Społeczeństwo
Łódź. Po prawej zrewitalizowana kamienica, po lewej jej sąsiadka czekająca na lepsze czasy (fot. Małgorzata Kujawka/ Agencja Wyborcza.pl)
Łódź. Po prawej zrewitalizowana kamienica, po lewej jej sąsiadka czekająca na lepsze czasy (fot. Małgorzata Kujawka/ Agencja Wyborcza.pl)

Asia, dziewczyna Rafała, dostała robotę w telewizji w Warszawie. Codziennie wstawała przed 4:00 - i na dworzec. Praca 9:00-17:00, do domu docierała na 21.00. Rafał po studiach na łódzkiej politechnice robił w firmach eventowych. - Jako pomoc techniczna wyciągałem 150 zł od imprezy. Bez szału . Gdy Asia wspomniała o przeprowadzce, Rafał sprawdził warszawski rynek. Stawki firm eventowych za imprezę - od 300 do 500 zł. Szybko pojawiła się opcja etatu.

- W Łodzi etat technika dźwięku jest co najwyżej w teatrze. Za 1300 zł na rękę. W Warszawie zaproponowali ponad 3 tys. Próbowałem dojeżdżać, wytrzymałem trzy tygodnie. Spakowaliśmy się z Asią i wyjechaliśmy. W Warszawie wynajmujemy mieszkanie za dwa tysiące. Drożej, niż w Łodzi, ale bez przesady - mówi Rafał. - Gdybym znalazł inną pracę, to bym do Łodzi wrócił. Lubię ją, mam tu przyjaciół. W Warszawie nie mam życia towarzyskiego. Ale póki co na powrót nie ma szans - dodaje. Nie on jeden tak myśli.

Panorama Łodzi, 2016 r. (fot. Małgorzata Kujawka/AG)

Łódź spadnie z podium?

Jeszcze niedawno drugie największe miasto w Polsce, Łódź jest dziś najszybciej wyludniającym się dużym polskim ośrodkiem miejskim. W 2005 roku mieszkało tu 767 tysięcy ludzi. Dziś - 701 tysięcy. W dziesięć lat wyjechała populacja średniej wielkości polskiego miasta - wynika z danych GUS . Naukowcy sprawdzili, dlaczego tak się dzieje.

- Łódź ma niski wskaźnik urodzeń i najwyższą umieralność mieszkańców spośród dużych miast. I to nie przypadek - wyjaśnia prof. Piotr Szukalski, demograf z instytutu socjologii Uniwersytetu Łódzkiego.

- Szybki rozwój miasta w XIX wieku doprowadził do tego, że śródmieście jest miejscem o wyjątkowo niskiej jakości życia. Budowane tu na szybko budynki często nie mają fundamentów. To powoduje wysoką wilgotność, grzyb. Jest dużo mieszkań bez centralnego ogrzewania, opalanych węglem czy śmieciami. A wąskie ulice sprawiają, że nawet silny wiatr nie przeczyści powietrza.

Łódź, ul. Więckowskiego 4. Kamienica przeznaczona przez miasto do remontu (fot. Małgorzata Kujawka/AG)

Łodzianie wyjeżdżają więc za chlebem, umierają częściej niż mieszkańcy innych dużych miast Polski, rodzi się mało dzieci, a do tego mieszkańcy wynoszą się na przedmieścia. Ale to akurat zjawisko powszechne w największych polskich metropoliach. Problem leży zupełnie gdzie indziej.

Migracja, której nie ma

Tomek pochodzi z małej miejscowości na trasie Łódź - Sieradz. Do Łodzi ma 40 kilometrów, ale na studia pojechał do Wrocławia.

- Wrocławska politechnika była delikatnie lepsza, niż łódzka. Wszyscy moi koledzy wyjechali do Wrocławia. No i tutaj mogę się usamodzielnić. Studiując w Łodzi, pewnie mieszkałbym dalej u rodziców. A poza tym Wrocław ma opinię ładnego miasta, gdzie więcej się dzieje. Pełno studentów, jest Odra, piękna zabudowa - wylicza. Nie to, żeby w Łodzi było mu źle. - Mam tu kilku znajomych, nie narzekają. Jeszcze niedawno panował stereotyp, że Łódź to miasto meneli. To się trochę zmienia. U młodych przebija się opowieść, że miasto się rozwija. Pewnie tak, ale ja już się zadomowiłem we Wrocławiu - dodaje.

I tu właśnie jest pies pogrzebany. Owszem, ludzie wyjeżdżają z Łodzi. Ale prawdziwy problem jest w tym, że nikt do niej nie przyjeżdża.

- Nie chodzi o migracje, które są, tylko o te, których nie ma. Do Łodzi nie przyciągają studenci. Nawet z naszego województwa. Młodzi z Łowicza czy Skierniewic ciągną do Warszawy. Od Kutna zaczyna się pas, który ciągnie do Poznania. A ci z Wielunia, Wieruszowa czy Sieradza wybierają Wrocław. Nie przyjeżdżają młodzi, więc nie pojawią się ich dzieci

- wyjaśnia prof. Szukalski.

Łódzkie uczelnie boleśnie to odczuwają. Na politechnice w 2012 roku było 20 tysięcy studentów. Dzisiaj - 17 tysięcy. Na uniwersytecie - spadek z blisko 37 tysięcy do 32 tysięcy.

Łódź, ul. Tuwima 31. Odnowiona kamienica tzw. 'londyńska' (fot. Małgorzata Kujawka/AG)

W rankingach nie widać wielkich różnic między uczelniami z Łodzi i z innych miast. Nie chodzi więc o poziom nauki. - O decyzji przeważa rynek pracy. Wyższe bezrobocie ( ponad 8 procent, największe z dużych miast - red.) sprawia, ze Łódź nie jest dla studentów atrakcyjnym miejscem do wchodzenia w dorosłość. Mimo niskich kosztów życia i wynajmu mieszkania młodzi jadą np. do Warszawy. Wiedzą, że znajdą tam pracę, a wysokość pensji zrekompensuje im większe koszty życia - podkreśla prof. Szukalski.

Koło się zamyka

Marcin kocha Łódź i nie planuje wyjeżdżać. Ale żonę widuje tylko w weekendy. - Jest technikiem radiologiem. Wąska specjalizacja. Łódzkie szpitale przyjmowały tylko ludzi z doświadczeniem. Zaczepiła się w prywatnej firmie. Po kilku miesiącach powiedzieli, że przedłużą umowę - ale w ich placówce w Warszawie - mówi 30-letni prawnik.

Żona Marcina zarabia ok. 5 tysięcy złotych. On też pewnie znalazłby w stolicy pracę. Ale jakoś nie może się przekonać. - Tu się urodziłem i tu jest mi dobrze. To nieprawda, że w Łodzi nie ma co robić. Nie ma co zarobić. Nieważne, czy jesteś kasjerką w Lidlu, czy pracownikiem korporacji, dostajesz między cztery a dwa koła. Rynek pracy jest płaski, choćby nie wiem co, nie pójdziesz w górę. Dlatego ludzie wyjeżdżają.

Według prof. Szukalskiego to konsekwencje krachu lat 90-tych, kiedy setki tysięcy osób straciły etaty w fabrykach. Przemysłowa Łódź oberwała bardzo mocno. Szefowie mogli płacić niskie pensje, bo chętnych do pracy i tak nie brakowało. I choć minęło już dwadzieścia lat, płace pozostają mizerne. Młodzi w Łodzi w zagranicznych korporacjach dostają mniej niż dwa tysiące złotych.

Nowoczesny dworzec kolejowy Łódź Fabryczna w Łodzi (fot. Tomasz Staczak/AG)

- A kto zarabia niewiele, ten jest zupełnie innym konsumentem, niż gdyby dostawał ten tysiąc złotych więcej. Depopulacja tłamsi potencjał konsumpcyjny. Dlatego dla wielu firm rynek łódzki nie jest atrakcyjny - wyjaśnia prof. Szukalski.

Brak młodych ludzi to mniejsze szanse przyciągnięcia pracodawców. To spowalnia tempo tworzenia nowych miejsc pracy, co z kolei utrudnia wzrost płac. Koło się zamyka. Gospodarkę tłamsi również to, że wielu dzisiejszych emerytów przez pięć czy dziesięć lat w czasie transformacji nie pracowało - a więc nie opłacało składek na ubezpieczenia społeczne. Mają niskie świadczenia - więc mniej wydają.

Czarna legenda

Artur z Pabianic studiował w Łodzi informatykę. Po semestrze przeniósł się do Gdańska - choć z domu na uczelnię miał 45 minut tramwajem.

- Nie lubię Łodzi. Tylko fabryki i fabryki. Albo te kamienice... Nie chcę mówić menelnia, ale to miasto jest dość "ciężkie". Przez lata nic tu się nie działo.

Według Artura nowe władze się starają, "ale mają to, co zastały". - Łódź nie ma dobrego transportu czy dróg. Gdańsk może myśleć, gdzie zbudować nową fontannę, bo te podstawowe sprawy ma załatwione. Poza tym w Gdańsku obok domu mam las z pagórkami, dalej morze, starówkę. Jest po prostu ładnie - mówi.

No i do tego w Łodzi - uważa Artur - łatwo dostać w mordę. Nawet na Piotrkowskiej. - W Łodzi trenowałem gimnastykę sportową. Jak wysiadałem z tramwaju na osiedl Górna, za każdym razem bałem się, że mnie napadną. Na szczęście nigdy nic się nie stało.

Statystyki nie potwierdzają obaw Artura. W Łodzi roczna liczba przestępstw w przeliczeniu na tysiąc mieszkańców wynosi 27 . To wynik zbliżony do Warszawy. Niebezpieczniej jest w Poznaniu (36) i Wrocławiu (39), nie mówiąc o Sopocie (54). A to, czy w danym mieście jest ładnie, to kwestia dyskusyjna. Łodzianie bez problemu wskażą wartościowe miejsca, jak Piotrkowska czy pałac Poznańskiego, czy mniej oczywiste, jak Księży Młyn, park Julianowski, muzeum animacji Semafor. Śródmiejskie kamienice faktycznie pozostawiają sporo do życzenia. Nic dziwnego, skoro przeważają robotnicze czynszówki z XIX wieku. Ale i tutaj znacznie się poprawia.

Festiwal Domoffon w Łodzi (fot. Małgorzata Kujawka/AG)

Czyli liczby i fakty mówią, że jest lepiej, ale ludzie myślą inaczej. Nic dziwnego. Fatalna opinia o Łodzi narastała przez lata. A nawet przez stulecia. Bo historia nie była dla mieszkańców łaskawa. W XIX wieku fabrykanckie miasto pełne było Niemców i Żydów, a do tego "tłuszczy" robotniczej. To nie podobało się na salonach Warszawy i Krakowa. W dwudziestoleciu międzywojennym powstała marka "czerwonej Łodzi", bo silni byli tu socjaliści - sól w oku sanacyjnego rządu. W PRL-u przemysł włókienniczy nie był priorytetem - w efekcie Łódź rzadko mogła liczyć na pomoc z centrali. Ale prawdziwa tragedia nastąpiła w latach 90- tych.

Po upadku przemysłu włókniarki mogły tylko marzyć o takim wsparciu, jakie od państwa dostali górnicy czy stoczniowcy. Po krachu przemysłu włókienniczego utrzymywało się wysokie bezrobocie. Na remonty brakowało pieniędzy. Do miasta

dziurawych dróg, obskurnych dworców i rozpadających się kamienic przylgnął stereotyp "miasta meneli". I, co najgorsza, sami łodzianie zaczęli się tak widzieć. To właśnie dlatego studenci, inwestorzy, turyści omijają miasto szerokim łukiem.

Tymczasem władze i mieszkańcy zrobili wiele, by wizerunek poprawić. Na Piotrkowskiej od dawna jest bezpiecznie także w środku nocy. Knajp na potęgę, studentów przyciąga modna klubowa przestrzeń, jak Off Piotrkowska. Kamienice w śródmieściu jedna po drugiej idą do remontu. Powstało centrum przesiadkowe, tunel na trasie W-Z, dworzec Fabryczny, obwodnica, centrum kultury EC 1. W śródmieściu rosną biurowce, hotele, apartamenty. Do tego imprezy, jak znane poza Polską Festiwal Komiksu i Gier czy Light Move Festival. Co prawda nie wszystkie inwestycje są trafione, a do ideału jeszcze daleko, ale na pewno Łódź to nie to samo miasto, co jeszcze 10 lat temu. Niektórym przyjezdnym się podoba.

Restauracja Spółdzielnia w Off Piotrkowska (fot. Tomasz Stańczak/AG)

"W Łodzi jak kogoś poznaję, czuję wspólny stan umysłu"

Marta przyjechała z Pomorza dziesięć lat temu. - Ludzie byli trochę zszokowani, że sprowadziłam się do Łodzi. Rodzina z Warszawy pytała: No, ale chyba tam nie zostaniesz, prawda? Do tego opinia samych łodzian. Poczucie niemocy, dużo narzekania. Teraz zmiany widać gołym okiem. Także w podejściu mieszkańców. Kiedy Bogusław Linda powiedział, że Łódź to miasto meneli, powstały koszulki z hasłem "Jestem łódzkim menelem". Łodzianie nabrali dystansu - mówi.

Wyjeżdżać nie zamierza, bo podoba jej się miasto bez zadęcia, gdzie nikt nie dzieli ludzi na tutejszych i przyjezdnych, a życie ma swój szczególny rytm.

Eko targi w Łodzi (fot. Marcin Wojciechowski/AG)

Robert wytrzymał w Warszawie rok. Wrócił, znalazł pracę w korporacji. Dodaje opisy produktów na stronę. - Fatalnie się czułem w stolicy. Wynajmowałem mały śmierdzący pokój za 733 złote. Mało kogo znałem. Do tego nie dogadywał się z ludźmi w stolicy, przeszkadzało mu szybkie tempo. Powtarza popularne powiedzenie, że w Warszawie nawet ludzie szybciej chodzą. - A ja lubię, jak rzeczy są powolniejsze. W Łodzi jak kogoś poznaję, czuję wspólny stan umysłu. Nie napinamy się - kwituje. Fakt, ferment artystyczno-kulturalny stolicy przyciąga, ale Łódź nie ma się czego wstydzić. Prężnie działają kluby, jak Żarty Żartami czy Niebostan, otwierają się nowe miejsca, jak Pop'n'Art czy Koniec Końców. A znajomi spoza Łodzi mówią Robertowi, że widzą, jak miasto z roku na rok się zmienia.

Póki co jednak wyjeżdżających jest więcej. Łodzianie i mieszkańcy pobliskich miejscowości głosują nogami - a ich kroki wiodą w przeciwnym do Łodzi kierunku. Jeśli trend się utrzyma, Łódź spadnie z podium (teraz jest trzecim największym miastem). Według prognoz GUS w 2020 roku będzie tu mieszkać 668 tysięcy osób. W 2050 - 484 tysiące. Czy odpływ mieszkańców da się zahamować? Prof. Szukalski nie jest optymistą. - Niestety, wpadamy w spiralę, pułapkę demograficzną - kwituje gorzko.

Ale może nie wszystko stracone? Wiele zależy od tego, co sami łodzianie zrobią ze swoim miastem.

Od redakcji: Tym tekstem rozpoczynamy nasz cykl "Znikające miasta". Sprawdzimy, dlaczego wiele miast w Polsce w szybkim tempie traci mieszkańców. Dokąd wyjeżdżają? Dlaczego nie przyjeżdżają się osiedlić? Czy wyjeżdżają tylko za granicę po lepsze życie? Sprawdzimy to dla Was. Dziś piszemy o Łodzi. Nasz autor postawił odważną diagnozę: powodem wyludniania się miasta jest nie tylko konkurencja Warszawy czy Wrocławia, wieloletnie zaniedbania, brak pieniędzy i kiepska jakość życia, ale złożona z tych i wielu innych czynników czarna legenda miasta, której niezwykle trudno się pozbyć. Zgadzacie się? A może zupełnie nie? Wyślijcie nam swoją opinię. Jeżeli macie pomysły, sugestie, o którym mieście powinniśmy napisać, napiszcie do nas na Facebooku .

Łódź, ul. Kilińskiego 49. Kamienica przeznaczona do remontu (fot. Małgorzata Kujawka/AG)

Bartosz Józefiak. Mieszka w Łodzi. Pracował w gazetach lokalnych w Łodzi, Wrocławiu i Pabianicach, współpracował z "Dużym Formatem" i "Tygodnikiem Powszechnym". Jest absolwentem Polskiej Szkoły Reportażu i swoją przyszłość wiąże właśnie z reportażem.

Zobacz wideo