
Wenecja, koniec sierpnia 2021 roku, pokaz Dolce & Gabbana Alta Moda. Na wybiegu można zobaczyć aż sześć nastoletnich córek sławnych rodziców, które z pewnością nie spełniają kryteriów świata high fashion. A te wciąż dla większości są nieubłagane – należy być osobą wysoką, szczupłą, mieć określone wymiary. Odstępstwa od norm owszem, zdarzają się – dość powiedzieć, że na przykład Kate Moss ma "ledwie" 170 cm – ale wtedy o karierze decyduje "to coś". W przypadku dzieci słynnych rodziców "tym czymś" są znane nazwiska.
Najnowsze wiadomości, poruszające historie, ciekawi ludzie - to wszystko znajdziesz na Gazeta.pl
W oszałamiających stylizacjach włoskiego duetu w Wenecji zaprezentowały się więc: córka modelki Heidi Klum, córka aktorki i modelki Moniki Bellucci, córka aktora Christiana Bale’a oraz trzy córki Puffa Diddy’ego, rapera, producenta i założyciela streetwearowej marki Sean John.
Mniej więcej w tym samym czasie sensacją tygodnia mody w Mediolanie jest Lila Grace Moss Hack, 19-letnia córka wspomnianej Kate. Z kolei miesiąc później po wybiegu jednej z najgorętszych obecnie marek Bottega Veneta przeszła Lourdes Leon, córka Madonny. Tym samym nowa generacja modelek z impetem weszła do gry, tyle że na nie do końca czystych zasadach.
Era instamodelek
"Dziś bardziej niż warunki fizyczne, talent czy doświadczenie liczy się liczba followersów na Instagramie. Bez tego nie istniejesz. Modelki stały się celebrytkami" – powiedziała mi już w 2016 roku polska top modelka Kasia Struss. Teraz mamy jeszcze TikTok, a potęga social mediów wciąż rośnie. Marki oczywiście są tego bardzo świadome, zwłaszcza odkąd platformy społecznościowe umożliwiły swoim użytkownikom zakupy. Dlatego każdy dom mody, który może sobie na to pozwolić, chce współpracować z najważniejszymi modelkami-influencerkami, innymi słowy: instamodelkami. Bo te, młode dziewczyny, mające wyrazisty styl gwarantują markom to, co najcenniejsze – potężne zasięgi oraz dotarcie do nowego, młodszego odbiorcy, który gotów jest zrobić wszystko, by dorównać swoim idolkom.
Na samym szczycie tego małego i hermetycznego świata instamodelek jest Kendall Jenner, 25-letnia przyrodnia siostra Kim Kardashian, z ponad 196 mln followersów. Karierę w branży rozpoczęła już w wieku 14 lat. W 2018 roku na samym modelingu zarobiła 22,5 mln dolarów, stając się najlepiej opłacaną modelką na świecie i pierwszą instamodelką w historii rankingu. Tuż za nią na podium znajdują się siostry Hadid – Bella i Gigi, córki modelki Yolandy Hadid i magnata nieruchomości Mohameda Hadida. Starsza Gigi niedawno została matką i zrobiła sobie przerwę od pokazów. Teraz wraca na wybieg, gdzie stała się jeszcze bardziej pożądana. Konto Gigi na Instagramie śledzi niemal 71 mln fanów, Belli – 46 mln. Wszystkie trzy to niekwestionowane księżniczki Instagrama.
Łączy je coś jeszcze. Wywodzą się z wpływowych amerykańskich klanów, rozsławionych na cały świat za sprawą superpopularnych reality show. Kendall wraz z niemal całą rodziną przez 14 lat występowała w programie "Z kamerą u Kardashianów". Gdy ruszały zdjęcia, miała zaledwie 12 lat, a największymi gwiazdami show były jej matka i starsze siostry. Gigi i Bella nie były nawet pełnoletnie, gdy w 2012 roku zaczęły towarzyszyć matce w "Żonach Beverly Hills". Tym samym dzięki swoim rodzinom nastolatki były sławne na długo przed tym, zanim w ogóle pomyślały o modelingu. A sława to w tej branży cenna waluta.
Jednak stwierdzenie, że Kendall Jenner oraz siostry Hadid swój spektakularny sukces na wybiegu zawdzięczają tylko nazwisku, byłoby nieuczciwe. Mają bowiem to, co w branży jest wciąż absolutnie najważniejsze – odpowiednie warunki fizyczne. Kendall mierzy 179 cm, Gigi – 178 cm, Bella – 175 cm. Są też niewątpliwie zgrabne i piękne, nawet jeśli nie do końca wiadomo, ile w tym zasługi matki natury, a ile chirurga.
Kontrowersje budzi zwłaszcza Bella. W Internecie można znaleźć mnóstwo grafik przedstawiających modelkę "przed" i "po". Ona sama utrzymuje jednak, że nic w swojej urodzie nie poprawiała. A nawet gdyby, to czy miałoby to jakiekolwiek znaczenie? Skoro wywodzi się ze sławnej rodziny i ma potężne zasięgi w mediach społecznościowych, mogła być pewna, że zostanie zaproszona na casting. Jeśli oczywiście ktoś w ogóle zaproponuje jej casting, bo "nepo babies", jak bogate dzieci sławnych rodziców nazywa "Paper Magazine", oferuje się od razu udział w pokazie. I to nie byle jakim.
Weźmy na przykład Meadow Walker, córkę tragicznie zmarłego aktora Paula Walkera, gwiazdy kasowej serii "Szybcy i wściekli". 22-latka w roli top modelki zadebiutowała w marcu tego roku, otwierając pokaz marki Givenchy podczas Paris Fashion Week. Imponujące osiągnięcie. Czy dziewczyna znikąd miałaby podobne szanse? Wątpliwe. Oczywiście następnego dnia dom mody Givenchy miał zagwarantowane publikacje wszędzie. I co z tego, że nie pisano o nowej kolekcji, tylko o gwieździe pokazu? Przecież nieważne, co mówią, oby tylko nie przekręcali nazwy brandu.
Fashion week – droga przez mękę
Droga od anonimowej modelki do gwiazdy wybiegów zaczyna się w profesjonalnej agencji. Dziewczyna musi zainteresować ją na tyle, by otrzymała kontrakt do podpisania. Bez niego żadna licząca się marka nie zaprosi modelki na casting. To agencja otwiera wszystkie drzwi i pokrywa podstawowe wydatki, takie jak mieszkanie, wyżywienie i transport modelki. Sam casting zaś to trochę loteria. Nie wiadomo, czy ta konkretna osoba będzie pasowała do charakteru kolekcji, specyfiki pokazu lub czy zwyczajnie spodoba się projektantowi. Jeśli jednak odpowiedź na te trzy pytania brzmi "tak", dostaje szansę. W im większej liczbie pokazów wystąpi, tym bardziej jej notowania pójdą w górę.
W czasie tygodni mody, organizowanych między innymi w Nowym Jorku, Londynie, Mediolanie i Paryżu, nastoletnie modelki odbywają dziesiątki takich maratonów. Za kulisami nie czuć tego całego glamouru, który widzimy na wybiegach. Zwykle panuje chaos, rzadko kiedy zdarza się przerwa na lunch, a jeśli już, to je się w biegu. Ciągłe nakładanie, poprawianie i zmywanie makijażu podrażnia cerę. Wielokrotna zmiana fryzury, łącznie z kolorem, przekłada się na kondycję włosów. Dziewczyny są permanentnie niewyspane i muszą nieustannie liczyć kalorie.
"Gdy pracowałam jako modelka, ważyłam jakieś 10 kilo mniej niż teraz, a i tak cały czas się głodziłam" – opowiadała filigranowa Margaret Qualley w "The Cut". Dziś jest jedną z najciekawszych aktorek młodego pokolenia, ale był moment, gdy myślała poważnie o karierze na wybiegu. Szybko dostała się na pokazy do najlepszych – w końcu jest córką samej Andie MacDowell. Jednak świat modelingu jej nie zachwycił. "W tym zawodzie chodzi tylko o to, żeby być superchudą" – wyznała w "Belfast Telegraph".
Mniej uprzywilejowane modelki zaciskały zęby i robiły po kilkadziesiąt pokazów w sezonie. Pięły się coraz wyżej. Nikt nie powiedział, że będzie łatwo, ale przecież było warto. Tak na szczyt dotarła między innymi Naomi Campbell, supermodelka lat 90., dziś mająca status ikony. "Gdy byłam młoda, naprawdę harowałam na wybiegu. Dzięki temu mogłam się wiele nauczyć od starszych koleżanek – jak się poruszać, jak pracować z kreacją, po prostu wszystkiego. Cieszę się, że właśnie tak wyglądała moja droga do kariery. Niczego bym w niej nie zmieniła" – mówiła w magazynie "Time" w 2016 roku.
Supermodelki mają problem
Campbell została dostrzeżona przez znaną agentkę modelek, gdy miała 15 lat i przyglądała się wystawom sklepowym na jednej z londyńskich ulic. Już niecały rok później spoglądała z okładki miesięcznika "Elle". Dziś uważa, że to właśnie dzięki konsekwentnej ciężkiej pracy i brakowi taryfy ulgowej zdobyła szacunek branży. Łatwo się więc domyślić, że nie jest fanką nagłych i spektakularnych karier dzisiejszych modelek z koneksjami. Gdy w programie "Watch What Happens LIVE" zapytano, co sądzi o sukcesie Kendall Jenner, Naomi odparła z wymownym grymasem: "Następne pytanie!". W udzielonym później wywiadzie wyjaśniła, że jej zdaniem instamodelki mają zdecydowanie łatwiej niż ona i jej koleżanki ponad trzy dekady temu. Dodała, że w modelingu powinny panować równe szanse i różnorodność.
Fanką nowej generacji modelek wywodzących się ze znanych klanów i mających grona wyznawców w mediach społecznościowych nie jest też Stephanie Seymour. Gwiazda wybiegu przełomu lat 80. i 90. w rozmowie z "Vanity Fair" stwierdziła: "One nie mają z nami nic wspólnego. Tak, supermodelki to już przeszłość, ale my bez wątpienia zasłużyłyśmy na tamten zaszczytny tytuł".
Kim są w takim razie Kendall, Gigi, Bella i inne it girls dominujące dziś na wybiegach? "Laskami, które mają swoje pięć minut".
Ta wypowiedź mogłaby wydać się nawet zabawna, gdyby nie to, że Seymour sama użyła swojej rozpoznawalności, by ułatwić synom wejście do świata mody. Peter II Brant i jego młodszy brat Harry występowali w edytorialach, kampaniach i na wybiegach, między innymi u Balmain. Pojawili się też we wspólnej sesji z matką w amerykańskim "Harper’s Bazaar". Młodszy, 24-letni syn modelki na początku 2021 roku zmarł po przedawkowaniu leków.
Janice Dickinson, supermodelka przełomu lat 70. i 80., mówi z kolei wprost – Gigi, Bella i Kendall znalazły się w świecie high fashion tylko dlatego, że one i/lub ich rodziny mogą się pochwalić potężną armią followersów w mediach społecznościowych. A popularność według Dickinson modelką nie czyni.
"Te wszystkie Hadidki czy Jennerki mają wciąż ten sam wyraz twarzy. Żadnego urozmaicenia! Po prostu sobie stoją i zarabiają miliony" – kpiła w podcaście "Behind The Velvet Rope". Jej opinię podziela modelka i aktorka Rebecca Romijn, która w programie "Entertainment Tonight" zdradziła: "Wiele wysoko postawionych osób w branży po prostu ich nie znosi".
Krytyka nie umknęła uwadze jej głównych bohaterek. "To nie fair" – skomentowała urażona Kendall Jenner w jednym z odcinków show "Z kamerą u Kardashianów". Zaznaczyła przy tym, że jako osoba wywodząca się z najpopularniejszego klanu na świecie musiała pracować dwa razy ciężej niż inne modelki. Wszystko po to, by udowodnić, że znalazła się w branży nie tylko przez nazwisko. Co więcej, wyznała, że początkowo, zgłaszając się na castingi, w ogóle go nie podawała. A gdy udało jej się dostać angaż w pokazie, nigdy nie zapraszała nikogo ze swojej celebryckiej rodziny. "Żeby nie robić tego całego medialnego cyrku" – dodała jej matka Kris Jenner.
Kendall zaprzeczyła jednak sama sobie, udzielając w sierpniu 2018 roku wywiadu magazynowi "LOVE". Powiedziała wtedy: "Od początku bardzo selektywnie podchodziliśmy do pokazów, w których wezmę udział. Nigdy nie byłam jedną z tych dziewczyn, które trzaskają po 30 czy ileś tam pokazów w sezonie". Pogrążyła się jeszcze bardziej, dodając, że otrzymywała miliony zleceń, aż poczuła się tym wszystkim przytłoczona. Postanowiła więc zrobić sobie wolne od modelingu. Cóż, chyba nikt inny w branży nie ma podobnego komfortu. "Gdybyśmy odrzucały ’miliony zleceń’, nigdy nie zrobiłybyśmy kariery" – skomentowała gorzko w social mediach kanadyjska modelka Amber Witcomb. Kendall, mimo dłuższej nieobecności na wybiegu, nie spadła ze szczytu.
Swoim nieprzemyślanym wyznaniem Kendall Jenner rozwścieczyła koleżanki po fachu. Zwłaszcza te, które karierę zaczynały ze zdecydowanie mniej uprzywilejowanej pozycji. "Kochana, nie wszystkie modelki mieszkają w Calabasas", kpiła na Twitterze transpłciowa top modelka Teddy Quinlivan. Calabasas to najbardziej luksusowa, wręcz ociekająca bogactwem część hrabstwa Los Angeles. Właśnie tam znajduje się willa należąca do klanu Kardashian-Jenner. "Niektóre z nich są z Somalii, syberyjskiej tundry, biednej wioski gdzieś w Chinach czy z przyczepy w Tennessee" – kontynuowała Quinlivan. Były też ostrzejsze wypowiedzi, niektóre wręcz obraźliwe. Przekaz był natomiast jeden: tym całym instamodelkom w głowach się poprzewracało!
Okazuje się jednak, że nie wszystkim. Gigi Hadid w rozmowie z australijskim magazynem "Vogue" powiedziała: "W modelingu pracuje naprawdę mnóstwo dziewczyn, które przyjechały gdzieś z końca świata i dają z siebie wszystko. Potem wysyłają ciężko zarobione pieniądze do domu, by wesprzeć bliskich. Dokładnie tak robiła moja mama przed laty. Pragnęłam stać na backstage’u i czuć się im równa. Chciałam zasłużyć na ich szacunek. Zależało mi, by wiedziały, że nie zamierzam ich ani wygryźć, ani przyćmić. Wiem, że startowałam z bardzo uprzywilejowanej pozycji, dlatego na początku nie mogłam pozbyć się permanentnego poczucia winy".
Tym szczerym wyznaniem Gigi zaskarbiła sobie sympatię całej branży. Tym bardziej że za jej słowami szły czyny. Nikt nigdy nie skarżył się na współpracę z modelką. Nie słychać, by kiedykolwiek miała gwiazdorskie wymagania. Ale podobno właśnie taka pokorna postawa to dla instamodelek norma. "Z tego, co słyszałem, te dziewczyny pracują tak samo ciężko jak inne modelki. Zawsze są na czas, nigdy się nie lenią, dają z siebie dwieście procent i nie sprawiają żadnych kłopotów – opowiadał stylista Robert Verdi magazynowi "Vanity Fair". – O ekscesach Naomi Campbell, jak rzucanie telefonem w asystentkę, wciąż krążą legendy. A te dziewczyny są grzeczne".
Z jego opinią zgadza się Zuzanna Bijoch, top modelka, która pracowała z najważniejszymi domami mody na świecie. – Nie zauważyłam jakiegoś innego traktowania. Czekają na przymiarkach razem ze wszystkimi – mówi, gdy proszę ją o komentarz.
Podobnymi doświadczeniami dzieli się ze mną Marta Dyks, modelka, influencerka i aktywistka: – Te dziewczyny naprawdę ciężko pracują, by udowodnić, że są kimś więcej niż tylko czyimiś córkami, siostrami czy żonami. Oczywiście, mają łatwiej na starcie, ze względu na środki, którymi dysponują. Mogą pozwolić sobie na przykład na wyższe standardy podróży, prywatnych kierowców, na wszystko to, co daje większy komfort pracy. Myślę jednak, że z powodu znanego nazwiska spotyka je tyle samo korzyści, co trudności.
W pozytywnym tonie o Kendall Jenner i siostrach Hadid wypowiada się ikona modelingu Cindy Crawford. Jej córka Kaia Gerber również jest – a jakżeby inaczej – modelką. Na Instagramie Gerber może się pochwalić ponad 7 mln obserwatorów. Jest wysoka, bardzo szczupła, niezwykle fotogeniczna i choć aż trudno w to uwierzyć, jeszcze piękniejsza niż jej sławna matka. Talent zaś musi mieć zapisany w genach, bo gdy idzie po wybiegu, zatrzymuje na sobie spojrzenia wszystkich. – Kaia ma takie warunki, że i bez wsparcia znanego nazwiska odniosłaby sukces w modelingu – dopowiada mi Bijoch.
Tymczasem córki innych gwiazd, które ostatnimi czasy coraz częściej pojawiają się na wybiegach – już niekoniecznie.
Trzy słowa: daughter of Madonna
Przyjrzyjmy się choćby karierom córek Vanessy Paradis, Madonny i Kate Moss. Eteryczna Paradis w 1991 roku zachwyciła Karla Lagerfelda, dyrektora kreatywnego Chanel. Delikatna i słodka, a przy tym seksowna i drapieżna. Mając 19 lat, wciąż wyglądała jak dziecko. Lagerfeld i Paradis zostali przyjaciółmi, a z Chanel Francuzka współpracuje do dziś. Niemal ćwierć wieku później muzą marki została córka Paradis ze związku z hollywoodzkim aktorem Johnnym Deppem. Lily-Rose Depp mierzy ledwie 160 cm, a mimo to czterokrotnie wystąpiła w pokazach Chanel. Została też twarzą perfum, linii kosmetyków do makijażu, a także kolekcji okularów i zegarków marki. Dla dziewczyny o takich warunkach fizycznych, ale bez koneksji, jest to nieosiągalne.
W biogramie Lourdes Leon na models.com, najważniejszym portalu branżowym, widnieją trzy słowa: daughter of Madonna – córka Madonny. Tylko tyle i aż tyle. Lola, jak pieszczotliwie nazywa ją matka, zadebiutowała w kampanii perfum Stelli MacCartney, przyjaciółki Madonny. Dotychczas wzięła udział w czterech pokazach, ostatnio u Bottega Veneta. Ma 25 lat i 170 cm wzrostu. Teoretycznie jest więc za stara, by dopiero zaczynać karierę w modelingu, oraz za niska, by brać udział w pokazach high fashion (niestety, takimi zasadami rządzi się świat modelingu, przynajmniej na razie). Tymczasem córka Madonny robi jedno i drugie.
13 września Lola gościła też na najważniejszej imprezie środowiska modowego – słynnej Met Gala w Nowym Jorku. Gospodynią gali jest Anna Wintour, redaktor naczelna amerykańskiego "Vogue’a". Miesiąc wcześniej córka Madonny pojawiła się na okładce tego magazynu. Top modelka Anja Rubik, z ponad 20-letnim doświadczeniem i ogromnymi osiągnięciami na koncie, do tej pory nie dostąpiła tego zaszczytu.
Najwięcej kontrowersji wzbudza jednak rozwijająca się błyskawicznie kariera córki Kate Moss. Gdy Lila Grace Moss skończyła 16 lat, podpisała kontrakt z agencją modelek należącą do Kate. Na wybiegu zadebiutowała w październiku 2020 roku, otwierając i zamykając pokaz Miu Miu. Było to wydarzenie tyle ekscytujące (oto córka legendy modelingu idzie w jej ślady), co kontrowersyjne. Zdaniem niektórych Lila Grace, obdarzona raczej przeciętną urodą, nie miałaby szans na karierę w modelingu, gdyby nie matka. A już na pewno nie weszłaby do branży w tak spektakularny sposób. Jeszcze bowiem zanim po raz pierwszy stanęła na wybiegu, została twarzą marki Marca Jacobsa, bliskiego przyjaciela Kate Moss.
Pod koniec września Lila Grace Moss wykonała jednak gest, który poruszył wszystkich. Podczas pokazu w Mediolanie przeszła po wybiegu z pompą insulinową na udzie. Nie próbowała jej zasłonić, traktując ją jako ułomność. Podobno tego nie planowała – zwyczajnie zapomniała o pompie, bo ta jest dla niej czymś naturalnym. Czymś, co towarzyszy jej w życiu stale i czego się nie wstydzi. Za to, że nie ukryła choroby, byli jej wdzięczni inni zmagający się z cukrzycą typu 1. Lila Grace została ich ambasadorką i bohaterką. Wkrótce o ważnym geście młodej modelki mówili już wszyscy, używając jej imienia i nazwiska, a nie określenia "córka Kate Moss".
I tu dochodzimy, zdaje się, do sedna sprawy. – Znane nazwisko bez wątpienia sporo ułatwia, ale nie determinuje i nie gwarantuje sukcesu – stwierdza Marta Dyks.
Bo żeby zaistnieć na dłużej niż pięć minut, potrzeba czegoś jeszcze. Zdaniem Małgorzaty Leitner, szefowej agencji modelek i talentów Avant Management, wyjątkowej osobowości: – Chodzi o pewien rodzaj charyzmy, o to nieuchwytne coś, co sprawia, że te dziewczyny są po prostu cool.
Dyks dodaje: – To, że wywodzą się ze znanych rodzin, nie sprawi przecież, że wyjdą świetnie na zdjęciach. Jest wiele córek gwiazd, które nie zrobiły kariery, choć bardzo chciały. Nadal trzeba spełniać określone warunki, nadal trzeba pracować. Tego nie da się przeskoczyć.
Jedną z tych, które marzyły o światowym modelingu, jest Paris Hilton. Wnuczka Barrona Hiltona nie zrobiła kariery w branży, ale, jak wiemy, znalazła inną drogę, by zaistnieć.
Utracona nieprzewidywalność
Edward Enniful, redaktor naczelny brytyjskiego "Vogue’a", powiedział w magazynie "Time", że instamodelki całkowicie zmieniły zasady gry. "Jeśli pozyskujesz do swojego pokazu Kendall czy Gigi, to wiesz, że pozyskujesz też ich followersów". Dlatego można się spodziewać, że w kolejnych miesiącach na wybiegach będzie się pojawiać coraz więcej znanych i uprzywilejowanych.
I być może nie ma w tym nic złego. Modeling, jak każda branża, po prostu się zmienia. Szkoda tylko, że traci tę nieprzewidywalność i magię, z których słynął. Bo dawniej top modelki odkrywano na przykład w przydrożnym McDonaldzie (Gisele Bundchen), na targu warzywnym (Natalia Vodianova) czy w kolejce do odprawy na lotnisku (Kate Moss). Dziś takie odkrycia zdarzają się niezwykle rzadko.
Najnowsze wiadomości, poruszające historie, ciekawi ludzie - to wszystko znajdziesz na Gazeta.pl
Natalia Hołownia. Dziennikarka, autorka książek "Jak być paryżanką w Polsce" i "Modna Polka". Mama Zuzi. Współprowadzi podcast "TAK MAMY" o macierzyństwie w XXI wieku. Kocha czytać, pisać, oglądać dobre filmy i seriale oraz podróżować. Warszawianka z wyboru.