
"Gdyby coś się wydarzyło w trakcie, relacjonuj" – z takim poleceniem wysłano mnie na niedzielny stołeczny występ kabaretu Neo-Nówka w Amfiteatrze Bemowo im. Michaela Jacksona [sic!]. Pokiwałam głową, choć zabrzmiało abstrakcyjnie. Bo gdyby wydarzyło się co? Na scenę wkroczą antyterroryści i aresztują kabareciarzy, a może i śmiejących się widzów? Ludzie zaczną rzucać śliwkami, od których słabo odchodzi pestka? Zacznie się wojna domowa?
No chyba nie.
Przecież to nie "Dziady" w marcu’68. I jeszcze wolno się śmiać.
Weekend może być codziennie - najlepsze reportaże, rozmowy, inspiracje na wakacje >>
Didaskalia, bo rzecz się dzieje w (amfi)teatrze:
Jeśli nie wiecie, o co chodzi z Neo-Nówką, oto skrót wydarzeń: w sobotę 31 lipca podczas Festiwalu Kabaretu Koszalin 2022 wrocławski kabaret Neo-Nówka zagrał nową wersję skeczu "Wigilia", w którym krytykuje – delikatnie mówiąc – obecnych rządzących. Skecz na żywo i bez cenzury wyemitowała stacja Polsat. Neo-Nówka wrzuciła nagranie na YouTube, gdzie obejrzano je już ponad siedem milionów razy. I się zaczęło. Jedni pisali, że zaprezentowany poziom to "dno i wodorosty", inni gratulowali odwagi. Skeczem o podziale Polaków Neo-Nówka podzieliła Polaków.
"Robią, co chcą, robią, co chcą"
W Warszawie występ Neo-Nówki zaczyna się trochę jak koncert metalowy, przy czym jaki kraj, taki Rammstein. Są stroboskopy, a zespół wpada na scenę w skórzanych, skrzypiących kurtkach, z refrenem "Robią, co chcą, robią, co chcą!" na ustach. Od pierwszej chwili dostaje owacje na stojąco. – Dobry jest! – słyszę głos sąsiada z prawej. W duchu przyznaję mu rację.
Szanowni Państwo, nie dajmy się podzielić. Wszyscy jesteśmy tacy sami!
– tymi słowami Neo-Nówka nawiązuje kontakt z widownią i ustawia myśl przewodnią wieczoru. Jeszcze jedno hasło – "Tu jest Polska" – będzie powracać jak refren. Roman Żurek, założyciel Neo-Nówki, mówi o wiadomościach, jakie kabaret dostaje w reakcji na "Wigilię": "Ludzie nam piszą, że świetnie i z drugiej strony, że z nas cwele, cioty je**ne. Mamy na Fejsbuku ustawioną automatyczną odpowiedź, wszystkim więc odpisujemy: Dziękujemy za nawiązanie kontaktu, jest nam bardzo miło".
Widownia pęka ze śmiechu.
W kolejnym skeczu na scenę wychodzą trzej królowie. A raczej dwaj, bo "czarnoskórego Baltazara nie przepuścili na granicy z Białorusią". Ostro. Będzie jeszcze ostrzej – na szmatę do podłogi szpitalna sprzątaczka mówi "Kukiz".
Pora się pośmiać z polskich turystów nad morzem. Ich znajomi, Darek z Marzeną, polecieli na Malediwy, co jest zrozumiałe, "jak ich nie stać na Bałtyk". Umęczyli się tam strasznie przesiadkami w "Dubaju i Singapurzu". Są żarty z nadmorskiej babci klozetowej (za "dużego penisa bierze 5 zł, za małego 2 zł") i uderzającej do głowy podczas bałtyckich nocy "dupaminy". Jest wspomnienie Stacha, który nie chciał się żenić, aż trzeba go było przykleić w kościele srebrną taśmą do posadzki. "Cześć i chwała bohaterom", sławi Stacha polski turysta. Owacje i gwizdy uznania (dla żartu czy dla Stacha?).
Nie kupujesz wódki na Orlenie? To dymaj na Lotos
Pora to napisać: nie lubię polskich kabaretów. Średnio śmieszy mnie ich zestaw obowiązkowy: o tym, że pijemy najwięcej ze wszystkich narodów, że nienawidzimy teściowych, a własne żony to tylko kijem i że księża molestują dzieci. Pod tym względem Neo-Nówka nie zawiodła – wszystko z powyższego kanonu jest. I co? Nie raz i nie dwa parskam śmiechem. Bo, jak mawia Ru Paul, sporo żartów ląduje tam, gdzie powinno.
Żarty o wódce leją się strumieniami. "Nie kupujesz na Orlenie? To dymaj na Lotos".
O klerze też. Na skeczu, w którym ksiądz chodzi po kolędzie (Word uparcie zmienia mi na "po Kolendzie") i zachodzi do dumnych "beneficjentów 500+, serdecznie dziękujących tym, którzy pracują, dzięki czemu oni nie muszą", aż trzęsie się ławka, na której siedzę. "Ja was nigdy w kościele nie widziałem", docina ksiądz, na co beneficjentka odparowuje: "Bo my nie wiemy, która niedziela jest handlowa!".
Neo-Nówko, robisz to dobrze.
"Wigilia" z czymś na deser
Gdy na scenie pojawiają się charakterystyczne fotele, a Radosław Bielecki, czyli ojciec i bezkrytyczny wyborca PiS-u, zrzuca skórę na rzecz znanego już całej Polsce sweterka z "Wigilii", widownia zaczyna aż wyć na zachętę. Wszyscy na to czekamy, choć do tej pory wcale nie było nudno. Widziałam "Wigilię" już wcześniej (liczyłam, ile zaśmiałam się razy: 16), ale śmieję się na niej drugi raz. Tym bardziej że do zestawu znanych już wigilijnych dań kabaret dorzucił kilka ekstrażartów ("Zawsze tankuję za 50 zł i teraz też nie zauważyłem różnicy", mówi ojciec), a inne dostosował do warszawskich realiów.
Najgłośniejsze "Uuuuuuuuuu" wieczoru towarzyszy zdaniu, że "Jarosław powinien być królem". Gdy dziadek z "Wigilii" mówi, że "skur****ny skłóciły całe rodziny", ludzie biją brawo przez kilkadziesiąt sekund.
Już nie taka nówka
Ostatni raz występ kabaretu na żywo oglądałam z 20 lat temu. Być może Neo-Nówka nawet jeszcze wtedy nie istniała – ich trasa po Polsce odbywa się właśnie z okazji 20-lecia (choć na scenie żartowali, że obchodzą to 20-lecie już od dwóch lat, przez pandemię).
Czy chłopaki z Neo-Nówki mają jaja? Owszem, mniej więcej takie jak malarz-realista, który nie boi się uczciwie namalować kogoś z odstającymi uszami i purchawką na nosie. Rolą kabaretu jest wyśmiewanie rzeczywistości, celne punktowanie rzeczy, które ocierają się o absurd. I tyle.
Problemem nie jest to, że Neo-Nówka kogoś w swoich skeczach obraziła (według mnie dostało się, może nie po równo, ale wszystkim – głosujący na PO wnuczek z "Wigilii" też jest chciwy i antypatyczny), tylko że doszliśmy do miejsca, w którym kłócimy się już o wszystko – nawet, całkiem poważnie, o kabaretowy skecz.
W niedzielne popołudnie bemowski amfiteatr, mieszczący tysiąc osób, był wypełniony po brzegi, a warszawska widownia bawiła się świetnie. Owacjami nagradzała najostrzejsze żarty z PIS-u i pasków TVP (pojawiły się nieraz). Ale tak samo śmiała się z polskich turystów, którym szkoda pieniędzy na WC i sikają na wydmach, "bo dobrze wsiąka" czy sprzątaczki o uprawnieniach salowej, która na porodówce wie więcej niż ordynator (a dziecko, wiadomo, urodziło się czarne).
Z czego się śmiejemy? Z siebie samych, niezmiennie.
Po występie wmieszałam się w tłum i słuchałam wrażeń. "Oglądałam to już trzy razy, a i tak się zaśmiewałam. Na żywo to całkiem co innego. Na nich nie szkoda pieniędzy" – mówi do koleżanki elegancka emerytka. "Ja pierdzielę, homo sapiens, dobrzy są", nie może uwierzyć na oko 40-latek w czarnej bejsbolówce założonej tyłem naprzód.
Czy widziałam na widowni i w rozchodzącym się tłumie zacięte twarze? Owszem. Ale jeśli ktoś chce wydać 159 zł na niespełna dwugodzinny występ i źle się na nim bawić – ma pełne prawo. Fakty są takie, że ochrona tego wieczora nie miała co robić, twórcy Neo-Nówki jeszcze nie siedzą w areszcie, a po wszystkim widzowie grzecznie rozeszli się do domów.
Kto po powrocie włączył TVP, a kto TVN?
P.S. Ten tekst miał być śmieszny, ale po wszystkim przytrzasnęłam sobie drzwiami od samochodu palec. Jak mawia mój znajomy, tata dwóch córek, każda dobra zabawa kończy się płaczem. W kabarecie i w życiu.
Paulina Dudek. Dziennikarka, redaktorka, twórczyni cyklu mikroreportaży wideo "Zwykli Niezwykli" i współautorka "Pomocnika dla rodziców i opiekunów nastolatków". Nagrodzona Grand Video Awards, nominowana do Grand Press.