
*Weekend na wakacjach - przypominamy nasze najpopularniejsze teksty*
Łukasz z Małopolski, mężczyzna po 35. roku życia, regularnie jeździł do Radomia. Odwiedzał tam kumpli z kapeli punkowej. Rozmowy ciągnęły się długo w noc, a piwo szybko znikało w gadatliwych gębach panów artystów. Łukasz zazwyczaj wracał do domu pociągiem TLK. Wiedział, że przysypiającego moczymordę ktoś może ograbić. Przez lata starał się więc, żeby w podróż nie zabierać nic cennego. Zostawiał w domu aparat cyfrowy, a do plecaka wkładał "trupka" na kliszę - naprawiany przylepcem fotoaparat z ubiegłego wieku. Zbliżeniówkę, która umożliwia zakupy bez PIN-u, odkładał do szuflady. W czasie wyjazdu korzystał tylko z tradycyjnej karty bankomatowej - bezpieczniejszej wersji plastikowego pieniądza.
Rok po roku podróżny jeździł bez strat. Tylko raz zapomniał o procedurze przepakowania się przed wyjazdem. Miał i cyfrówkę, i kartę zbliżeniową. Wszedł do przedziału na bardzo niepewnych nogach, ułożył się w poprzek siedzisk, zasnął. Gdy się obudził, jego bagaż był lżejszy o portfel i aparat fotograficzny. Rzeczy zginęły gdzieś między Radomiem a Skawiną. Prawdopodobnie przywłaszczył je sobie gang kieszonkowców, który od lat jest stale aktywny na granicy województw świętokrzyskiego i mazowieckiego.
Każdy podróżny może paść ofiarą wagonowych czy dworcowych złodziejaszków. W 2013 r. buchnęli rzeczy punkowi, w roku 2011 zabrali portfel posła na Sejm RP - Andrzeja Sztorca z PSL-u. Okradają zarówno Niemców, jak też Ukraińców. Podwędzają portmonetki w tanich liniach TLK, zabierają cudze walizki w ekspresach klasy premium. W sztucznym tłoku złupili niejednego Polaka.
Jaka jest skala procederu? Sama tylko spółka PKP Intercity przewiozła w minionym roku 38,5 mln osób, a policja - według ogólnopolskich danych z Komendy Głównej - zarejestrowała na terenie kolejowym zaledwie 163 przestępstwa o charakterze kradzieży kieszonkowej. W rejestrach Straży Ochrony Kolei z pierwszego półrocza 2017 r. znalazły się 182 przypadki okradania pasażerów różnymi metodami, w analogicznym okresie 2016 r. zarejestrowano 219 takich zdarzeń.
Statystyka zapewnia nas więc o możliwości dość bezpiecznego toczenia się po żelaznych szlakach Rzeczypospolitej. Jednak zawsze występuje tzw. ciemna liczba przestępstw niezgłoszonych. Zwłaszcza ograbieni turyści z zagranicy mogą nie chcieć spędzać wakacji na czekaniu na tłumacza i możliwość zeznawania.
Krawiectwo wagonowe
W grupach specjalnych SOK, które w oficjalnym języku są "operacyjno-interwencyjne", spotykamy sokistów w wersji turbo. Widać u nich mniej siwizny, więcej tężyzny. Raz w Krakowie taka ekipa odwiedziła podstawówkę, by poprowadzić pogadankę o byciu dobrym podróżnym i przestrzeganiu zasad bezpieczeństwa. Uczniowie na ich widok krzyknęli: "Żołnierze!". Myśleli, że to GROM czy inni specjalsi z telewizora. Postawni funkcjonariusze zaprezentowali się bowiem w hełmach, goglach, kominiarkach, taktycznych ciuchach i z pistoletami maszynowymi.
W maskach i cali "na bojowo" ci sokiści mogą ochraniać np. międzynarodowy transport materiałów radioaktywnych. Za to w cywilnych ubraniach mają wmieszać się w potok pasażerów, by wypatrywać sprawców różnych kradzieży. Wtedy się nie wyróżniają, starają się wyglądać na zwykłych pasażerów.
- Czasem jesteśmy zdziwieni nie tylko wielkością przewożonych przez podróżnych sum, ale też niefrasobliwością posiadaczy tej gotówki. Raz mężczyzna nie tylko powiedział nam o swoich dwunastu tysiącach, lecz nawet je pokazał - opowiada Daniel Snopkowski, koordynator grup operacyjno-interwencyjnych SOK.
Część grup złodziejskich stara się okradać właśnie ludzi z taką kasą. - Sprawcy kradzieży obserwują między innymi klientów kantorów wymiany walut. W takim miejscu można spotkać kogoś, kto wraca z większą gotówką z zagranicznej pracy. Okradani są przyjeżdżający z Zachodu Polacy, a także powracający do swojego kraju Ukraińcy. Ci drudzy często nie zgłaszają przestępstwa. U siebie przyzwyczaili się nie ufać mundurowym, więc u nas też są nieufni - dodaje sokista.
Do patrolu SOK na stacji Kraków Główny podchodzi roztrzęsiona kobieta. Mówi, że właśnie wyszła przywitać przyjaciela z Niemiec i że podróżny ten stracił portfel w pociągu. - Polska to piękny kraj, ale strasznie tu kradną - komentuje cudzoziemiec z rozprutą kieszenią.
Miliona znika ćwierć
Standardowa grupa złodziejska jest trzyosobowa. Składają się na nią: "tycer", "robotnik" i "pomocnik". - Pierwszy obserwuje otoczenie, obstawia, zabezpiecza działanie pozostałych. Drugi wyciąga z ubrania czy bagażu ofiary to, co ma zostać zabrane. Trzeci ma sprawnie oddalić się z łupem. Sprawcy kradzieży na dworcach niekiedy mają jeszcze jednego obserwatora, czyli "świecę". Zadaniem tej osoby jest wypatrywanie funkcjonariuszy SOK i policji - zdradza Daniel Snopkowski. - "Robotnik" zwykle ma przy sobie skalpele, nożyczki chirurgiczne lub inne ostrza. Służą do cięcia toreb i ubrań. W złodziejskim slangu osoba, który wykorzystuje takie narzędzia, określana jest jako "krawiec". Precyzyjne nacinanie nie zwraca uwagi podróżnego, pozwala niepostrzeżenie wyjąć portfel.
Sprawcy kradzieży wiedzą, gdzie ludzie zwykle noszą pieniądze. Kobiety trzymają je na ogół w torebce, a mężczyźni wykorzystują tylną kieszeń spodni lub wewnętrzną w marynarce. Mało tu kreatywności i kieszonkowiec śmiało sięga po nie swoje. Przeciętny Kowalski, który statystycznie bezpiecznym pociągiem jedzie z pracy czy na wczasy, nie jest przesadnie ostrożny. Kolej podsuwa więc różne materiały na temat pilnowania się. Wydano nawet specjalny komiks dla najmłodszych - narysowany potworek z chlebakiem pomaga w nim dzieciom unikać zagrożeń. To wzmaganie pasażerskiej czujności nie zawsze jest skuteczne. - Nawet ostrzeżenia z megafonów niespecjalnie działają. Na przykład wiele pań przesuwa torebkę do tyłu, gdy wsiada do wagonu. Jasne, to pomaga szybciej wcisnąć się w drzwi. Jednak jest to także ułatwienie dla kieszonkowca - zauważa Snopkowski.
Obok niefrasobliwych mas są też hobbyści bezpieczeństwa - autorzy różnych internetowych postów pod zbiorczym hasłem "Jak bez strat dojechać do celu pociągiem". Pośród wielu zdroworozsądkowych wpisów pojawia się na forach też coś ekstra - historia o przestępcach, którzy usypiają pasażerów gazem. Straż Ochrony Kolei przyznaje, że czasem podróżni dostaną od złodzieja coś na sen. Jednak, jak wynika z wieloletniej obserwacji, zawsze środek podaje się doustnie. Teoria gazowa jest więc prawdopodobnie mitem - czymś w rodzaju czarnej wołgi na szynach. - Ktoś opowiadał, że złodziej wylewał środek ze strzykawki na grzejnik w wagonie. Czasem jakiś okradziony podróżny wspominał o bólu głowy i podejrzewał działanie chemikaliów. Trudno jednak wyobrazić sobie, jak sprawca miałby działać w zagazowanym przedziale. W masce? Przez lata nie spotkałem poważnych dowodów na to, że przestępcy stosują taką narkozę - mówi sokista.
Uśpienie współpasażerów zaprawionym poczęstunkiem to inna sprawa, to się na pewno zdarza. - Po drinku z sokiem o intensywnym smaku, który maskował chemiczną domieszkę, paru podróżnych nie tylko straciło swoje rzeczy. Trafili do szpitala z objawami zatrucia. Usypianie ludzi daje przestępcy swobodę działania, ale naraża go na poważne zarzuty. Doprowadzenie ofiary do stanu bezbronności oznacza, że zdarzenie można zakwalifikować jako rozbój. Za taki czyn grozi zaś niemały wyrok - zauważa sokista. Drobna kradzież jest tylko wykroczeniem, za zabranie czegoś bardziej wartościowego można pójść do kryminału na od trzech miesięcy do pięciu lat. Ograbienie uśpionego celowo pasażera należy już do innej ligi odsiadek, bo za rozbój kodeks przewiduje dwa lata do dwunastu.
W wielu przypadkach złodziej nie musi specjalnie ryzykować. Wystarczy spokojnie poczekać na moment, gdy podróżny obezwładni się własnym alkoholem. Daniel Snopkowski relacjonuje: - Jedna z największych kradzieży miała właśnie taki przebieg. Poszkodowany biznesmen zdrzemnął się po, jak twierdził, jednym piwie. Przepadły wtedy: laptop, dokumenty firmowe, ćwierć miliona w gotówce.
Wytrawnym złodziejom nocnym wystarcza sam naturalny rytm dobowy, zwykłe ludzkie zasypianie ze zmęczenia. Sokiści uważają, że kradzieże najczęściej zdarzają się między godz. 2.00 a 4.00. Wtedy nawet większość nocnych marków, kawoszy i smakoszy "energetyków" daje sobie spokój z czuwaniem nad walizami. Jednak zdarzają się wyjątki od tej reguły - kradzieże wcześniejsze. Zwłaszcza jedna była szczególna, bo szajka chciała zabrać telefon samemu szefowi grup specjalnych.
- Człowiek stara się być czujny i zna metody zabezpieczania się, a we śnie jest praktycznie bezbronny. W listopadzie 2015 roku wracałem pociągiem ze szkolenia. Przez kilka dni niewiele spałem, więc zdecydowałem się na drzemkę. Budzik w komórce nastawiłem na kilka minut po godzinie 20 - wspomina sokista. - Nogi dałem na drzwi przedziału, żeby każdy otwierający mnie budził. Weszło dwóch złodziei, a ja nie ocknąłem się. Dopiero sygnał dźwiękowy telefonu sprawił, że oprzytomniałem. Zobaczyłem tuż nad sobą twarz znanego kieszonkowca, jego kompana też już w przeszłości przekazywałem policji. Właśnie pozbawiali mnie komórki. Chyba chcieli to zrobić w ramach zemsty. Ująłem obu na gorącym uczynku, bo przypadkowo budzik zadzwonił w samą porę.
Z kłódką i łańcuchem do Pendolino
Straż Ochrony Kolei nie tylko wprowadza do składów swoich nieumundurowanych wywiadowców. Na zagrożonych odcinkach, które są okresowo typowane, wsiadają też zwykłe patrole. W lipcu - jak informuje rzecznik SOK Marcin Żywiołek - sokiści prewencyjnie jeździli w wybranych pociągach na trasach: Gdańsk - Iława, Kraków - Przemyśl, Kraków - Zebrzydowice, Kraków - Skierniewice, Kutno - Łowicz, Poznań - Stargard, Stargard - Gniezno, Warszawa - Radom.
Duża część tej listy to odcinki na szlakach z południa nad Bałtyk. Nie tylko gastronomia i właściciele kwater nastawiają się na zyski z urlopowiczów. Spece od cudzych kieszeni też chcą dobrać się do pieniędzy.
Kolej jest ogólnopolska, przewozi uczciwych ludzi na różnych trasach, przewiezie i tych o zbyt zręcznych dłoniach. Na przykład złodzieje ze Śląska nie działają tylko w swoim województwie. - Ostatnio są bardziej aktywni w Małopolsce i na trasie Wrocław - Poznań, a w samym Poznaniu spotykamy na dworcu sprawców z całej Polski. Istnieje jednak coś w rodzaju podziału kraju pomiędzy poszczególne grupy. Wejście na "cudzy teren" oznacza konieczność podzielenia się łupami z "gospodarzami" - twierdzi Daniel Snopkowski.
W drodze, zdaniem koordynatora, najbardziej zagrożone jest mienie podróżujących w przedziałach z miejscami do siedzenia w nocnych pociągach TLK. Jednakże we flagowym produkcie PKP Intercity, eleganckim Pendolino, też zdarzają się kradzieże. Znikają tam całe walizki. W cichutkim superekspresie regał na większy bagaż znajduje się blisko wyjścia. Właściciel pozostawionych rzeczy często nie może mieć ich na oku, a złodziejowi nietrudno złapać coś za uchwyt i szarpnąć w kierunku nieodległych drzwi. Tak, przestępcy robią takie rzeczy w monitorowanych składach.
Marta Ziemska z biura prasowego PKP IC informuje, że w Intercity kradzieże zdarzają się sporadycznie, ale zapowiada też, że IC być może zapewni uzupełniające zabezpieczenie do stelaży na bagaż. "Nie wszyscy pasażerowie czują się komfortowo, dlatego przewoźnik szuka rozwiązania, które będzie zapewniało dodatkową ochronę. Pasażerowie w Europie stosują indywidualne linki zabezpieczające z zamkiem na kod. Natomiast Intercity rozważa możliwość wprowadzenia takich linek jako elementu wyposażenia" - czytamy w mailu od Marty Ziemskiej.
Zabezpieczenie byłoby użyteczne nie tylko w najszybszych polskich pociągach, przyda się też w elektrycznych jednostkach o nazwach "Dart" i "Flirt". Przewoźnik "rozważa możliwość" zainstalowania zapięć co najmniej od ubiegłych wakacji. Tymczasem można spróbować wykorzystać własne - rowerowe.
Kłaniam się nisko, zabiorę wszystko
W pociągu, jak w banku, pieniądze zabierają nam ludzie eleganccy. Złodzieje dbają o to, by nie straszyć bandyckim wyglądem. Mogą mieć walizki z kodami odległych portów lotniczych, by wyglądać na światowców, a nie na kogoś, kto zwiedza izby zatrzymań w różnych komendach. - W obecności stereotypowego chuligana pasażerowie byliby czujni, a schludny pan ze złotym sygnetem na palcu nieco tę czujność usypia - mówi doświadczony sokista.
Kradną osoby w wieku od gimnazjalnego do późnego emerytalnego. Najstarszy kieszonkowiec, jakiego zna Snopkowski, urodził się w 1944 r. Takiego seniora raczej nie podejrzewa się o lepkie ręce, co musi mu ułatwiać proceder. Z 2012 r. sokista z małopolskiej grupy operacyjno-interwencyjnej zapamiętał zaś złodziejkę bagażu, która dodawała sobie lat za pomocą odpowiedniej charakteryzacji. Sceną dla tej "aktorki" były przedziały, występowała tam w roli starszej pani w futerku.
W niektórych grupach są kobiety, ale - zdaniem specjalisty z SOK - przeważnie kradzieżami na kolei parają się mężczyźni. - Ci, którzy nocami zabierają mienie podróżnym w wagonach, zazwyczaj nie dokonują innych kradzieży. To wyspecjalizowani przestępcy. Natomiast złodzieje dworcowi, wyciągający portfele w sztucznym tłoku, często są aktywni też w komunikacji miejskiej czy na targowiskach - dodaje Daniel Snopkowski.
Sprawcy kradzieży bacznie obserwują nie tylko potencjalne ofiary, ale i sokistów. - Chociaż niejednokrotnie działamy w cywilnych ubraniach, czasem nie udaje nam się ukryć przed złodziejami. Zapamiętują nas, nagrywają komórkami. Prawdopodobnie poszczególne grupy przekazują sobie informacje na nasz temat. Na jednej z trójmiejskich stacji od razu zauważyłem, że jestem obserwowany. Nie brałem tam udziału w żadnych interwencjach, a jednak zostałem rozpoznany - opowiada sokista.
Sokiści rzecz jasna też pamiętają twarze. Nie tworzą jednak usystematyzowanej bazy wiedzy o kieszonkowcach. To byłaby już działalność operacyjno-rozpoznawcza, a SOK nie ma takich uprawnień. - Jednak niektórych złodziei znamy bardzo dobrze. Potrafimy zwrócić uwagę na to, że któryś z nich ma nową komórkę z ciut wyższej półki. Raz sprawdzaliśmy taki telefon. W pamięci były zdjęcia osoby w mundurze oficera marynarki wojennej - wspomina koordynator grup. - Oddzwoniliśmy na numer, z którego przychodziło najwięcej połączeń. Abonent nie znał mundurowego z fotki, wiedział jednak o utraconej komórce. Okazało się, że złodziej włożył kartę SIM z jednego ukradzionego aparatu do innego skradzionego telefonu. Marynarza szukaliśmy jeszcze dłuższą chwilę.
Nie jedź na bogato
Ścisk na stacjach jest sojusznikiem złodzieja. Kieszonkowcy kochają zatłoczone perony. W czasie jazdy - odwrotnie. Gdy pełno ludzi w każdym wagonie, jedynie zdeterminowany przestępca spróbuje swoich sztuczek. Osoby na korytarzach to potencjalni świadkowie. Głupio na ich oczach grabić śpiącego czy nawet chodzić od przedziału do przedziału.
Jednakże jeden z krakowskich sokistów, członek miejscowej grupy operacyjno-interwencyjnej, kilka lat temu widział próbę kradzieży w zatłoczonym korytarzu. Złodzieje wybrali na swoją ofiarę pijanego mężczyznę, który spał na torbach przy wagonowym wucecie. Szajka zaczęła udawać jego kumpli, postawiła nieszczęśnika na nogach. Przestępcy mówili coś do zamroczonego podróżnego i jednocześnie sprawdzali mu kieszenie. Znaleźli jedynie starą komórkę, i postanowili jej nie zabierać.
- Znam historię o kieszonkowcu, który... sam oddał podróżnemu jego portfel. Podobno w środku było tylko 20 złotych i złodziej wzgardził tak małym łupem. Chodził od przedziału do przedziału, pozorował szukanie właściciela "zguby", wreszcie zwrócił rzecz bardzo zdziwionemu panu - opowiada Daniel Snopkowski.
Korzystnie więc jest wyglądać na niezamożnego, a najlepiej nie wozić przy sobie pokaźnych sum. Pieniądze da się wszak przesłać do miejsca docelowego, korzystając z usług bankowych. Prowizja za przelewy i wypłaty może wydawać się "złodziejska", ale złodziej z wagonu bierze więcej - 100 proc. kwoty.
Łukasz Grzymalski. Dziennikarz z Krakowa, współpracownik dawnego "Przekroju" i mediów regionalnych
CHCESZ DOSTAWAĆ WIĘCEJ DARMOWYCH REPORTAŻY, POGŁĘBIONYCH WYWIADÓW, CIEKAWYCH SYLWETEK - POLUB NAS NA FACEBOOKU