
Epitetami pod swoim adresem P. mógłby wytapetować ściany ich 55-metrowego mieszkania. Wyzwiska, chociaż wypowiadane niekiedy szeptem, krążyły w tych ścianach latami. Odbijały się ze świstem od lodówki, uderzały w okna i zagnieżdżały w kanapie. Uciekał przed nimi w pracę albo do parku z dziećmi. Ale w końcu i tak musiał tam wrócić. Tkwił przy niej z uwagi na dzieci. Powtarzał sobie: jeszcze trochę. Do komunii Marysi, do egzaminów gimnazjalnych Piotrusia. Do operacji teściowej. Z każdym rokiem odejść było trudniej.
W końcu zamiast w parku czy w pracy ukojenia musiał szukać w przychodniach lekarskich. Duszności, kołatania serca, skoki ciśnienia, omdlenia. Jakby 39-letnie ciało P. nagle zupełnie podupadło, zachorowało na wszystko. Sugerowano problemy z sercem, nadciśnienie, cukrzycę. Pytano o choroby w rodzinie, o tryb życia, dietę. Wykluczono boreliozę, reumatoidalne zapalenie stawów, tętniaka i wadę serca. Na ciele P. był całkowicie zdrowy. Kolega z pracy podał mu adres dyskretnego psychiatry. Diagnoza zapadła dosyć szybko - silna nerwica i stany lękowe. Powód? Toksyczny związek.
Złożenie pozwu o rozwód - mimo wsparcia grupy terapeutycznej i przyjmowania leków - zajęło P. kilka miesięcy. Pierwsze, co od niej usłyszał, to że "puści go z torbami". Jak zwykle nie powiedziała tego normalnie. Jak to ona - przeliterowała mu każde słowo.
Nie chciał walczyć. Zgodził się na wszystko. Orzeczenie o winie, alimenty przekraczające jego możliwości finansowe i zaplanowany przez nią podział majątku. To znaczy, że ona bierze mieszkanie i samochód, a on swoje ciuchy, starego laptopa i starego psa. W zamian za to nie stracił kontaktu z dziećmi.
Słowo, które rani
Każdego roku dla około 9-10 tys. mężczyzn policja wypełnia Niebieską Kartę . W roku 2017 takich kart było o ponad tysiąc więcej.
Wprowadzona w 1997 roku Niebieska Karta jest dokumentem potwierdzającym przemoc w rodzinie. Sporządza go policja, pracownik ośrodka pomocy społecznej lub gminnego ośrodka rozwiązywania problemów alkoholowych. Założenie karty chroni ofiarę przemocy i może być dowodem w procesie sądowym. Wiąże się również z regularnym monitoringiem - m.in. z wizytami dzielnicowego w domu i poinformowaniem sprawcy, że jest pod obserwacją. Nie wszyscy są w stanie to zaakceptować. Wiele ofiar przemocy boi się, że karta tylko pogorszy sprawę. W ubiegłym roku policjanci wypełnili w sumie aż 165 770 kart, czyli o ponad 4 tys. więcej niż w roku 2016. 75 662 niebieskie karty z ubiegłego roku dotyczyły przemocy psychicznej, a około 59 tys. - fizycznej. Najwięcej kart wypełnili funkcjonariusze w Katowicach, Lublinie oraz Olsztynie. Blisko 73 proc. ofiar stanowiły kobiety.
Mężczyźni, dla których wypełniono kartę, w większości nie ukończyli 65. roku życia. Mieszkają na Śląsku, Podkarpaciu oraz na Mazurach. Właśnie w tych regionach liczba aktów przemocy wobec mężczyzn wyraźnie wzrosła. A ilu znosi ją, nie szukając pomocy? Trudno powiedzieć, bo przyznanie się do bycia ofiarą przemocy ze strony żony czy partnerki wciąż uchodzi za powód do wstydu. Krzyki, wyzywanie i poniżanie mężczyzny przez kobietę nadal odbierane są jako przejaw jej wrednego charakteru. I nie nazywa się tego przemocą.
Polacy w ogóle mają problem z określeniem, czym jest przemoc domowa. 11 lat temu, na zlecenie Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej, TNS OBOP (dzisiaj TNS Polska) przeprowadził badanie , z którego wynikało, że dla większości respondentów (83 proc.) ma ona miejsce dopiero, gdy u ofiary widać ślady na ciele. W roku 2012, kiedy CBOS przeprowadził tak naprawdę ostatnie badanie dotyczące przemocy domowej, nadal wielu respondentów nie za bardzo potrafiło zdefiniować przemoc i wskazać, od czego się zaczyna. Uznali, że trudno nazwać nią jednokrotne uderzenie partnera. Tak samo jak wyzwiska kierowane podczas kłótni do męża czy "lekkie" szarpanie lub popychanie. Wśród badanych panowało zdecydowanie większe przyzwolenie na przemoc wobec mężczyzn, a "pewne okoliczności miały ją wręcz usprawiedliwiać". Prawdziwy facet "może przecież znieść więcej".
Tymczasem, zgodnie z przepisem art. 2 ust. 2 Ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie , należy ją rozumieć poprzez "jednorazowe albo powtarzające się umyślne działanie lub zaniechanie naruszające prawa lub dobra osobiste członków rodziny, w szczególności narażające te osoby na niebezpieczeństwo utraty życia, zdrowia, naruszające ich godność, nietykalność cielesną, wolność, w tym seksualną, powodujące szkody na ich zdrowiu fizycznym lub psychicznym, a także wywołujące cierpienia i krzywdy moralne u osób dotkniętych przemocą".
Żeby uzmysłowić Polakom, czym jest przemoc w rodzinie, Niebieska Linia opublikowała test :
Czy zdarza się, że ktoś Tobie bliski:
*Popycha, policzkuje, bije, szarpie Ciebie *Traktuje w sposób, który Cię rani *Obrzuca Cię obelgami, wyzwiskami *Zmusza do robienia rzeczy, które są dla Ciebie poniżające *Kontroluje w pełni wszystkie wydatki w domu i każe Ci prosić o pieniądze *W przypływie złości niszczy Twoją własność *Oboje uważacie, że to Twoja wina *Skłania Cię do kontaktów seksualnych, mimo że nie masz na to ochoty *Grozi, że zrobi Tobie i twoim bliskim krzywdę, zabije, zrani *Uważa, że zasługujesz na takie traktowanie *Uważa, że wszystkie powyższe rzeczy robi dla Twojego dobra
Jeśli odpowiedziałeś/aś twierdząco chociaż na jedno pytanie, istnieje ryzyko, że doznajesz przemocy ze strony bliskiej Ci osoby.
Wstydliwość problemu
Ł., dziennikarz, którego znam od lat, twierdzi, że nigdy nie miał szczęścia do kobiet. Albo trafiał na takie, które chciały się tylko zabawić, albo na te, które liczyły, że będą jego utrzymankami. Może dlatego, że wychował się bez matki. Może dlatego, że ojciec nie nauczył go odpowiedniego podejścia do kobiet. I chociaż na stopie koleżeńskiej Ł. wydawał się mistrzem konwersacji i obycia w relacjach damsko-męskich, w związku zawsze był na straconej pozycji. Poznanie K. miało być dla niego spełnieniem najśmielszych marzeń. Skromna, oczytana, odnosząca sukces w branży PR. Okręciła sobie Ł. wokół palca. Świata poza nią nie widział. Po miesiącu planowali już wspólne wakacje, po trzech, kiedy K. dostała propozycję pracy w innym mieście, Ł. był gotowy rzucić dla niej wszystko. To przecież ona miała prawdziwą pracę. Taką z etatem, multisportami i ubezpieczeniem zdrowotnym.
Niebieska Karta? Ł. niejeden raz pisał o niej w artykułach dla kobiet, ofiar przemocy domowej. Takich z reklamy społecznej "bo zupa była za słona". K. przecież go nie biła. Poszturchiwaniami, docinkami, wyzwiskami chciała go jedynie zmotywować. A on, wiedząc, że nie będzie mógł spełnić jej oczekiwań, chciał w końcu już tylko w spokoju odejść.
Paweł Bodzon, psycholog i psychoterapeuta, w kwartalniku naukowym stworzył profil psychologiczny mężczyzny będącego ofiarą kobiecej przemocy. Cechuje go niskie poczucie własnej wartości, strach i osamotnienie. Mówiąc o bezsilności, lęku, używa formy bezosobowej. Nie potrafi przyznać, że to on jest ofiarą. Ratuje się ucieczką z domu, ukojenia szuka w alkoholu, narkotykach. Nie bez znaczenia dla tej postawy jest fakt, że - jak pisze psycholog - "Można zaobserwować pewną trudność wynikającą z ograniczeń kulturowych, a mianowicie wstydliwość problemu. Wpływa to na dużą niechęć do zgłaszania się na policję mężczyzn, którzy doświadczają przemocy ze strony kobiet. To z kolei zaniża statystyki i skalę występowania problemu w opinii społecznej".
Skąd się bierze przemoc?
W poszukiwaniu biologicznego wytłumaczenia kobiecej agresji wobec mężczyzn Bodzon rozpatrywał m.in. padaczkę skroniową, zaburzenie funkcjonowania układu limbicznego, zaburzenia hormonalne oraz PMS, znany jako zespół napięcia przedmiesiączkowego. "Eksplozywne zaburzenie osobowości (intermittent explosive disorder) jest nazywane zamiennie epizodyczną utratą kontroli lub gniewem limbicznym. Cały mechanizm oscyluje wokół nadmiernych wyładowań elektrycznych w płacie skroniowym. Wyładowania sprawiają, że układ limbiczny nie jest w stanie zahamować nagłej zmiany nastroju, jaka następuje po serii wyładowań. Nie występują tu drgawki, które są powszechne przy epilepsji. Zmiana nastroju może być tak silna, że może objawić się brutalnym atakiem złości i agresji, a nawet zakończyć się napaścią czy gwałtem" - tłumaczył Bodzon.
Po wyładowaniu agresji u kobiet, podobnie jak i u mężczyzn, zazwyczaj pojawia się ulga. I pewnego rodzaju satysfakcja, porównywalna z zaspokojeniem seksualnym. Uważa się, że jedną z przyczyn zadawania przemocy partnerom mogą być również problemy natury seksualnej. Pisały o tym m.in. Marta Makaro-Studzińska, Anna Grzywa oraz Renata Turek z Katedry i Kliniki Psychiatrii Akademii Medycznej w Lublinie w publikacji "Przemoc w związkach między kobietą a mężczyzną" . Brak satysfakcji z seksu z partnerem, różnica poziomu libido, a także potrzeba nowych bodźców przy braku zrozumienia ze strony mężczyzny może wywoływać frustrację, a co za tym idzie - zachowania agresywne. Marta Łosińska w "Przeglądzie Prawniczym Ekonomicznym i Społecznym" przypomina, że jeszcze w latach 60. przestępczość i agresję kobiet tłumaczono teorią Zygmunta Freuda. Według Freuda są one sfrustrowane, bo... zazdrosne o penisa. Jego brak i związane z tym poczucie bycia istotą gorszą wywoływać ma takie skutki jak narcyzm, niskie poczucie moralności i sprawiedliwości. A przede wszystkim typową mizoandrię, czyli nienawiść do gatunku męskiego.
W późniejszych latach teorię Freuda zastąpiły inne hipotezy, łączące kobiecą agresję ze "złym wychowaniem", a dokładnie brakiem lub niedostatkiem ojca. Małgorzata Osowiecka, psycholog z Uniwersytetu SWPS w Sopocie, podkreśla, że żywienie bardzo negatywnych uczuć do mężczyzn może wiązać się z ojcem także wtedy, gdy jest on już nieobecny w życiu kobiety. - Jeżeli obraz ojca - najważniejszego mężczyzny w życiu, obok partnera miłosnego - jest agresywny, chłodny, część kobiet może wybrać bierność, wchodzić w związki z mężczyznami podobnymi do ojca, a reszta - walczyć - uważa Osowiecka.
Zdaniem psycholog skłonność do przemocy u kobiet może też wynikać z braku równowagi praw, obowiązków i ról kobiet i mężczyzn oraz z traumatycznych wydarzeń. Osowiecka wylicza: doświadczenie wykorzystywania seksualnego, narażenie na długofalowy seksizm ze strony współpracownika lub szefa, wyśmiewanie przez partnera seksualnego. - Jeżeli kobieta nie uporała się z traumą, może zacząć budować w swojej głowie fałszywy obraz mężczyzn jako "złych" i "niebezpiecznych", szukać zemsty, odpłacając się za swoją krzywdę każdemu spotkanemu przedstawicielowi płci przeciwnej - twierdzi.
To jest zło
Kobiet-agresorek nie można jednak usprawiedliwiać - Światowa Organizacja Zdrowia w każdym raporcie podkreśla, że bez względu na statystyki, powody i płeć przemoc zawsze jest złem. A jej konsekwencje - długofalowe i destrukcyjne dla wszystkich wokół.
W obronie mężczyzn jako ofiar przemocy staje m.in. brytyjska psycholog dr Anna Randle . Twierdzi ona wręcz, że mężczyźni równie często jak kobiety doświadczają przemocy. Efektem może być PTSD, czyli post traumatic stress disorder - zespół stresu pourazowego, który narasta wraz ze świadomością, że im znaleźć pomoc jest zwyczajnie trudniej niż kobietom w tej samej sytuacji. Chodzi nie tylko o wspomniany już wstyd, ale i społeczny odbiór problemu. Policja czy ośrodki pomocy społecznej wciąż bagatelizują męskie skargi. Tak jest nie tylko w Polsce, ale też w Wielkiej Brytanii czy Stanach Zjednoczonych. Kampanie społeczne skupiają się jedynie na przemocy wobec kobiet i dzieci. A przecież mężczyźni też stają się jej ofiarami, także śmiertelnymi.
W lutym 2018 roku, w niedzielny wieczór, policja została wezwana na ul. Miodową w Płocku. Rodzina 43-letniego mężczyzny była zaniepokojona, że od piątku nie ma z nim kontaktu. W mieszkaniu policjanci znaleźli jego zwłoki. Pierwszą podejrzaną była młodsza o 10 lat konkubina. Z ustaleń śledczych wynikało, że w ich związku teoretycznie nie dochodziło do przemocy. Ale okazało się, że 43-latek został już raniony przez partnerkę pół roku przed zabójstwem. Wówczas skończyło się na siedmiodniowym zwolnieniu. Tym razem zadany nożem cios okazał się śmiertelny.
W czerwcu 2018 roku w Łodzi na policję zadzwoniła zdenerwowana kobieta, twierdząc, że jej partner wrócił do domu w zakrwawionym ubraniu. Chyba nie żyje. Nie była w stanie powiedzieć nic więcej. Policja na miejscu stwierdziła zgon mężczyzny. Kobieta była pod wpływem alkoholu, więc policjanci nie do końca dali wiarę jej wersji. W mieszkaniu znaleźli zakrwawiony nóż. To nim zadała mężczyźnie cios w plecy. Przyznała w końcu, że dźgnęła partnera, bo ją zdenerwował.
Miesiąc później w małej, spokojnej wsi Templewko w Lubuskiem zakrwawiony Mariusz Sz. wybiegł na podwórze swojego domu. 50-latek wykrwawił się, zanim na miejsce dotarło pogotowie. Podejrzaną od razu stała się Ewa. J., była partnerka mężczyzny, w przeszłości m.in. nauczycielka języka polskiego. Ewa J. nadużywała alkoholu. Od dawna miała stosować przemoc wobec konkubenta. Dostała nawet sądowy zakaz zbliżania się do Mariusza Sz., a kiedy go złamała, trafiła do więzienia. Byłego partnera zamordowała na przepustce. Kuchennym nożem ugodziła go w brzuch. Podczas aresztowania twierdziła, że nic nie zrobiła i nie pamięta zdarzenia.
W większości przypadków nie dochodzi do tak tragicznych wydarzeń. Ale z drugiej strony jak inaczej niż tragedią nazwać życie, często mierzone latami, z kobietą, która stosuje na co dzień przemoc wyrafinowaną? Jak rozpoznać mężczyznę poddanego przemocy, po której nie ma śladów w postaci podbitego oka, siniaków czy złamanego nadgarstka?
Specjaliści z amerykańskiej kliniki Mayo, jednej z największych amerykańskich organizacji medycznych non-profit, która zajęła się tematem przemocy wobec mężczyzn, radzą, jak rozpoznać ofiarę nękania. Podkreślają, że zaniepokoić powinna nas każda nagła zmiana zachowania i trybu życia kolegi, brata czy kuzyna. Alienowanie się lub na odwrót - ucieczka z domu pod byle pretekstem, nerwowa, wręcz histeryczna reakcja na próbę rozmowy o sytuacji osobistej. Objawami fizjologicznymi są z kolei nadmierne pocenie się i drżenie rąk. Niektórzy zaczynają się też jąkać. Te i inne sygnały mogą wskazywać, że mężczyzna jest ofiarą przemocy domowej. A jej nigdy nie można bagatelizować - niezależnie od płci ofiary.
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś do końca nasz artykuł. Jeżeli Ci się podobał, to wypróbuj nasz nowy newsletter z najciekawszymi i najlepszymi tekstami portalu.
KLIKNIJ, BY ZAPISAĆ SIĘ NA NEWSLETTER >>>
Joanna Pasztelańska. Dziennikarka, reporterka. Jako jedna z pierwszych dotarła do Turcji po trzęsieniu ziemi w 1999 roku, relacjonowała wybory prezydenckie w Iranie, zajmowała się sprawą farmy niewolników pod Londynem i ukrytymi w rejonie Prypeci sierocińcami dla dzieci z wadami genetycznymi po wybuchu elektrowni w Czarnobylu. Od blisko dwudziestu lat jeździ po Polsce śledząc tematy trudne i niewyjaśnione m.in. dla "Życia Warszawy", "Tygodnika Kulisy" i magazynu "Dziennika Gazety Prawnej". Współautorka książek "Policjanci. Za cenę życia" (2016) i "Strażacy. Tam, gdzie zaczyna się bohaterstwo" (2018), które napisała wraz z mężem.