
To był pierwszy raz, kiedy Misia, suczka rasy border collie, została pod opieką obcej osoby. Aleks Borysewicz, trener psów z Wrocławia, powierzył ją znajomej na jedną noc i przedpołudnie. Chciał odstawić auto do mechanika w Warszawie i wrócić pociągiem. – Wahałem się, bo Misia jest psem lękowym, ale uznałem, że lepiej nie ciągnąć jej ze sobą w upał – przyznaje.
Do mechanika nie dotarł. Już po godzinie od rozstania z Misią dostał wiadomość, że wyskoczyła z balkonu na drugim piętrze i nie wiadomo, co się z nią stało. – Szukaliśmy przez 10 godzin. Siedziała niedaleko, skulona, w krzakach, nawet psy jej nie wyczuły. Dostrzegłem ją cudem – relacjonuje.
U weterynarza okazało się, że Misia ma wieloodłamkowe złamanie tylnej łapy i krwotok wewnętrzny, który na szczęście ominął najważniejsze organy. Potrzebna była operacja. Suczka miała rozpocząć rehabilitację, ale po paru tygodniach pękły śruby w nodze. – Misię czeka druga operacja, jej koszt to 1,5 tys. złotych. Na pierwszą operację i leki wydałem 7,5 tys. – mówi Aleks.
Na spadochroniarza
O psie, który jeździł koleją, czytaliśmy wszyscy. A o psie, który skakał z balkonu? Magda Firlej-Oliwa, lekarka weterynarii, która prowadzi profil Weterynarz też człowiek, potwierdza, że nie tylko kotom, ale też psom zdarza się wyskoczyć z wysokiego piętra. Jeśli przeżyją upadek, zwykle mają skomplikowane złamania, często skutkujące amputacją łap. – Albo długim i bardzo kosztownym leczeniem – wylicza.
Upadki kotów też najczęściej są śmiertelne, i to bez względu na wysokość. Firlej-Oliwa pamięta kota, który spadł z szóstego piętra na trawę i przeżył, ale był tak skołowany, że pod wpływem adrenaliny zaczął biec i zginął pod kołami samochodu. – Rzadko zdarza się, że kot spada przez przypadek, na przykład ześlizguje się z poręczy balkonu. Raczej skaczą celowo, na przykład polując na ptaki, bo natury nie da się oszukać. I prawie zawsze właściciele mówią, że "ich kot nigdy wcześniej nic takiego nie robił" – opowiada weterynarka.
Do jej gabinetu regularnie trafiają też wypuszczone luzem na niezabezpieczony balkon żółwie. – Po upadku z dużej wysokości albo giną na miejscu, albo mają roztrzaskaną skorupę. Sklejamy ją chirurgicznym klejem, ale tuż pod nią są narządy wewnętrzne. Goi się to długo.
Jednak najliczniejsze są ofiary tak zwanego zespołu uchylnego okna. – Koty kochają wskakiwać w te okna. Zwykle klinują się na wysokości brzucha, szamoczą i zjeżdżają coraz niżej. Okno uciska na brzuch i narządy wewnętrzne, dochodzi do bardzo znacznych uszkodzeń trzustki, jelit, ważnych naczyń krwionośnych – wylicza Firlej-Oliwa.
Czasem właściciel kota zdąża go wyswobodzić, ale radość bywa przedwczesna. – Zawsze trzeba zgłosić się do weterynarza, bo często w ciele kota rozwija się już zator – apeluje lekarka.
10 pięter w dół nie do wyobrażenia
Śmierć lub kalectwo zwierzęcia, które wypadło z balkonu lub zaklinowało się w oknie, to najczarniejszy scenariusz, ale niejedyny. Konsekwencje są również behawioralne. – Misię odkupiłem z gospodarstwa, w którym zaganiała owce. Border collie to psy pasterskie, do pracy. Odkupiłem ją, bo planowałem wyjazd do pracy przy owcach w Szwajcarii – mówi Aleks.
Po zabraniu z farmy owiec Misia sikała pod siebie, ilekroć słyszała podniesiony głos. Nauczenie suczki, że nie musi się bać człowieka, Aleksowi, który zawodowo szkoli psy, zajęło pół roku. – Przed wypadkiem już witała się z obcymi. Teraz znowu sika pod siebie, wszystko się cofnęło, zaczynamy od zera. Do Szwajcarii oczywiście nie pojechaliśmy.
Pies nie umie sobie wyobrazić, że za murkiem może być 10 pięter w dół. A zwierzę po przejściach, dzikie, lękliwe, bywa kreatywne. – Znajoma miała wilczaka czechosłowackiego, który panicznie bał się burz. Był sam, otworzył sobie okno i wyskoczył z piątego piętra. Gdy wróciła do domu, znalazła go martwego przed bramą – opowiada Aleks.
Po pierwsze: siatka
O tym, jak powinien wyglądać balkon, z którego korzysta nie tylko człowiek, ale też pies czy kot, rozmawiam z Miłoszem Plochem, behawiorystą i dietetykiem weterynaryjnym, twórcą bloga Pupilove. – Przede wszystkim musi być osiatkowany. Nie tylko w przypadku kotów, ale też wielu psów, głównie ras małych. Bo na przykład jack russell terrier i mniejsze kundelki potrafią być bardzo skoczne. A z moich obserwacji wynika, że ludzie traktują kwestie bezpieczeństwa pobłażliwie – martwi się Ploch.
Magda Firlej-Oliwa osiatkowanych balkonów widzi w dużych miastach coraz więcej. – Gorzej z zabezpieczaniem uchylnych okien, a takie blokady też można kupić za parę złotych. Na szczęście wiele fundacji i schronisk wymaga siatek, zanim wyda pupila do nowego domu – cieszy się lekarka.
Miłosz potwierdza, że osiatkowanie balkonu było wymogiem fundacji, z której adoptował swojego psa Majlo. – I osoba z fundacji naprawdę przyszła to sprawdzić – zaznacza.
Mikropies na kolację
Siatki na balkonie wymaga od adoptujących Magdalena Kordas, prezeska Fundacji Mikropsy – Mikropsy do Adopcji. – Nie mam kotów, a mam siatkę – mówi i zaprasza mnie na swój balkon. – Dlaczego? Bo malutkie psy mogą paść ofiarą ptaków – naświetla obraz z jeszcze innej strony.
Widać po mnie, że powątpiewam, więc Magda przesyła mi opublikowany w serwisie YouTube film, na którym jastrząb zatrudniony przy PGE Arena w Gdańsku do płoszenia gołębi atakuje spacerującego obok stadionu yorka.
Doczytuję, że york jest dla jastrzębia taką samą potencjalną ofiarą jak zając czy bażant. Ale to wyjątkowa sytuacja, na co dzień w mieście drapieżnego ptaka przecież nie spotkamy.
Kordas zaznacza, że to wcale nie musi być jastrząb. – Miałam kiedyś pod opieką Czi, maleńką i bardzo chorą sunię. Ważyła może 1,5 kg i była bardzo słaba, więc wynosiłam ją na balkon. Nadleciała wrona siwa, usiadła na barierce i patrzyła na Czi. Zaatakowała znienacka. Nie dawała się odgonić. Schowałam psa do domu i szybko osiatkowałam balkon – wspomina prezeska Fundacji Mikropsy.
Innym razem na spacerze grupa miejskich ptaków rzuciła się na jej 40-kilową sukę. – Wyglądało to na zorganizowaną akcję. Znam przypadki, kiedy ptaki porywają szczeniaki, malutkie psy lub puszczane luzem w ogrodzie żółwie. Ptak odlatuje z łupem na pewną wysokość, ale może go nie utrzymać. Upadek z kilkunastu metrów to pewna śmierć – przekonuje.
Czasem słyszy, że jest nadopiekuńcza. – Wolę dmuchać na zimne, niż płakać, że nie zrobiłam bardzo prostej rzeczy. Moja siatka kosztowała 80 zł. Ludzie uważają, że są w stanie przewidzieć zachowanie swoich zwierząt, a to nieprawda. Bo zwierzęta są nieprzewidywalne – kończy Magdalena Kordas.
Balkon widoczny ze stacji kosmicznej
O tym, że balkon trzeba zabezpieczać mocną siatką, od lat doskonale wiedzą właściciele kotów, którzy już przeżyli wypadnięcie swojego pupila. A na osiem osób, z którymi rozmawiałam, każdej zdarzyło się to minimum raz.
Pierwszy kot Wiktorii, Filip, spadł z balkonu na trzecim piętrze, gdy miał trzy lata. Po drodze odbił się o wystający balkon na pierwszym piętrze. Nie przeżył, obrażenia wewnętrzne były zbyt duże.
Kilka lat później z balkonu wyskoczyła kotka Maja. – Od czasu tragicznego skoku Filipa sąsiedzi z pierwszego zdążyli zabudować balkon i to na nim Maja wylądowała. Była noc. Straż pożarna powiedziała, że nic ją to nie obchodzi, i kazała jechać następnego dnia do OBI po drabinę. Ostatecznie mama zwisała przez okno sąsiadki z drugiego piętra z miotłą, a sąsiadka trzymała ją za nogi. Złapała Maję jak rybę w podbierak. Kotka była bardzo mądra, więc nie walczyła, tylko uwiesiła się na miotle – opowiada Wiktoria.
Po tym incydencie rodzina Wiktorii zamontowała na balkonie "praprzodka siatek", czyli odblaskowy zielony plastikowy parkanik. – Nasz balkon wyglądał strasznie i był widoczny chyba z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, ale nie to było ważne. Maja dożyła późnej starości – mówi Wiktoria.
A potem nastały czasy siatek i wyspecjalizowanych w ich montażu firm.
– U nas nie dało się ani wiercić w elewacji, ani zrobić drewnianej ramy, więc firma od siatek sprowadzała z Norwegii specjalne kleje do montażu haczyków. Trwało to wieki, bo panowie jeszcze długo testowali klej, i kosztowało małą fortunę, ale siatka trzyma się od circa ośmiu lat – opowiada Wiktoria.
A testowali ją ekstremalni zawodnicy: kot Charlie, który w nocy wisiał na siatce jak Spider-Man i dopingowany przez sąsiadów polował na ćmę, oraz kot Czesław, który jest większy od połowy osiedlowych psów i bardzo lubi się na siatce uwalić.
Wiktoria złości się, gdy słyszy, że "głupie fundacje wymagają siatek na balkonie, a ja bym kota upilnował/a", "mi nigdy kot nie wyskoczył" albo – to również cytat – "dzisiejsze koty są zniewieściałe". – Miałam w życiu łącznie dziesięć kotów i dwa wyskoczyły, jeden zginął. To daje 20 proc. Ale można też inaczej pokazać te dane. Zanim spopularyzowano siatki na balkonach i sama je zamontowałam, miałam dwa koty i oba wyskoczyły. To 100 proc. – wylicza.
Pięć lat więzienia za psa na balkonie
Czy osiatkowany balkon to już gwarancja spokoju? Można wypuścić kota lub psa i zająć się sobą? Nie.
– Bardzo wiele osób wpada na pomysł zamknięcia zwierzęcia na balkonie na wiele godzin, gdy wychodzą do pracy. Zwłaszcza w czasie upałów, bo to niby lepsze niż "duszne mieszkanie" – mówi Miłosz Ploch.
Historie uwięzionych na balkonach psów i kotów pojawiają się w mediach regularnie. W lutym tego roku 10 godzin na piętnastostopniowym mrozie spędził kotek pewnej olsztynianki. Interweniowały policja, straż pożarna i Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami, a właścicielce groziło do pięciu lat więzienia. W 2019 roku właściciele zamknęli psa na balkonie na kilka dni. Służby za pomocą wysięgnika weszły na balkon, nakarmiły czworonoga i zrobiły mu posłanie. Mogły psa zabrać, ale najpewniej nie znały przepisów. Bo jeśli życie lub zdrowie zwierzęcia jest zagrożone, a nie ma możliwości skontaktowania się z jego właścicielem, każdy może wejść na cudzy balkon czy posesję, by udzielić mu pomocy.
Zostawienie na balkonie miski z wodą nie załatwia sprawy. – Zwierzę musi mieć zawsze otwarte drzwi do mieszkania, by w każdej chwili mogło wrócić. A legowisko musi być osłonięte od słońca – podkreśla Ploch.
O niezostawianie zwierząt samych na balkonach apeluje też Magda Firlej-Oliwa. Zwłaszcza psów ras krótkoczaszkowych – buldogów, mopsów, bokserów – które przez zaburzone możliwości termoregulacji przez zianie są szczególnie narażone na udary. – Uważajmy też na psy kardiologiczne, szczeniaki, starsze pieski. Mam psiego pacjenta z demencją, który za długo siedział na słońcu, bo zapomniał zejść. Zdrowe i świadome zwierzęta raczej się na udar nie narażą, ale muszą mieć gdzie się schować – mówi weterynarka.
Szczeka? Może nie widzi
Zdaniem Miłosza Plocha balkon, z którego kot lub pies może swobodnie korzystać, to świetna sprawa, pod warunkiem że zadbamy o kilka elementów. Najważniejsza jest siatka, ale warto pomyśleć też o "punkcie monitoringu", bo psy i koty dla zdrowia psychicznego muszą obserwować okolicę. – Jeżeli mamy balkon osłonięty, postarajmy się zostawić pupilowi choćby małe "okienko". Czasem słyszę od klientów, że zasłaniają całość, aby pies nie miał bodźców i nie szczekał. To działa dokładnie odwrotnie, pies będzie jeszcze bardziej szczekał, czując zapachy i nie widząc, kto nadchodzi. A to będzie rodziło jego frustrację i problemy behawioralne mamy prawie pewne – przestrzega Ploch.
Koty kochają wysokie legowiska i same wejdą wszędzie, gdzie zechcą, często bez ceregieli wdrapując się po balkonowych roślinach. – Można wystawić na balkon drapak, ale pamiętajmy, że kot nie lubi przestawiania mebli i rzeczy w domu. To zaburza jego poczucie bezpieczeństwa. Niektóre koty reagują wtedy sikaniem poza kuwetę albo przeniesioną agresją – wyjaśnia Ploch.
Najlepiej, by miejsce zwierzaka na balkonie pozwalało mu bez wysiłku, na leżąco obserwować okolicę. – Wtedy nasi pupile są po prostu szczęśliwsi – przekonuje behawiorysta.
Usuńmy też z balkonu wszystkie toksyczne dla kota rośliny. To między innymi bluszcz, lawenda i pelargonie. Szkodzić mogą też liście pomidorów i papryki. Bez większych obaw – o ile kot nie jest alergikiem – można za to sadzić zioła, którymi większość kotów się zajada. – Kot wbrew powszechnej opinii nie zawsze spada na cztery łapy. Nie ma też instynktu, którą roślinę może zjeść, a której nie, więc odpowiedzialność jest po naszej stronie – mówi Ploch.
Magda Firlej-Oliwa apeluje, by w stosunku do zwierząt zawsze stosować zasadę ograniczonego zaufania. – Nigdy nie możemy przewidzieć, jak zwierzę się zachowa. A oszczędzanie na siatce to gra niewarta świeczki – podkreśla.
Marzy jej się jeszcze, żeby w reklamach przestały pojawiać się roześmiane psy wystawiające głowy przez okna jadących samochodów. – Psów wypadających z balkonów jest zdecydowanie mniej niż psów wyskakujących z aut na ruchliwych ulicach. Często giną na miejscu. I o tym wciąż mówi się za mało – podsumowuje.
Paulina Dudek. Dziennikarka, redaktorka, twórczyni cyklu mikroreportaży wideo "Zwykli Niezwykli". Nagrodzona Grand Video Awards, nominowana do Grand Press.