
Agnieszka Wrońska nawet nie próbuje ukryć, jak bardzo się martwi. Od wybuchu wojny w Ukrainie stanęły wszystkie zrzutki Fundacji Dignum, dla której pracuje. Dignum wspiera ubogich seniorów: dostarcza im posiłki, remontuje domy, w których bardzo często jest grzyb i walący się strop, za to nie ma toalety, oraz stara się zaspokajać wszystkie inne pilne potrzeby życiowe, na przykład wożenie seniorów do lekarzy, bo nie ma kto tego robić.
– Nasze projekty nazywają się "Godny posiłek", "Godny dom" i "Godne życie". Fundacja ma wpisaną "godność" w nazwę – po łacinie dignum znaczy ‘to, co godne’. Nie oceniamy potrzebujących pod kątem tego, czy na pewno na pomoc zasłużyli, czy w życiu podejmowali tylko dobre decyzje. Jeśli tylko możemy, to pomagamy. Zawsze też pytamy podopiecznych, co dla nich oznacza godność i co im ją odbiera.
I wierz mi, nawet najsłabiej wykształcona osoba potrafi bez problemu odpowiedzieć na to pytanie
– przekonuje Wrońska.
"U nas zawsze jest czarna godzina"
Dignum nie działa na masową skalę, podopiecznych zna osobiście, ich historie można przeczytać w specjalnej zakładce na stronie fundacji.
– W tej chwili na pomoc w remoncie czekają pani Krysia, której dom grozi zawaleniem po zalaniu, niewidoma Beata, której stan zdrowia gwałtownie się pogorszył, oraz nowa podopieczna, pani Bogusia. Żadnego z remontów nie możemy zacząć bez uzbierania całej kwoty – mówi Wrońska.
Do ukończenia zbiórki dla pani Krysi brakuje blisko 14 tys. złotych, dla Beaty – 21 tys. Dla pani Bogusi potrzeba aż 200 tys., a udało się zebrać jedynie 439 złotych. Dla pań Krysi i Bogusi od miesiąca nikt nie przelał ani złotówki. Na dom Beaty kilka dni temu ktoś wpłacił 20 złotych i to była pierwsza wpłata od miesiąca.
Pytam Wrońską, do kiedy starczy im pieniędzy na posiłki dla seniorów (jeden posiłek to koszt około 15 złotych). Odpowiada:
Do przedwczoraj. Przez pewien czas finansowałyśmy je z własnych środków. Jesteśmy załamane, na skraju zamknięcia działalności. Nie wiem, jak powiemy podopiecznym, że od jutra posiłków może nie być, ani co im odpowiem, gdy zapytają, co mają teraz zrobić.
Agnieszka Wrońska jest specjalistką od PR-u i samodzielną mamą. W Dignum pracuje jako rzeczniczka prasowa i wolontariuszka. Za darmo. Zresztą jak obecnie wszyscy w fundacji. – Do niedawna osobą zatrudnioną w fundacji była nasza prezeska i założycielka Dagmara Szymczak. Bo ktoś musi być dostępny niemalże o każdej porze dnia i nocy. Ale teraz nawet ona pracuje charytatywnie, a poświęciła się fundacji w całości, nie ma przestrzeni na wykonywanie innej pracy zarobkowo – wyjaśnia.
Fundacja nie ma biura, tnie wszystkie koszty. – Małą organizację pozarządową w Polsce można porównać do gospodarstwa domowego, które lawiruje od pierwszego do pierwszego i nie ma zabezpieczenia na czarną godzinę. W naszej branży zawsze jest czarna godzina – mówi gorzko Agnieszka.
Problemem nie są wolontariusze, chętni się zgłaszają. Nie działa jednak fundraising, czyli pozyskiwanie pieniędzy od darczyńców. – Polacy chcą pomagać. Zwłaszcza przy wielkich akcjach pojawia się ten polski zryw, który znakomicie wykorzystała Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. Raz w roku każdy uzbiera na datek, gorzej z regularnymi wpłatami. Życie za mocno nas przyciska, mnie też – mówi.
A dlaczego tak dobrze od początku wojny szła nam pomoc Ukrainie? Wrońska nie ma wątpliwości: – Bo pojawiły się inne możliwości pomocy niż finansowe. Matka mogła oddać wózek po dziecku, ubranka czy fotelik, zamiast je sprzedać. Ktoś mógł pojechać na granicę i kogoś przewieźć. Jechać na dworzec nalewać herbatę. Wola pomagania nie jest polskim problemem. Problemem jest to, że jesteśmy za biedni, więc prędzej zaoferujemy pracę własnych rąk, swój czas, dary rzeczowe. A z drugiej strony mamy pozarządowe organizacje pomocowe, których główną potrzebą zawsze są po prostu pieniądze – zaznacza.
Wrońska rozmawia z innymi organizacjami i wie, że brak środków to nie jest problem tylko Dignum. – Fundacje, nawet te większe, stoją pod ścianą: wpłaty na projekty inne niż ukraińskie zatrzymały się. Pojawia się dysonans: trzeba pomóc Ukraińcom, świetna jest ta pomoc, budująca, i pragniemy brać w niej udział, ale to, że wszystkie oczy są zwrócone w kierunku wojny, sprawia, że seniorzy, osoby chore na raka, samotne matki czy niepełnosprawni znikają z pola widzenia. Polacy są zresztą do nich przyzwyczajeni – te grupy społeczne były, są i będą. Pojawia się mechanizm: kiedyś im jeszcze pomogę, ale nie dziś, dziś jest wojna. Mili państwo, to tak nie działa, nasi seniorzy nie znikają.
I dodaje: – Niestety w Polsce na organizacjach pomocowych spoczywają bardzo podstawowe rzeczy: jedzenie, leki. Tam, gdzie państwo jest za biedne, wkracza sektor charytatywny, a ten jest tylko na tyle bogaty, na ile bogate jest społeczeństwo. Sami wszystkiego nie pociągniemy.
Są NGO i NGO
Gdy Agnieszka Wrońska i Dagmara Szymczak napisały o swoich kłopotach na FB fundacji, ktoś odpisał: "No jak to, przecież rząd przeznaczył tyle pieniędzy na pomoc organizacjom pozarządowym?". Rzeczywiście, w piątek 11 marca 2022 roku na facebookowym profilu Narodowego Instytutu Wolności pojawił się post: "W trybie pilnym rząd zdecydował o przeznaczeniu 10 mln złotych dla organizacji pozarządowych, które są zaangażowane w pomoc uchodźcom z Ukrainy!". Dołączono link odsyłający na stronę Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.
Jak pisała w komentarzu do tamtych wydarzeń Anna Czyżewska, prezeska zarządu Federacji Mazowia, która też ubiegała się o środki, "wiele osób w pośpiechu pisało wnioski". Panowała jednak dezinformacja, działacze nie wiedzieli na przykład tego, do kiedy realnie mogą je składać, bo termin kilkukrotnie się zmieniał. Dopytywali w komentarzach. Wtedy podano informację o wstrzymaniu przyjmowania wniosków, potem na kilka dni zapadła cisza, a następnie... NIW obwieścił, że pieniądze zostały już rozdysponowane. Bez podania listy organizacji, które otrzymały dofinansowanie.
W końcu 12 kwietnia kancelaria premiera ujawniła listę pierwszych 43 dofinansowanych organizacji. Wśród nich znalazła się między innymi Straż Narodowa, czyli stowarzyszenie lidera narodowców Roberta Bąkiewicza. Na realizację projektu "Pomoc humanitarna dla obywateli ukraińskich objętych konfliktem zbrojnym" otrzymała 264 tys. złotych.
Wrońska: – Organizacje pozarządowe mogą robić bardzo różne rzeczy, niekoniecznie pomocowe.
To prawda. W Polsce według rejestru REGON w grudniu 2021 roku zarejestrowanych było 138 tys. organizacji pozarządowych, w tym 107 tys. stowarzyszeń i 31 tys. fundacji. Z tego tylko około 50 proc. NGO-sów działa aktywnie, reszta jest po prostu zarejestrowana (dane GUS). Do organizacji pozarządowych zaliczają się też między innymi kluby sportowe, ochotnicze straże pożarne (mają status stowarzyszeń i jest ich 16,5 tys.), Polski Związek Działkowców, koła łowieckie, komitety społeczne (na przykład społeczne komitety budowy dróg), kółka rolnicze czy organizacje kościelne.
Żeby nie byli dla siebie konkurencją
Tomasz Chołast, współzałożyciel platformy Zrzutka.pl, z którym rozmawiam o polskim genie pomagania i o tym, co w pomaganiu Polakom przeszkadza, zwraca uwagę na ważny wątek: – 90 proc. Polaków nie jest świadomych tego, co dzieje się z ich pieniędzmi wpłaconymi na zrzutkę. Nie sprawdzają tego, tak samo jak nie rozliczają polityków, na których głosowali. Wystarczy, że polityk coś obiecał i dobrze wypada w mediach. Dziennikarzy śledczych od charytatywności niestety nie ma, bo ten temat nie grzeje. Może gdyby ktoś zdefraudował wielkie pieniądze zebrane na chore dzieci i zbudował sobie za nie willę...
Zrzutka.pl to jedna z trzech istniejących w Polsce platform do zbierania pieniędzy na dowolny cel. Oprócz niej są jeszcze Pomagam.pl i Siepomaga.pl. Chołast: – Jesteśmy drudzy pod względem wielkości za Siepomaga.pl – w sumie zebraliśmy już 730 mln złotych, oni 1,9 mld. I jako jedyni nie pobieramy żadnej prowizji, żyjemy z tego, co wpłacą na naszą działalność darczyńcy. Co ciekawe, najchętniej wspierają nas osoby, które wspomagają zrzutki związane z kulturą – wyjaśnia.
Analizujemy ostatnie dane Zrzutki. A w tych szczodrość rodaków widać jak na dłoni. W pierwszym miesiącu wojny Polacy założyli 9,5 tys. zrzutek na pomoc Ukrainie, co dało 38 mln 670 tys. wpłat. – Miesiąc wcześniej średnia wpłata wynosiła 76 złotych, po wybuchu wojny – 150 złotych. Średnia zebrana kwota na zwykłej zrzutce miesiąc przed wojną wyniosła 1664 złote, tutaj – 4056 złotych, czyli prawie 250 proc. więcej. W pierwszym miesiącu wojny 46 proc. wszystkich zrzutek stanowiły te dla Ukrainy. – Pozostałe miały gorsze wyniki: średnia wpłata wynosiła 94 złote, darczyńców było średnio 13 na zrzutkę. Dla porównania w zrzutkach na Ukrainę – średnio 27. Przez to zebrały też mniej – średnio 1225 złotych – wylicza Chołast. I dodaje:
Po 24 marca sytuacja zaczęła wracać do stanu sprzed wojny. Już nie widać tak bardzo zrzutek na Ukrainę. Są za to zrzutki dla tych, którzy Ukraińcom pomagają.
Zrzutka.pl wcale nie powstała jako platforma do charytatywności, można było na niej zbierać (i nadal można) po prostu na nowy aparat fotograficzny. Pomocowa strona działalności bardzo szybko wykształciła się za sprawą zrzutki na Piotra Radonia, który urodził się bez rąk i nóg. Gdy fotoreporter Jakub Szymczuk opublikował zdjęcie, na którym Radonia trzyma na rękach ojciec, prosząc o datki na warszawskim Krakowskim Przedmieściu, w ciągu tygodnia uzbierało się 300 tys. złotych. – Gdy dla nas wtedy zebrać tysiąc to było wow! – wspomina Chołast.
Wtedy zaskoczyło. – Zrzutki pomocowe zbierają zdecydowanie najwięcej pieniędzy. Zwłaszcza na dzieci, nawet nieuleczalnie chore. Na drugim miejscu są zwierzęta: psy, koty, konie i – co ciekawe – króliki i jeże. Zrzutek na króliki i jeże jest kilkadziesiąt, kilkaset miesięcznie, a jedna potrafi zebrać kilka tysięcy. Cieszę się, że się udają – mówi Chołast.
A co przeszkadza Polakom w pomaganiu? – My się pewnymi grupami nie interesujemy lub ich nie dostrzegamy. Kluczem jest empatia. Musimy sobie wyobrazić, że pomagamy komuś obok nas. Przykład z życia: chory 80-latek jakich wielu. Ale pan kiedyś był zagorzałym kibicem siatkówki i wszyscy go znali. Po dodaniu tej informacji zrzutka zaplanowana na 20 tys. zebrała 80 tys. Kierują nami emocje – mówi Chołast.
Pomagać, byle po cichu
Moja ostatnia rozmówczyni, Aga, nigdy nie zgodzi się ze stwierdzeniem, że gen pomagania obudził się w Polakach nagle. – Bez niego nie powstałby choćby unikalny na skalę światową WOŚP. Polacy nie epatują pomaganiem, bo od zawsze wpajano nam, że trzeba być skromnym i nie wybijać się przed szereg. Kto pomaga jawnie, musi mieć na tyle charyzmy, żeby porwać za sobą innych, ale też być na tyle silnym, by wziąć na siebie krytykę i malkontenctwo, o hejcie nie wspominając – mówi.
Chołast też potwierdza, że te największe wpłaty darczyńców – w wysokości 20 czy 50 tys. złotych – są anonimowe. – Inaczej zaczyna się stalking, spam...
Przez wiele lat Aga pracowała w dużym portalu internetowym, wielokrotnie przekuwała jego zasięgi i zaangażowanie pracowników w realną pomoc. – Kiedy w 2006 roku zawaliła się hala targowa w Katowicach, zorganizowaliśmy jedne z pierwszych internetowych aukcji charytatywnych dla rodzin ofiar katastrofy. Wspieraliśmy zbiórki dla osób chorych i potrzebujących, bank komórek macierzystych fundacji DKMS, Szlachetną Paczkę, WOŚP i inne organizacje, a jak trzeba było, nasi dziennikarze pakowali do samochodu służbowego łopaty i jechali pomagać powodzianom z Małopolski – wylicza.
Od półtora roku nie mieszka już w Polsce i nie pracuje w korporacji. Osiedliła się pod Paryżem. – Jeszcze dwa tygodnie przed wybuchem wojny w Ukrainie rozmawialiśmy tu z naszymi znajomymi Ukraińcami, że Putin nie odważy się najechać na ich kraj. Stało się inaczej. Szybko trzeba było przywieźć ich rodziny, zorganizować sprzęt taktyczny dla ich przyjaciół walczących na miejscu. Pośredniczyliśmy w kupnie generatora prądu dla domu dziecka we Lwowie. Paczki przewożą prywatni przewoźnicy, jeżdżą teraz między Polską a Francją kilka razy w tygodniu.
Aga mówi, że przez wiele lat pomagania nauczyła się jednego: – Sama świata nie zbawisz. Staram się koncentrować na tych, którzy są mi najbliżsi. Dwoje znajomych prowadzi w Małopolsce pensjonaty. W pierwszych dniach wojny przyjęli do siebie jedni kilkanaście, drudzy kilkadziesiąt osób z Ukrainy. Do tej pory nie dostali żadnych środków finansowych od samorządu na ich utrzymanie. Usłyszeli, że wzięli ich za wcześnie i poza systemem. Bez wsparcia osób z zewnątrz nie mieliby szans na opłacenie rachunków i wyżywienie tak dużej grupy ludzi.
Znając wielkie serce znajomej z Podhala, która gości u siebie Ukraińców, Aga założyła zbiórkę w jej imieniu.
Szybko okazało się, że w Polsce już raczej nie uda nam się zebrać pieniędzy. Po prostu Polacy już tyle pomogli innym osobom, że skończyły im się fundusze. Tylko wojna nie chciała się skończyć…
Aga zdecydowała się poprosić o pomoc Francuzów. – Trochę ich to zdziwiło, bo "przecież to są zadania rządu". Przede wszystkim trzeba było im wytłumaczyć, dlaczego to obywatele się tym zajmują, a nie władze. Nie znali polskich realiów, ale przede wszystkim ogromu bestialstwa tej wojny, bo tutaj dużo się mówi o jej skutkach ekonomicznych i emigracyjnych, a mniej o okrucieństwie. W każdym razie Francuzi bardzo nam pomogli, a chwilę później nasz apel o pomoc dotarł do Crossroads United Church of Christ w Indianola w stanie Iowa w USA i społeczność tego kościoła też bardzo zaangażowała się w pomoc.
Tomasz Chołast ze Zrzutka.pl również się zdziwił, gdy policzył, że około 30 proc. wpłat na ukraińskie zrzutki pochodziło z zagranicy (zwykle to 4–5 proc.), z czego najwięcej wpłacili Francuzi. – Wiesz, co się okazało? Że we Francji narzędzie takie jak Zrzutka.pl po prostu nie istnieje. Ale pracujemy nad tym, do końca roku wystartuje nasze nowe dziecko – tossacoin.com.
"Chciałabym być niepotrzebna"
Aga usłyszała kiedyś zarzut, że pomogli dziecku kolegi, a innemu nie. – Odpowiedziałam, że możemy pomóc tylko temu, o którym wiemy, że pomocy potrzebuje. Ale te słowa bardzo we mnie utkwiły, czasem każąc mi się dwa razy zastanowić nad zaangażowaniem w następne działania. Oduczam się pomagania na siłę, bo lepiej dać wędkę niż wiadro ryb. Czasem też pomagamy ponad siły i możliwości. Moja znajoma kiedyś wpłacała po 50 złotych na każdą zbiórkę, jaką udostępniali jej znajomi. Po pewnym czasie zabrakło jej pieniędzy na ratę kredytu. Poradziłam jej, żeby wpłacała po pięć złotych, może to dłużej potrwa, ale w końcu i tak cała suma się zbierze.
Dla Agi ważne jest to, żeby nie być obojętnym. – Kupienie bukieciku kwiatów czy sześciu jajek od starszej osoby pod sklepem nam nie zrobi wielkiej różnicy, a jej może zapewnić jedzenie i leki. Każdy ma coś, czym może poratować kogoś innego. Pominę pieniądze, bo z nimi różnie bywa, ale talenty, umiejętności, siłę rąk, szpik kostny, krew i najważniejsze: czas i uwagę.
Wrońska: – Budowanie narracji na antagonizowaniu, że ten pomaga Polakom, a tamten Ukraińcom, to bzdura i chcę to jasno podkreślić. Nie jest tak, że Polacy wolą pomagać Ukraińcom zamiast "swoim". Nie, Polak to jest człowiek, który chce pomagać tam, gdzie go chwyci za serce ludzka potrzeba.
Na seniorów pozostających pod opieką Fundacji Dignum można wpłacić tutaj.
Paulina Dudek. Dziennikarka, redaktorka, twórczyni cyklu mikroreportaży wideo "Zwykli Niezwykli" i współautorka "Pomocnika". Nagrodzona Grand Video Awards, nominowana do Grand Press.