Społeczeństwo
Zdjęcie ilustracyjne (fot. Shutterstock)
Zdjęcie ilustracyjne (fot. Shutterstock)

Doktor Agnieszka Grąziowska-Maciela, która opiekuje się moimi psami, jest nie tylko lekarzem weterynarii, ale też hodowczynią ogarów polskich. Ostatnio w jej hodowli Nadbużańskie Granie – piękna, spokojna i łagodna suka Łania urodziła szczeniaki, które reprezentowały cały przekrój psich osobowości. Oczywiście, nie mogłam sobie odmówić przyjechania do niej i podrapania maluchów po brzuszkach. Wszystkie były słodkie i rozkoszne. Ale ze zdumieniem patrzyłam, jak te zaledwie trzytygodniowe berbecie różnią się od siebie zachowaniem. Dwa natychmiast zaczęły wspinać się na moje ręce, jeden schował się w kąciku przygotowanej dla nich zagrody, a kolejny w ogóle nie zwrócił na mnie uwagi, próbując sprowokować do bójki małego strachulca.*

Jak to więc jest? Od kilkuset lat (a w przypadku niektórych ras nawet kilku tysięcy lat) hodowcy krzyżują psy, chcąc uzyskać nie tylko ich określony wygląd, ale i cechy charakteru, a one i tak rodzą się tak kompletnie inne od siebie, choć są z tych samych rodziców, z tego samego miotu? Rzeczywiście, nowe badania pokazują, że w obrębie rasy dziedziczone są głównie cechy użytkowe – czyli na przykład czujność, instynkt aportowania czy tropienia – ale pozostałe cechy osobowości mogą być bardzo zmienne. 

Wykazała to niedawno dr Kathleen Morrill z University of Massachusetts, która poddała badaniu genetycznemu ponad 2 tys. psów i przeprowadziła ankiety wśród 18 tys. posiadaczy tych czworonogów, dotyczące zachowania i osobowości ich pupili. Łącznie zebrane dane objęły 128 ras psów i mnóstwo mieszańców. Naukowcy sprawdzali zarówno w psich genach, jak i w relacjach ich właścicieli, czy poszczególne cechy osobowości czworonogów mają jakikolwiek związek z ich genami i rasą. Badano na przykład takie cechy, jak agresja, lękliwość, łatwość nawiązywania kontaktu z ludźmi i innymi zwierzętami, impulsywność, niezależność czy karność. Okazało się, że rasa psów w bardzo niewielkim stopniu odpowiadała za dziedziczenie poszczególnych cech. Zespół dr Morrill wyliczył, że wpływ genetycznego profilu rasy kształtuje osobowość psa w zaledwie 9 proc. Reszta to jego indywidualny, wrodzony temperament, środowisko, w którym dorasta jako szczeniak, kontakty z ludźmi i innymi psami. Co wynika z tego badania?

Jeżeli kupujemy chociażby owczarka niemieckiego, możemy spodziewać się, że mamy znakomitego opiekuna rodziny oraz pojętnego ucznia różnych sztuczek i komend. Ale już cała reszta jego osobowości – czy będzie przyjazny dla całego świata, czy będzie impulsywny, czy będą zdarzały mu się ataki agresji albo totalnego lenistwa – właściwie bardziej zależy od nas, ludzi, do których trafia szczeniak, niż od jego genów owczarka niemieckiego.

Okazało się, że rasa psów w bardzo niewielkim stopniu odpowiadała za dziedziczenie poszczególnych cech (fot. Shutterstock)

A jak jest z kundelkami? Ich wiodące cechy osobowości zbadał prof. Ádám Miklósi ze współpracownikami. Wykazali oni, że mieszańce mogą mieć najróżniejsze typy temperamentu i cechy charakteru, ale mają jednak kilka cech wspólnych w porównaniu z psami rasowymi. Naukowcy porównywali 7 tys. mieszańców z 7 tys. psów rasowych mieszkających w Niemczech, a dane o osobowości czworonogów pozyskali z ankiet przeprowadzonych wśród właścicieli. Okazało się, że w tej grupie kundelki były statystycznie żywsze i mniej towarzyskie w stosunku do innych psów, sprawiały więcej problemów wychowawczych niż psy czystych ras.

Jednak, jak zastrzegają naukowcy,  sytuacja kundelków jest od początku życia nieco inna niż psów rasowych – w badanej grupie wśród mieszańców było więcej kastratów niż wśród psów rasowych, trafiały też one do domów w późniejszym wieku, człowiek później zaczynał więc pracę nad ich socjalizacją czy niepożądanymi zachowaniami. Właśnie z tego powodu mogą wynikać rozbieżności zaobserwowane przez badaczy. Nie znaleźli oni za to żadnych różnic w zdolności do nauki i szkolenia oraz w poziomie odwagi u psów rasowych i nierasowych. 

Na osobowość naszych czworonogów wpływa mnóstwo innych czynników, ale przede wszystkim my sami. Nietrudno zgadnąć, że właściciel przemocowiec czy socjopata agresywnego psa będzie miał częściej niż człowiek spokojny i wyważony. Nie tylko dlatego, że ludzie agresywni wybierają rasy agresywne i aktywnie uczą swoje psy rzucania się na innych czy obszczekiwania obcych – owszem, tak się często dzieje, ale głównym powodem jest fakt, że psy "zarażają" się wiodącymi cechami osobowości od swoich opiekunów.

U boku spokojnego i flegmatycznego człowieka zobaczymy ospale kroczącego czworonoga, najczęściej mieszańca, a biegającemu po parku młodemu człowiekowi w markowych ciuchach będzie towarzyszył zwinny jack russell terrier czy rasowy długodystansowiec husky. Wiele osób oczywiście wybiera konkretne rasy psów zgodnie ze swoim temperamentem i stylem życia, ale pies jest wspaniałym obserwatorem, chce spełniać oczekiwania opiekuna, więc pilnie analizuje nasze zachowanie i uczy się – na przykład jak reagujemy na stres, czy lubimy gości w domu, czy jesteśmy skłonni do kłótni albo najbardziej na świecie uwielbiamy zalec na kanapie przed telewizorem. 

Pies jest jak dziecko i traktuje nas jak swojego rodzica – chłonie wzorce, jakie dajemy mu na co dzień, i chce, żebyśmy byli z niego zadowoleni. Nic dziwnego, że na swój sposób kopiuje nasz charakter i temperament, tak jak my często zachowujemy się jak nasi rodzice, choćbyśmy nawet tego nie chcieli. 

Pies jest jak dziecko i traktuje nas jak swojego rodzica (fot. Shutterstock)

Barry, postrach więźniów z Treblinki

Przy agresywnym człowieku nietrudno spotkać agresywne go psa, a co dopiero przy psychopatycznym esesmanie z obozu koncentracyjnego. Wielu z nich miało psy, wszyscy umieli wyszkolić czworonogi do rzucania się na ludzi czy zastraszania ich, najbardziej jednak w pamięci więźniów obozów koncentracyjnych utkwił Barry – olbrzymi, łaciaty mieszaniec bernardyna i nowofundlanda, tak duży, że jednym skokiem mógł powalić dorosłego człowieka. Już sama wielkość Barry’ego budziła lęk, a co dopiero fakt, że był to pies wyszkolony do bezwzględnego zabijania ludzi. Najpierw przebywał w Sobiborze, szkolony przez Ferdynanda Gromera. Potem wraz z ówczesnym komendantem obozu trafił do Treblinki, gdzie zaczął służyć siejącemu postrach esesmanowi Kurtowi Franzowi.

W relacjach więźniów przewijała się upokarzająca komenda wydawana Barry’emu przez Franza: "Człowieku, bierz psa!" – w której to Barry był nazywany człowiekiem, a więzień psem. Barry spełniał bezwzględne polecenia Franza, atakował na komendę, gryzł ludzi najczęściej w okolicach genitaliów, potrafił odgryzać całe kawały ludzkiego ciała ku uciesze swojego pana. Bywało, że wspólnie z esesmanem katowali więźnia na śmierć. Ale Franz był okrutny również wobec Barry’ego – zawiadowca stacji w Treblince, Franciszek Ząbecki, żołnierz AK, w swoich wspomnieniach pisał, że kiedyś przy przeszukiwaniu okolic obozu Barry znalazł w krzakach żydowską uciekinierkę z niemowlęciem. Kobieta była już martwa, ale dziecko żyło i płakało. Barry, zamiast rzucić się na dziecko, zaczął je lizać i skomleć – wspominał Ząbecki. Pies został za to dotkliwie pobity przez esesmana, który sam potem zakatował niemowlę.

Z relacji więźniów obozu wynika, że kiedy akurat przy Barrym nie było Franza, pies zmieniał się nie do poznania – stawał się spokojny i łagodny. Po wyzwoleniu obozu trafił do lazaretu Ostrow (Ostrów Mazowiecka), do szefa tamtejszego szpitala wojskowego, który potem zabrał go do domu. Czworonóg stracił całą swoją agresję, do końca życia nikogo nie ugryzł.

Dzisiaj aż serce się ściska na myśl o tym, jak bardzo sterroryzowany przez człowieka musiał być ten nieszczęsny pies. Zrobił ludziom mnóstwo krzywdy, ale tylko ze strachu przed człowiekiem, który był i jego oprawcą. A może i jednocześnie miłością. Tak to już z psami bywa, że potrafią obdarzyć uczuciem największego zbrodniarza i sadystę. Barry na szczęście mógł pod koniec życia być sobą – łagodnym olbrzymem, który nie chciał nikomu już sprawiać bólu.

Pies w ludzkim stadzie

Jak bardzo psy potrafią uwielbiać siebie nawzajem, mogłam się przekonać sama, gdy moja Amiga poznała swojego adoratora i przyjaciela Piksela. Nie chcieliśmy brać drugiego psa, ale w tym przypadku nie mieliśmy zbyt dużo do powiedzenia. Pewnego dnia Piksel, wówczas jeszcze nieco podrośnięty szczeniak, po prostu pojawił się u nas na podwórku, nie odstępując Amigi na krok. Rozpoczęłam poszukiwania właściciela i po kilku dniach pani Pikselka odnalazła się.

Starsza kobieta mieszkała kilka domów dalej. Wzięłam pieska i zaniosłam do niej. Niestety, po chwili uciekł i znów zameldował się u nas. Niespecjalnie interesował się nami, ludźmi, chciał być tylko blisko Amigi.

Ona też go polubiła. Widząc przyjaźń, jaka zawiązała się między psami, postanowiłyśmy z poprzednią właścicielką Piksela, że piesek zostanie u nas. Dzisiaj Piksel jest nieodłącznym członkiem naszego stada. Doskonale zna swoje miejsce, jest podporządkowany nam i Amidze – nie zaczyna jeść, dopóki ona nie skończy swojego jedzenia. Jednak nie jest na samym dole hierarchii naszego stada – uważa, że niżej od niego są koty i zarządza nimi z wielką energią, zaganiając na podwórko, broniąc wstępu obcym kotom i alarmując nas, kiedy najmłodsza, niepełnosprawna kotka oddali się nawet parę metrów od domu.

Choć pies przebył długą ewolucyjną drogę od swoich wilczych korzeni, wciąż zalicza się do zwierząt socjalnych, takich, które potrzebują żyć w stadzie o określonej hierarchii. I to właśnie z niezrozumienia tych instynktownych potrzeb naszych czworonogów często wynikają problemy. Bo czym jest dla psa jego ludzkie stado? Kto powinien być w nim najważniejszy? Czy dopuszczalne są zamiany ról? Psycholodzy badający umysły naszych pupili mają na ten temat sporo do powiedzenia.

Choć pies przebył długą ewolucyjną drogę od swoich wilczych korzeni, wciąż zalicza się do zwierząt socjalnych (fot. Shutterstock)

Przede wszystkim dzisiaj wiadomo z całą pewnością, że do lamusa należy odłożyć popularne do niedawna twierdzenia, że pies potrzebuje "twardej ręki", że musi "czuć mores", że albo człowiek zdominuje psa, albo pies człowieka. Wszelkie przemocowe zachowania wobec naszych czworonogów mają działanie przeciwne do zamierzonego – pies zrobi różne rzeczy ze strachu, ale nic więcej ponad to nie uzyskamy. Aby pies dobrze się rozwijał i miał odwagę do eksplorowania świata oraz swoich możliwości, musi mieć tak zwaną bezpieczną bazę. To sformułowanie zostało użyte po raz pierwszy przez psychologów dziecięcych, którzy badali różne style przywiązania niemowląt do ich opiekunów. Naukowcy odkryli, że niemowlę poświęca więcej czasu na badanie świata, na próby rozwikłania działania nowych zabawek, jeśli jest bezpieczne, w zdrowy sposób przywiązane do rodzica (oczywiście, z wzajemnością) i jeżeli ma świadomość, że jest on w pobliżu.

Tak jak dla niemowlęcia bezpieczną bazą są kochający rodzice, tak dla psa taką samą bezpieczną bazą jest jego opiekun. Dlatego relacja: pies – człowiek powinna być pozbawiona lęku czy napięcia. Jak wykazali w serii eksperymentów naukowcy z Wydziału Biologii Poznawczej Uniwersytetu Wiedeńskiego, pies, który czuje, że jego opiekun jest w pobliżu i zachęca go do wysiłku, potrafi naprawdę długo poświęcać uwagę rozwikłaniu trudnej zagadki. Aby tego dowieść, badacze skonstruowali kilka "aparatów" – zmyślnych zabawek z ukrytymi w środku smaczkami. Psy próbowały wydobyć smaczki w czterech różnych eksperymentach – w pierwszym ich opiekun był obecny, ale nic nie mówił i miał zawiązane oczy, w drugim opiekun był obok i zachęcał psa, w trzecim nie było go w pokoju z aparatami, a w czwartym – zamiast opiekuna obok psa stał obcy człowiek. Okazało się, że w trzecim i czwartym eksperymencie, tam, gdzie właściciel był nieobecny, psy bardzo szybko rezygnowały z prób dostania się do smaczku w zabawce. Żeby psy starały się bardziej, wystarczyła sama obecność ukochanego człowieka, nawet jeśli nic nie mówił i nie dodawał otuchy wzrokiem. Ale jeśli do tego patrzył na psa i zachęcał do prób rozmontowania zabawki, psy manipulowały nimi najdłużej. To identyczne wyniki, jakie uzyskano we wcześniejszych eksperymentach z niemowlętami.

Dlatego naukowcy doszli do wniosku, że człowiek dla psa jest tym samym co rodzic dla małego dziecka – nie "panem", tylko liderem, opiekunem, wsparciem, źródłem poczucia bezpieczeństwa. Bez takiego stylu przywiązania do opiekuna pies nie będzie się prawidłowo rozwijał i może przejawiać różne zaburzenia zachowania.

*Fragmenty książki "Psie story. Historia niezwykłej przyjaźni człowieka z psem" wydawnictwa Zwierciadło