Społeczeństwo
(fot. Tomasz Pietrzyk / Agencja Wyborcza.pl)
(fot. Tomasz Pietrzyk / Agencja Wyborcza.pl)

Komisja lekarska Zakładu Ubezpieczeń Społecznych w Gdyni. Trafiają na nią osoby, które z racji problemów ze zdrowiem chcą uzyskać rentę czy zwolnienie lekarskie. Wzywani są na nią również ci, którzy już przebywają na zwolnieniu i ZUS chce potwierdzić tego zasadność. Pomieszczenie w dawnym budynku sądu podzielono tekturowymi ściankami na klaustrofobiczne boksy, o powierzchni na oko nie większej niż dwa metry kwadratowe. Efekt jest taki, że każdy może usłyszeć szczegóły chorób i leczenia pacjenta, który właśnie jest przyjmowany obok. Waga dla interesantów stoi na korytarzu. Ważenie odbywa się w bieliźnie, podczas gdy obok przechodzą lekarze i pacjenci. W takich warunkach badana była Karolina*, chorująca między innymi na wielopoziomowe zwyrodnienie kręgosłupa oraz kolan i stóp, chorobę Reynoldsa, rwę kulszową i dnę moczanową.

Zakład Ubezpieczeń Społecznych w Radoimiu (fot. Anna Jarecka / Agencja Gazeta)

Agnieszka doskonale pamięta swoją pierwszą wizytę przed komisją, choć minęło już od niej kilka lat. Prosi o zmianę imienia, bo boi się, że po krytyce pod adresem orzeczników będzie miała kłopoty w uzyskaniu dalszych świadczeń. - Po wypadku w 2008 r. miałam uszkodzony staw skokowy. Po roku operowano mi nogę. Wezwanie na komisję ZUS dostałam, gdy przebywałam w szpitalu. W zaleceniach lekarskich było wprost zapisane, że nie mogę obciążać nogi. Kiedy na komisji panie jej dotykały, mówiłam, że boli, bo jestem świeżo po operacji. Odstawiły moje kule na drugi koniec pokoju, a gdy po badaniu poprosiłam, aby mi je podały, odpowiedziały, że "nie są od tego". Udało mi się je przekonać, aby zawołały kolegę, który przyjechał ze mną i czekał na korytarzu. On podał mi kule i pomógł mi się ubrać.

"Inni mają gorzej. Na przykład nie żyją"

Według "Diagnozy Społecznej 2015" zaufanie do ZUS-u deklaruje 39 proc. Polaków. Ale rok wcześniej Zakład na swej stronie internetowej umieścił informację, że - zgodnie z wynikami jego badania satysfakcji klientów - zadowolonych z obsługi w ZUS jest 84 proc. świadczeniobiorców. Należy do nich Rafał, stały bywalec na komisjach ZUS. - Jestem krótkowidzem, mam wadę minus 12. Jedno z moich oczu lekarze nazywają "martwym" - wyjaśnia. - Do tego jaskra, nadciśnienie, cukrzyca. Byłem na badaniu z dziesięć razy - co pojechałem, to dostałem to, na co liczyłem. Nieraz słyszałem, że ludzie narzekali. Może niektórzy mają pretensje, ale na cóż ja mam się skarżyć? - pyta.

Do grupy z "pretensjami" na pewno zalicza się Marzena Erm, która prowadzi stronę na Facebooku, "Misja RakiJa - Marzena Erm i jej rozwód z rakiem". Po kilku latach chemioterapii, radioterapii i trzech autologicznych przeszczepach szpiku kostnego nie jest w stanie jeszcze przez jakiś czas pracować na etacie. Swoje przejścia na komisji w chorzowskim ZUS opisała na Facebooku: - Kazano mi rozebrać się do bielizny i w obecności męskiej części komisji przechadzać się po sali prawie naga. Czemu miało to służyć? Czy raka albo słabą odporność widać w sposobie stawiania stóp? Zapytałam o to, ale nikt nie poczuwał się do obowiązku odpowiadania na pytania "petenta".

Później posadzono ją w kącie sali, z dala od komisji, choć przy stole, przy którym siedzieli lekarze, znajdowało się wolne miejsce. Stamtąd z trudem słyszała ich słowa. O sprawie Marzeny Erm pisała gazeta.pl, tematem zajęła się także TVP. W odpowiedzi udzielonej telewizji ZUS wyjaśnił między innymi: miejsce, które zajmuje klient, nie może być połączone z biurkami członków komisji lekarskich. Dlaczego? Bo, zdaniem ZUS, dokumentacja klienta mogłaby zostać wymieszana z aktami komisji. Marzena Erm planuje złożyć skargę do ZUS-u, jednak jej odporność po leczeniu nowotworu jest nadal tak niska, że zamiast działać, tygodniami leży w łóżku, bo łatwo łapie infekcje.

Tymczasem pod jej postem na FB pojawiło się pełno podobnych historii - o znieczulicy, nieuprzejmym traktowaniu "klientów", ludzi najczęściej mających poważne problemy ze zdrowiem. Asia Szymańska zgodziła się, aby zacytować jej wypowiedź z podaniem imienia i nazwiska: - Przez pięć lat miałam rentę socjalną z tytułu całkowitej niezdolności do pracy. Wrodzona wada serca, omdlenia, trzepotanie, arytmia, depresja. Ciągle wizyty u lekarzy, terapia . Dwa razy przyznano Asi rentę, rok temu jednak odmówiono. - Powiedziano mi: "Depresja? Niektórzy mają gorzej. Na przykład nie żyją" - wspomina.

Biuro Obsługi Klienta ZUS w Olsztynie (fot. Przemysław Skrzydło / Agencja Gazeta)

Pytam Halinę Krześniak, p.o. wicedyrektora Departamentu Orzecznictwa Lekarskiego Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, o doniesienia na temat zachowania lekarzy orzeczników. Skąd tak mało uprzejmości, empatii, a często wręcz brak humanitarnego podejścia? - Lekarze orzecznicy powinni traktować ubezpieczonych z należytym szacunkiem i tego od nich się wymaga - odpowiada przedstawicielka ZUS-u. - Ale, tak jak w każdej grupie zawodowej, mogą zdarzyć się osoby, które w jakimś momencie zachowają się niewłaściwie.

Według ZUS wszystkie skargi dotyczące niewłaściwego zachowania lekarzy orzeczników traktowane są bardzo poważnie. Biuro prasowe instytucji zaznacza, że urzędnicy analizują sytuacje, proszą o wyjaśnienia. Jeżeli zarzuty potwierdzą się, przepraszają. Wyciągają konsekwencje służbowe, jeśli niewłaściwe zachowanie jest udokumentowane. Ich zdaniem jednak żal klientów często skupia się na lekarzach orzecznikach, bo są posłańcami, którzy przynoszą złe wiadomości. Halina Krześniak twierdzi, że skargi najczęściej składają osoby, dla których orzeczenie lekarza okazało się niekorzystne. Te zarzuty, jej zdaniem, nie mają wiele wspólnego z faktami. - Trzeba też zdawać sobie sprawę, z tego, że badani mogą nadinterpretować zachowanie lekarzy - dodaje urzędniczka. Mają poczucie, że muszą udowadniać, że są chorzy - samo to może nastawiać ich negatywnie. Konfrontowanie się zdrowego człowieka z lekarzem rodzi pewne opory, a co dopiero, gdy ta konfrontacja dotyczy osób chorych .

"Pani nic nie jest. Znam się, bo jestem okulistą"

Nieuprzejme traktowanie to jedno. Gorzej, gdy lekarze orzecznicy ignorują dolegliwości badanych klientów lub niewłaściwie interpretują objawy ich schorzeń. Bo zdarzają się i takie sytuacje. Wynikać mogą choćby z tego, że do przypadków, które mają analizować, lekarze przypisywani są niezgodnie ze swoimi specjalnościami.

Annę, która przed komisją lekarską ZUS stanęła z powodu problemów z kręgosłupem, badał ...okulista (fot. apomares / iStockphoto.com)

Anna Kopka w 2000 roku złamała kręgosłup. - Okazało się, że w wieku dwudziestu paru lat miałam kościec jak siedemdziesięciolatka. Leczenie oznaczało unieruchomienie. Zastrzyki, gorset. Byłam w szoku - opowiada kobieta. Po miesiącu zwolnienia lekarskiego trafiła do orzeczniczki: - Przemiła pani doktor, z miejsca wysłała mnie na rehabilitację. Zero jakichkolwiek problemów, od ręki przedłużyła zwolnienie .

Po pół roku, gdy zwolnienie się kończyło, Anna Kopka dostała wezwanie do kolejnego orzecznika. - Poniemiecki budynek kina Pionier w Szczecinie, czwarte piętro, żadnej windy ani podjazdu - wspomina. - Do dziś pamiętam, jak wyglądał tamten lekarz, i pamiętam, w co byłam wtedy ubrana. Ciągle jeszcze nie mogłam nawet swobodnie siedzieć ani leżeć.

Anna na badanie stawiła się punktualnie. Dwie godziny stała na korytarzu. Kiedy lekarz w końcu ją przyjął, przejrzał dokumentację i stwierdził, że jest zdrowa. - Nic pani nie jest - powiedział. - Znam się, bo jestem lekarzem . Jakiej specjalności? - Jestem okulistą . Zwolnienie zostało ostatecznie przedłużone o trzy miesiące. Anna złożyła do ZUS-u skargę na niewłaściwe zachowanie lekarza. Skarga została oddalona. Decyzję uzasadniono faktem, że orzeczenie było dla klientki pozytywne.

Badanie lekarskie służy orzeczeniu zdolności do pracy. Orzekaniem zajmują się dwie instancje. W pierwszej instancji badanie przeprowadza i orzeczenie wydaje jeden lekarz. Jeśli klient jest niezadowolony z jego decyzji, może odwołać się do drugiej instancji. ZUS również może zakwestionować wynik orzeczenia, wnosząc do drugiej instancji zarzut wadliwości - czy to formalnej, czy merytorycznej. Wnoszeniem zarzutów wadliwości zajmują się lekarze sprawujący nadzór nad orzekaniem w imieniu prezesa zakładu. Druga instancja to trzyosobowa komisja lekarska. I dopiero gdy klient nie zgadza się z wynikiem orzeczenia drugiej instancji, może odwołać się do sądu.

Drogę sądową wybrała Agnieszka, ta sama, której odmówiono podania kul. - Podczas pamiętnej komisji dotyczącej uszkodzonego stawu skokowego tak mnie badano, że nikt nie zauważył, że na tej samej nodze na kolanie mam czerniaka czwartego stopnia, który dość mocno krwawił. Okazało się to dziesięć dni później. Lekarze dali mi trzy tygodnie życia . Po tej diagnozie na kolejnych komisjach nadal mówiono, że Agnieszka jest zdolna do pracy. Nie zawsze uczestniczyli w nich onkolodzy. Odwołała się więc do sądu. Sprawę jednak przegrała. - Spytałam sąd, kiedy mam pracować: w przerwach między jeżdżeniem na badania czy może w nocy?

Agnieszka w sprawie orzeczenia komisji lekarskiej ZUS poszła nawet do sądu. Proces jednak przegrała (fot. Dawid Zuchowicz / Agencja Gazeta)

Kolejnym krokiem było odwołanie się do Strasburga. Po roku przyszła odpowiedź, że instancja ta nie ma wpływu na ZUS, ponieważ ten jako instytucja państwowa nie podlega jurysdykcji Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. - Ktoś mi powiedział: z instytucją państwową nie wygrasz. To nie są lekarze. To są urzędnicy. Odpuściłam walkę i zajęłam się ratowaniem zdrowia - mówi Agnieszka.

Czy gdyby w komisjach dotyczących sprawy Agnieszki zasiadali onkolodzy, jej historia byłaby inna? Czy uzyskałaby rentę i nie musiałaby odwoływać się do sądu, a potem do Strasburga? Okazuje się, że przydział spraw do lekarzy orzeczników jest losowy. Ujawniony zostaje zarówno lekarzom, jak i klientom dopiero w dniu badania. W ten sposób ZUS stara się zapobiegać korupcji.

- Lekarz orzecznik musi dokonać oceny sprawności całego organizmu, a więc najważniejsza jest szeroka wiedza ogólnomedyczna. Ubezpieczeni, którzy występują z wnioskami rentowymi, rzadko chorują tylko na jedną chorobę i wobec tego nie jest możliwe, żeby lekarz orzecznik był specjalistą w zakresie każdej z nich. Jeżeli dla wydania orzeczenia konieczna jest wiedza z zakresu węższych dziedzin, pozyskujemy opinię specjalistycznych konsultantów - mówi Halina Krześniak.

Jak wybierani są lekarze orzecznicy? Lekarze orzecznicy muszą być specjalistami - najlepiej w dziedzinach medycyny, które są najczęściej przyczyną niezdolności do pracy, takich jak choroby wewnętrzne, neurologia, psychiatria, medycyna pracy, chirurgia. Kto zgłosi akces, musi przejść proces rekrutacji. Przed podjęciem pracy lekarze orzecznicy odbywają szkolenia. Obejmują one tematy z zakresu standardów orzecznictwa lekarskiego, prawa ubezpieczeniowego i medycyny pracy.

Jednak lekarze specjaliści nie zawsze pojawiają się na komisjach wtedy, gdy są tam potrzebni. Bogdana z Rudy Śląskiej, po dwóch transplantacjach nerki, na komisji w Chorzowie zdziwiło, że nie badał go chirurg czy transplantolog. Obecni byli tylko okuliści. - Cała komisja mnie oglądała i pytała, gdzie ja mam tę nerkę przeszczepioną - opowiada. - Były dokumenty, a ja musiałem im, lekarzom, wytłumaczyć, gdzie ta nerka. Rentę dostałem na stałe, ale to był rok 1997, inne czasy .

Warszawa, ul. Szamocka. Siedziba ZUS (fot. Franciszek Mazur / Agencja Gazeta)

"Nie ma pan nogi? Proszę szukać pracy w ochronie"

W 1996 r. zreformowano system rentowy i od września 1997 r. weszły w życie nowe zasady przyznawania rent. W miejsce renty inwalidzkiej pojawiła się renta z tytułu niezdolności do pracy. A orzekaniem o niepełnosprawności zajęły się Powiatowe Centra Pomocy Rodzinie, które nie są częścią ZUS-u. Po co te zmiany? Po to, aby oddzielić kwestię niepełnosprawności od kwestii niezdolności do pracy. Bo od czasu reformy niepełnosprawność, nawet znaczna, nie wystarczy, aby otrzymać prawo do renty. Kwalifikuje za to do uprzywilejowania przy zatrudnieniu, rehabilitacji, ulg i zwolnień.

- Pojęcie niezdolności do pracy nie jest tożsame z niepełnosprawnością - podkreśla Halina Krześniak. Osoby niepełnosprawne są często pełnosprawnymi pracownikami . W wyniku reformy zmniejszyła się znacznie liczba rencistów. W roku 1998 było ich 2,7 mln; w roku 2014 - 1 mln 48 tys.; w roku 2015 - 998,8 tys. A ostatnio dodatkowo znacznie zaostrzono same kryteria przyznawania rent.

Robert, któremu w roku 2013 amputowano nogę, od wielu lat cierpi na schorzenie tętnic. Do tej pory był na siedmiu komisjach. Przez pewien czas rentę przyznawano mu za każdym razem na dwa lata. - Co dwa lata musiałem przygotowywać dokumenty, a ciągle byłem w szpitalach . Za każdym razem to problem dla żony, córki, wszędzie mnie musiały wozić - opowiada. - Na pierwszym badaniu po amputacji lekarze stwierdzili komisyjnie, że nie mam nogi i dostałem rentę na dwa lata. Na niektórych nie było żadnego chirurga naczyniowego, nie wiedzieli nawet, jak mnie badać. Z drugą nogą też jest niewesoło, niedługo będzie do odcięcia .

ZUS zdecydowanie podkreśla, że każdy niepełnosprawny może, a nawet powinien podjąć pracę (fot. Horsche / iStockphoto.com)

Kolejna komisja przyznała Robertowi rentę na dłużej niż do tej pory - na trzy lata. - Pytam, czy nie mogą dać mi jej na stałe, bo jeszcze wieńcówka, cukrzyca... A oni na to: "Pan jeszcze młody, może się panu polepszą warunki zdrowotne i będzie pan mógł iść do pracy". Jeden z orzeczników, chyba wojskowy, bo mówił do mnie komendami, pokazuje mi starszych panów w ochronie i mówi, że ja też bym tak mógł. A ja na to: "To niech mi pan znajdzie pracę. Mnie nikt nie chce przyjąć z takimi schorzeniami".

Czym kierują się lekarze orzecznicy, wydając orzeczenia? Co decyduje o uznaniu osoby za niezdolną do pracy?

ZUS zdecydowanie podkreśla, że niepełnosprawny może, a wręcz powinien podejmować pracę. - W mediach pojawiają się historie osób, które na przykład w wyniku wypadku straciły rękę albo nogę, a mimo to lekarz orzecznik nie stwierdził niezdolności do pracy na stałe - zauważa Radosław Milczarski z Biura Prasowego ZUS. - Osoba, której stan zdrowia się nie poprawi i nadal jest niepełnosprawna, może jednak odzyskać zdolność do pracy na przykład po odpowiednim oprotezowaniu czy też nabyciu nowych kwalifikacji. Nie musi być skazana na brak aktywności zawodowej do końca życia. Dożywotnia renta bardzo często kończy się trwałym wykluczeniem z rynku pracy.

Zakład Ubezpieczeń Społecznych w Białymstoku (fot. Agnieszka Sadowska / Agencja Gazeta)

''To dlatego lekarze mają alarmy w pokojach"

Wiele osób, z którymi rozmawiałam na temat ich ubiegania się o rentę, postrzega podejście urzędników jako niesprawiedliwe, a ich oczekiwania co do aktywizacji osób żyjących z poważnymi schorzeniami za zbyt surowe.

- Kiedyś zapytałam znajomego pracownika ZUS-u, dlaczego tak jest: dlaczego większość ludzi chorych, którzy nie kombinują, renty nie dostaje? - mówi Agnieszka. - Usłyszałam, że ZUS-owi bardziej się to opłaca . Zamiast renty, którą musi wypłacać przez przynajmniej rok - i która nieraz jest wysoka, jeśli ktoś zarabiał sporo przed chorobą czy wypadkiem - daje lekarzowi orzecznikowi jednorazową nagrodę za oddalone wnioski.

Ile orzeczeń? W roku 2015 wydano 170,7 tys. orzeczeń dotyczących rent. Wśród nich najwięcej, bo 97,3 tys., stanowiły uprawnienia do świadczenia rehabilitacyjnego - osoby ubiegające się o rentę nie zostały dzięki świadczeniom zwolnione z obowiązku pracy, ale otrzymały dofinansowanie rehabilitacji, która może pomóc im utrzymać się na rynku pracy. Niezdolność do pracy stwierdzono w 44 tys. przypadków. Brak niezdolności do pracy lub brak całkowitej niezdolności do pracy stwierdzono u 13 tys. osób. Przekwalifikowanie zawodowe zaordynowano 66 osobom.

Pytam Halinę Krześniak, czy to prawda, że lekarze orzecznicy dostają premie za orzeczenia nieuprawniające do renty? - Nie ma żadnego uzależnienia zarobków od liczby przypadków orzeczonej bądź nieorzeczonej niezdolności do pracy - odpowiada. - Nieprawdą jest też, że większość osób chorych, które powinny dostawać rentę, nie dostaje jej. W końcu mamy dziś ponad 900 tys. rencistów z tytułu niezdolności do pracy .

Według Krześniak jedyne nagrody, jakie otrzymują lekarze orzecznicy, to nagrody kwartalne. Przyznawane są za profesjonalne wykonywanie pracy, za terminowość w rozpatrywaniu spraw i wysoką jakość wydawanych orzeczeń. Jak stwierdza się tę wysoką jakość? Każde orzeczenie wydane przez lekarza orzecznika musi zostać wyczerpująco udokumentowane i uzasadnione, toteż im lepiej udokumentowane, tym większa szansa na nagrodę.

Dzwonię do jednego z lekarzy orzeczników. Chcę zapytać o jego doświadczenia z komisji, w których orzekał. O to, w jaki sposób podejmuje decyzje, w jakich sprawach orzeka, jak traktuje klientów. - Niech pani lepiej zrobi reportaż o tym, jak pacjenci zachowują się w stosunku do lekarzy orzeczników - mówi. - Wyzwiska, groźby. Mogę powiedzieć, że to dzieje się codziennie. To dlatego lekarze mają alarmy w pokojach. Nic więcej pani nie powiem. Mamy zakaz kontaktowania się z mediami, pod groźbą utraty premii .

ZUS zdecydowanie zaprzecza, jakoby lekarze orzecznicy za kontaktowanie się z mediami ponosili jakiekolwiek kary finansowe.

*Spośród osób występujących w reportażu prócz Asi Szymańskiej oraz Anny Kopki żadna nie zgodziła się na ujawnienie nazwiska. Większość osób obawiała się negatywnych konsekwencji na kolejnych komisjach. Z tego samego powodu imiona Agnieszki i Karoliny zostały zmienione.

Zobacz wideo

Katarzyna Michalczak. Autorka tekstów w różnych czasopismach, wierszy i opowiadań. Laureatka nagrody specjalnej w konkursie im. Jacka Bierezina. Doktorka nauk humanistycznych, współzałożycielka i członkini kolektywu szkoleniowo-kołczingowego Multiprops. Rysuje komiksy, które można oglądać na Facebooku na stronie " Pilnuj się i korzystaj ".