Społeczeństwo
Nie zawsze to organizacja wywiera presję na pracownika. Czasem jest odwrotnie (Shutterstock.com)
Nie zawsze to organizacja wywiera presję na pracownika. Czasem jest odwrotnie (Shutterstock.com)

Jan, odkąd rzucił pracę w ostatniej firmie – wydawnictwie branżowym – delektuje się warunkami, na jakich obecnie pracuje: normowany czas, brak przymusowych nadgodzin. – Nawet jak mam ciężki dzień, czuję się, jakbym odpoczywał. To pokazuje, jak bardzo nienormalne były warunki w poprzednim miejscu – przyznaje.

Jego poprzedni szef – właściciel firmy – nie uznawał czegoś takiego jak work-life balance. – W momencie, w którym zostawałeś jego pracownikiem, stawałeś się jego własnością. Bo skoro wypłaca ci pensję, to automatycznie kupuje cały twój czas – opowiada Jan.

Jan zarządzał zespołem dziennikarzy. – Gdy tam przyszedłem, nie było płatnych dyżurów weekendowych czy możliwości odbierania wolnego dnia za pracę w weekend. Szef wysyłał maile poza godzinami pracy z żądaniem natychmiastowej reakcji, także w weekendy i często w sprawach błahych. Wszyscy mieli nadgodziny. Na jednym z zebrań zakomunikował dziennikarzom, że jako prezes ma prawo wymagać dostępności między 8 a 21. Nie orientował się, kto jest danego dnia na dyżurze, i wysyłał tematy do napisania temu, kto akurat przyszedł mu do głowy. Ludzie brali dni wolne nie po to, by odpocząć, ale żeby dokończyć duży tekst, bo w normalnym dniu pracy nie byli w stanie. Kulminacja nastąpiła w pandemii, kiedy stracił kontrolę nad ludźmi, bo pracowali zdalnie. Potrafił wydzwaniać bez powodu tylko po to, by mieć poczucie, że wszyscy na pewno zajmują się pracą.

Przez 13 lat najdłuższy urlop, jaki Janusz miał, trwał cztery dni (Shutterstock.com) , (Shutterstock.com)

Jan próbował przekonywać szefa do zmiany podejścia, ale przyznaje, że sam dawał się wykorzystywać, pracując po 50–70 godzin tygodniowo. – Myślami byłem ciągle w redakcji, bo szef odzywał się, kiedy miał na to ochotę. Także w weekendy, w zemście za to, że miałem czelność skrytykować publicznie zasady pracy – opowiada.

Szef potrafił narzekać, że ktoś jest z kimś w związku, bo to rodziło ryzyko, że przestanie pracować od rana do wieczora.

Jan był w tej firmie zatrudniony przez prawie trzy lata. – Nie miałem czasu na nic, prawie nie spotykałem się ze znajomymi. Na początku praca była dla mnie wyzwaniem, cieszyłem się, jak mogłem coś zmienić na lepsze. Zdarzały się okresy normalności. Z czasem coraz krótsze. Pojawiło się za to coraz większe zmęczenie i fizyczny ból.

Czara goryczy przelała się, gdy szef zażądał od pracowników ustalenia sobie nawzajem kar finansowych za niewysyłanie propozycji tematów, na które zresztą nie odpisywał. – Wtedy uznałem, że to już patologia i nie chcę mieć z tym do czynienia. Złożyłem wypowiedzenie. Do tej pory zastanawiam się, jak to możliwe, że tak długo tam wytrzymałem.

Podobne doświadczenia ma Janusz, który przez 13 lat pracował w jednym z największych stowarzyszeń w Polsce. – Przeszedłem drogę od wolontariusza do dyrektora. Lubiłem swoje zajęcie, odpowiedzialność, nienormowany czas pracy. Zatrudniony byłem co prawda na śmieciówce, ale w stowarzyszeniu poznałem fantastycznych ludzi, robiliśmy ciekawe projekty, miałem dużo swobody. Wszystko się zmieniło, gdy pojawił się nowy prezes.

Przez 13 lat najdłuższy urlop, jaki Janusz miał, trwał cztery dni, a i tak spędził go na odbieraniu kilkudziesięciu telefonów i maili dziennie, bo "sytuacja gardłowa". – Jak nie odbierałem komórki, to od razu przychodziło 11 SMS-ów od prezesa z pretensjami, że nie oddzwaniam. Moja narzeczona specjalnie wybrała miejsce, w którym będzie słaby zasięg, ale presja prezesa była tak duża, że nie potrafiłem po prostu się odciąć i kombinowałem, gdzie tu pójść, żeby odebrać telefon – opowiada. – A jak jeszcze mieszkałem z mamą, którą mój szef znał, zdarzało się, że dzwonił do niej, gdy nie mógł się dodzwonić do mnie – dodaje. 

Janusz wytrzymał "z prezesem" siedem lat. – Rozstałem się ze stowarzyszeniem, kiedy skonfliktowałem się z szefem, bo nie wypłacał mi pensji przez prawie rok – zwodził mnie, mówił, że za tydzień, dwa dostanę wypłatę, dawał mi "na przeczekanie" na przykład pięć stów. Przez ten okres głównie żyłem na kredyt – mam kartę kredytową ze sporym limitem odnawialnym – brałem też dodatkową pracę w innych miejscach: robiłem transkrypcje tekstów, prowadziłem notacje filmowe. Po odejściu znalazłem etat za przyzwoite pieniądze, od 8 do 16, wiem, że o 16.01 nikt z pracy nie zadzwoni. Na początku nie mogłem się do tego przyzwyczaić i co chwila zerkałem na telefon. Wiadomości na skrzynkę pocztową spływają dopiero, jak się zaloguję do poczty o 8 rano. Mam premie motywacyjne, kartę sportową, 26 dni urlopu. Odetchnąłem, ale wciąż tęsknię za tamtym miejscem, było wyjątkowe.

Nie dbają firmy, nie dba pracownik

Jak wynika z raportu "Workforce View 2020" firmy APD, 45 proc. polskich pracowników wyrabia nadgodziny, ale nie dostaje za nie pieniędzy. Według tego samego raportu Polacy należą do najbardziej zestresowanych pracowników w UE. Wnioski te potwierdza badanie firmy HRK – 31 proc. polskich pracowników odczuwa stres w pracy kilka razy w tygodniu, a 14 proc. nawet kilka razy dziennie. Czynniki stresogenne to między innymi napięte terminy realizacji zadań, konieczność pozostawania w pracy po godzinach czy zła organizacja czasu pracy podwładnych przez szefów.

Zgodnie z przepisami Kodeksu pracy przynajmniej jeden urlop w roku powinien trwać nieprzerwanie przez 14 następujących po sobie dni. Badania HRK wskazują, że co szósty pracownik nie dostaje od swojego przełożonego zgody na tak długą nieobecność. Aż 59 proc. ankietowanych deklaruje, że podczas urlopu jest w ciągłym kontakcie ze wszystkimi współpracownikami lub przełożonym.

Gdy w krajach takich jak Islandia, Stany Zjednoczone, Hiszpania czy Nowa Zelandia testuje się czterodniowy tydzień pracy, który przynosi pozytywne efekty – większa wydajność, niższy stres – w Polsce ludzie wciąż pracują ponad miarę, a w wielu firmach work-life balance funkcjonuje tylko w teorii, bo fajnie się pochwalić tym, że firma stawia pracownika na pierwszym miejscu. Jest wręcz przyjęte, że są branże, w których praca "od do" to fikcja. Co staje się doskonałym polem do nadużyć – mówi Natalia Florek, doradczyni zawodowa.

W Polsce, jak mówi, praca jest czymś, z czym ludzie się utożsamiają, co ich nobilituje. – Jeśli wypracowujesz nadgodziny, to znaczy, że jesteś świetnym pracownikiem, masz ambicje, więcej osiągniesz. A rzeczywistość wygląda tak, że jak odchodzisz z pracy, to po tygodniu pojawia się ogłoszenie o rekrutacji na twoje stanowisko i okazuje się, że praktycznie nikogo nie obchodziło, że pracowałeś ponad normę albo prawie nikt tego nie zauważał. Ludzie to sobie uświadamiają zazwyczaj dopiero wtedy, jak kończą pracować w danym miejscu – przekonuje Natalia Florek.

Mówi, że w Polsce o work-life balance nie dbają ani pracownicy, ani organizacje. – Ludzie bardziej troszczą się o swoje telefony niż o siebie: pamiętają o tym, żeby naładować baterię w komórce, ale żeby podładować baterie w życiu – nie. Firmy to wykorzystują, bo wciąż mają podejście, że dłuższa praca oznacza większe dochody. Badania pokazują, że tak nie jest.

'Na początku mojej kariery w tej firmie nic nie wskazywało na to, że stanę się pracoholiczką' (Shutterstock.com)

Troska o zdrowe podejście do pracy zdaniem doradczyni zawodowej powinna być obopólna. – Ludzie muszą zdawać sobie sprawę z tego, że praca ponad miarę ma duży wpływ na zdrowie, powinni umieć postawić pracodawcy granicę. Firmy z kolei powinny mieć świadomość, że przemęczony pracownik to nieefektywny pracownik. Niestety, menedżerowie nie są pod tym kątem szkoleni, nie potrafią delegować zadań, odpuścić kontroli, a pracodawcy wydaje się, że jak zapewni prywatną opiekę medyczną, karnet na siłownię i postawi w biurze stół do ping-ponga, to wystarczy. Często też jest tak, że nawet jeśli działy HR wprowadzają zasady higieny pracy, to i tak dyrektorzy narzucają pracownikom swój styl i nie są kontrolowani – tłumaczy Natalia Florek.

Twierdzi, że pracodawcy powinni też pytać swoich pracowników, czego potrzebują. – Według badań bardziej cenią sobie dofinansowanie do urlopu niż nawet prywatną opiekę medyczną. Niektóre zagraniczne firmy zapewniają usługę concierge’a, czyli pomoc w realizacji obowiązków poza pracą, typu zawieźć buty do szewca, odebrać rzeczy z pralni. Po co? Żeby pracownicy w tym czasie mogli pobyć z rodziną albo odpocząć. A w wielu firmach skandynawskich blokuje się dostęp do maila po godzinach pracy – wymienia Florek.

Nie mogłam się opanować

Nie zawsze jednak to organizacja wywiera presję na pracownika. Czasem jest odwrotnie. – Zgłaszają się do mnie kobiety, zazwyczaj młode singielki, które w szkole były prymuskami, więc w pracy też takie są. Pracują więcej niż inni, zawsze na najwyższych obrotach, biorą obowiązki innych na siebie. W pewnym momencie dzieje się coś, co sprawia, że przeglądają na oczy – bo zdrowie im szwankuje albo zdają sobie sprawę, że nie mają życia prywatnego. Nie wiedzą jednak, co zrobić, żeby zmienić swoją sytuację – opowiada Natalia Florek.

Karolina przez cztery lata pracowała w agencji reklamowej jako menedżer zarządzający. Nikt nie kontrolował tego, ile godzin dziennie pracuje. – Byłam młoda, nie miałam dużego doświadczenia. Dostałam zadanie zarządzania kilkunastoosobowym zespołem i pracy z samymi dużymi markami. Na początku wyrabialiśmy się ze wszystkim. Ale klientów zaczęło przybywać, mieli coraz większe oczekiwania, wyznaczali coraz krótsze terminy realizacji – wspomina.

Z tygodnia na tydzień pracowała coraz dłużej. W końcu – od 7 rano do nocy, bo klienci dzwonili nawet wieczorami. Nie chciała obciążać zadaniami zespołu, więc brała więcej na siebie. Ostatni dłuższy urlop? Zanim podjęła pracę w agencji. Później "odpoczywała" głównie w święta, kiedy większość klientów też miała wolne. – Długo wydawało mi się, że tak musi być, nie brałam pod uwagę, że mogę zrezygnować z jakiegoś klienta, czerwone lampki mi się nie zapalały. Wciąż uważałam się za joginkę, mimo że od miesięcy nie byłam ani razu na jodze – wcześniej zawsze ćwiczyłam przed pracą, jadłam regularnie. Później, jak udało mi się w ciągu dnia zjeść jakąś przekąskę, to był sukces. Jedzenie "nadrabiałam" wieczorami – opowiada Karolina.

'W Polsce ludzie wciąż pracują ponad miarę, a w wielu firmach work-life balance funkcjonuje tylko w teorii' (Shutterstock.com)

Punktem zwrotnym był moment, w którym dowiedziała się, że ma przedrakowe zmiany szyjki macicy. Okazało się, że nie były bardzo poważne, ale sytuacja dała jej do myślenia. – Poszłam do dietetyka, zaczęłam ćwiczyć. W ciągu kilku kolejnych miesięcy podjęłam decyzję o złożeniu wypowiedzenia. Teraz pracuję jako freelancer i wybieram tylko te projekty, które mi odpowiadają i pozwalają na normalne życie – przekonuje.

Marta, administratorka aplikacji, mówi wprost: – Byłam pracoholiczką. Choć na początku mojej kariery w firmie, w której przepracowałam sześć lat, nic nie wskazywało na to, że się nią stanę. Długo też nie orientowałam się, że coś jest nie tak.

Szybko została specjalistką od systemu, z którego na co dzień korzystali pracownicy. – Z czasem mój dzień pracy wypełniały nie tylko zadania, które były w zakresie moich obowiązków, ale też reagowanie na każdy problem w związku z systemem czy szkolenie pracowników. Zyskałam opinię osoby, która zawsze pomoże. Ani się obejrzałam, a pracowałam od 10 do 23 – opowiada.

Urlop brała raz w roku, ale w jego trakcie i tak zawsze sprawdzała maila. Nierzadko logowała się do systemu i rozwiązywała problemy. – Nikt tego ode mnie nie wymagał, ale ja czułam, że muszę zareagować. Nie mogłam się opanować – mówi Marta.

Zauważyła, że jest ciągle zestresowana. – Długo zrzucałam to na karb długich dojazdów do biura. W końcu ograniczyłam pracę do ośmiu godzin dziennie, ale po pracy wciąż odbierałam telefony, maile.

Musiała odejść z firmy, była przekonana, że sprawy zaszły tak daleko, że już nie uda jej się wszystkiego odkręcić. – Teraz pracuję w miejscu, gdzie nie ma zgody na nadgodziny. Gdy zaczyna się pracę, trzeba zalogować się w systemie. Zdalnie można go obejść, ale nie robię tego, muszę mieć bat nad głową. Bo – nie ukrywam – tęsknię za uczuciem bycia potrzebną. To uzależniające.

Agnieszka, która w dużej stacji telewizyjnej przepracowała 10 lat, dopiero po urodzeniu pierwszego dziecka zdała sobie sprawę, że jej work-life balance jest całkowicie zaburzony. – Jakbyśmy z mężem nie mieli dzieci, to nasze życie na 99 proc. wyglądałoby tak: ja jeżdżę za granicę robić programy, on jest na kontrakcie w jakimś innym państwie i spotykamy się od czasu do czasu "gdzieś na świecie" – opowiada. – Gdy normą stało się, że nie ma kto odebrać córki ze żłobka, bo był otwarty "tylko" do 18, uznałam, że to jakaś patologia. Nieraz prosiłam mamę, która też miała swoją pracę, żeby pomogła mi z dzieckiem, a mieszka 100 km ode mnie. Gdy ona nie mogła, to prosiłam kumpele – najczęściej tę, która ma kota, bo skoro umie zadbać o kota, to może da radę ogarnąć dziecko.

Agnieszka próbowała łączyć pracę w telewizji z życiem rodzinnym, gdy miała w domu jedno dziecko. Kiedy pojawiło się drugie, w dodatku chorowite, wiedziała, że do pracy w telewizji już nie może wrócić. – Świat telewizji działa na własnych zasadach. Nie akceptujesz jego reguł, nie pracujesz.

Ewa Jankowska. Dziennikarka. Redaktorka. W mediach od 2011 roku. W redakcji magazynu Weekend od 2019 roku. Współautorka zbioru reportaży "Przewiew". Jedna z laureatek konkursu "Uzależnienia XXI wieku" organizowanego przez Fundację Inspiratornia. Jeśli chcesz się podzielić ze mną swoją historią, napisz do mnie: ewa.jankowska@agora.pl.

Zasady zachowania work-life balance

1. Zadbaj o zdrowie. Przeanalizuj, jak długo śpisz (zdrowo to minimum siedem godzin), co i kiedy jesz, ile masz ruchu. Zwolnienie lekarskie jest od tego, by się wyleczyć i nie wolno ci podczas niego pracować, a pracodawca nie może tego od Ciebie wymagać. 2. Stawiaj granice. Twoja sytuacja zawodowa będzie wyglądała tak, jak na to pozwolisz. Jeżeli będziesz odpisywać na wiadomości o każdej porze, zawsze i chętnie brać na siebie nowe obowiązki, to tak właśnie będzie wyglądać Twoja zawodowa rzeczywistość. 3. Odpoczywaj. Ustawowo przysługuje Ci urlop, więc korzystaj z niego! Jeżeli masz problem z odkładaniem zadań na bok, wpisuj w swój kalendarz odpoczynek ? w każdym dniu, tygodniu i miesiącu w roku. 4. Wymagaj elastyczności. Czy to w przypadku okazjonalnego wcześniejszego wyjścia z pracy, godzin jej rozpoczynania, wychodzenia z biura, pracy zdalnej. Autorka: Natalia Florek