Społeczeństwo
Dziewięć na dziesięć kobiet potrafi się dobrze zaprezentować w aplikacjach randkowych, ale wystarczy przejść na 'dział męski', żeby przekonać się, jak duży z tym mają problem mężczyźni (Shutterstock.com)
Dziewięć na dziesięć kobiet potrafi się dobrze zaprezentować w aplikacjach randkowych, ale wystarczy przejść na 'dział męski', żeby przekonać się, jak duży z tym mają problem mężczyźni (Shutterstock.com)

W rozmowie, którą przeprowadzaliśmy, gdy pisałam reportaż o pomocy psychologicznej dla dzieci i młodzieży w małych miejscowościach, wspomniał pan, że młodzi mają również problemy z budowaniem relacji, czują się samotni.

Kojarzy pani takie grupy na Facebooku jak Spotted?

Spotted: Warszawa, Spotted: Mikołajki...

Dokładnie. Zrzeszające ludzi z danej miejscowości, którzy informują się nawzajem o polecanych specjalistach, firmach oraz o tym, co ciekawego dzieje się w mieście. Ale nie tylko. Mam wrażenie, że sporo postów to ogłoszenia typu: chłopak widział na ulicy czy w galerii handlowej dziewczynę, która mu się spodobała, opisuje, gdzie to było i o której, i na końcu dodaje: "Jeśli to byłaś ty, napisz komentarz, zostaw po sobie ślad". Podobne ogłoszenia, choć rzadziej, publikują także dziewczyny. Od dwóch lat mniej więcej obserwuję te grupy w mojej miejscowości i jeszcze nie spotkałem się z tym, żeby osoba będąca adresatem posta odpowiedziała na takie ogłoszenie. Jeżeli ktokolwiek je komentuje, to w formie żartu – oznacza na przykład swoje koleżanki czy kolegów.

I jaki z tego wniosek?

Że młodzi boją się nawiązać bezpośredni kontakt kimś, kto im się spodobał, kiedy mają ku temu okazję, i wolą publikować post na forum, choć on najprawdopodobniej trafi w próżnię.

'W ciągu ostatnich kilku lat zgłasza się do mnie coraz więcej młodych osób z problemem nieumiejętności nawiązywania relacji' (Shutterstock.com)

Dlaczego?

Bo często nie wiedzą, jak właściwie taki kontakt na żywo nawiązać. Albo są przerażeni, że zostaną odrzuceni, ktoś powie im coś niemiłego i oni już na amen się zablokują. Post w grupie jest anonimowy.

W ciągu ostatnich kilku lat zgłasza się do mnie coraz więcej młodych osób z problemem nieumiejętności nawiązywania relacji. Są to ludzie już po studiach, studenci, licealiści. Gdy pytam moich pacjentów płci męskiej – bo w dalszym ciągu z tym problemem więcej zgłasza się mężczyzn niż kobiet – co robią, gdy widzą idącą przez rynek atrakcyjną kobietę, dziewięć na dziesięć osób odpowiada: "Idę dalej".

Kiedyś zagadywanie nieznajomej kobiety na ulicy nie budziło kontrowersji. Dziś zwraca się uwagę na to, że może poczuć się zagrożona, zaatakowana.

Niektóre moje pacjentki dzielą się takimi odczuciami, z drugiej strony mnóstwo chciałoby poznać mężczyznę w mniej oczywisty sposób niż przez internet – właśnie bezpośrednio, w sytuacji społecznej. Wszystko zależy od tego, w jaki sposób się do kogoś zwrócimy.

I czy odpowiednio zareagujemy, gdy ktoś na przykład wyraźnie powie, że nie chce rozmawiać.

Zwykłe "cześć" nie łamie żadnych zasad dobrego wychowania.

'Mnóstwo młodych mężczyzn nie wie, jak z kobietami rozmawiać, jak je sobą zainteresować. Często do spotkań w realu w ogóle nie dochodzi' (Shutterstock.com) , (Shutterstock.com)

Chodzi jednak nie tylko o umiejętność poprowadzenia rozmowy w realu, ale w ogóle. Nawet jeżeli nawiązujemy relację w internecie, to ona w końcu – im szybciej, tym lepiej – powinna być kontynuowana na żywo. Niestety, mnóstwo młodych mężczyzn nie wie, jak z kobietami rozmawiać, jak je sobą zainteresować. Często do spotkań w realu w ogóle nie dochodzi.

Jakiś przykład?

Gdy pracuję z pacjentami z problemem w nawiązywaniu relacji, proszę ich, żeby wydrukowali przykładowe rozmowy z osobami, które chcieli sobą zainteresować, pisząc przez internet. W takiej sytuacji możemy prześledzić całą konwersację i zobaczyć, co i kiedy poszło nie tak. Często okazuje się, że oni w żadnym momencie rozmowy nie okazali swojej rozmówczyni zainteresowania czy wręcz zniechęcają ją do siebie poprzez różne zachowania.

Jak to?

Często zaczynają rozmowę od oklepanego "Hej, co tam?" albo "Cześć, piękna, podobasz mi się". Jeśli dziewczyna jest atrakcyjna, to dostaje takich wiadomości tysiące i kolejna naprawdę nie zrobi na niej wrażenia. Większość mężczyzn nawiązuje też w rozmowach wyłącznie do wyglądu dziewczyn, w ogóle nie czytają ich profili, nie starają się dowiedzieć, z jaką osobą mają do czynienia. Dla dziewczyny to sygnał, że jedyne, co chłopaka do niej przyciągnęło, to jej ciało, a nie osobowość.

Bardzo często jest też tak, że chłopak zaczyna rozmowę, a potem znika i nie odzywa się przez kilka godzin, dni czy nawet tygodni. Nie podtrzymuje znajomości albo utrzymuje relację na bardzo powierzchownym poziomie. Wydaje mu się, że wystarczy, że zapyta "Co porabiasz?", żeby okazać zainteresowanie. To za mało. "Co porabiasz?" nie wywołuje emocji.

Młodzi nie potrafią po prostu flirtować! Urywają temat z kobietą, która ich interesuje, rozmawiają jak z koleżanką, szybko się zawstydzają, nie potrafią wejść głębiej w rozmowę.

I to właśnie flirtowania ich pan uczy podczas terapii?

Komunikacji, prowadzenia rozmowy, w tym flirtowania. Inaczej się rozmawia z kolegą, koleżanką, a inaczej z osobą, z którą chciałoby się stworzyć związek. Jeżeli pacjent nawiązuje relację w internecie, to często doradzam mu, jak stworzyć atrakcyjny profil. Dziewięć na dziesięć kobiet potrafi się dobrze zaprezentować w aplikacjach randkowych, ale wystarczy przejść na "dział męski", żeby przekonać się, jak duży z tym mają problem mężczyźni.

To znaczy?

Z tego, co obserwuję, często uważają, że dobre zdjęcie to zrobione gdziekolwiek, na przykład w toalecie, najlepiej selfie. Albo takie, na którym pan jest ubrany w dresy, jest nieogolony albo występuje z gołą klatą, z piwem w ręku. Pytam pacjenta: "Komunikat o jakim statusie w ten sposób pan przekazuje? Wysokim czy niskim?". Odpowiada: "Byłem na kwarantannie, nie miałem gdzie zrobić zdjęcia".

Może taki jest, chce być szczery...

Szczerość to podstawa, ale dlaczego w toalecie?! Mam wrażenie, że to dla niektórych mężczyzn ulubione miejsce do robienia zdjęć. Ostatnio znów przerabiałem ten wątek z pacjentem na sesji. Łazienka odpada!

Mężczyźni często uważają, że dobre zdjęcie to zrobione gdziekolwiek, na przykład w toalecie, najlepiej selfie (Shutterstock.com) , (Shutterstock.com)

Kobiety też często robią selfie w łazience. Mogłoby się wydawać, że młodzi, obeznani z tym, jak działa internet, aplikacje randkowe, powinni wiedzieć, jak dobrze się zaprezentować.

Niestety, wiele osób tego nie wie, niezależnie zresztą od wieku. Na spotkaniach omawiamy więc różne style ubierania się, wybieramy taki, który dobrze odzwierciedla osobowość pacjenta, a jednocześnie jest elegancki, dopasowany, schludny. Ubrania nie muszą być drogie. Potem zastanawiamy się nad tym, gdzie można by zrobić zdjęcie – w jakimś fajnym miejscu, w atrakcyjnym wnętrzu lub na łonie natury. I tak, żeby na fotografii przede wszystkim widoczny był człowiek, a nie, że widać całą okolicę, a on to ta mała plamka.

Właśnie coś przyszło mi do głowy: może młodzi ludzie z problemami w nawiązywaniu kontaktów, zwłaszcza mężczyźni – jak sam pan przyznaje – na wstępie sabotują nowe znajomości...

...żeby potem powiedzieć: wiedziałem, że i tak się nie uda. To wynika z braku pewności siebie. Mnóstwo młodych mężczyzn ma bardzo negatywny obraz siebie, co skutkuje tym, że umniejszają się w rozmowach z kobietami. Strzelają do własnej bramki, mówiąc na przykład: "Dziewczyna mnie zostawiła, spotkaj się ze mną". Jeszcze nie słyszałem, żeby komuś udało się poderwać dziewczynę "na litość".

Mam pacjentów, którzy boją się kobiecie spojrzeć w oczy. Przeraża ich rozmowa z kobietą.

Jak buduje pan z pacjentami ich pewność siebie?

Nie jestem zwolennikiem technik takich jak NLP [tzw. programowanie neurolingwistyczne - koncepcja terapeutyczna, w której stosuje się techniki mające na celu zmianę przekonań, zachowania - przyp. red.] czytania audiobooków motywacyjnych czy powtarzania sobie rano przed lustrem "jesteś zwycięzcą". Wierzę w samorozwój, budowanie pozytywnych przekonań na swój temat i praktyczne trenowanie pewności siebie poprzez ćwiczenia behawioralne.

Na przykład?

Taki trening, który wykorzystuję w pracy z pacjentami, ma kilka etapów. Na początku celem jest wyłącznie nauczenie się nawiązywania kontaktu wzrokowego. Idę z pacjentem w plener…

W plener?

Tak, wychodzimy z gabinetu na jedną, dwie godziny. Chodzimy po zatłoczonych ulicach i zadaniem pacjenta jest nawiązywanie kontaktu wzrokowego z kobietami, które są dla niego atrakcyjne. Gdy uda się ten kontakt nawiązać, pacjent ma wytrzymać tak długo, aż kobieta pierwsza spuści wzrok. Albo uśmiechnąć się do niej, jeśli jest wystarczająco blisko. Jeśli uśmiech odwzajemni, można porozmawiać. To niesamowicie podbudowuje pewność siebie i przede wszystkim daje poczucie, że nic złego się nie dzieje.

Jest taki świetny filmik na YouTubie z ukrytej kamery. Mężczyzna siedzi przy stoliku jednej z restauracji fast food, je lody i patrzy się prosto w oczy ludziom zajmującym sąsiednie stoliki. Reakcje są niesamowite, ludzie początkowo czują się zawstydzeni, wydaje im się, że to spojrzenie jest skierowane do kogoś innego, ale uśmiechają się, panie zaczynają bawić się włosami, jedna rozpina dekolt, inna śle mu całusa. Na końcu okazuje się, że mężczyzna jest niewidomy, wstaje od stolika, chwyta za laskę i odchodzi, a te osoby są zawiedzione, bo myślały, że to był flirt.

 

Nam nie chodzi oczywiście o to, żeby sobie z ludzi robić żarty, ale by oswajać pacjentów z kontaktem wzrokowym, zachęcić ich do wyjścia ze swojej strefy komfortu. Jeden z moich pacjentów opowiadał mi, że jak sam poszedł z kolegą ćwiczyć nawiązywanie kontaktu wzrokowego z kobietami, to niektóre dziewczyny do nich machały, same ich zaczepiały.

Nie zaczynamy jednak od razu od rozmowy na żywo, bo to jest bardzo stresujące dla pacjentów i niektórzy mają obawę, że prędzej by zemdleli, niż cokolwiek powiedzieli.

Naprawdę?

Jeden pacjent, kiedy powiedziałem mu, jak wyglądają ćwiczenia na budowanie pewności siebie, zareagował tak, że myślałem, że zaraz ucieknie z gabinetu. Inny oblał się potem. Dlatego kierujemy się zasadą małych kroczków, bo chodzi o to, żeby wypracować w sobie pewne cechy. Dla niektórych osób przezwyciężenie strachu przed spojrzeniem kobiecie w oczy jest naprawdę trudne, dlatego na jednym treningu się nie kończy. Pacjenci mają za zadanie sami ćwiczyć jak najwięcej. W drodze do szkoły, pracy, na szkolnym korytarzu, w autobusie. Jeśli uznamy, że poziom lęku w związku z tą sytuacją spadł z 10 do 1, 2, to idziemy dalej.

Jaki jest etap drugi?

Oswajanie z rozmową z kobietami. Przypadkowymi. Idziemy do galerii handlowej rozmawiać z ekspedientkami w sklepach. Nie możemy tego jednak robić zbyt często, bo mamy w mieście tylko dwie galerie! (śmiech)

'Dla niektórych osób przezwyciężenie strachu przed spojrzeniem kobiecie w oczy jest naprawdę trudne' (Shutterstock.com)

Przed wizytą w galerii ustalamy, do kogo pacjent będzie podchodził, co będzie mówił. Ma wybierać raczej osoby w jego wieku, atrakcyjne, bo tylko w rozmowie z takimi będzie odczuwał prawdziwy stres. Celem ćwiczenia jest zweryfikowanie swoich obaw: "nie dam rady", "nie poradzę sobie", "ona nie będzie chciała ze mną porozmawiać", oraz doświadczenie, że rozmowa nie jest niczym strasznym, że inne osoby pozytywnie reagują na nasze próby nawiązania konwersacji, chętnie żartują.

I co on ma powiedzieć?

Na przykład poradzić się w kwestii doboru odpowiedniego kosmetyku czy stroju na randkę. Chodzi o to, żeby ta rozmowa była figlarna, atrakcyjna, nie chodzi o podrywanie, tylko żeby sprawdzić, jak rozmówczyni reaguje, czy pozytywnie, czy negatywnie. Żeby walczyć z błędnym przekonaniem, że kobieta gryzie!

Tego typu ćwiczenia pacjent może wykonywać także na ulicy, podchodząc do kobiety i pytając o to, która godzina, o drogę, gdzie mógłby zjeść coś dobrego. Rozmowa może być krótsza, dłuższa. Potem pacjent ma specjalnie zrobić coś nie tak. Zacząć się jąkać albo zapytać o to, gdzie jest dana ulica, kiedy właśnie się na niej znajduje. To ma mu pokazać, że nawet jak popełni jakiś błąd, to nic złego się nie stanie, że druga osoba nie czeka, aby tylko złapać nas na jakiś słownym potknięciu czy przejęzyczeniu.

Jest jeszcze jakiś etap?

Kolejny to ankieta.

Jaka ankieta?

Pacjent ma się wcielić w rolę ankietera i zagadywać do przechodzących ulicą kobiet. Ankieta może dotyczyć relacji damsko-męskich i być takim wstępem do flirtu, rozmowy. Doświadczenie pokazuje, że reakcje zaczepianych kobiet są bardzo pozytywne, świetnie się bawią podczas rozmowy.

Dopiero jak pacjent dojdzie do tego etapu, możemy uznać, że jest bardziej przygotowany na nawiązywanie kontaktu w spontanicznych sytuacjach życiowych.

I pacjenci naprawdę nabierają pewności siebie?

Naprawdę. Jeden po tym, jak udało mu się umówić i spotkać z atrakcyjną dla niego dziewczyną, wyznał mi: "Nie uwierzy pan, co ona mi powiedziała. Że jestem pewny siebie". Jeszcze nie zakończył całego procesu i sam tak się nie czuł, ale zaczęła się w nim dokonywać zmiana i ta druga strona to dostrzegła.

O tym, jak powinna wyglądać randka, też rozmawiacie?

Zalecam pacjentom, żeby kierowali się zasadą trzech miejsc. I ona naprawdę się sprawdza.

Na czym ona polega?

Na pierwszą randkę najlepiej zabrać dziewczynę do jakiegoś miejsca publicznego, ale takiego, gdzie można swobodnie porozmawiać, czyli nie na koncert czy do kina, ale do kawiarni, restauracji. W ten sposób zbudujemy poczucie bezpieczeństwa, lepiej się poznamy. Potem polecam wybrać  jakąś wspólną aktywność gdzieś, gdzie będzie możliwość nawiązania bliższego kontaktu, na przykład wybrać się na kręgle, łyżwy, bilard, na wrotki. Trzecie miejsce powinno być bardziej kameralne, aby pogłębić relację, bliskość, poruszyć głębsze tematy. Można zaproponować piknik w parku, na łące czy też spacer w malowniczym miejscu.

Proste i sensowne.

Niby proste, ale wiele osób w ogóle na to nie wpada.

Skąd pomysł na te ćwiczenia? Czy uczą ich w szkole psychoterapii?

Konkretnych ćwiczeń – nie, to moje autorskie pomysły. W szkole uczymy się pracy nad przekonaniami, z lękiem, a ćwiczenia pozwalają na stopniową zmianę postaw, naukę nowych umiejętności, obniżają lęk związany z określonymi sytuacjami. Świetnie się sprawdzają w procesie samorozwoju.

Spotkałem się z tym, że ktoś wyłącznie słuchał audiobooka, ale to nie mu wystarczyło, żeby nabrać pewności siebie.

Zobacz wideo Jak się dzisiaj kochamy? Rozmowa Agi Kozak z Anną Marią Szutowicz z Y&Lovers

Jak to możliwe, że młodzi ludzie zatracili te naturalne umiejętności nawiązywania relacji? Chyba że powinnam zapytać inaczej: dlaczego nigdy ich nie wykształcili?

Przyczyn jest zapewne kilka. Na pewno przeniesienie komunikacji do świata wirtualnego i tym samym brak możliwości rozwijania umiejętności komunikacyjnych w świecie realnym.

Niektóre dzieci trzymane są współcześnie pod kloszem – rzadko wychodzą na podwórko, gdzie mają okazję ćwiczyć umiejętności społeczne, radzić sobie samodzielnie, bez ingerencji rodziców, nauczycieli, w różnych trudnych sytuacjach.

Kolejna sprawa – część moich pacjentów pochodzi z rozbitych rodzin, sporo wychowuje się bez ojców lub ojciec jest praktycznie nieobecny, mnóstwo mężczyzn z naszego powiatu pracuje za granicą.

Opowiada pan przede wszystkim o mężczyznach. A co z kobietami?

Też do mnie trafiają, od jakiegoś czasu coraz częściej. Mają inne problemy, bo mimo wszystko w dalszym ciągu to mężczyzna wykonuje ten pierwszy krok, nawiązuje kontakt, zaprasza i planuje spotkanie.

'Wiele kobiet również nie potrafi prowadzić rozmów w sieci - skreślają mężczyzn na wstępie, nie wzmacniają ich zachowań' (Shutterstock.com) , (Shutterstock.com)

Jakie mają problemy?

Mam pacjentki, które wyznają określone wartości, na przykład czystości przedmałżeńskiej, i w związku z tym mają ogromną trudność ze znalezieniem partnera wyznającego podobne wartości. 80 proc. mężczyzn niekoniecznie jest zainteresowanych rozwijaniem znajomości z taką osobą. Wiele kobiet również nie potrafi prowadzić rozmów w sieci – skreślają mężczyzn na wstępie, nie wzmacniają ich zachowań, nie odzywają się pierwsze, nie okazują zainteresowania. Mężczyzna też musi mieć poczucie, że jego starania są pozytywnie odbierane przez kobietę.

Wiele kobiet wykształciło niezdrowe schematy relacji na skutek trudnych doświadczeń z dzieciństwa. Z jednej strony deklarują, że szukają dobrego, czułego, szanującego je mężczyzny, a wybierają całkowitą odwrotność – osobę, która ich rani, opuszcza itd. Podczas terapii analizujemy ich relacje i przepracowujemy dysfunkcyjne schematy.

Jak?

Jednym z etapów jest zmiana w zachowaniu, gdy na przykład pacjentka stara się wybierać takie znajomości, które będą raczej dawać jej satysfakcję, a nie rodzić frustrację. Często tak jest, że wokół mojej pacjentki już "kręci się" jakiś fajny mężczyzna, ale ona nigdy nie postrzega go w kategoriach partnera, bo "nie jest w jej typie". Mówię wtedy: "Ale co ci szkodzi pójść z nim na spacer, spotkać się na kawę?". Niektóre dają sobie szansę i później powstają z tego naprawdę fajne i szczęśliwe związki.

Ewa Jankowska. Dziennikarka. Redaktorka. W mediach od 2011 roku. W redakcji magazynu Weekend od 2019 roku. Współautorka zbioru reportaży "Przewiew". Jedna z laureatek konkursu "Uzależnienia XXI wieku" organizowanego przez Fundację Inspiratornia. Jeśli chcesz się podzielić ze mną swoją historią, napisz do mnie: ewa.jankowska@agora.pl.