
*Weekend na wakacjach - przypominamy nasze najpopularniejsze teksty*
- W ciągu około czterech lat liczba naszych klientów wzrosła o jakieś dwadzieścia procent - twierdzi Mateusz aka Crazy Java, pracownik firmy Crazy Guides oferującej pomoc przy organizacji wieczorów panieńskich i kawalerskich. Rosną też wymagania. Kilkugodzinna impreza w klubie już nie wystarczy. Przyszli małżonkowie oraz ich przyjaciele stawiają dziś na całodniowe atrakcje zwieńczone rzecz jasna suto zakrapianym spotkaniem towarzyskim.
Warszawa, Kraków i Sopot, będące zdaniem pracowników firm eventowych najpopularniejszym wyborem w przypadku polskich panien i kawalerów, od lat przyciągają również klientów zagranicznych, a coraz silniejsza konkurencja ze strony innych środkowoeuropejskich miast w rodzaju Pragi czy Budapesztu sprawia, że organizatorzy stale zwiększają liczbę dostępnych atrakcji.
Aby pożegnać się w huczny sposób ze stanem wolnym, coraz więcej osób decyduje się na znaczne uszczuplenie swojego portfela. - Są klienci, którzy mogą przeznaczyć na taki wieczór około 150 złotych za osobę, a są też takie grupy, które składają się po 500 złotych od osoby na całą imprezę, w cenie uwzględniając rozmaite atrakcje - mówi Małgorzata Iwanow z firmy Main Event.
Niezależnie od tego, czy wybierzemy rozbudowany pakiet rozrywek w rodzaju futbolu w dmuchanych bańkach, czy też postawimy na całonocne zwiedzanie okolicznych pubów, pewne jest jedno: wielu uczestników pójdzie na całość. Co to znaczy? O tym opowiadają nam organizatorzy i goście wieczorów kawalerskich i panieńskich.
Małgorzata - agencja Main Event
Wśród panów możemy wyróżnić dwie grupy klientów: nastawionych na niezapomnianą miejską imprezę do rana oraz tych, którym zależy na typowo męskich atrakcjach. Ci drudzy grają w paintball, jeżdżą na quadach i buggy, biorą udział w przeprawach off road, korzystają ze strzelnicy, grają w siatkówkę plażową etc. Następnie idą na grilla, spędzają czas przy ognisku do rana, nocują w domkach letniskowych, a nawet namiotach. Taki "survivalowy" model jest ogromnie popularny wśród naszych klientów.
Zdarza się, że panowie po obejrzeniu słynnego "Kac Vegas" i tym podobnych amerykańskich produkcji miewają dość dziwne fantazje, np. chcieliby zobaczyć zapasy pań w strojach policjantek odbywające się w pianie lub oleju. Niestety, koszty takich atrakcji sprawiają, iż zwykle nie dochodzą one do skutku.
A skoro jesteśmy przy cenach: to bardzo indywidualna sprawa. Zdarza się, że grupa kawalerów chce, by zorganizować im cały weekend, wtedy koszty znacznie wzrastają. Średnia? Myślę, że to 300 zł za osobę.
Niezależnie od kosztów tego typu imprezy bywają nieprzewidywalne. Zdarzyło się na przykład, że podczas wieczoru kawalerskiego zaginął sam przyszły pan młody. Nie było z nim kontaktu, bo zgubił telefon. Okazało się, że bardzo dobrze się bawił w pojedynkę, aczkolwiek pozostała część grupy była w pewnym momencie gotowa włączyć w poszukiwania policję.
Nie da się ukryć - to imprezy mocno alkoholowe, podczas których czasami ktoś przewróci się
wchodząc po schodach lub podczas jazdy na quadzie itd. Dlatego zdecydowanie warto organizować wieczór kawalerski około trzech tygodni przed weselem, by wszyscy zdążyli dojść do siebie.
Dawid - dziennikarz, 31 lat
Mam wrażenie, że niektórzy faceci traktują wieczory kawalerskie jako doskonałą okazję do spróbowania swoich sił w sportach walki. Wielokrotnie byłem świadkiem, jak koledzy, mówiąc oględnie, zaczynają w pewnym momencie dawać sobie po ryjach. Nie szukają przy tym jakichś specjalnie istotnych powodów.
Pamiętam takie zdarzenie: poszliśmy do knajpy na tak zwany "bifor" - piwo, bania i jakieś pogaduchy, nic szczególnego. Spokojnie było przez jakieś półtorej godziny. W końcu ktoś niechcący popchnął jednego z kolegów przy barze, piwo rozlało się na podłogę. Wszyscy zrobili się czerwoni, wyglądali jak koguty gotowe do walki. W ruch poszły pięści, zamaszyste ciosy nie trafiały w cel itd. Ktoś z klubu zadzwonił na policję, przyjechała po 30 minutach i zwinęła całe towarzystwo. Zapytali mnie, czy ich znam - potwierdziłem, więc zabrali mnie jako świadka. Czterech z nas miało znakomitą okazję, aby spędzić noc na izbie wytrzeźwień, a taki nocleg kosztuje kilkaset złotych.
Poza bójkami stałym punktem programu jest też oczywiście "chodzenie na dziewczyny". I nie, nie chodzi tu o podrywanie ich w klubie, a o wizytę w agencji towarzyskiej. A potem już prosto na ślubny kobierzec. Mam wrażenie, że zdaniem wielu, jeśli chłop pójdzie sobie do burdelu, to to wcale nie jest zdrada.
Hubert Szyburski - tancerz erotyczny, 33 lata
Zawsze powtarzam, że tancerz erotyczny powinien być kimś na kształt psychologa. Już na początku show staram się wyczuć, jaka atmosfera panuje tego dnia wśród pań, dla których występuję. Dzięki temu łatwiej mi dostosować moje show do oczekiwań. Jeśli czuję, że jest "sztywno", staram się w nienachalny sposób rozkręcić nieco publiczność.
Jest pewien typ uczestniczek, które w bardzo ostentacyjny sposób próbują mi udowodnić, że zupełnie nie obchodzi ich to, co robię i że nie robi to na nich żadnego wrażenia. Trzeba podejść do takich kobiet z szacunkiem i delikatnością: subtelnie zachęcić do wspólnego tańca, ucałować dłoń itd.
Bywa też, że humory dopisują i można iść na całość oraz być nieco bardziej spontanicznym - oczywiście w granicach rozsądku.
Imprezy, na których występuję, przebiegają zwykle według jednego schematu. Oferuję swoim klientkom dwa dziesięciominutowe tańce w dwóch różnych kostiumach. Mimo określonego planu zdarza się, że sytuacja wymknie się czasem spod kontroli. Pewnego wieczoru występowałem w stroju policjanta. Pamiętam, że jedna z pań była tak pijana, że zaczęła obrzucać mnie wyzwiskami, po czym zabrała mi pałkę - jeden z rekwizytów - i zaczęła mnie nią okładać. Wówczas stwierdziłem, że przerywam występ. Są pewne granice, których nie należy przekraczać.
Innym razem jedna z dziewczyn zerwała ze mnie strój, kiedy dopiero wchodziłem na scenę. Strój, który miałem przecież zrzucić z siebie w dalszej części występu. Trzeba było improwizować i w humorystyczny sposób "zagrać" tym faktem - jakby brak spodni już na samym początku tańca był od początku zaplanowany.
Iwona - Malawa Fun Park
Przy organizacji wieczorów kawalerskich da się zaobserwować zmieniające się trendy. Panowie coraz częściej rezygnują z imprez w klubach ze striptizem czy z dyskotek na rzecz prawdziwie męskich atrakcji dających spory zastrzyk adrenaliny.
Aby spełnić te oczekiwania, dołączyliśmy do naszej oferty nową, mało jeszcze znaną, a więc nie oklepaną atrakcję. Axe Throwing, bo o niej właśnie mowa, to konkurencja polegająca na rzutach siekierami na punkty, do specjalnej tarczy. Taki rodzaj rozrywki zapewnia doskonałą zabawę i świetny trening celności. Natomiast wciąż najpopularniejszą atrakcją dla panów jest paintball.
Zabawne momenty zdarzają się praktycznie na każdym wieczorze kawalerskim, szczególnie wtedy, gdy w rozgrywkach paintballowych uczestnicy decydują się na scenariusz Hunt the Rabbit. Przyszły pan młody wkłada strój króliczka i pod ostrzałem reszty członków drużyny musi przebiec przez cały poligon. Wygląda to naprawdę komicznie.
Było też sporo niecodziennych sytuacji, jak zjazdy kolejką linową wraz z dmuchaną lalką czy zawody na pompki między naszą ekipą pracowniczą a uczestnikami wieczoru kawalerskiego. Na zawsze utkwi mi jednak w pamięci następujące zdarzenie: jeden z panów tuż przed imprezą złamał rękę, ale nie chcąc rezygnować z zabawy, przyjechał do nas prosto z pogotowia, ze świeżym gipsem na jednej ręce i zimnym piwem w drugiej.
Paulina - specjalistka ds. marketingu w firmie informatycznej, 28 lat
Z moich doświadczeń wynika, że wszystkie uczestniczki wieczoru panieńskiego wraz ze startem imprezy automatycznie dostają małpiego rozumu. Jasne, świętujemy, więc siłą rzeczy spożywamy sporo alkoholu, ale czy od razu wszystkim muszą obowiązkowo puszczać hamulce?
Zacznę od rozbieranego pokera, w którym brałam udział dwa lata temu. Dziewczyny postanowiły, że wzorem stereotypowych mężczyzn musimy usiąść przy stole i grać w karty, pijąc przy tym whisky i paląc dziesiątki papierosów. A przy okazji stopniowo zrzucać ubrania - do dzisiaj nie wiem, czemu to miało służyć. Chyba wyłącznie wytworzeniu dziwnego seksualnego napięcia, które prowadziło do - niby żartobliwych - interakcji między koleżankami. Naprawdę, nie mam nic przeciwko innym orientacjom seksualnym, ale gdy znajome, zdeklarowane "heteryczki", zaczynają zabawiać się przy wszystkich, robi się trochę krępująco.
No i obowiązkowy punkt programu: impreza w klubie. Sama raczej należę do osób, które podpierają ściany, mam więc sporo czasu na obserwacje. Wygląda to jak regularne gody - kilku samców wije się wokół upatrzonej samicy i stara się zyskać jej względy. Spora część moich koleżanek uważa, że w trakcie wieczorów panieńskich obowiązują je inne zasady niż na co dzień. Rzeczy, które robią w sypialni ze swoimi partnerami, okazują się dopuszczalne również w klubowej toalecie, w towarzystwie obcego faceta.
W końcu to "ostatni dzień wolności"! Niektórzy biorą sobie to hasło zbyt mocno do serca, i nie mówię tu koniecznie o przyszłych pannach młodych.
Weronika - ekspedientka, 33 lata
W swoim życiu zaliczyłam kilka wieczorów panieńskich i przyznam, że były to zazwyczaj wyjątkowe imprezy. Jedna z nich odbywała się w hotelu ze SPA. Siedziałyśmy w strojach kąpielowych przy basenie, gdy pojawił się zatrudniony wcześniej przez przyszłą druhnę tancerz. Kiedy zniknął na chwilę, aby przygotować się do dalszego występu, jedna z koleżanek wpadła na szatański pomysł. Skoro on się przed nami rozbiera, aby poprawić nam humor, zróbmy to samo!
Alkohol uderzył nam już do głów, więc wszystkie podchwyciłyśmy ten pomysł. Zrzuciłyśmy bikini i ulokowałyśmy się w jacuzzi. Mina tancerza była nie do opisania. Mimo że próbowałyśmy wszelkimi sposobami zwabić go do siebie, zachował pełen profesjonalizm. Odtańczył swoje, podziękował nam i wyszedł. Trochę mi głupio, gdy o tym mówię, ale przynajmniej jest co wspominać.
Zbyt wielu wspomnień z wieczoru panieńskiego nie zachowa natomiast inna z moich przyjaciółek, która brała ślub kilka lat temu. Ta impreza odbywała się akurat w klubie, ale również pojawił się na niej striptizer. Byłam jedną ze współorganizatorek, więc musiałam trzymać fason. Przyszła panna młoda tak się zestresowała, że postanowiła wspomóc się alkoholem. W konsekwencji już pół godziny po rozpoczęciu imprezy była w opłakanym stanie.
Pobiegłam za kulisy do naszego tancerza i poprosiłam go, żeby opóźnił występ o godzinę. Zgodził się. Szybko zorientowałyśmy się jednak, że stan koleżanki będzie się jedynie pogarszał. Postanowiłyśmy ściągnąć pana striptizera z powrotem i szybko załatwić sprawę. Umieściłyśmy przyjaciółkę na krześle i unieruchomiłyśmy ją przy pomocy koszulki, którą założyłyśmy zarówno na nią, jak i na oparcie. Wyglądało to dość żałośnie, ale dzięki temu dziewczyna mogła się choć na chwilę skupić na występie.
Stephen - Brytyjczyk, zawodowy kierowca, 30 lat
Właśnie kończy się mój drugi wieczór kawalerski w Polsce. "Wieczór" to niezbyt dobre określenie - była to po prostu kilkudniowa, wyniszczająca impreza.
Dwa lata temu byliśmy ze znajomymi w Sopocie. Wiem, że to kiepsko o mnie świadczy, ale pamiętam z tego wyjazdu niewiele. Na pewno podobały mi się polskie plaże: u siebie mamy trochę inne widoki, jest nieco mniej... wakacyjnie. I mam tu na myśli zarówno imprezowy charakter waszego Wybrzeża, jak i prosty fakt - nad waszym morzem jest pełno piasku (śmiech )!
Kraków to zupełnie inna historia. W tym mieście wszystko wydaje się dostosowane do tego, aby dobrze się bawić. Knajpa na każdym rogu, niskie ceny, meleksy oferujące "city tours". No i nieodzowny element wieczoru kawalerskiego: bary ze striptizem. Wszędzie, co dwadzieścia metrów - bez urazy, ale centrum miasta to jak jakaś Dzielnica Czerwonych Latarni.
Właściwie dopiero w Krakowie uświadomiono mi, że za nami, Brytyjczykami, się tutaj nie przepada, choć nie mówi się nam tego wprost. Możemy być głośni, możemy być agresywni - nie szkodzi, zostawiamy tu sporo pieniędzy, a to jest najważniejsze. A my to wykorzystujemy: robimy, co nam się podoba, jesteśmy śmiali, jeśli chodzi o podrywanie dziewczyn itd. Wiem, że to nie najlepiej o nas świadczy, ale to prawda. Możemy przebierać się w najdziwniejsze kostiumy, zrobić z siebie przez tych kilka dni totalnych głupków, a wszyscy i tak powiedzą: OK., Anglicy się bawią . To całkiem oczyszczające.
Wyjazd do Krakowa zapadnie mi w pamięć również dlatego, że zostawiliśmy w jednej z knajp przyszłego pana młodego. Po prostu zapomnieliśmy o nim, poszliśmy dalej. Okazało się, że ochrona w klubie "wystawiła go" na zewnątrz, bo nie miała pojęcia, co z nim zrobić. Następnego dnia dostaliśmy telefon od osób, które zgarniają pijanych, awanturujących się ludzi do czegoś w stylu "aresztu" [chodzi o izbę wytrzeźwień - przyp. aut.]. Musieliśmy za niego zapłacić okup, żeby zabrać go do hostelu - długo myślał, że to zaaranżowana przez nas część imprezy (śmiech ).
Mateusz - agencja Crazy Guides
Zwykle klienci szukają pomysłu na scenariusz imprezy na naszej stronie internetowej. Zdarza się jednak, że mają swoją wizję tego, jak ma wyglądać wieczór. Pamiętam, że pewne panie chciały odtworzyć teledysk do utworu "Thriller" Michaela Jacksona. Zaprosiliśmy do współpracy choreografa i operatora, w planach było też przygotowanie odpowiednich kostiumów. Niestety, koszt takiego przedsięwzięcia przekraczał możliwości naszych klientek.
Podobnie było z dziewczynami, które wymarzyły sobie wieczór w starożytnej konwencji: przyszła panna młoda miała zostać przetransportowana na miejsce imprezy w lektyce trzymanej przez kilku umięśnionych, półnagich mężczyzn. Zadaniem reszty uczestniczek miało być natomiast sypanie kwiatów. Tu również na przeszkodzie stanęły finanse.
Po premierze "Wilka z Wall Street" wśród naszej klienteli - i męskiej, i żeńskiej - pojawiały się prośby, abyśmy wynajęli karła, który towarzyszyłby uczestnikom imprezy [w scenie na początku filmu - nowojorscy maklerzy rzucają karłami w okrągłą tarczę - świętują osiągnięty właśnie sukces - przyp. red.]. Musieliśmy jednak odmówić.
Zdarzają się również pomysły niebezpieczne. Klienci chcieli na przykład, aby zainscenizować aresztowanie połączone ze skokiem na bungee. Tu, jak można się domyślać, również powiedzieliśmy "pas". Staramy się zrobić wszystko, aby uczestnicy wieczorów byli bezpieczni.
Klienci coraz częściej, zamiast zwykłej imprezy w klubie, wybierają całodzienne atrakcje. Od lat to paintball, a ostatnio również tzw. bubble football, czyli - w największym skrócie - piłka nożna w dmuchanych bańkach. Coraz większe wzięcie ma również nasz pakiet "dreszczowy": w jego skład wchodzą m.in. wizyta w escape roomie czy zaaranżowane przez nas fikcyjne aresztowania przyszłego pana młodego.
Robert - tancerz erotyczny, 27 lat
Podczas jednego z wieczorów szatnia, gdzie przebierałem się przed występem, sąsiadowała z pomieszczeniem, w którym były uczestniczki imprezy. Słyszałem, o czym rozmawiają. Wszystkie panie, z przyszłą panną młodą na czele, roztkliwiały się nad tym, jak wielka więź łączy nowożeńców. Bohaterka wieczoru mówiła między innymi o tym, że kocha swojego narzeczonego tak mocno, iż od dawna wie, że to właśnie z nim chce spędzić życie.
Po skończonym występie wyszedłem skorzystać z toalety. W pewnym momencie drzwi otworzyły się. Za moimi plecami stanęła przyszła panna młoda, która - ujmując rzecz delikatnie - zaczęła się do mnie przystawiać. Załagodziłem sytuację i odrzuciłem jej zaloty. Nie ukrywam jednak, że było to dla mnie dość przykre wydarzenie. Przyszłego męża znała od ośmiu lat, mnie widziała dziesięć minut. Zaznaczę jednak, że zwykle przyszłe panny młode oraz ich koleżanki tak się nie zachowują.
Inaczej bywa z panami, na których zdarza mi się wpaść przez przypadek. W pamięć zapadła mi choćby sytuacja z małego miasta na Opolszczyźnie. Okazało się, że w pubie, w którym odbywał się wieczór panieński, pojawiła się niespodziewanie grupa świętująca kawalerski z przyszłym panem młodym - partnerem pani, dla której występowałem. Niestety, grupa facetów plus alkohol to nie zawsze dobre połączenie. Gdy panowie dowiedzieli się, że występuje tu jakiś tancerz erotyczny, rozpętała się kłótnia. Wszyscy uczestnicy weszli nagle w rolę samca alfa zazdrosnego o swoje terytorium. Chcieli mnie szukać, żeby spuścić mi łomot.
Organizatorka wieczoru panieńskiego poprosiła, abym się stamtąd zabierał. Wolałem ewakuować się bocznymi drzwiami, żeby nie prowokować nieprzyjemnych sytuacji.
CHCESZ DOSTAWAĆ WIĘCEJ DARMOWYCH REPORTAŻY, POGŁĘBIONYCH WYWIADÓW, CIEKAWYCH SYLWETEK - POLUB NAS NA FACEBOOKU
Mateusz Witkowski. Ur. 1989. Redaktor naczelny portalu Popmoderna.pl , stały współpracownik Gazeta.pl, Wirtualnej Polski i miesięcznika "Teraz Rock". Doktorant w Katedrze Krytyki Współczesnej Wydziału Polonistyki UJ. Interesuje się związkami między literaturą a popkulturą, brytyjską muzyką z lat 80. i 90. oraz włoskim futbolem. Współprowadzi fanpage Niedziele Polskie .