
- Czy jest w Polsce miejsce wolne od smogu? - Owszem, Kasprowy Wierch - odpowiada mi trochę żartobliwie Piotr Siergiej z Polskiego Alarmu Smogowego. A na poważnie dodaje: - Jest kilka takich miejsc, ale wszystkie znajdują się bardzo daleko od siedzib ludzkich.
Smog to problem ogólnopolski, obecny nawet w tych regionach, które odruchowo kojarzymy z czystym powietrzem i w których pobierana jest tzw. opłata klimatyczna. - Zimą fatalne powietrze jest nawet nad morzem - komentuje Siergiej. - Latem, z uwagi na działające niemal non stop smażalnie ryb, wcale nie jest lepiej.
Nie tylko Kraków walczy ze smogiem
We wtorek rano stołeczny ratusz poinformował, że jakość powietrza w mieście jest fatalna. Już wczoraj, gdy normy przekroczyły 800 proc., wydano ostrzeżenia dla całego Mazowsza.
Z danych Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska wynika, że bardzo źle jest też na Śląsku, w okolicach Lublina czy Łomży.
Lokalne stacje pomiarów jakości powietrza na bieżąco raportują o zanieczyszczeniach. W ubiegłym roku padały w tej kwestii prawdziwe rekordy. W styczniu 2017 r. normy niemal w całym kraju zostały wielokrotnie przekroczone. Najgorzej było w Krakowie i Katowicach. W obu miastach poziom szkodliwego dla naszego zdrowia pyłu zawieszonego PM2,5 wynosił momentami odpowiednio ponad 300 i ponad 200 mikrogramów na metr sześcienny ( ug / m3). W Warszawie natomiast dochodził do 183. To znaczy, że dopuszczalna norma emisji pyłu PM2,5 ustalona przez Światową Organizację Zdrowia na 25 ug / m3 została przekroczona o 1200 procent w Krakowie, 800 procent w Katowicach i 732 procent w Warszawie. A nie był to wcale rekord - w Małopolsce zdarzało się, że poziom pyłu PM2,5 przekraczał normę o 2000 procent.
W styczniu ubiegłego roku dopuszczalny poziom wielokrotnie przekroczył też pył zawieszony PM10. Jak poinformowali nas nasi czytelnicy, w okolicach Żywca odnotowano 1270 procent normy, a w okolicach Bielska-Białej - 672 proc.
To właśnie te dwa elementy smogu - pyły zawieszone PM10 i PM2,5 - są dla nas szczególnie niebezpieczne. Obydwa to - jak czytamy na stronie Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej - mieszaniny cząstek m.in. siarki, metali ciężkich, silnie toksycznych chemicznych związków organicznych, a także alergenów - pyłków roślin i zarodników grzybów. Pyły zawieszone PM10 i PM2,5 są szkodliwe przede wszystkim dla oczu, układu oddechowego i układu krążenia, a szczególnie podatne na ich negatywne działanie są osoby cierpiące na choroby serca i płuc, a także dzieci i seniorzy.
- Dowiedziono, że w dniach, w których notuje się wysokie przekroczenie normy zanieczyszczeń powietrza, liczba zgonów wzrasta o 6 procent , a 9 procent więcej osób niż w innych dniach doznaje udarów mózgu - mówi Paweł Szypulski z Greenpeace Polska. - Dlatego tak ważne jest zapewnienie każdemu obywatelowi dostępu do rzetelnej informacji o aktualnym stanie powietrza.
Normy stężeń pyłu zawieszonego zalecane przez Światową Organizację Zdrowia: norma średniego 24-godzinnego stężenia pyłu PM10: 50 ug/m3 norma średniego 24-godzinnego stężenia pyłu PM2,5: 25 ug/m3
Zima jest najgorsza
Smog nie jest problemem w Polsce nowym ani - co sugerował jakiś czas temu minister zdrowia Konstanty Radziwiłł - teoretycznym. Jest jednak problemem sezonowym i być może dlatego tak trudno przekonać i obywateli, i urzędników do konstruktywnych działań na rzecz poprawy jakości powietrza.
Wbrew ciągle popularnym tezom winą za istnienie smogu można bowiem obarczyć nie tylko samochody, ale - i to przede wszystkim - domowe piece kiepskiej jakości, kotły zasypowe, tzw. kopciuchy. Instytut Ekonomii Środowiska szacuje, że jest ich w Polsce ok. 3 mln, z czego połowa to kotły liczące sobie ponad 10 lat, a więc mocno wyeksploatowane. Oznacza to, że mają niską sprawność wytwarzania energii cieplnej, a więc zużywają więcej węgla niż kotły nowoczesne do wyprodukowania tej samej ilości ciepła. Emitują przy tym znacznie więcej zanieczyszczeń - pyłów i benzo[a]pirenu.
- W skali kraju, według publikowanych regularnie danych Krajowego Ośrodka Bilansowania i Zarządzania Emisjami (KOBIZE) , ponad 50 procent pyłów zawieszonych obecnych w powietrzu pochodzi z tzw. niskiej emisji, w przeważającej części z gospodarstw domowych. Przemysł i energetyka dokłada 26 procent, a transport drogowy to kolejne 10 procent zanieczyszczeń - wylicza Szypulski. Na stronie Polskiego Alarmu Smogowego czytamy, że to również gospodarstwa domowe w przytłaczającej większości (87 procent) odpowiadają za emisję do atmosfery rakotwórczego benzo[a]pirenu. Lansowane przez urzędników hasła promujące rezygnację z podróżowania samochodem na rzecz transportu miejskiego czy rowerowego są tu więc jedynie częściowym rozwiązaniem.
Tym, które mogłoby okazać się kompleksowe, jest wymiana wspomnianych kopciuchów. Jesienią i zimą palimy w nich słabym materiałem. Nie tylko węglem, ale też mułami, miałami czy koncentratami do opalania jakości tak marnej, że w ogóle nie powinno ich być na rynku. - Te wszystkie materiały trafiły do sprzedaży po 2004 r. - komentuje Szypulski. - Wcześniej kupowanie ich na użytek domowy było zabronione. Ze względu na ich szkodliwość dla środowiska, i co za tym idzie - ludzkiego zdrowia powinno być tak nadal. Dziś jednak nie obowiązują żadne normy dotyczące kotłów czy materiałów opałowych.
Muł i miał węglowy to produkty o wysokiej zawartości siarki, chloru czy popiołu. W wielu krajach węgiel tego typu jest traktowany jako odpad i nie jest sprzedawany, właśnie ze względu na jego bardzo negatywny wpływ na jakość powietrza. W Polsce nie istnieją żadne normy dla jakości węgla sprzedawanego gospodarstwom domowym.
Źródło: Polski Alarm Smogowy
''Czy Czesi mają inne płuca?''
Co gorsza, w Polsce obowiązuje bardzo wysoka tolerancja dla smogu.
- Dopuszczalna prawem norma dla stężenia pyłów zawieszonych PM10 w powietrzu to 50 mikrogramów na metr sześcienny na dobę - wylicza Szypulski. - U nas alarm smogowy ogłasza się, gdy ta norma przekroczona jest sześciokrotnie i sięga 300 ug / m3 / 24 h. Podczas gdy w Paryżu mieszkańców ostrzega się już przy 80 ug, a w Czechach przy 100 ug / m3 / 24 h. Czy to znaczy, że my mamy jakieś inne, bardziej odporne na szkodliwość pyłów płuca? Eksperci, z którymi rozmawiam, jednoznacznie wskazują na kocioł gazowy jako najlepszą alternatywę dla kopciuchów. Tyle że koszt takiego urządzenia to 10-15 tysięcy złotych. - To nie jest mała kwota, ale stosunkowo niewielka, jeżeli weźmiemy pod uwagę sumy, jakie wydajemy np. na kupno i użytkowanie samochodu - przekonuje Siergiej. Polacy jednak niespecjalnie są zainteresowani zaciąganiem pożyczek na termomodernizację swoich domów. To wnioski z przeglądu ''Efektywność energetyczna w Polsce'' przygotowanego przez Instytut Ekonomii Środowiska. I lepiej nie będzie. Choćby dlatego, że - jak czytamy w tym dokumencie - już ''trwają przymiarki do przearanżowania obowiązujących dziś programów dotacyjnych właśnie na nisko oprocentowane pożyczki''. "Taka zmiana - podkreślają autorzy badania - oznaczałaby praktyczne wycofanie się państwa ze wspierania wymiany źródeł oraz termomodernizacji domów, gdyż zainteresowanie nawet nisko oprocentowanym kredytem jest znacznie mniejsze niż dotacją - jak pokazują wyniki ostatnich badań aż 71 proc. woli finansować prace termomodernizacyjne za pomocą gotówki, a jedynie 20 proc. pytanych myśli o kredycie".
Zdarza się natomiast, że z powodu zaniedbań w sprawie walki ze smogiem do sądu trafiają pozwy przeciwko... Ministerstwu Środowiska. - Chcę przekazać władzom państwa sygnał, że nie zamierzam dłużej biernie znosić bezczynności wobec zanieczyszczonego polskiego powietrza - podkreślał w październiku 2016 roku w rozmowie z ''Gazetą Wyborczą'' Oliwer Palarz z Rybnika. Mężczyzna domaga się od państwa 50 tysięcy złotych zadośćuczynienia za szkody spowodowane zanieczyszczonym powietrzem. Ale zdaniem prawników to walka z wiatrakami.
- Dochodzenie odszkodowania za naruszenie zdrowia z powodu złej jakości powietrza jest bardzo skomplikowane prawnie - mówi Ilona Jędrasik z Fundacji ClientEarth. - W sądownictwie polskim przyjęte są rygorystyczne standardy oceny dowodów i niezwykle trudno jest wykazać, że problemy zdrowotne powoda, czyli osoby domagającej się odszkodowania, wynikają z zanieczyszczenia powietrza bądź są przez nie spotęgowane.
Czyste powietrze zamiast 500+
- Czy Polskę stać na czyste powietrze? - pytam eksperta.
- A czy stać nas na to, by rocznie przeznaczać 22 miliardy złotych na program ''Rodzina 500+''? - odpowiada mi pytaniem na pytanie ekonomista Marek Zuber. I zaraz dodaje: - Nie powinno być szczególnego kłopotu ze znalezieniem w krajowym budżecie kilku miliardów rocznie na wymianę tzw. kopciuchów na przykład na piece gazowe. Moim zdaniem wystarczyłoby ze świadczenia ''500+'' zrobić ''400+''.
Na razie o udziale państwa w ewentualnej wymianie wysokoemisyjnych kotłów cicho. Swoje regulacje zaczynają jednak wprowadzać samorządy. Od roku, na podstawie znowelizowanej Ustawy Prawo Ochrony Środowiska (art. 96, zwany ''poprawką antysmogową''), mają one prawo do przygotowywania i wdrażania przepisów antysmogowych. 23 stycznia 2017 r. - jako pierwszy region w Polsce - takie przepisy przegłosowała Małopolska . Od lipca nie można spalać tu miałów węglowych oraz palić w piecach niespełniających unijnych standardów.
Ci, którzy dom ogrzewają przy pomocy kopciuchów, mają pięć lat na to, by wymienić je na nowoczesne kotły, najlepiej gazowe. Co ważne, Kraków od kilku lat prowadzi program dotacji dla mieszkańców, którzy chcą zainwestować w przyjazne środowisku metody ogrzewania. Skutecznie. W 2016 roku, gdy można było liczyć na zwrot 100 procent kosztów, do krakowskiego ratusza wpłynęło ponad 5,5 tysiąca wniosków o likwidację ponad 8,5 tysiąca pieców i kotłów węglowych. W 2017 roku również przyznawano dopłaty, choć już nieco mniejsze, bo 80-procentowe.
Nad własną uchwałą antysmogową pracują Śląsk i Mazowsze. I tu również można liczyć na częściowe dofinansowanie do wymiany pieca na bardziej ekologiczny. Otwartym natomiast pozostaje pytanie: co dalej? Bo, jak zaznacza Marek Zuber, o wiele większym problemem niż sama wymiana kotła jest to, czy stać ludzi na droższe niż muły węglowe materiały opałowe, zwłaszcza gaz. - Starsi ludzie, emeryci, sami, bez pomocy państwa, nie dadzą sobie z tymi dodatkowymi kosztami rady - komentuje ekonomista.
Małgorzata Gołota. Dziennikarka i redaktorka Weekend.gazeta.pl. Współautorka książki "Krótka ulica, długa historia. Próżna, Plac Grzybowski i okolice". Publikowała w toruńskiej "Gazecie Wyborczej", dziale zagranicznym "Polska The Times" i naTemat.pl. Współpracowała z Radiem PLUS, Radiem ZET Gold, Rock Radiem i Radiem Złote Przeboje.