
Azjatycka piękność o hipnotyzującym spojrzeniu. Ciemnobrązowe włosy, lekko rozjaśnione. Odcień uwielbiany przez Japonki. Do tego charakterystyczny sposób modulowania głosu podczas rozmowy z nieznajomymi. Nieco podniesiony. Na ulicach Tokio takich jak ona są tysiące. Bizneswoman, modelka na emeryturze, a może prawniczka. Gdyby nie skóra, mogłaby być każdą z nich.
Nawet w upalne dni chodzi w długim rękawie. Ale nadal nie wyróżnia się na tle innych Japonek, które tak bardzo boją się słońca. Dopiero kiedy się rozbiera, widać, kim jest naprawdę. W Japonii nie trzeba być znawcą tematu przestępczości zorganizowanej, żeby wiedzieć, co oznaczają pokrywające jej ciało tatuaże. Na przykład kolorowa kurtyzana z ery Muromachi (lata 1336- 1573) z odsłoniętą piersią i nożem zaciśniętym między zębami.
Wprawdzie Shoko Tendo skończyła 50 lat, ale na zawsze pozostanie już dzieckiem yakuzy. Jej życie - córki jednego z bossów najsłynniejszej japońskiej mafii, Yashuiro Tendo - przez wiele lat przypominało piekło. Od najmłodszych lat była wykorzystywana, odurzana narkotykami i upokarzana. Choć była córką szefa mafii, w szkole regularnie ją zastraszano i wyśmiewano. Przed piętnem ojca uciekała w narkotyki. Kiedy brakowało jej pieniędzy, płaciła ciałem. To sprawiło, że mężczyźni szybko zaczęli traktować ją jak przedmiot. Jako nastolatka była wielokrotnie gwałcona, a potem porzucana w obskurnych motelach, zakrwawiona i posiniaczona. Kiedy miała 19 lat, jeden z oprawców pobił ją tak dotkliwie, że była o krok od śmierci. Niezbędne były operacje plastyczne twarzy. Po latach Shoko wciąż maskuje blizny grubym makijażem. Ratunkiem przed zatraceniem okazało się wczesne zamążpójście. Mężczyzna, który obiecał jej bezpieczeństwo, również związany był z yakuzą. Małżeństwo szybko się skończyło, ale Shoko do dziś wspomina byłego męża jako poważnego i dobrego człowieka. Między innymi dlatego przyznaje, że z jednej strony yakuza zniszczyła jej życie, z drugiej to właśnie za sprawą mafii stała się tą Shoko Tendo. Silną kobietą, matką, pisarką.
Najbardziej intymne i drastyczne szczegóły swojego życia opisała w książce "Księżyc yakuzy. Wyznania córki gangstera". W 2004 roku książka była bestsellerem w Japonii, później ukazała się jej wersja angielska. "Nienawidziłam sposobu, w jaki zachowywał się mój ojciec", mówiła w wywiadzie dla "Guardiana" w tokijskim biurze swojego wydawcy, Kodansha International. "Ale potem stałam się dokładnie taka jak on".
Jaki ojciec, taki syn?
Alfons Albert Francis Capone, zwany pieszczotliwie "Sonny", był sympatycznym, od urodzenia lekko otyłym chłopcem. Przyszedł na świat w grudniu 1918 roku w nieślubnym związku 19-letniego Ala Capone i Mae Coughlin. Kilka tygodni po narodzinach syna para postanowiła się pobrać. Ojcem chrzestnym "Sonny'ego" został Johnny Torrio, przyjaciel i szef ojca chłopca, znany w Chicago z prowadzenia licznych biznesów. Głównie w branży "rozrywkowej". Torrio stawiał bowiem na hazard i prostytucję.
Mały "Sonny" za sprawą ojca i ojca chrzestnego miał poważanie w szkole, za to ze zdrowiem nie było u niego najlepiej. Niektórzy uważają, że przyszedł na świat z syfilisem, na który chorował jego ojciec. Wiadomo, że jako dziecko "Sonny" był poddawany bolesnym terapiom. Jak pisze Chris W. Knight w książce "Son of Scarface. A memoir by the Grandson of Al Capone", jedynym dowodem na syfilis juniora miał być jego pobyt w szpitalu w 1925 roku z powodu "licznych infekcji". Ale w późniejszych dziejach rodziny Capone o chorobie nie ma już jednak ani słowa. Podkreśla się za to wykształcenie młodego Capone, który po skończeniu szkoły św. Patryka w Miami dostał się nawet na miejscowy uniwersytet. W czasie gdy "Sonny" pobierał nauki, jego tata odsiadywał już wyrok w słynnym Alcatraz. To cena, jaką płacił za bycie prawą ręką Torrio, a po jego wyjeździe do Włoch - głową chicagowskiej mafii. Zarabianie fortuny na przemycie spirytusu, hazardzie i prostytucji skończyło się procesem o niepłacenie podatków. Zespół słynnych Nietykalnych - jedenastu agentów federalnych - zgromadził dowody, które pozwoliły wsadzić gangstera na jedenaście lat do więzienia.
Wiadomo, że senior Capone napisał zza krat do juniora przynajmniej jeden list . "Trzymaj się tego, co robisz i nie pozwól, by coś cię złamało. Kocham i całuję. Twój drogi ojciec Alphonse Capone #85". 85 był numerem nadanym Capone przez władze więzienne. Wiele lat później list ojca do syna został sprzedany na aukcji za 62,5 tysiąca dolarów.
Capone senior opuścił Alcatraz w 1939 roku jako wrak człowieka. Syfilis i demencja sprawiły, że po dawnym mafiosie nie pozostało ani śladu. Zmarł osiem lat później, doczekawszy ożenku "Sonny'ego". W 1941 roku "Sonny" poślubił Diane Ruth Casey, z którą miał aż cztery córki - Veronikę, Teresę, Barbarę i Patricię Capone-Brown. Małżeństwo przetrwało 23 lata. W 1964 roku Capone junior rozstał się z żoną i rzucił w wir romansów. Brał dość spontaniczne śluby z nowymi wybrankami, ale trudno uważać je za próbę ułożenia sobie życia. Raczej chodziło o to, by go poużywać. Do czasu, gdy trafił na Amerikę Francis, znaną jako "Amie". Ich związek okazał się na tyle poważny, że "Amie" oficjalnie stała się macochą dla córek "Sonny'ego".
Stosunki ojca z synem od początku były bardzo skomplikowane. Capone senior nie widział w "Sonnym" swojego następcy, a sam "Sonny" próbował odciąć się od kryminalnej przeszłości ojca. Z książki "Capone: The Man and the Era" Laurence'a Bergreena wynika, że w wieku 48 lat "Sonny" zmienił nazwisko na Albert Francis Brown. Wiódł spokojne, podobno prawe życie, co nie przeszkadzało mu korzystać z fortuny pozostawionej przez ojca. Zmarł w wieku 85 lat na Florydzie.
Gdzie jest Karinka
Najmłodszym dzieckiem polskiej mafii, któremu prawdopodobnie przyszło zapłacić najwyższą cenę za grzechy rodziców, była Karinka. W grudniu 2002 roku 7-letnia wówczas dziewczynka przepadła bez wieści.
31 grudnia dyżurny warszawskiej policji odebrał zgłoszenie o podwójnym zabójstwie przy ulicy Dąbrowskiego. Ofiary to Anna S., ps. "Andzia", i Piotr Sz., ps. "Świr". Znaleziono ich z ranami postrzałowymi. Policjanci nie mieli wątpliwości, że była to mafijna egzekucja. Anna była wielokrotnie notowana za handel narkotykami dla gangu mokotowskiego. Jej konkubent, Piotr S., to tzw. silnoręki "Mokotowa", odpowiedzialny za brudną robotę.
Biegli orzekli, że śmiertelne strzały padły w drugi dzień świąt. Pierwszy zginął "Świr", który otworzył napastnikowi drzwi. W tym czasie Anna leżała na kanapie. Na widok upadającego kochanka zaczęła podnosić się z łóżka. Wtedy i ją powaliła kula. Kiedy do mieszkania przy Dąbrowskiego wkroczyła policja, okazało się, że w czasie zajścia prawie na pewno przebywała tam córka Anny, Karinka S. Po dziewczynce nie było jednak śladu. Zniknęła też część jej ubrań oraz pościel.
Czy Karinkę zabrał z mieszkania Rafał M., ps. "Święty", który opiekował się nią podczas nieobecności matki? Śledczy ustalili, że dzień po morderstwie ktoś dzwonił do mężczyzny z telefonu Anny S. Zgodnie z opinią biegłych zarówno ona, jak i jej partner w tym czasie już nie żyli. Telefon mogła zatem wykonać Karinka. Przypuszcza się, że w chwili rzezi dziewczynka ukryła się w szafie lub pod łóżkiem i odważyła się wyjść dopiero kilka godzin później. Wybrała numer znanej, zaufanej osoby. Za taką uważała właśnie wujka Rafała.
Po obojgu wszelki ślad zaginął. Pod uwagę brano różne hipotezy. M.in. taką, że "Święty" po zabraniu dziecka z miejsca rzezi, przerażony, zadzwonił do kolegów jej matki. Nie wiedział, że najprawdopodobniej to oni stoją za zabójstwami przy Dąbrowskiego. W ten sposób ściągnął egzekucję na siebie i na dziewczynkę. Inna wersja zakładała, że zarówno Karinka, jak i jej opiekun żyją gdzieś w ukryciu. Nigdy nie udało się bowiem odnaleźć ich ciał. Dziewczynka wciąż jest na liście zaginionych. Tak jak i "Święty". Ten ostatni jest także poszukiwany listem gończym za handel narkotykami. Śledztwo w sprawie zabójstwa "Andzi" i "Świra" umorzono.
Pizzo to ich specjalność
Na dźwięk nazwiska Lo Picollo każdy starszy mieszkaniec Sycylii dostaje gęsiej skórki. Stało się ono synonimem przemocy, morderstw i najpodlejszych metod zarabiania pieniędzy. Salvatore Lo Picollo wraz z innymi członkami mafii Cosa Nostra przez kilkadziesiąt lat trząsł całą wyspą. Miejscowych przedsiębiorców trzymał w szrankach nawet z ukrycia. Przed organami ścigania chował się równe 24 lata. Tyle czasu zajęło policji odnalezienie gangstera w garażu wilii w Giardinello, w prowincji Palermo. Przez większość tego czasu Salvatore działał ramię w ramię ze swoim synem, Alessandro.
Główną działalnością Lo Piccolo było comiesięczne zbieranie pizzo ("pieniądz ochronny") od właścicieli sklepów na Sycylii. Haracze pobierane były nie tylko od małych, lokalnych sklepików, ale także dużych, międzynarodowych sieci. Szacuje się, że blisko 65 proc. sklepów na Via Liberta, jednej z głównych ulic Palermo, płaciło comiesięczne pizzo. Milionowe zyski z haraczy sprawiły, że ojciec i syn Lo Picollo trafili na listę najbardziej poszukiwanych mafiosów . W 2007 roku, podczas ich zatrzymania, w garażu luksusowej willi agenci znaleźli notatki o planowanym "ukaraniu" właścicieli 30 lokalnych firm, którzy odmówili zapłaty "za ochronę".
Kiedy po Palermo rozeszły się wieści, że 65-letni Salvatore i 32-letni Alessandro wpadli w ręce policji, pod miejscowym komisariatem policji zebrały się wiwatujące tłumy. Dla nękanych od lat biznesmenów oznaczało to całkowitą wolność. Aresztowanie Lo Picollo było kolejnym sukcesem włoskiej policji. Rok wcześniej śledczy namierzyli Bernardo Provenzano, bossa sycylijskiej mafii Cosa Nostra, który ukrywał się 46 lat! Po aresztowaniu Provenzano Lo Picollo został mianowany "szefem wszystkich szefów", a Alessandro był szykowany na jego następcę.
Zatrzymanie ojca i syna przypominało scenę ze słynnej "Rodziny Soprano" . Położona blisko morza willa, w której się kryli, była w pełni wyposażona i przygotowana na konieczność ewakuacji bossa. Agenci znaleźli w środku m.in. skrzynkę z bronią, pieniędzmi i fałszywymi dokumentami. A Salvatore w rzeczywistości wyglądał zupełnie inaczej niż na rysopisach, które na podstawie progresji wiekowej miały określać, jak powinien wyglądać mafioso. Salvatore, tak jak Provenziano, przeszedł co najmniej kilka operacji plastycznych. Gdy był wyprowadzany, jego syn łkał: " Kocham cię, tato, kocham cię" . Obydwaj zostali zatrzymani w narodowy dzień pamięci ofiar mafii.
Karma
Dr Joanna Stojer-Polańska, socjolog i kryminalistyk z Uniwersytetu SWPS w Katowicach, podkreśla, że los potomków gangsterów nie zawsze musi być zdeterminowany przez styl życia rodzin, choć oczywiście takie czynniki, jak środowisko, w którym się człowiek wychowuje, oraz oddziaływanie najbliższych odgrywają niebagatelną rolę w okresie jego dorastania. - Jeśli młody człowiek widzi, jak rodzice popełniają przestępstwa i nie ponoszą za to kary, a wręcz na tym zyskują, istnieje ryzyko, że zacznie zachowywać się w ten sam sposób - mówi mi dr Stojer-Polańska. - Dużo zależy od tego, ile młody człowiek wie o działalności rodziców. Mogą przecież prowadzić podwójne życie albo działać w białych rękawiczkach, a dziecko może żyć w niewiedzy.
Wiele dzieci urodzonych w rodzinach mafijnych przez lata nie wie, kim są lub byli ich ojcowie. O ile są potomkami "płotek", raczej nie grozi im niebezpieczeństwo. Przynajmniej do czasu, kiedy trafią do szkół. Bywa, że wystarczy jeden bardziej dociekliwy rodzic, który skojarzy nazwisko dziecka z ksywką gangstera. Tak stało się kilka lat temu w Krakowie, gdy córka jednego z miejscowych mafiosów poszła do przedszkola. Rodzice pozostałych dzieci bali się, że obcowanie z dzieckiem gangstera może sprowadzić na nich niebezpieczeństwo. I chociaż spór dorosłych załagodzono, dziewczynka i tak została przeniesiona do innej placówki. Powodem było zachowanie dzieci, które zaczęły prześladować dziewczynkę, mówiąc, że jej ojciec jest zły, więc i ona jest zła.
Zdarza się, że po odkryciu prawdy na temat przestępczej działalności rodziców dzieci robią wszystko, żeby się od nich odciąć. Pierworodna córka Andrzeja Z., ps. "Słowik", podobno jako nastolatka wyrzekła się ojca i łączących ich więzi krwi. Ale czasem, niczym we włoskiej rodzinie Lo Piccolo, dzieci wzorują się na rodzicach. Przykłady z polskiego podwórka to Jacek K., ps. "Klepak", syn "Mańka", jednego z bossów Wołomina, czy Paweł N., znany jako "Mrówa", syn słynnego bossa grupy ząbkowsko-praskiej - "Dziada".
O "Mrówie", mówiono, że już jako nastolatek zaczął iść w ślady ojca. Na jego koncie były kradzieże samochodów, a potem podejrzenie o udział w zabójstwie w dyskotece Acapulco, którego miał dokonać razem z młodszym bratem, Robertem N. Robert trafił do więzienia, "Mrówa" został uniewinniony z powodu braku dowodów. Wolność postanowił wykorzystać na odbudowę imperium ojca. Podobno część z wielomilionowej fortuny zainwestował w branżę deweloperską. Zginął 23 sierpnia 2007 roku na budowanym przez siebie osiedlu na warszawskim Targówku. Napastnik - ubrany jak pracownik budowy - oddał w kierunku "Mrówy" trzy strzały. Pawła N. nie udało się uratować. "Dziad", który zapewniał, że nigdy nie chciał, aby synowie poszli w jego ślady, nie mógł się z tym pogodzić. Dwa miesiące później dostał wylewu i umarł za kratkami.
Lata strachu
Styczeń 2008, dobiega szósta rano. 35-letnia Anna M. szykowała się do pracy w sklepie w podwarszawskiej Kobyłce. Przed wejściem na posesję dosięgły ją strzały. W jej kierunku padło ich co najmniej pięć. Jak wynika z dokumentów śledztwa w sprawie zabójstwa Anny M., kule trafiły ją w plecy, głowę i kark.
14-letnia córka i 9-letni syn stracili głównego opiekuna. Ich ojciec, Krzysztof M., ps. "Bajbus", członek jednego z gangów związanych z grupą mokotowską, od kilku miesięcy siedzi w areszcie. Po mieście poszła fama, że "Bajbus" w zamian za wolność zdecydował się na układ z prokuraturą. Zabójstwo żony i matki jego dzieci miało go utemperować. Komunikat był jasny: jeśli będziesz sypać, następni będą syn i córka. Pół roku wcześniej ktoś otruł dwa rottweilery należące do "Bajbusa". Prawdopodobnie już wtedy szykowano się do przeprowadzenia zamachu na bliskich gangstera.
- Dziewczynka musiała błyskawicznie dorosnąć. Wiedziała o tragicznej śmierci matki i o tym, czym zajmował się jej ojciec. Na niej tak naprawdę spoczął obowiązek opieki nad młodszym bratem. Dzieci żyły też w nieustannym lęku, przez długi czas chodziły w kamizelkach kuloodpornych - opowiadał mi jeden z policjantów rozpracowujący gang mokotowski.
Dr Stojer-Polańska zaznacza, że wprawdzie wychowanie w cieniu gangu może odbić się negatywnie na psychice dziecka, to nie zawsze musi ono oznaczać przejście na ciemną stronę mocy. - Może potomkowie mafiosów spotkają w swoim życiu kogoś, kto pokaże im inny świat i inne wartości? A może sami rodzice zmienią zdanie i sposób postępowania? - zastanawia się dr Stojer-Polańska. Historia pokazuje, że wychowanie w cieniu mafii nie zawsze oznacza zejście na złą drogę. Syn Pablo Escobara, Sebastian Marroquin, urodzony jako Juan Pablo Escobar, jest znanym w Buenos Aires architektem. Schedę po ojcu wykorzystuje do zbierania funduszy na pomoc jego ofiarom. Szansę na normalne życie miał także Robert Spillane, syn irlandzkiego mafiosa Mickeya, przywódcy The Westies Gang. Robert zagrał w kilku filmach, m.in. w "Aferze Thomasa Crowna", nie wróżono mu wprawdzie wielkiej kariery, ale w rolach drugoplanowych radził sobie całkiem nieźle. Zginął w wieku 46 lat po upadku przez niezabezpieczone okno.
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś do końca nasz artykuł. Jeżeli Ci się podobał, to wypróbuj nasz nowy newsletter z najciekawszymi i najlepszymi tekstami portalu.
KLIKNIJ, BY ZAPISAĆ SIĘ NA NEWSLETTER >>>
Joanna Pasztelańska . Dziennikarka, reporterka. Jako jedna z pierwszych dotarła do Turcji po trzęsieniu ziemi w 1999 roku, relacjonowała wybory prezydenckie w Iranie, zajmowała się sprawą farmy niewolników pod Londynem i ukrytymi w rejonie Prypeci sierocińcami dla dzieci z wadami genetycznymi po wybuchu elektrowni w Czarnobylu. Od blisko dwudziestu lat jeździ po Polsce śledząc tematy trudne i niewyjaśnione m.in. dla "Życia Warszawy", "Tygodnika Kulisy" i magazynu "Dziennika Gazety Prawnej". W 2016 roku nakładem wydawnictwa Horyzont Znak ukazała się książka "Policjanci. Za cenę życia", którą napisała wraz z mężem.