Społeczeństwo
Zdjęcie ilustracyjne (fot. Shutterstock)
Zdjęcie ilustracyjne (fot. Shutterstock)

I ja, i moi rozmówcy przygotowujemy się właśnie do największego kryzysu w życiu. Choć piszę to z lekkim śmiechem, bo takich "największych kryzysów" i "pokoleniowych wydarzeń" mamy już kilka na koncie. Brexit, wybuch pandemii, pierwsza panika, pierwsze zamknięcie granic, pierwsza wojna za płotem. Pierwsza recesja.

Kryzysy można oczywiście definiować na różne sposoby. Tym razem niech zrobią to liczby: inflacja w czerwcu 2022 roku wyniosła 15,6 proc., licząc rok do roku, według danych Głównego Urzędu Statystycznego. Najwięcej od 25 lat. Najwięcej w życiu każdej zetki. 

Iga, 24 lata

Jak byłam małą dziewczynką, marzyłam o posiadaniu dużej rodziny – pięciorga dzieci. Uważałam, że byłabym szczęśliwa, wychowując je, pokazując im piękno świata, rozwijając ich ciekawość.

Od kilku lat żyję w przekonaniu, że nie będę mieć dzieci. Jak zdarza mi się rozmawiać z rodziną o przyszłości, informuję ją, że to jest moja świadoma decyzja. Odczuwam lęk przed przyszłością. I to ogromny. Boję się o swoich przyjaciół, rodzinę, przyszłe pokolenia. Boję się, czy będziemy mieć środki do życia, jak bardzo będziemy się stresować finansami. Dlatego nauczyłam się o tym, co będzie, nie myśleć.

Mieszkam teraz w domu rodzinnym na przedmieściach Trójmiasta z mamą i starszą siostrą. Myślę, że gdyby nie podwyżki cen oraz inflacja, szukałabym mieszkania na wynajem. Taki przynajmniej był mój plan po skończeniu studiów. Niestety, nie stać mnie na to przy aktualnych zarobkach i wysokich cenach najmu. Pokój w Trójmieście kosztuje średnio półtora tysiąca plus opłaty.

Jestem w na tyle komfortowej sytuacji, że lubię swoją najbliższą rodzinę, mam z nimi dobrą, zdrową relację i mam w domu przestrzeń do prywatności. Oczywiście płacę "czynsz", dokładam się do zakupów. Może się to wydawać dziwne, że w wieku dwudziestu kilku lat mieszkam z mamą, ale szczerze: ja się cieszę, że mam taką możliwość. Jestem wdzięczna, że podczas kryzysowych momentów, jak wybuch pandemii czy rozpoczęcie wojny, nie mieszkałam sama w kawalerce. Że miałam wsparcie psychiczne ze strony bliskich. Teraz, już od dłuższego czasu, nie śledzę aktualnych wydarzeń w Polsce w kontekście polityki i ekonomii. Psychicznie nie daję sobie rady z nadmiarem negatywnych informacji.

Zaczęłam teraz jeszcze bardziej zwracać uwagę na to, co jem w pracy (fot. Shutterstock)


Około połowy moich znajomych mieszka z rodziną. Głównie ze względu to, że po prostu nie stać ich na mieszkanie samemu. I nie zawsze jest kolorowo, zdarzają się trudne sytuacje, jak przemoc w rodzinie.

Staram się nie myśleć o przyszłości, ale nie zawsze mi się to udaje. Inflacją oraz nadchodzącym kryzysem jestem przerażona. Kilka tygodni temu, przy jednej z fali upałów, gmina, w której mieszkam, postanowiła ograniczyć dostęp wody przez weekend. To była pierwsza sytuacja, która pokazała mi, jak może wyglądać codzienne życie w niedalekiej przyszłości.

Co robię, żeby przygotować się na gorsze czasy? Zaopatrzyliśmy się z rodziną w większą ilość drewna do kominka. Staram się oszczędzać pieniądze na podstawowe artykuły żywnościowe. W ogóle zaczęłam teraz jeszcze bardziej zwracać uwagę na to, co jem w pracy. W poprzednich latach częściej zdarzało mi się kupować w cateringu, a teraz stawiam na jedzenie przez siebie przygotowane lub tanie, gotowe, dobrej jakości dania. Zdecydowanie bardziej się to opłaca. I jest to też bardziej ekologiczna wersja.

Jedną z moich pasji jest pieczenie, ale aktualnie trudniej mi się jest w niej rozwijać. Masło jest bardzo drogie, cukru brak. Zastanawiam się też nad rezygnacją z niektórych platform streamingowych. Ograniczyłam jedzenie na mieście ze znajomymi. A co u nich? Ci z nich, którzy wzięli kredyt na mieszkanie, chcą te mieszkania sprzedać. Inni przenoszą się do mniejszych miejscowości pod Trójmiastem, żeby opłaty były niższe. Ale co z tego, że czynsz będzie mniejszy, skoro paliwo i bilety komunikacji miejskiej drożeją.

Maciej, 24 lata

Dzisiaj kupuję zdecydowanie mniej ubrań. Więcej płacę za owoce i warzywa i wynajem mieszkania ze współlokatorami. Ciągle zastanawiam się nad wakacjami, ale na pewno będą skromne. Nigdy jakoś specjalnie nie wydawałem pieniędzy na urlopy w ciepłych krajach, w tym roku na pewno się to nie zmieni. Myślę o wypożyczaniu książek z biblioteki, żeby zaoszczędzić pieniądze.

Czytałem ostatnio Żiżka. Wydał jakiś czas temu książkę o pandemii COVID-19. Świetnie opisał tam panikę, jaka wydarzyła się, kiedy rządy wprowadziły izolację. Ludzie wykupywali wtedy papier toaletowy w sklepach, jakby jego ewentualny brak był naszym największym problemem. Zakup papieru niczego nie zmienił, ale odciągnął uwagę od sedna. Teraz może być podobnie. Wydaje mi się, że paniczne kupowanie cukru nic nam nie da. Za to spokojne robienie zapasów na zimę i zakup ciepłych koców, piżam może być mądrym rozwiązaniem. Te rzeczy i tak się nam przydadzą.

Myślę też o zakupie świeczek, bo blackout będzie dla nas realnym zagrożeniem. Oprócz tego suche produkty, makaron, ryż i jedzenie w puszkach. Takie, które będzie można szybko przygotować.

Maciej Lechociński (fot. Archiwum prywatne)

Jak teraz trzeba żyć? Dziś mogą sprawdzić się te wszystkie pomysły, które opierają się na tworzeniu bliskich społeczności. Robienie wspólnych obiadów albo na zmianę z przyjaciółmi. Pożyczanie sobie fajnych ubrań, wymiana rzeczy. Zacieśnianie więzi i oszczędzanie.

A czym jest dla mnie teraz luksus? To coś wyjątkowego, na co nie mogę sobie na co dzień pozwolić. Zakup pięknych albumów z fotografiami, skórzanej torby, wyjście na masaż – to dla mnie luksus. Luksusem po pandemii stały się dla mnie także rozmowy z bliskimi, wspólne wyjścia na kawę. Nadal chcę od czasu do czasu pójść do kosmetyczki, fryzjera, kupić sobie idealnie skrojoną marynarkę, bo te rzeczy sprawiają, że lepiej się ze sobą czuję i jestem szczęśliwszy. Jednak biorąc pod uwagę ostatnie miesiące, rosnącą inflację i prognozy na przyszłość, staram się zmniejszać liczbę wydatków na przyjemności w każdym miesiącu.

Ale na co dzień próbuję nie myśleć ciągle o kryzysie. Wolę po prostu żyć, spotykać się ze znajomymi i pracować.

Aneta, 22 lata

Cały czas myślę o przyszłości. Dążę do tego, aby jak najszybciej stać się całkowicie niezależną i korzystać z życia w stu procentach, ale sytuacja na świecie to utrudnia. I pewnie jeszcze bardziej utrudni w przyszłości.

Pierwszy raz odczułam kryzys kilka miesięcy temu, kiedy bardzo zaskoczyła mnie kwota, jaką musiałam zapłacić za niewielkie zakupy. Niektóre ceny dzisiaj po prostu szokują. Ale za to przestałam marnować jedzenie i staram się zawsze zużyć to, co mam w lodówce. Ekonomicznie i ekologicznie.

Na szczęście mieszkam na co dzień z partnerem, więc dzielimy wszystkie koszty na pół. Rynek nieruchomości jest bardzo niekorzystny dla naszego pokolenia. Moi rówieśnicy muszą czasem męczyć się w jednym mieszkaniu z całkowicie obcymi współlokatorami, i to za niemałe pieniądze.

Na te wakacje od początku planowałam dwa wyjazdy. I może jakieś mniejsze wypady na jeden dzień do innych miast. Póki co wszystko idzie zgodnie z planem. Nie chcę z wakacji rezygnować. Mimo wszystko lubię siebie rozpieszczać i – oczywiście nie tracąc rozsądku – nie odmawiam sobie przyjemności.

Aneta (fot. Archiwum prywatne)

Często zastanawiam się, czy jest sens tutaj zostać, czy nie lepiej uciec gdzieś za granicę i tam szukać większej stabilności. Ale mam sentyment do Polski, mam tu rodzinę i przyjaciół. Po cichu liczę, że jako zetki nauczymy starsze osoby nowego świata. I uda nam się zmienić rzeczywistość na lepsze. Wszystko jest w naszych rękach.

Nie zaczęłam się jeszcze przygotowywać na zimę.

Marta, 22 lata

Mam małą kawalerkę w Śródmieściu, za którą nie spłacam kredytu, więc zupełnie się nie martwię cenami najmu i stopami procentowymi. Ale widzę, co się dzieje na tablicy na Facebooku – ludzie wynajmują malutkie mieszkania za naprawdę absurdalne pieniądze.

Widzę różnicę w cenach w sklepie i staram się wybierać tańsze produkty. Uwielbiam takie papryczki z serem, ale bardzo podrożały. Teraz traktuję je bardziej jak luksus, na który raczej sobie nie pozwalam.

Jak idę do sklepu i robię nieduże zakupy na trzy dni, to wydaję około 150 zł. Ale nie spędza mi to snu z powiek. Nie mam takiego poczucia, że muszę już liczyć każdy grosz. Właściwie nie wiem, czym dokładnie jest recesja. Kojarzy mi się z inflacją.

Staram się ograniczyć wychodzenie na miasto. W pierwszej lepszej knajpie musiałabym wydać 40 zł na sam posiłek. Wolę raczej wypić cydr nad Wisłą. Dużo częściej gotuję sobie obiady w domu, a jak już jem na mieście, to raczej w barze mlecznym koło domu.

Nie przygotowuję się jakoś specjalnie na zimę. Bardziej myślę teraz o upałach niż o ogrzewaniu. Chciałabym tylko naprawić nieszczelne okna, bo w chłodniejsze dni wpuszczają za dużo zimna do mieszkania.

Ul. Marszałkowska w Warszawie (Fot. Kuba Atys / Agencja Wyborcza.pl)

Ja, 24 lata

W ostatni weekend pojechałam z partnerem zrobić zimowe zapasy produktów długoterminowych. Trudno powiedzieć, jak będzie wyglądała ich cena i dostępność za kilka miesięcy. Ważne tylko, by sprawdzać ceny za kilogram, a nie te najbardziej pogrubione, rzucające się w oczy. Zauważyłam, że niektórzy producenci zostawili stare ceny, zaczęli za to zmniejszać ilość produktu w opakowaniu.

Gdy dotarliśmy do półki z cukrem (jeszcze za 3,99 zł), starsza pani ładowała właśnie 10-kilogramowy pakiet na wózek. – Córka zadzwoniła do mnie z Olsztynka, że cena rośnie i kończą się zapasy. Poszłam do Biedronki, ale tam już nie ma – zdradziła mi, widząc, że biorę "tylko trzy kilogramy". Do kawy i ciast i tak – wydaje mi się – wzięłam za dużo.

Mamę poprosiłam, by na Boże Narodzenie kupiła nam dwie porządne puchowe kołdry obszyte bawełną. Skarpetki bawełniane, ciepłe piżamy, dobre czapki, bieliznę termiczną z wełny merynosa – mamy.

Miesiąc temu adoptowaliśmy drugiego kota ze schroniska. Zrobiłam mu od razu wszystkie badania profilaktyczne. W części załapałam się na nowe ceny, więc za cały pakiet wyszła już kwota czterocyfrowa.

Ogrom miesięcznych kosztów pochłaniają zakupy z internetowego sklepu zoologicznego. Ale nie przerzucę się na tańszą karmę. Jedzenie i lekarze, zarówno w przypadku ludzi, jak i zwierząt, to dwie nietykalne kategorie w domowym budżecie. Będę na nich oszczędzać, tylko jeśli nie będę mieć innego wyjścia.

Poza tym staramy się nie panikować. Na krótkie wakacje pojedziemy, chociaż petsitterka podniosła ceny o 20 proc., a połowę kosztów wyjazdu pochłonie paliwo.

Naszym atutem jest to, że jesteśmy młodzi, silni i zdolni do pracy. Poradzimy sobie. Nie bardzo mamy inne wyjście. 

Agata Porażka. Dziennikarka weekendowego magazynu Gazeta.pl. Twórczyni cyklu Zagrajmy w Zielone, który skupia się na tym, co powinniśmy zrobić, by zamiast niszczyć, dbać o planetę. Prowadzi podcast Zetka z Zetk