratą' (Sławomir Kamiński/Agencja Wyborcza.pl)

Dodaje, że pracodawca powinien przewidzieć w regulaminie pracy sytuacje, gdy pracownik przyjmuje choćby benzodiazepiny z powodów zdrowotnych. Tak by podwładny miał szansę przedstawić zaświadczenie lekarskie potwierdzające jego zdolność do pracy, a jednocześnie nie musiałby zwierzać się, na co choruje.

Pośle, dmuchniesz i ty?

Posłowie zmiany przepisów Kodeksu Pracy przegłosowali pod koniec ubiegłego roku: 430 parlamentarzystów poparło prewencyjną kontrolę trzeźwości pracowników, 12 było przeciw.

Na pytanie, kto będzie sprawdzał trzeźwość posłów, Centrum Informacyjne Sejmu odpowiada: "Kancelaria Sejmu jako pracodawca może prowadzić kontrolę trzeźwości w odniesieniu do pracowników". Tyle że posłowie nimi nie są. Poza tym mają immunitety.

Centrum Informacyjne Sejmu ponadto zapewnia, że Kancelaria Sejmu posiada zezwolenie na sprzedaż alkoholu. Posłowie mogą się napić w restauracji sejmowej i barze potocznie nazywanym "za kratą". Oba przybytki znajdują się w budynku sąsiadującym z Salą Plenarną. W asortymencie mają piwo, wino i wódkę.

Magda Roszkowska. Dziennikarka i redaktorka. Zdobywczyni nagrody Grand Prix Festiwalu Wrażliwego w 2019 r. Jej teksty ukazują się też w Dużym Formacie Gazety Wyborczej.