
Tekst został opublikowany w 2021 roku. To jeden z najchętniej przez Was czytanych artykułów Weekendu
Paweł wiedział, że prędzej czy później podda się zabiegowi przeszczepienia włosów. – Rzadkie włosy to mój duży kompleks. Przez jakiś czas stosowałem specjalne szampony. Brałem nawet silne środki hamujące wydzielanie testosteronu, ale kiedy wczytałem się w to, jakie mogą być skutki uboczne ich stosowania, uznałem, że nie warto się truć – opowiada.
Słyszał, że na przeszczepy jeździ się do Turcji, do tego zabiegi są nawet kilka razy tańsze niż w Polsce.
Michał od dawna wiedział, że w końcu zrobi generalne porządki w uzębieniu. – W domu rodzinnym się nie przelewało, rodzice zaniedbali moje zęby – tłumaczy.
Ich stan się pogorszył po kilku wizytach u polskich stomatologów. – Mówiąc wprost: spartolili robotę. Jedna dentystka zrobiła mi leczenie kanałowe nie tego zęba, co trzeba, w dodatku źle, skutkiem był między innymi rozwój torbieli – opowiada.
Przez kilka lat zbierał pieniądze na leczenie zębów. Poprosił o wycenę jedną z polskich klinik. – Rzucili kwotą między 21 a 25 tys. zł. Zacząłem szperać w internecie w poszukiwaniu innych opcji. Trafiłem na firmę, która organizuje wyjazdy do stomatologów na Ukrainę. Znalazłem opinię jednego z jej klientów i napisałem do niego. Podał mi kontakt do miejsca, w którym się leczył – opowiada Michał.
Krzysztof mieszka w Jaworznie, od lat współpracuje z czeskimi firmami. Opowiedział znajomej Czeszce o nawracającym guzku na jego szyi, a ona doradziła mu, żeby skorzystał z usług lekarzy w Czechach. – W przypadku dolegliwości, którą miałem, z polskim NFZ-em prawdopodobnie woziłbym się jeszcze przez kilka lat – twierdzi.
Według sprawozdania Komisji Europejskiej z 2016 roku Polacy są na piątym miejscu wśród narodów Unii Europejskiej, które leczą się za granicą. Najczęściej wybieramy właśnie Czechy. Według danych NFZ, w 2019 roku do NFZ wpłynęło 20 960 wniosków o zwrot kosztów leczenia poza granicami kraju. W ubiegłym roku było to: 13 403 wniosków. Żeby otrzymać zwrot kosztów za leczenie lub zdobyć na nie finansowanie, trzeba jednak spełnić kilka warunków – dane świadczenie nie może być dostępne w polskich placówkach lub czas oczekiwania na nie jest zbyt długi, a stan zdrowia pacjenta wymaga wcześniejszej reakcji. Nie wiadomo jednak, jak duża jest skala leczenia prywatnego Polaków poza granicami kraju. Takich danych ani NFZ, ani KE nie podaje.
Zdesperowany
Gdy dwóch znajomych Pawła poddało się zabiegowi przeszczepienia włosów w Turcji i stwierdziło, że było to najlepsze, co mogli dla siebie zrobić, zaczął im zazdrościć. – Poprosiłem jednego o namiar do kliniki, z której usług korzystał. Skontaktowałem się z nią na WhatsAppie. Odpisała szefowa, wytłumaczyła, jak będzie wyglądał wyjazd, ile będzie kosztował – włącznie z noclegiem w hotelu i zabiegiem. Sam musiałem tylko kupić bilet lotniczy. Rozmawialiśmy po angielsku. Jeszcze wtedy nie wierzyłem, że naprawdę tam pojadę – opowiada.
Momentem przełomowym był mecz koszykówki, w którym Paweł brał udział. – Na miejscu byli reporterzy, telewizja. Gdy zobaczyłem potem siebie od tyłu na kilku zdjęciach, to uznałem, że nie ma na co czekać – wspomina.
Kupił bilet z Warszawy do Turcji i 26 kwietnia wylądował na lotnisku w Stambule, gdzie czekał na niego mężczyzna z tabliczką z jego imieniem i nazwiskiem. Odwiózł go luksusowym vanem do pięciogwiazdkowego hotelu.
Michał wysłał e-mail do kliniki we Lwowie. – Odpisała miła Ukrainka, która łamaną polszczyzną wytłumaczyła, jak wygląda cały proces – że muszę wysłać pantomogram i ona wróci do mnie z informacją, co lekarze są w stanie mi zaproponować. Powiedziała, że mogę wybrać jeden z trzech pakietów – złoty, srebrny lub brązowy, w zależności do tego, jaki mam budżet, jaki standard kliniki mnie satysfakcjonuje. Wybrałem srebrny – opowiada Michał.
Do końca był sceptyczny wobec całego przedsięwzięcia. – Na Ukrainie nigdy nie byłem, miałem o niej dość stereotypowe wyobrażenie, że to kraj zacofany. Ale byłem zdesperowany. Zarezerwowałem hotel za niecałe 100 zł za dobę, kupiłem bilet autobusowy i pojechałem.
Około pięciu lat temu Krzysztofowi na szyi, pod skórą wyrósł guzek wielkości piłki tenisowej. Od razu skontaktował się z lekarzem rodzinnym. – Powiedział, że to jakiś stan zapalny, ale nie miał pojęcia, co to jest. Kazał mi iść do laryngologa i przepisał antybiotyk. Wizyta u laryngologa – za półtora miesiąca. Zacząłem brać leki, "piłka" zniknęła. Po półtora miesiąca idę do laryngologa, który mówi: nie pomogę, proszę wrócić, jak znów panu wyrośnie – opowiada.
Sytuacja powtarzała się pięć razy, co pół roku. Schemat zawsze był ten sam: guzek odrasta, wizyta u lekarza rodzinnego, antybiotyk, czas oczekiwania na laryngologa – kilka tygodni, guzek znika, laryngolog rozkłada ręce.
Kiedy Krzysztof opowiedział przy piwie tę historię znajomym Czechom, skutki były dwa. – W końcu zrozumieli, dlaczego w Polsce benefitem dla pracowników jest prywatna opieka medyczna. W ich kraju państwowa służba zdrowia działa jak w zegarku. A koleżanka podała mi kontakt do jednego ze szpitali w Ostrawie, zadzwoniłem i dwa dni później byłem umówiony na wizytę u laryngologa – opowiada Krzysztof.
Zabieg od ręki, koszt – 124 zł
Paweł spędził w Stambule dwa dni. – Jedyną stresującą sytuację miałem podczas zameldowania w hotelu. Przedstawiam się, recepcjonista mówi: nie mam pana rezerwacji. Okazało się, że ktoś z kliniki podał złą informację z biletu lotniczego – zamiast mojego imienia i nazwiska w rezerwacji hotelu widniał Fryderyk Chopin – wspomina Paweł.
Wiedział, że nie będzie w nastroju na zwiedzanie, skupił się na tym, żeby przetrwać zabieg, który trwał 11 godzin z jedną przerwą na posiłek. – Wszyscy lekarze byli bardzo mili, jeszcze przed zabiegiem szefowa kliniki omówiła ze mną, jaki efekt możemy osiągnąć. Po zabiegu otrzymałem kosmetyki, leki przeciwbólowe, specjalną poduszkę do spania – bo nie można dotykać głowy przez kilka dni. Odkąd wróciłem do Polski, jestem z szefową kliniki w stałym kontakcie – dodaje.
Czy zabieg spełnił oczekiwania Pawła, okaże się za kilka miesięcy. Ale już widzi pierwsze efekty. Za cały pobyt z zabiegiem zapłacił 2700 euro (około 12 tys. zł), z biletami lotniczymi – 13,2 tys. zł.
– Przed wyjazdem sprawdzałem w klinice, obok której mieszkam, ile kosztuje podobna operacja. Według cennika około 72 tys. zł – mówi.
Michałowi w ciągu niespełna tygodnia we Lwowie udało się poddać kluczowym zabiegom. – Codziennie spędzałem po siedem godzin w fotelu dentystycznym, wieczorami chodziłem po mieście. Czeka mnie jeszcze jedna wizyta, między innymi na założenie koronek i mostka. Ale efekt już widać – mówi.
Do tej pory wydał na Ukrainie 8 tys. zł. Całość będzie go kosztować 11 tys. zł.
Krzysztof w szpitalu w Ostrawie stawił się pięć minut przed dziesiątą – na tę godzinę miał umówioną wizytę. – Do gabinetu wszedłem punktualnie. W Polsce, jak umawiają cię na 9, to nie znaczy, że o 9 masz wizytę, ale że o tej godzinie ustawiasz się w kolejce, a potem czekasz pół dnia, aż lekarz cię przyjmie – mówi.
Czeski specjalista od razu postawił diagnozę – zapalenie ślinianki. – Wytłumaczył mi, z czego wynika moja dolegliwość, przez cały czas mówił, co będzie mi robił, uspokajał – opowiada Krzysztof.
Lekarz poinformował, że należy laparoskopowo udrożnić śliniankę. – Myślałem, że będę musiał wrócić za miesiąc na zabieg, ale on zrobił go od ręki. Za całość zapłaciłem 124 zł.
Na wakacje
Moi rozmówcy na własną rękę zorganizowali swoje wyjazdy medyczne za granicę. Są jednak osoby, które wolą skorzystać z usług polskich firm współpracujących z zagranicznymi klinikami. Taka firma organizuje zabieg, pośredniczy w kontakcie między pacjentem a lekarzami, zapewnia pobyt w hotelu, usługę tłumacza, dowóz klienta do i z kliniki, a nawet oprowadzanie po mieście.
– Niektórzy pacjenci wyjazd na zabieg łączą z wakacjami z całą rodziną. Jadą do Turcji kilka dni wcześniej, zwiedzają, a ostatnie dwa dni pobytu przeznaczają na zabieg. Często zdarza się, że kilku kolegów wybiera się razem na przeszczep włosów – opowiada Iwona Nowak, prezes firmy Meditravel, która od 2019 roku organizuje wyjazdy na zabiegi przeszczepu włosów i operacje plastyczne do Turcji oraz na operacje plastyczne do Czech. – Wielu naszych pacjentów nie zna języków obcych, niektórzy nigdy wcześniej nie lecieli samolotem. Albo nie chcą się dodatkowo martwić organizacją wyjazdu, wolą, żeby ktoś to zrobił za nich. Każda klinika została przez nas osobiście wybrana i sprawdzona. W Turcji jest około 400 miejsc, w których można przeszczepić włosy, niektóre nie spełniają standardów. Trzeba wiedzieć, gdzie pojechać, żeby otrzymać dobrą opiekę – przekonuje Nowak.
Katarzyna właśnie dlatego skorzystała z usług pośrednika. Na początku stycznia z Meditravel pojechała na przeszczep włosów do Turcji, a w marcu do Czech na plastykę nosa i operację powiększenia piersi. Za zrobienie dwóch zabiegów za jednym zamachem dostała jeszcze od kliniki rabat. – W Polsce żaden lekarz nie chciał się podjąć korekty mojego nosa, który po nieudanym zabiegu w kraju wykonanym 11 lat temu zaczął opadać. Miałam też problemy z oddychaniem, ponieważ nos zrobili mi za wąski – opowiada.
Za podobny zabieg w Polsce zapłaciłaby więcej niż za granicą, ale od kosztów ważniejsze dla niej było, żeby zabieg został wykonany dobrze. Do Pragi czeskiej pojechała samochodem, bo mieszka na południu Polski. Dwie doby później była z powrotem w domu.
Na wschód
Janusz Kusz, właściciel firmy Tourmed.pl, od sześciu lat organizuje wyjazdy do klinik stomatologicznych na Ukrainę. – Nie jest to moje główne zajęcie, na co dzień pracuję w branży muzycznej. Ale bardzo lubię zachęcać Polaków do korzystania z usług medycznych na Ukrainie i pokazywać im, jak fantastyczny jest to kraj i ludzie. Niestety, Polacy, jak słyszą "Ukraina", to myślą schematem: koszmarna bieda, zacofanie, banderowcy i Wołyń. Większość na hasło "zabieg medyczny na Ukrainie" reaguje przerażeniem – mówi Janusz i przywołuje własną historię. Sześć lat temu miał poważny wypadek na rowerze, doznał urazu szczęki i uzębienia. – W Polsce jedyne, co mi zaproponowali, to usunięcie zębów i założenie protezy! Rzucili też taką kwotą, że nie byłoby mnie na to stać. Koleżanka Ukrainka powiedziała mi wtedy: przyjedź do nas.
Janusz pojechał, jak mówi, w ciemno. – Znalazłem znającego język polski stomatologa w Równem, około 160 km od granicy z Polską. Sam nie mówiłem po ukraińsku. Okazało się, że prowadzi gabinet w swoim domu, na zabudowanym balkonie. Usiadłem w starym fotelu gotowy na najgorsze. Wtedy lekarz podszedł do mnie z wielką szklaną strzykawką wielokrotnego użytku. Uciekłem – opowiada.
Janusz był w kropce. W polskim konsulacie uznali, że mu nie pomogą, poszedł więc po poradę do Stowarzyszenia Kultury Polskiej.
– Jak szef stowarzyszenia usłyszał moją historię, to mnie najpierw wyśmiał, a potem zabrał do znajomej dentystki z 20-letnim doświadczeniem. Przyjmowała w ładnym gabinecie, miała nowoczesny sprzęt. W dwa dni zrobiła mi wszystko. Zapłaciłem połowę tego, co wydałbym w Polsce. I obeszło się bez protezy! – opowiada.
Do tej pory Janusz współpracuje z kliniką i wozi Polaków na zabiegi stomatologiczne, organizuje też nocleg. – Jeśli ktoś chce sobie wyleczyć jeden czy dwa zęby, to taki wyjazd nie będzie mu się opłacał. Ale jeśli w grę wchodzą poważniejsze rzeczy – implanty, koronki – to koszt końcowy może być nawet o 50 proc. niższy niż w naszym kraju – przekonuje.
Janusz organizuje na Ukrainie już nie tylko leczenie stomatologiczne. – W ciągu tych sześciu lat nawiązałem wiele kontaktów z różnymi lekarzami. Organizowałem operacje przegród nosowych, przepukliny, w styczniu sam korzystałem z gastrologa, bo w Polsce czekałbym miesiące na wizytę. Z dnia na dzień umówiłem się do lekarza, pod narkozą wykonali mi gastroskopię. Za całość zapłaciłem 300 zł – mówi.
Najbardziej lubi momenty, kiedy niektórzy Polacy, mający wiele obaw, zdają sobie sprawę, jak bardzo się mylili co do Ukrainy i jej mieszkańców. – Jadą z nastawieniem, że każdy Ukrainiec to banderowiec nienawidzący Polaków, a na miejscu okazuje się, że wszyscy są przemili, uczynni, że wiele osób mówi po polsku. Są też zaskoczeni jakością usług. I robi im się głupio.
Eugeniusz Ławreniuk, właściciel biura podróży Junior, przekonuje, że na wschód jeździmy nie tylko do lekarzy – Polacy są zachwyceni białoruskimi, ukraińskimi czy litewskimi uzdrowiskami. – W byłym Związku Radzieckim zachowała się bogata infrastruktura sanatoryjna. Tamtejsze uzdrowiska dostosowały się do obecnych wymogów rynkowych, mają dobry standard, nowoczesny sprzęt. To uzdrowiska od trzy- do pięciogwiazdkowych, z basenami, aquaparkami, halami sportowymi, kortami tenisowymi. Nawet najdroższe są na polską kieszeń. Cena za dobę z czterema posiłkami dziennie i czterema zabiegami wynosi na przykład około 200 zł – przekonuje Ławreniuk.
***
Krzysztof, który leczył się u czeskiego laryngologa, spędził w czeskim szpitalu około pół godziny. – Jeszcze przepraszano mnie za to, że musiałem się wykosztować. W Polsce nigdy tak dobrze mnie nie traktowano – mówi. I dodaje, że mógł ubiegać się o zwrot kosztów z polskiego NFZ-u, ale uznał, że "jakoś przeżyje te 100 zł z hakiem".
Ewa Jankowska. Dziennikarka. Redaktorka. W mediach od 2011 roku. W redakcji magazynu Weekend od 2019 roku. Współautorka zbioru reportaży "Przewiew". Jedna z laureatek konkursu "Uzależnienia XXI wieku" organizowanego przez Fundację Inspiratornia. Jeśli chcesz się podzielić ze mną swoją historią, napisz do mnie: ewa.jankowska@agora.pl.
Leczenie za granicą - zasady
W przypadku leczenia za granicą na własny koszt należy być ostrożnym i dokładnie sprawdzić miejsce, do którego się udajemy na zabieg czy kurację. Jeśli decydujemy się na leczenie, którego koszt ma pokryć NFZ - trzeba uzyskać na to zgodę lub po odbytym leczeniu złożyć wniosek o zwrot kosztów.