Społeczeństwo
Aż 65 proc. pracowników naukowych przyznało w anonimowej ankiecie przeprowadzonej przez Fundację Nauka Polska, że doświadczyli mobbingu na uczelni, w której pracują (fot: Jakub Orzechowski/ Agencja Wyborcza.pl)
Aż 65 proc. pracowników naukowych przyznało w anonimowej ankiecie przeprowadzonej przez Fundację Nauka Polska, że doświadczyli mobbingu na uczelni, w której pracują (fot: Jakub Orzechowski/ Agencja Wyborcza.pl)

Joanna Gruba, założycielka Fundacji Nauka Polska, przekonuje, że na uczelniach wyższych rządzi kolesiostwo, nepotyzm, a o osiągnięciach naukowych decydują względy towarzyskie. - Większość habilitacji jest ustawiona - mówi. Joanna została zwolniona z uczelni ze względu na problemy z uzyskaniem stopnia doktora habilitowanego. - Recenzent wystawił mi druzgocącą recenzję. Uznał, że mam duży dorobek, ale nie jest on wiele wart - opowiada. Jak mówi, nic nie mogła zrobić, bo "recenzja profesora jest niepodważalna i niezaskarżalna". - Nie ma jasnych kryteriów oceny pracy, więc recenzent może pozytywnie ocenić bardzo marne osiągnięcia lub ocenić negatywnie dorobek znaczący - mówi. Dodaje też, że recenzent ocenia osiągnięcia uznaniowo i dobrze wie, że za napisanie nierzetelnej opinii nie ponosi żadnej odpowiedzialności. Swoje przejścia na uczelni Joanna przypłaciła zdrowiem. - Długo zagryzałam zęby. Wiedziałam jednak, że nie mam tam żadnych "pleców". Często dostawałam nowe zajęcia ze studentami. Żeby przygotować całkiem nowy przedmiot, trzeba w to włożyć ogrom pracy. Odmówić nie mogłam, bo nie miałabym pracy w ogóle - opowiada.

Joanna Gruba, założycielka Fundacji Nauka Polska, przekonuje, że na uczelniach wyższych rządzi kolesiostwo, nepotyzm (fot: Grzegorz Bukala/ Agencja Gazeta)

Takich osób jak ona jest w Polsce więcej. Na autorską ankietę Joanny dotyczącą problemów z habilitacją odpowiedziało ponad tysiąc osób. Blisko 50 proc. respondentów wskazało, że w ich jednostce naukowej są osoby, które otrzymały stopień doktora habilitowanego pomimo niewielkich osiągnięć naukowych, podczas gdy innym odmówiono nadania tego stopnia mimo dużo większego dorobku. Niektórzy respondenci twierdzili wręcz, że im bardziej mierny kandydat, tym pewniejsze jest, że otrzyma stopień doktora habilitowanego, bo wtedy nie jest zagrożeniem dla starej kadry.

"Niech koledzy dowiedzą się, jaka jesteś"

Ewa, adiunkt na jednej z politechnik, jest przekonana, że stała się ofiarą szykanowania z tego samego powodu, co jej dwóch poprzedników, którzy pracowali z tym samym kierownikiem. Wszyscy posiadali podwójne wykształcenie - byli zarówno architektami, jak i artystami plastykami. - Ze względu na synergiczne połączenie dziedzin byliśmy konkurencyjni dla przełożonego, zarówno pod względem naukowym, artystycznym, jak i dydaktycznym - wyjaśnia Ewa. Jeden z "poprzedników" mógł się także pochwalić tytułem doktora habilitowanego sztuk plastycznych, więc zdaniem Ewy stanowił dodatkowo konkurencję do kierowniczego fotela. Ewa również zamierzała zrobić habilitację, ale wskutek mobbingu podupadła na zdrowiu.

Opowiada, że jej przełożony pomawiał ją publicznie podczas zebrań i oskarżał o kłamstwa. Przywłaszczył sobie pieniądze za zajęcia, które ona poprowadziła. Pod jej nieobecność zmienił ocenę studentowi - z gorszej na lepszą. - Któregoś dnia zaprosił mnie na rozmowę. W pokoju obok znajdowało się dwóch kolegów z zespołu. Czynił mi absurdalne zarzuty, że go nie szanuję. Kiedy poprosiłam o zamknięcie drzwi, sprzeciwił się, argumentując: "Niech koledzy dowiedzą się, jaka jesteś". Szybko zorientowałam się, że chce mnie sprowokować przy świadkach.

Gdy poczuła się lepiej, priorytetem stała się nie habilitacja, ale dochodzenie swoich pracowniczych praw, najpierw drogą wewnętrzną, a następnie sądową. Nie miała wyjścia: na jej skargi dziekan nie zareagowała, a powołana przez rektora komisja, której przewodniczącą była dziekan, oddaliła wszelkie zarzuty.

Ewa tłumaczy też, dlaczego nie mogła liczyć na wsparcie kolegów z zespołu: - Byłam trzecią szykanowaną osobą, zespół miał więc wypracowane wzorce konsolidowania się przeciwko kolejnym "wrogom" zakładu.

W zamian za posłuszeństwo członkowie zespołu otrzymywali wymierne oraz niewymierne profity: to im przyznawano prestiżowe zadania naukowe, artystyczne i dydaktyczne, jak twierdzi Ewa - nierzadko niezwiązane z ich wykształceniem czy posiadanym stopniem naukowym, uznaniowe nagrody, wsparcie finansowe oraz sprzętowe, wsparcie w rozwoju. Kierownik, jak twierdzi, miał zaś świadomość, że ma pod sobą oddany i posłuszny zespół. - Od czasu objęcia kierowniczego fotela w zakładzie nie było żadnej habilitacji drogą naukową. Habilitacja następczyni kierownika zbiegła się w czasie z jego osiągnięciem wieku emerytalnego - opowiada. Mimo że obecnie Ewa podlega nowej kierownik, jej sytuacja wiele się nie zmieniła. Jej zdaniem obecna kierownik pozostaje pod naciskiem zespołu, który przyzwyczaił się do swoich przywilejów.

Niezgoda

Joanna Gruba, zaskoczona dużą liczbą odpowiedzi na ankietę dotyczącą nieprawidłowości w postępowaniach habilitacyjnych, postanowiła zapytać też kadrę naukową o kwestie mobbingu na uczelniach. Na jej drugą autorską ankietę odpowiedziało ponownie ponad tysiąc pracowników naukowych. Aż 65 proc. ankietowanych uznało, że doświadczyło przemocy psychicznej ze strony przełożonego, niemal tyle samo (60 proc.) doświadczyło mobbingu ze strony swoich współpracowników. Grupą pracowników naukowych, której zjawisko zdaje się dotyczyć w największym stopniu, są adiunkci [stanowisko dla osób posiadających stopnień doktora lub doktora habilitowanego - przyp. red.]. Ponad połowa ankietowanych w związku z mobbingiem w miejscu pracy odczuwała pogorszenie stanu zdrowia, ponad 30 proc. było zmuszonych skorzystać z pomocy lekarskiej.

Ewa nie może liczyć na niczyje wsparcie na uczelni, na której pracuje (fot: Jakub Porzycki/ Agencja Gazeta)

Joanna Wyleżałek, dr hab. w zakresie socjologii, autorka książki "Mobbing uczelniany jako problem społeczny", przekonuje, że na tego typu naruszenia najbardziej narażone są osoby najzdolniejsze, które chcą się rozwijać, ubiegają się o wyższy stopień naukowy. Mobbingu doświadczają też ci, którzy nie zgadzają się działania nieetyczne czy poddają krytyce merytorycznej prace innych.

W takiej sytuacji znalazła się Beata, adiunkt na jednym uniwersytetów przyrodniczych. Naukowczyni odkryła, że jej zespół, z którym pracuje, dopuścił się fałszerstwa. - W pewnym momencie dowiedziałam się, że wykonawcy moich badań wypuścili publikację dotyczącą mojej tematyki, wcześniej mnie o tym nie informując. Dotarłam do niej i odkryłam, że podali nieprawdziwe dane, posługując się w dodatku cudzymi wynikami. Autora badań nie podali. Gdy udowodniłam, że publikacja zawiera fałszywe informacje, okazało się, że zabrakło pieniędzy na kontynuowanie moich badań - opowiada. Przez rok zgłaszała nieprawidłowości, do jakich dochodziło podczas realizacji projektu, w którym uczestniczyła. Bez skutku. - Wysłałam pięć pism do rektora, opisując, co dzieje się w katedrze - wspomniałam o fałszerstwie, ale i o tym, że nie otrzymałam pieniędzy za część pracy, którą wykonałam - opowiada. Beata, będąc pod presją, podpisała oświadczenie, zgodnie z którym zobowiązała się do wycofania wszelkich skarg. - Nie doczytałam punktu dotyczącego moich skarg, bo rektor miał dla mnie tylko kilka minut i wciąż mnie pospieszał. Nie wyraził jednak zgody na sprostowanie oświadczenia, nawet gdy złożyłam o to pisemną prośbę - wyjaśnia.

Piotr pracującego na stanowisku starszego referenta technicznego na jednej z dużych uczelni technicznych, przełożony nieustannie straszy, że usunie go z katedry. - Wciąż powtarza, że jestem niepotrzebny, co nie jest prawdą, bo laboratorium, w którym pracuję, potrzebuje pracownika o mojej specjalności. Odzywa się do mnie po chamsku, kontroluje mnie, sugeruje, że nic nie robię - wymienia Piotr. Piotra wykluczono również z zespołu badawczego, mimo że to dzięki jego punktom uczelnia uzyskała pieniądze na badania. Mimo że Piotr posiada 30-letnie doświadczenie, dorobek naukowy, wyższe wykształcenie i stopień doktora nauk technicznych, zarabia tyle, ile pracownik ze średnim wykształceniem, nieposiadający żadnych publikacji, którego staż pracy wynosi zaledwie kilka lat. - Mam pracę o wąskiej specjalności, jednocześnie bardzo się w niej spełniam i wiem, że tematyka, jaką się zajmuję, jest wartościowa. Mógłbym się przekwalifikować na starość, ale mam już 56 lat i na pewno nie byłoby to proste - opowiada Piotr.

Władza

Jak podkreśla Józef Wieczorek, prezes Fundacji Niezależne Forum Akademickie i twórca bloga nfat.wordpress.com, gdzie publikowane są przypadki mobbingu na uczelniach wyższych, mobbing bywa stosowany jako metoda zarządzania zakładem i metoda dyscyplinowania pracowników. Tłumaczy, że kierownicy merytorycznie nieprzygotowani do kierowania zespołami ludzi często stosują terror psychiczny dla utrzymania się przy władzy poprzez eliminowanie zbyt kompetentnych, aktywnych, a zatem potencjalnie zagrażających im pracowników.

Mobbingu doświadczają ci, którzy nie zgadzają się działania nieetyczne czy poddają krytyce merytorycznej prace innych (fot: Sławomir Kamiński/ Agencja Gazeta)

Do prawnika Grzegorza Ilnickiego z kancelarii Aval-Consult często zgłaszają się pracownicy naukowi, którzy doświadczają mobbingu w swoim miejscu pracy. Zazwyczaj przychodzą po poradę prawną, rzadko jednak ktoś decyduje się wejść na drogę sądową. Po pierwsze dlatego, że sprawy o mobbing bardzo trudno wygrać, a po drugie - większość z tych osób wciąż pracuje na danej uczelni. Wielu obawia się również ostracyzmu "międzyuczelnianego" - że jeśli pozwą daną uczelnię, będą straceni nie tylko tam, ale również w innych placówkach. Dlatego najczęściej czekają nawet latami, aż coś się zmieni. Albo starają się zrobić doktorat bądź habilitację i jak najszybciej zmienić uczelnię.

Ilnicki podkreśla, że ryzyko zaistnienia mobbingu jest na uczelniach wysokie, ponieważ są to organizacje o silnie zhierarchizowanej strukturze, co powoduje, że ci, co są wyżej, mają poczucie, że mogą więcej. - Takie zachowania wynikają z kultury organizacyjnej i żadna ustawa tego nie zmieni - mówi. Jak dodaje, mimo że na wielu uczelniach funkcjonują komisje antymobbingowe, w praktyce ich działania nie przynoszą żadnych rezultatów. - Mam klienta, wobec którego komisja orzekła, że doszło do mobbingu, ale na orzeczeniu się skończyło, bo nie zostały wdrożone żadne zmiany. Osoba odpowiedzialna za mobbing wciąż pracuje na uczelni i nie spadł jej włos z głowy - opowiada.

Pożyteczną instytucją według Ilnickiego jest pełnomocnik ds. równego traktowania, który działa na niektórych polskich uczelniach. - To osoby posiadające silną pozycję w strukturze uczelni, co pozwala im monitorować przypadki dyskryminacji. Dbają o standardy i udzielają wsparcia między innymi właśnie ofiarom mobbingu. Taka osoba powinna być na każdej uczelni - przekonuje.

W 2017 roku pełnomocnika ds. równego traktowania powołano między innymi na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu (fot: Łukasz Cynalewski/ Agencja Gazeta)

Co Ilnicki radzi ofiarom mobbingu uczelnianego, którzy zgłaszają się do niego po poradę? - Zawsze radzę, żeby zbierać dokumentację, która mogłaby posłużyć jako dowód - warto gromadzić notatki z informacjami o konkretnych zdarzeniach, które miały formę nękania, zapisywać zastraszające wiadomości. I nie izolować się - mówić bliskim o sytuacjach przemocy, której się doświadczało, w razie potrzeby sięgnąć po pomoc psychologiczną - informuje.

Mobbing niszczy naukę

Mobbing uczelniany, jak zauważa w swojej publikacji Joanna Wyleżałek, działa jednak na szkodę nie tylko jednostek, ale i w ogóle nauki polskiej. Socjolog wyjaśnia, że ośrodki akademickie, w których mobbing jest częścią kultury organizacyjnej, wspiera się w nich wszystkim odtwórczość, która nic rozwojowego do nauki nie wnosi i tym samym obniża jakość kształcenia. Zaznacza, że konsekwencje mobbingu ponoszą nie tylko pracownicy, ale również studenci. Rzadko bowiem osoba zmuszona do bezkrytycznego konformizmu potrafi wzbudzić entuzjazm i chęć do twórczej aktywności.   

Ewa Jankowska. Dziennikarka i redaktorka, absolwentka Polskiej Szkoły Reportażu. Zaczynała w Wirtualnej Polsce w dziale Kultura, publikowała wywiady w serwisie Ksiazki.wp.pl. Pracowała również serwisie Nasze Miasto i Metrowarszawa.pl, gdzie z czasem awansowała na redaktor naczelną.

Dziękujemy, że przeczytałaś/eś do końca nasz artykuł. Jeżeli Ci się podobał, to wypróbuj nasz nowy newsletter z najciekawszymi i najlepszymi tekstami portalu.

KLIKNIJ, BY ZAPISAĆ SIĘ NA NEWSLETTER