
Do gabinetu seksuologa przychodzi mężczyzna. Po trzydziestce, wysportowany, inteligentny, majętny. Partnerka, niezwykle atrakcyjna kobieta, już od kilku lat wypomina mu, że jest otwarta na seks, chce urozmaiceń w łóżku, a on nie ma ochoty się z nią kochać. Niestety, taki pacjent nie jest wyjątkiem.
Według seksuologa Andrzeja Gryżewskiego obecnie w co trzecim stałym związku mężczyźni nie uprawiają seksu. Jeszcze kilkanaście lat temu podobna sytuacja była kuriozalna. To raczej panie wymawiały się bólem głowy. Dziś częściej wymówek szukają panowie. Twierdzą, że niezbyt dobrze się czują, że są przepracowani. I wielu mówi prawdę, bo rzeczywiście się zaharowują. Ale, według Andrzeja Gryżewskiego, wielu z nich zwyczajnie zniekształca rzeczywistość - albo mają kogoś na boku, albo wolą gry on-line, albo najczęściej chwile uniesień przeżywają przy pornografii. Dla niektórych mężczyzn unikanie seksu jest po prostu wygodne. Nie muszą się starać, tworzyć klimatu, zdobywać kobietę. Nie wszyscy mają świadomość tego, że brak intymnego życia ich zubaża. Przesypiają życie.
Z ostatniego raportu o seksualności Polaków , który przedstawił prof. Zbigniew Izdebski, wynika, że seks uprawia 76 procent z nas. Jeszcze 10 lat temu było to 86 procent Polaków. W dodatku obniżyła się też jakość naszych zbliżeń. Stosunek trwa obecnie, bez gry wstępnej, 14,3 minuty, podczas gdy w 2001 roku było to 18,6 minuty. Na grę wstępną przeznaczamy obecnie 15,1 minuty - w 2005 roku było to 20,6 minuty!
Dlaczego jakość seksu Polaków spada i coraz więcej mężczyzn w naszym kraju nie ma ochoty na zabawy w łóżku? Zapytaliśmy o to Andrzeja Gryżewskiego. Oto jego odpowiedź.
Powód pierwszy: zaburzenia erekcji
Problem dotyczy obecnie co czwartego mężczyzny w Polsce. Większość panów z zaburzeniami erekcji ma od 25 do 45 lat. To oni najbardziej chcą się wykazać. Uważają, że wyścig szczurów jest i w pracy, i w seksie. Taki facet myśli: "Jestem słabym kochankiem, ale jak ja nie dam rady, to kto inny da, na przykład kolega z pracy albo ktoś z Tindera".
Co gorsza, wiek mężczyzn z tym problemem stale się obniża. Nie jest rzadkością, że do gabinetu zgłaszają się 18-latkowie, którzy notorycznie w trakcie seksu z partnerką mają zaburzenia erekcji. Tymczasem do seksuologa zgłasza się tylko 8 procent osób, które cierpią na zaburzenia seksualne, i to średnio po upływie półtora roku od wystąpienia tych problemów.
Pozostali mężczyźni czekają, aż partnerka "zapomni o seksie" i zajmie się innymi sprawami. By przyśpieszyć proces "zapominania seksu", wielu mężczyzn z problemami w łóżku wieczorem prowokuje awantury, by partnerka czuła się dotknięta i nie sygnalizowała potrzeby bliskości.
Powód drugi: lęk zadaniowy
Przytłacza on mężczyznę różnymi nakazami i zakazami. Jego bazą jest mieszanka oczekiwań, które panowie mają w głowach. Oczekiwania te tworzą oni sami, na domiar złego z ogromnym wyprzedzeniem - jeszcze nie zaczęli gry wstępnej, a już są przygotowani na porażkę. Stawiają sobie niemożliwe do zrealizowania zadania, które budzą lęk: szybkie doprowadzenie partnerki do orgazmu, a najlepiej kilku, pobudzenie samego siebie i jak najdłuższe utrzymanie wzwodu. Dodatkowo chcą się wykazać wydolnością aktora filmu pornograficznego. Zamiast pozytywnie motywować się perspektywą bliskości z kobietą, nakręcają się wyimaginowanymi oczekiwaniami.
Lęk zadaniowy wywołuje zaburzenia erekcji, może też skutkować przedwczesnym wytryskiem czy wręcz kompletnym wygaszeniem aktywności seksualnej. Przykładowy pacjent z lękiem zadaniowym, który przychodzi do seksuologa, ma 39 lat. Przez ostatnie dwa lata współżył ze swoją partnerką może ze trzy razy. Przed zbliżeniem w jego głowie pojawia się myśl, że musi dać jej taki orgazm, taką przyjemność, jakiej dawno nie doświadczyła. Problem w tym, że swoich wyobrażeń nie skonsultował z partnerką. Gdyby tak zrobił, pewnie 90 procent tych oczekiwań okazałaby się nieważna.
Podczas terapii mężczyzna konfrontuje swoje lęki z seksuologiem. Trzeba dociec, na ile są one realne, a na ile istnieją tylko w jego głowie. I okazuje się, że większość z nich jest wyimaginowana. Zdarza się też, że mężczyzna z lękiem zadaniowym, nie uprawiając seksu, podświadomie trzyma swoją partnerkę w szachu. Obniża jej samoocenę, bo kobieta, która uważa, że nie pociąga mężczyzny, najpierw szuka przyczyn takiego stanu rzeczy w sobie. Następuje katastrofalna seria nieporozumień i jeśli para się nie komunikuje, zaczyna dusić w sobie różne emocje i przemyślenia. W seksuologii czasami mówi się, że "komunikacja jest ważniejsza niż miłość". Coś w tym jest.
Powód trzeci: nacisk na orgazmy pochwowe
Nieoczekiwanie wróciły mity, że dojrzała kochanka ma zwykle orgazm pochwowy. Ten łechtaczkowy znów uchodzi za "gorszy", a kobieta, która go ma, jest niepełnowartościowa i sporo musi się jeszcze w seksie nauczyć. Seksuolodzy są jednak zgodni - jeśli mężczyzna oczekuje od partnerki jedynie orgazmu pochwowego, to cechuje się nieznajomością fizjologii kobiety. Ma w głowie jedynie mity.
Pogląd ten wymyślił 112 lat temu Zygmunt Freud i nie ma on nic wspólnego z prawdą, gdyż rozkład tkanek czuciowych kobiety jest największy w okolicy łechtaczki i wejścia do pochwy, a nie na samym końcu pochwy, jak uważają mężczyźni. Stąd taki nacisk na długość członka, po to, by "sięgnąć" do tego magicznego punktu, na końcu pochwy.
Skąd nagły renesans przekonania, że orgazm pochwowy jest lepszy? To efekt patriarchalizmu w życiu społecznym, który powrócił w ostatnich trzech latach do życia społecznego. Im bardziej dochodzi on do głosu, tym mocniej przybiera na sile parcie na orgazm pochwowy. Bo przecież orgazm pochwowy zapewnia swoim członkiem mężczyzna! Brawo, punkty dla niego. To on rządzi. Co ciekawe, mężczyźni nie uważają, że wibratorem tak samo skutecznie są w stanie doprowadzić kobietę do orgazmu. Jak widać, członek jest często traktowany jak magiczna różdżka zapewniająca orgazmy.
Powód czwarty: za dużo pornografii
Pozornie pornografia to cudowna sprawa. Ktoś, kto ją ogląda, jest zarazem i obserwatorem, i uczestnikiem zbliżenia. Jak przestaje mu się podobać, wyłącza film i po sprawie. Pełen komfort.
W trakcie seksu z kobietą mężczyźni mają poczucie, że są oceniani. Partnerka obserwuje ich umiejętności, może skrytykować. Oglądanie porno daje też więcej bodźców. Uzależnieni od niego mówią seksuologom, że podczas seksu z partnerką umierają z nudów, bo widzą tylko część jej ciała. Jako widzowie porno mogą podziwiać fizjonomię uczestników aktu seksualnego w pełnej krasie. A to powoduje, że wciąż są podnieceni.
Sięganie po pornografię nasiliło się w ciągu paru ostatnich lat. Szacuje się, że około 15 procent osób jest uzależnionych od seksu, z czego większość od pornografii. Dlaczego tak się dzieje? Mamy stały dostęp do internetu. Kiedyś, by obejrzeć film erotyczny, trzeba było przegrać go na trzy dyskietki i oglądać na raty. Zanim kolejna część się zaczęła, podniecenie spadało i o uzależnienie było trudniej.
Powód piąty: używki zastępują seks
Jest spora grupa mężczyzn, którzy są uzależnieni od chemseksu, czyli seksu pod wpływem używek. Jedni używają popersów, GBH, mefedronu, inni nie wchodzą do łóżka, jeśli nie są pod wpływem sporej ilości alkoholu. Co ważne, ponad połowa osób pod wpływem chemseksu nie korzysta z zabezpieczania się przed chorobami przenoszonymi drogą płciową!
No dobrze, już wiadomo, że różowo nie jest. Dlatego koniecznie przeczytajcie puentę -
Andrzej Gryżewski radzi, co zrobić, gdy mężczyzna ma problemy z seksem:
Na pewno nie przekładać rozmowy na ten temat na jutro czy na za tydzień. Warto od samego początku, kiedy pojawią się problemy z seksem, mówić o tym, że się je dostrzega. Najlepiej wystrzegać się dwóch postaw. Pierwsza to impulsywna i roszczeniowa - kobieta złości się na mężczyznę i jego niedomagania w łóżku. Gwarantuję, że to będzie jedna z ostatnich rozmów z partnerem na temat seksu. W takiej sytuacji mężczyźni od razu się blokują i ich życie seksualne schodzi do podziemia, czyli często do pornografii.
Druga niewskazana postawa to zachowanie wszystko rozumiejącej mamy, która stwierdza, że nic się nie stało, i odrzuca swoje uczucia, związane z tą sytuacją. Prawidłowa reakcja to opowiedzenie sobie nawzajem, co oboje partnerzy czują i zastanowienie się nad metodami zaradczymi.
Andrzej Gryżewski . Psychoterapeuta poznawczo-behawioralny, seksuolog, psycholog, certyfikowany edukator seksualny. Absolwent Wydziału Psychologii warszawskiej WSFiZ w zakresie seksuologii klinicznej i sądowej oraz 5-letnich podyplomowych studiów Psychoterapii Poznawczo-Behawioralnej z elementami terapii psychodynamicznej. Opublikował jako autor lub współautor kilkaset artykułów i książek o seksualności, psychologii i psychoterapii.
Angelika Swoboda. Dziennikarka Weekend.Gazeta.pl. Zaczynała jako reporterka kryminalna w "Gazecie Wyborczej", pracowała też w "Super Expressie" i "Fakcie". Pasjonatka psów, mądrych ludzi, kawy i sportowych samochodów.
CHCESZ DOSTAWAĆ WIĘCEJ DARMOWYCH REPORTAŻY, POGŁĘBIONYCH WYWIADÓW, CIEKAWYCH SYLWETEK - POLUB NAS NA FACEBOOKU