
Trzy spotkania. Dwie nieprzespane noce. Jedno popołudnie, które przeciągnęło się do zmroku. Spacery po warszawskim Powiślu i Żoliborzu. Długie rozmowy, nagrywane tylko we fragmentach. Szereg pytań, na które nie zawsze padały jasne odpowiedzi. Czy to wystarczyło, żeby się dowiedzieć, kim są Michał i Krzysztof - bohaterowie filmu "Wszystkie nieprzespane noce" Michała Marczaka?
- Kto jest kim? Jaka jest różnica między Krzyśkiem w filmie a tym, który siedzi tu z tobą na ławce? Może żadna. A może kolosalna? Granice chyba już dawno się zatarły - mówi Krzysztof Bagiński. - Od małego gadam do siebie, nie kończę historii puentą i nie wiem, gdzie leży granica między rzeczywistością a fantazją o niej. A może jej po prostu nie ma? - prowokuje Michał Huszcza. Dodaje też, że można żyć fantazjami i to nie musi znaczyć, że przekłamuje się rzeczywistość.
Obaj pytają mnie, czym jest dla mnie film, o którym tak bardzo chcę z nimi rozmawiać. Bez zastanowienia mówię, że fantazmatem. Snem zawieszonym w pół drogi między baśnią a koszmarem. Lekko surrealistyczną relacją z serii zdarzeń, w której liczy się wyłącznie logika emocji i wrażeń. To opowieść o dwóch chłopcach, o męskiej przyjaźni, fascynującej kobiecie, zdradzie, imprezach, narkotykach i osobliwych rozmowach o życiu.
Amerykanie mówią o "Wszystkich nieprzespanych nocach" w kontekście często improwizowanego, francuskiego kina nowofalowego. Brytyjczycy czują w nim ducha Marcela Prousta, ale też porównują do święcących triumfy na listach bestsellerów boleśnie szczerych, biograficznych powieści Karla Ove Knausgaarda. Trudno się z nimi nie zgodzić, ale dla mnie ten film jest przede wszystkim przygodą. To ostatnie słowo najbardziej spodobałoby się Michałowi Marczakowi. Podczas naszej rozmowy pada w co drugim zdaniu.
Przyjaźń
Spotykamy się na ulicy Oleandrów w Warszawie. Jest tak późno, że wszystko w okolicy jest już zamknięte. Przysiadamy więc na parapecie. Mija nas kilku przechodniów, na oko dwudziestoparolatków. Zastanawiam się, jak bardzo i w jakim sensie różnią się od nas, trzydziestolatków? Czy to już inne pokolenie? Michał Marczak mówi, że zmiany są subtelne, a proces dorastania rządzi się prawami starymi jak świat. Trzeba przeżyć ileś przygód, wyrzucić siebie poza strefę komfortu, wygłupić, ośmieszyć, zawstydzić. Eksperymentować - z ludźmi i różnymi środowiskami. I popełniać błędy. - W moim życiu ten okres był burzliwy, ale z drugiej strony nie był jakoś nadzwyczajnie unikalny. I chciałem, żeby taki był też w filmie - tłumaczy Marczak.
Myśląc o realizacji "Wszystkich nieprzespanych nocy", Marczak liczył na pewną bliskość - ze światem i z ludźmi. - Robienie takiego rodzaju filmu zajmuje tyle czasu oraz energii, że nie wyobrażałem sobie pracować nad nim z osobami, z którymi nie czuję emocjonalnej oraz intelektualnej więzi - tłumaczy. Szukał tych, którzy na półtora roku zatracą się z nim w jego projekcie, przeżyją coś; zmienią się, ale będą w tej przemianie autentyczni. Profesjonalni aktorzy nie wchodzili w grę. Przez sześć miesięcy Marczak chodził po Warszawie, przyglądał się miastu i ludziom, którzy go nie interesowali - do momentu, w którym znalazł się na domówce.
I tam ich zobaczył - dwóch kumpli, trochę oddalonych od tłumu, intensywnie o czymś dyskutujących. - Jeden wyglądał jak z filmów z lat 50., co mu się buzia nie zamyka, a drugi jak cichy dresik z Pragi. Rozmawialiśmy do rana, okazało się, że mamy masę wspólnych tematów oraz przemyśleń o rzeczywistości. Jakoś poczułem, że to właśnie ich szukam, więc od razu zaproponowałem im role. A oni momentalnie się zgodzili. Prawie od razu po rozpoczęciu zdjęć zostaliśmy przyjaciółmi i tak zostało do teraz - opowiada.
Chłopcy
Jako reżyser Marczak chciał, żeby osobowości aktorów przypominały osobowości bohaterów, o jakich miał zamiar opowiedzieć. Szukał młodych osób, które żyją po swojemu - zgodnie z własną, autorską wizją rzeczywistości. Indywidualistów nienależących do konkretnych subkultur, niełatwo poddających się wpływom otoczenia; starających się znaleźć patent na siebie.
Krzysztof Bagiński na pierwszy rzut oka wydaje się jednocześnie bardzo skupiony na sobie i uważny na to, co dzieje się wokół niego. - Mam świadomość, że żyję w bańce, którą sam dla siebie stworzyłem, ale staram się nie zapominać o tym, co jest na zewnątrz - to jedna z pierwszych rzeczy, o których mówi, kiedy spotykamy się, żeby porozmawiać o filmie. Kiedy pytam, co jest w tej jego bańce, mówi o głębokim przyzwoleniu na zmiany wynikające z doświadczania świata i umiejętności podważania tego, co oczywiste, oswojone, posiadane; opowiada o pielęgnacji wolności osobistej i anarchii - w myśleniu i działaniu, o pozwalaniu sobie na pomyłki i upadki, o uczeniu się na błędach. Mówi też o otwartości na drugiego człowieka i o tym, jak bardzo mu jej w Polsce brakuje.
Marczak podkreśla, że jego aktorów i bohaterów różni podejście do życia i siebie samych. Jeden jest skryty, zastanawia się, co mówi i jak to brzmi, cedzi słowa i wszystko analizuje, to go czasem spina. Rozkłada wszystko na czynniki pierwsze, chce wiedzieć, co z czego wynika i jakie są motywacje różnych zachowań. Czuje, że musi pracować, konstruować swoją postać i jej życie. Drugi to bon vivant , młody Marcello Mastroianni. Silny, pewny siebie, pełny energii, ciągle coś mówi, potrafi płynąć z prądem. Ma w sobie naturalny luz, który dodaje mu magnetyzmu.
Pierwszy to Krzysztof, drugi Michał. Dobrzy z nich aktorzy. Kiedy się postarają, może się wydawać, że jest zupełnie odwrotnie. Michał kilkakrotnie przesuwa godzinę spotkania, a potem moment rozpoczęcia wywiadu. W końcu idziemy na spacer nad Wisłę i Michał cały czas opowiada - o książkach, o Davidzie Fosterze Wallasie i jego powieści "Infinite Jest". Fantazjuje też o Ameryce, kobietach, związkach, seksie. Mówi o samotności. Ale kiedy włączam dyktafon i próbuję zadać pytanie, w odpowiedzi zaczyna cedzić zdania. Staje się skryty, zastanawia się, co mówi i jak to brzmi, wszystko analizuje; to go spina.
- Michał do wielu spraw podchodzi z sercem. Jak do relacji z kobietami. Poznaje dziewczynę i stara się, żeby był to co najmniej początek pięknej przygody. I na starcie nie myśli o jej końcu - tłumaczy. Są rzeczy, których Michał nie chce w sobie tępić. Jedną z nich jest empatia. Lubi też obalać mity. - Co zostaje zamiast nich? - pytam. - Nadzieja na to, że każdy może być sobą i czuć się wyjątkowy. Nie trzeba być Bradem Pittem, żeby być największą gwiazdą w czyimś życiu. A kumpel, z którym siadasz codziennie na ławce, może być twoim ulubionym filozofem - odpowiada.
Miłość
W rzeczywistości wykreowanej w filmie przez Marczaka i jego dwóch aktorów pełno emocji, subtelności, efemerycznych wrażeń. - Nadmiar doznań sprawia, że jesteś na emocjonalnym haju. Trwanie w wysokich rejestrach jest bardzo męskie, i jest sexy, brakuje tego mężczyznom w Polsce - podkreśla Michał Huszcza.
Rozmawiamy trochę o męskości. Dla niego to pewien fantazmat. Dla mnie są nim sportretowane w filmie kobiety. Pytam, kim są dla nich, dwudziestoletnich bohaterów? - Marzeniem ? - odpowiada po chwili Marczak i dodaje, że to marzenie bardzo ważne, ale jego realizacja jest odkładana na później. Tłumaczy, że Krzysztof, bohater filmu, był w długim związku i po rozstaniu nie chce kolekcjonować doświadczeń z dziesiątkami dziewczyn. - Czego zatem chce? - pytam. - Doświadczyć siebie - Marczak ani chwili nie zastanawia się nad odpowiedzią. Ma rację, mówiąc, że kiedy jest się zaangażowanym w silną relację w młodym wieku, czasem trudno się rozwijać. Niektóre osoby potrzebują trochę samotności, żeby poznać siebie, poczuć się dobrze ze sobą, a potem z kimś.
Z Evą Lebeuf, która wykreowała filmową Ewę, nie spotykam się celowo. Skoro ma być pięknym marzeniem, wolę, żeby nim została. Filmowa Ewa jest świadoma siebie, swojej kobiecości, uroku i wdzięku; jest bardzo inteligentna i emocjonalna, ale potrafi być też zadziorna, prowokacyjna i ostra. Lubi żonglować tymi cechami. Bawi się chłopakami, ale w niegroźny, osobliwie piękny sposób. Jest w tej zabawie bardzo subtelna. I, jak chłopcy, żyje na swój sposób i w swoim własnym świecie, który wymyka się prostym opisom.
- Ewa jest piękna, ma niespotykaną fantazję, przedziwną wrażliwość, ale i ogromną, hipnotyzującą siłę. Jej postać jest ucieleśnieniem przepięknej przygody. Jest jak długie, słoneczne lato, o którym zawsze się pamięta - mówi Krzysztof. Kiedy pytam, dlaczego takie lato nie może trwać, słyszę w odpowiedzi, że przez swoją intensywność i niepowtarzalność.
Intensywnych i niepowtarzalnych doznań dostarcza też w filmie miasto.
- Kocham Warszawę latem. Wszyscy z niej wyjeżdżają, a ja wcale nie chciałbym tego robić - mówi Marczak. Miasto jest w jego filmie osobnym bohaterem i można się w nim zakochać po uszy. - Lubię filmy, w których rzeczywistość nie jest scenografią, bo operator nie tyle kręci, co skanuje świat, w jakim poruszają się bohaterowie opowieści - podkreśla Michał Huszcza. Czuć, że tak właśnie pracowali z kamerą Michał Marczak i Maciej Twardowski, autorzy zdjęć do filmu.
Marczak opowiada, że bardzo lubi sam chodzić nocą po pustych ulicach - puste parki, Wisła, to wszystko jest wtedy tylko dla niego. We "Wszystkich nieprzespanych nocach" portretuje miasto, w którym jest pełno osobliwych zakątków i architektonicznych "frankensteinów". A odkryciom nie ma końca.
Niewinni czarodzieje
- Marczak potrafi uchwycić momenty, w których pozorna beztroska w życiu młodych warszawiaków zostaje przełamana przez intensywność pierwszych uczuciowych niespełnień i egzystencjalnych rozczarowań. Podczas seansu "Wszystkich nieprzespanych nocy" trudno oprzeć się wrażeniu, że jego bohaterowie to niewinni czarodzieje na koksie: choć bezpruderyjni i spragnieni mocnych wrażeń, okazują się równie zagubieni jak bohaterowie pamiętnego filmu Andrzeja Wajdy - napisał Piotr Czerkawski na łamach Filmweb.pl.
Film o spotkaniu dwojga ludzi, którzy wpadają na siebie przypadkowo i spędzają ze sobą noc, Wajda określił mianem jednego z najbardziej obojętnych politycznie filmów, jakie zrealizował. To jednak film pokoleniowy, za którym snuje się legenda o życiu w odradzającym się mieście.
- Dziś coraz częściej myślę o "Wszystkich nieprzespanych nocach" w kontekście politycznym, choć wcześniej rzadko przychodziło mi to do głowy - przyznaje Krzysztof. Twierdzi, że dwudziestolatkowie potrafią być dziś bardziej konserwatywni niż ich rodzice. Staje w opozycji wobec tej tendencji, skupiając się na własnym życiu i własnych wartościach. - Może film skłoni kogoś do tego, żeby się zastanowił, co to za życie i co to za wartości - jeżeli ten ktoś ma w ogóle w życiu przestrzeń na myślenie i analizowanie obcych sobie doświadczeń - mówi Krzysztof. Nie jest jednak pewny, czy tworzenie portretu pokolenia na podstawie filmowej historii to dobry pomysł.
- Byłbym ostrożny z budowaniem fundamentalnych pokoleniowych teorii. Wydaje mi się, że pokazaliśmy ledwie fragment owego pokolenia, w dodatku dosyć osobliwy. Na tyle krótko mieszkam w Warszawie, że pamiętam jak nieprawdziwe potrafią być próby uniwersalizowania obrazu życia innych z perspektywy życia tutaj - podkreśla Krzysztof. - Graliśmy w wysokich rejestrach, rozgrzani, rozedrgani. Robiliśmy rzeczy głupie, zawstydzające, nieszczególnie godne pochwały, choć czasem czarujące i piękne. Krzysiek jest w filmie delikatny, wrażliwy? Nie jest to ani prawda, ani nic ciekawego. Podoba mi się, że on bywa dwuznaczny moralnie, niejednoznacznie atrakcyjny; że posuwa się do rzeczy, które odbierają mu sympatię widza.
Michał też twierdzi, że włożył dużo wysiłku w stworzenie postaci gęstej, skomplikowanej. Ale czy niejednoznaczność staje w kontrze do wrażliwości postaci? Wręcz przeciwnie. Kiedy pytam o to Marczaka, mówi, że dwudziestolatkowie są dziś bardzo subtelni. I to ich wyróżnia. - W tej delikatności kryje się nowoczesność, o którą pytasz, i ich ogromna siła - mówi. - Wydaje mi się, że młodzi ludzie mają dziś bardzo dużo świadomości i wrażliwości na siebie i innych, dlatego pozwalają sobie na więcej gier, zabaw i eksperymentów.
Zastanawiam się jednak, jakie są minusy tak intensywnej młodości, czasu pełnego przygód i doznań. - Czasem łatwo się w takim życiu zatracić i bardzo trudno zdać sobie sprawę z tego, że ono już tak nie syci, że coraz mniej się dostaje i coraz więcej za nie płaci, a wtórność doświadczeń przeważa nad ich świeżością - mówi Krzysztof. Jak się przed tym obronić?
Marczak znalazł swój sposób na połączenie dorosłości i życia w wysokich rejestrach. Zaczął kręcić filmy. Jest pewien, że tacy ludzie jak bohaterowie "Wszystkich nieprzespanych nocy" też znajdą na siebie sposób. Zwraca też uwagę na to, że mówienie, iż młodym ludziom o nic dziś nie chodzi, jest zbyt prostym i krzywdzącym uogólnieniem - nie tylko dla nich, ale dla nas wszystkich.
- To pokolenie tworzy nową rzeczywistość - podkreśla Marczak. To świat, którego jeszcze nie było; rządzący się nowymi zasadami, które mogą stworzyć nowe możliwości i modele pracy. To świat, w którym kiedyś wszyscy będziemy żyć.
***
Film "Wszystkie nieprzespane noce" będzie miał polską premierę podczas Międzynarodowego Festiwalu Filmowego Nowe Horyzonty, który odbywa się we Wrocławiu między 21 a 31 lipca 2016 roku.
Anna Bielak. Konsultantka scenariuszowa, selekcjonerka Krakowskiego Festiwalu Filmowego i dziennikarka współpracująca m.in. z Dwutygodnikiem, "Dziennikiem Gazetą Prawną", "Urodą Życia" i "Weekendem.Gazeta.pl". Fanka mocnej kawy, dobrej literatury, długich podróży, niezależnego kina i rozmów z twórcami, których (jeszcze!) nikt nie zna.