Społeczeństwo
Razem z ojcem wychowujemy psa od urodzenia, sprzedajemy, gdy ma rok-dwa lata (fot. Shutterstock)
Razem z ojcem wychowujemy psa od urodzenia, sprzedajemy, gdy ma rok-dwa lata (fot. Shutterstock)

Dla jakich służb szkoli pan psy?*

Obecnie dla Jednostki Wojskowej Komandosów, wcześniej dla Żandarmerii Wojskowej, Straży Granicznej, Policji, wojska, w zasadzie wszystkich służb. Od 1,5 roku trenujemy z psami z GOPR-u.

Jeździcie na nabory organizowane przez służby i prezentujecie psy ze swojej hodowli?

Już nie. Kiedyś jeździliśmy do Policji, Straży Granicznej czy wojska, ale teraz sami dzwonią do nas i zamawiają konkretne psy już wyszkolone do konkretnych zadań. Z wszystkich, które do tej pory im wytrenowaliśmy, są zadowoleni. Teraz mamy zamówienie na wyszkolenie dwóch psów dla wojskowych komandosów i jednego dla Służby Ochrony Państwa. Miałem też telefon z Żandarmerii Wojskowej, ale ostatecznie wezmą psa od mojego kolegi, bo z mojej hodowli jest dla nich za drogi, jednak pomagam go szkolić. Poświęcam dużo czasu na opiekę nad psem i jego wyszkolenie, a Policja płaci niewiele, więc to się nie opłaca. Poza tym nie mam potem kontaktu z psem, nie wiem, co się z nim dzieje. Z komandosami dobrze się pracuje, są zadowoleni z wyników naszych podopiecznych, a ja wiem, jakie są dalsze losy psa.

Ile kosztuje wyszkolony przez pana pies?

60–80 tysięcy złotych.

Wyszkolony pies kosztuje 60-80 tysięcy złotych (fot. Shutterstock)

Za sztukę?

Tak. Razem z ojcem wychowujemy psa od urodzenia, sprzedajemy, gdy ma rok–dwa lata. W tym czasie codziennie jest szkolony. Niech pani policzy sam koszt dwóch treningów dziennie – 100 złotych. Plus opieka lekarska, jedzenie. Sam, zanim zacząłem szkolić, przez wiele lat jeździłem po świecie i się uczyłem. Jeden dziesięciodniowy kurs u mojego mentora Barta Bellona, twórcy metody NePoPo, którą szkolę psy, to koszt 10 tysięcy euro. A szkoleń, na których uczyłem się pracy z psami, było wiele. Nie liczę, ile kosztowało to mnie i mojego ojca, z którym prowadzę szkołę, ale pewnie około 500 tysięcy złotych. Znamy wartość naszych psiaków, wiemy, jakie osiągają wyniki w pracy w służbach, stąd cena.

Jakie psy hodujecie?

Owczarki belgijskie. To rasa najmniej zepsuta przez człowieka, choć w Polsce linia poszła w innym kierunku, niż oczekiwaliśmy. W Holandii, Belgii mocno mieszali te psy, krzyżowali z innymi rasami, co dawało stabilniejsze potomstwo, o lepszej puli genetycznej. Do polskiej puli dostała się duża nerwowość, brak równowagi psychicznej, psy słabo radzą sobie ze stresem. Owczarki belgijskie są szybkie, zwinne i dynamiczne, ale bywają agresywne, mają w sobie frustrację, która nie przekłada się na instynkt łowczy. To nie są łatwe psy, trzeba je szkolić z dużym wyczuciem. Świadomy trener poprowadzi odpowiednio każdego psa i z każdego wykrzesze jakieś zdolności. Pytanie, w którym kierunku potem opiekun z nim pójdzie. Dlatego psy do naszej hodowli kupowaliśmy w Niemczech, krzyżowaliśmy je z psami z Belgii, niewiele mają polskiej krwi. Jedynego, którego kiedyś kupiliśmy z polskiej hodowli, Faro, odsprzedaliśmy kilka lat temu komandosom. Nie do końca podobały nam się jego predyspozycje. Do pracy nadawał się świetnie, ale do rozmnażania i przekazywania genów niekoniecznie.

Pies podczas szkolenia. (fot. Shutterstock)

Skąd pan wie, że akurat ten konkretny pies sprawdzi się w służbie?

Oceniam jego wzrost, budowę mięśni, kości, z naciskiem na biodra, stawy. Musi być zdrowy i mocny. Ale to są ogólne wymagania. Każdy człowiek co innego lubi, czego innego chce. W służbach nie ma opisanego wzorca psa. Kryteria, którymi trzeba się kierować, to przede wszystkim zdrowie genetyczne. Kryterium numer dwa to jak pies psychicznie radzi sobie ze stresem. U szczeniaka ciężko to sprawdzić, dlatego musimy znać minimum jedno–dwa pokolenia wstecz, wiedzieć, jak zachowywali się rodzice. Trzecim elementem, i to chyba najtrudniej znaleźć, jest odpowiedni popęd łowiecki, który sprawia, że pies będzie zmotywowany do pracy. To daje nam cień szansy, że szczeniak będzie miał odpowiednie predyspozycje. Geny to czynnik odgrywający główną rolę, a potem to, co hodowca wypracuje, gdy szczeniaki się urodzą. My zaczynamy pracować z nimi już na drugi dzień po przyjściu na świat.

(...)

Pan wie, w jakim kierunku powinien psa kształtować?

W którymś momencie on zaczyna pokazywać predyspozycje i głupotą byłoby pchać go na przykład do ratownictwa, kiedy widzę, że nie ma do tego uzdolnień. Przecież może pracować w inny sposób, będzie świetny choćby w szukaniu narkotyków, ale wtedy trzeba go szkolić inaczej. Na każdym etapie trzeba psa obserwować, bo on dopiero za jakiś czas pokaże, jaki naprawdę jest. Lata doświadczenia pozwalają oceniać psa intuicyjnie, ale nieraz zdarzało się mi popatrzeć na malucha i powiedzieć: ten będzie świetny w ratownictwie, a potem się okazywało, że pies poszedł w innym kierunku. Nie ma reguł. Szkoliliśmy psy do tropienia, szukania narkotyków, materiałów wybuchowych, pracy w obronie. Czasem przyjeżdża przewodnik na szkolenie psa obronnego. Pracujemy, obserwujemy i mówimy mu, że to strata czasu, pies się do tego nie nadaje. Dojdziemy do pewnego poziomu w jego nauce, ale w końcu odbijemy się od ściany. Dużo ludzi się upiera, trwa przy swoim zdaniu, nic nie mogę zrobić. Jako trener mogę wiele zaszczepić psu, ale pewnych rzeczy nie przeskoczę. Jak chcesz dojść do wysokiego poziomu w służbie z psem, on musi mieć "to coś".

Na każdym etapie trzeba psa obserwować, bo on dopiero za jakiś czas pokaże, jaki naprawdę jest (fot. Shutterstock)

Czego uczy się szczeniaka, który w przyszłości ma pracować w służbach?

Zacznę od tego, że najlepiej by było, gdyby szczeniaki trafiały do swoich przewodników w wieku 7 tygodni. Jeśli to niemożliwe, należy je rozsadzić, odgrodzić od siebie, bo indywidualnie szybciej się adaptują. Im dłużej zostają w grupie, tym ciężej później im się przełamać i przyzwyczaić do nowej osoby. Po 2–3 tygodniach w nowym miejscu szczeniak pokazuje prawdziwe ja, bo inaczej zachowuje się w stadzie, wśród swoich, a inaczej adaptując się do nowej sytuacji i nowego człowieka. W tym czasie szczenięta najszybciej przyswajają trzy niezbędne elementy: używania głowy, używania nosa i pracy zębami. Predyspozycja pierwsza to myślenie: posłuszeństwo, przychodzenie do nogi, siadanie na komendę i inne umiejętności są w psiej głowie. Druga predyspozycja to wykorzystywanie węchu, to, jak pies w sposób naturalny używa nosa. Kolejna rzecz: jak mocno chce gryźć. Na początku rozwijamy te trzy predyspozycje, potem możemy psa ukierunkować w zależności od tego, w czym jest najlepszy. Finał jest taki, że bez względu na to, co pies po skończeniu roku pokaże i w czym jest wybitny, mogę go w dowolną konkurencję puścić i on sobie da radę, bo ma silne fundamenty, jest uniwersalnie rozwinięty.

Prowadzicie też szkolenia dla psów niepochodzących od was, również dla służb.

Zwykle pies kupowany do służb ma wpojone przez hodowcę podstawy posłuszeństwa, ale czasem nie umie prawie nic.

Zobacz wideo Cztery praktyczne wskazówki dla właścicieli zwierząt

Często się zdarza, że psa bierze osoba, która dopiero zostaje przewodnikiem. Człowiek nic nie umie, pies nic nie umie, pracują pod naszym okiem. Miałem okazję obserwować różnych instruktorów, niestety nie wszyscy byli profesjonalni. Trzeba wciąż się uczyć, poznawać nowe techniki, rozwijać, a w polskich służbach to nie jest standard. Postanowiliśmy uczyć psy nie tylko posłuszeństwa, ale szkolić je do konkretnej służby, uczyć ratownictwa, wyszukiwania zapachów, obrony – w zależności od potrzeby i zamówienia. Gdy przewodnik dostaje naszego psa, pokazujemy mu "instrukcję obsługi", uczymy komunikacji i kierowania zwierzęciem. Potem wielokrotnie trenujemy z nimi na kursach doszkalających, by utrzymać wysoki poziom wyszkolenia. Czasem komandosi przyjeżdżają na szkolenie do nas, czasem my do nich jeździmy. Płaci za to jednostka.

Zwykle pies kupowany do służb ma wpojone przez hodowcę podstawy posłuszeństwa, ale czasem nie umie prawie nic (fot. Shutterstock)

Obserwowałam pana trening z psami z GOPR-u i ćwiczenie, które mnie trochę zdziwiło: pies nadeptywał na małe blaszane pudełko na ziemi i dostawał za to pochwałę i smakołyk. Czego to ma go nauczyć?

Zarówno to, jak i większość ćwiczeń ma nauczyć psa jednego: myślenia. Cała reszta jest dodatkiem. Blaszka czy jakikolwiek inny element w treningu jest czynnikiem ułatwiającym albo utrudniającym. Blaszka jest fajna, bo wiele psów lubi dźwięk, jaki wydaje, wtedy mają więcej frajdy z wykonywanego zadania i rośnie w nich frustracja, którą wykorzystujemy. Pies nadeptuje na blaszkę, jednocześnie jest tak prowadzony przez przewodnika, żeby w tym momencie na niego patrzył. Wielokrotność powtórzeń sprawia, że jak pies ją naciska i słyszy dźwięk, bardziej go to motywuje, więc robi to z jeszcze większą radością. Za dobrze wykonane zadanie dajemy mu smakołyk, po złym go ignorujemy. Takie pomoce naukowe stosujemy przy wysyłaniu psa naprzód, przywoływaniu do nogi, przy szczekaniu, żeby pies stał i zostawał w odpowiednim miejscu, a nie pół metra dalej. Wszystko, co wydaje dźwięk, jest dla psa atrakcyjne. Niektóre na początku nie chcą dotykać blaszki, inne próbują łapką, czy blaszka to nie wróg, jeszcze inne od początku są tym zachwycone.

*Fragmenty książki "Nietypowy mundurowy. Psy do zadań specjalnych" Katarzyny Olkowicz