
Islam nie jest religią pokoju - pisze Ayaan Hirsi Ali w swojej najnowszej książce "Heretyczka". Ale podkreśla, że wiara "nie czyni muzułmanów z natury agresywnymi". Że islam może przejść reformę. Zapewne znów jej słowa i ich ocena podzielą ludzi.
Jedni - jak kiedyś Ibrahim Hooper z Rady Stosunków Amerykańsko-Islamskich - nazwą ją wrogiem islamu. Inni, jak Patt Morrison w "Los Angeles Times, nazwą ją "bojowniczką o wolność, która ryzykuje życiem, by bronić kobiet przed radykalnym islamem". Będą tacy, którzy wypomną tej Holenderce somalijskiego pochodzenia z paszportem USA, że krytykuje islam, bo doświadczyła jego najbardziej konserwatywnej interpretacji. Ale padną również głosy, że właśnie dlatego Ayaan Hirsi Ali ma prawo walczyć z brutalnym zwyczajem obrzezania kobiet. A my oddamy jej głos. Publikujemy fragmenty jej książki.
***
Upieranie się przy przeświadczeniu, któremu hołdują nasi przywódcy, że brutalne czyny muzułmańskich ekstremistów można oddzielić od będących dla nich natchnieniem religijnych ideałów, jest po prostu głupie. Musimy uznać, że za tymi działaniami stoi ideologia polityczna zakorzeniona w samym islamie oraz w Koranie, jego świętej księdze, a także w hadisach, opowieściach o życiu i naukach proroka Mahometa. Ujmę to najprościej, jak potrafię: Islam nie jest religią pokoju. Za wyrażanie poglądu, iż korzenie muzułmańskiej brutalności nie wyrastają ze społecznego, ekonomicznego ani politycznego podłoża - a nawet nie tkwią w błędzie natury teologicznej - tylko sięgają aż do fundamentalnych dla tej religii tekstów, wielokrotnie stawiano mi zarzut bigoterii oraz "islamofobii". Uciszano mnie, unikano i próbowano zdyskredytować. Naznaczono mnie piętnem heretyczki; zrobili to nie tylko muzułmanie - dla nich i tak już byłam odszczepieńcem - ale również niektórzy zachodni liberałowie, których wielokulturową wrażliwość najwyraźniej uraziłam swoimi "niedelikatnymi" wypowiedziami.
Moja bezkompromisowość wywołała tak gwałtowną reakcję, tak żarliwe potępienie, że można by pomyśleć, iż to ja osobiście popełniłam brutalne akty przemocy, o których mowa. Wygląda bowiem na to, że dziś mówienie prawdy o islamie jest przestępstwem. I że współcześnie herezję nazywa się "mową nienawiści"; w tej atmosferze wszystkiemu, co muzułmanów uraża, przykleja się łatkę zrodzonego z "nienawiści". Tą książką zamierzam "urazić" wiele osób - nie tylko muzułmanów, ale także zachodnich apologetów islamu - i uprzykrzyć im życie. Nie zrobię tego za pomocą rysunków satyrycznych. Rzucę wyzwanie religijnej ortodoksji, zmierzę się z nią, uzbrojona w poglądy i argumenty, które - nie mam co do tego żadnych wątpliwości - zostaną potępione jako heretyckie. Postuluję bowiem ni mniej, ni więcej, tylko muzułmańską reformację. Uważam, że bez przebudowy fundamentów islamu nie uda się rozwiązać palącego, i już w coraz większym stopniu ogólnoświatowego, problemu przemocy politycznej w imię religii.
(...)
"
Prawa w odwrocie"
Dopóki istnieć będą muzułmanie uznający nauki Mahometa w Medynie za ważniejsze od lojalności wobec państw, w których mieszkają, będziemy mieć podstawy, by podejrzewać, że tolerowanie islamu zagraża bezpieczeństwu tych krajów. Zasadnicze pytanie, które zadaje sobie zachodnia cywilizacja, pozostaje niezmienione od czasów Locke'a i brzmi ono: czego nie możemy tolerować? Odpowiedzmy tak: na początek - ucisku połowy ludzkości. Dziś, ponad dwieście lat po śmierci Woltera i trzysta po śmierci Locke'a, prawa kobiet są w odwrocie w całym świecie muzułmańskim.
(...)
Szczególnie niepokojące jest to, że ustawodawstwo utrwala status kobiet jako obywateli drugiej kategorii. W Iraku proponuje się wprowadzić nowe prawo, zgodnie z którym wiek, w jakim dziewczynka mogłaby zostać zmuszona do małżeństwa, wynosiłby dziewięć lat; w myśl tych samych przepisów mąż mógłby nie udzielić żonie pozwolenia na opuszczenie domu. W Tunezji obawy kobiet wiążą się ze stopniowym wprowadzaniem szariatu. W Afganistanie i Pakistanie dziewczyna może zostać zastrzelona, jeśli popełni zbrodnię polegającą na chodzeniu do szkoły. Natomiast dziewczynkom w całej Afryce Północnej i nie tylko grozi obrzezanie, praktyka starsza niż islam, ale w obecnych czasach ograniczająca się niemal wyłącznie do społeczności muzułmańskich. UNICEF szacuje, że w krajach afrykańskich i arabskich - wiele z nich to państwa zamieszkane przez większość muzułmańską - dokonano obrzezania ponad stu dwudziestu pięciu milionów kobiet i dziewcząt. Powoli dociera do nas, że tę praktykę stosuje się powszechnie również w społecznościach imigranckich w Europie i Ameryce Północnej.
W świecie muzułmańskim ogranicza się wiele podstawowych praw, nie tylko kobiet. Niedopuszczalny jest na przykład homoseksualizm. Nie uznaje się innych wyznań. Przede wszystkim jednak nie toleruje się wolności wypowiedzi na temat islamu. Wolnomyśliciele wyrażający wątpliwości co do Koranu albo hadisów ryzykują życiem, o czym sama przekonałam się aż nazbyt dobrze. Islam miał swoją schizmę, ale nigdy nie miał reformacji. Produktem wczesnych sporów o islam było żarliwe sekciarstwo i często dochodziło do rozlewu krwi, ale głównym przedmiotem waśni były kwestie czysto techniczne. Kłócono się przede wszystkim o to, kto powinien zastąpić Proroka w roli przywódcy ummy: sunnici domagali się wybrania kalifa (dosłownie: zastępcy) podług jego zasług, zaś szyici obstawali przy imamie, który był krewnym Proroka. Kontrowersje mniejszej wagi dotyczyły na przykład tego, czy Allah mówił podczas dyktowania Koranu. Przedstawiciele mutazylizmu, jednej ze szkół myśli muzułmańskiej, uważali, że Allah nie ma ludzkiej krtani, toteż Koran nie jest odzwierciedleniem "mowy" Boga).
Koncepcja "odnowy" islamu w znacznym stopniu skoncentrowała się na rozstrzyganiu tego rodzaju wąskich zagadnień. Arabski idżtihad, najbliższy znaczeniowo słowu "reforma", dotyczy wysiłku ustalania woli Boga w nowych kwestiach, takich jak ta, czy muzułmanin powinien modlić się w samolocie (nowy wynalazek), a jeśli tak, to skąd ma mieć pewność, że zwraca się w stronę Mekki? Wyraźnie natomiast widać brak koncepcji poważnych, głębokich zmian, i to takich, które podawałyby w wątpliwość podstawowe założenia doktryny muzułmańskiej. Muzułmanie mają nawet odrębne, pejoratywne określenie na teologicznych wichrzycieli: to "ci, którzy pozwalają sobie na innowacje i oddają się namiętnościom" (po arabsku to ahl al-bida, wa-(a)l-ahwa).
"
Tolerowanie nietolerancji"
Większość Amerykanów, i tak naprawdę Europejczyków też, wolałaby nie dostrzegać zasadniczego konfliktu między islamem a swoim światopoglądem. Wynika to po części z tego, że ogólnie rzecz biorąc, Amerykanie i Europejczycy sądzą, iż "religia", nieważne jak definiowana, prowadzi do zmian na lepsze i że społeczeństwo tolerancyjne powinno akceptować każdy rodzaj wierzeń. Doskonale to rozumiem. Pod wieloma względami, mimo tak wysokich celów i ideałów, urzeczywistnienie religijnej i rasowej tolerancji sprawia Ameryce pewną trudność. Nie znaczy to jednak, że powinniśmy pozostawać ślepi na potencjalne konsekwencje pogodzenia się z poglądami otwarcie nieprzyjaznymi wobec zachodnich praw, tradycji i wartości. Nie mamy bowiem do czynienia ze zwyczajną religią, lecz z religią polityczną, której wiele fundamentalnych założeń jest nie do pogodzenia z naszym stylem życia. Powinniśmy przyjąć zdecydowane stanowisko: to nie my, mieszkańcy Zachodu, mamy dostosować się do muzułmańskiej wrażliwości; to muzułmanie muszą oswoić się z zachodnimi ideałami liberalnymi.
We wszystkich świętych księgach, zarówno w Biblii, jak i Koranie, znajdziemy fragmenty sankcjonujące nietolerancję i niesprawiedliwość. W przypadku chrześcijaństwa dokonywała się jednak zmiana. W jej trakcie osoby chcące utrzymać status quo wysuwały te same argumenty, które dziś podają współcześni muzułmanie: że nowe myślenie jest bluźnierstwem, że ich obraża. W efekcie chrześcijanie i żydzi przeszli ewolucję i stali się nowocześni właśnie poprzez proces powtarzającego się bluźnierstwa. Zawdzięczają to sztuce. Zawdzięczają to nauce. A także, owszem, prześmiewczej satyrze. Motorem muzułmańskiej reformacji nie będzie Al-Azhar (szkoła islamu w Egipcie), lecz prędzej nieustępliwa kampania bluźnierstw. Kiedy jakiś muzułmanin, widząc, że czytasz tę książkę, powie: "To mnie obraża. To rani moje uczucia", twoja odpowiedź powinna brzmieć następująco: "Co jest ważniejsze: twój święty tekst czy życie autorki tej książki? Twój święty tekst czy przepisy prawa? Ludzkie życie, wolność człowieka, jego godność - wszystko to liczy się bardziej niż jakiekolwiek święte teksty".
Chrześcijanie już przez to przeszli, i żydzi też. Teraz pora na muzułmanów. W tym sensie - w tym, że wierzę, gorąco wierzę w mogącą zmieniać świat siłę bluźnierstwa - je suis Charlie . Nie wystarczy jednak bluźnić. Trzeba jeszcze reformować.
Pięć poprawek do islamu
Żyjący w X i XI wieku muzułmański jurysta Al-Mawardi napisał w "Rozporządzeniach władzy": "Jeżeli zjawi się innowator albo ten, kto ma podejrzane poglądy, zejdzie na złą drogę, imam powinien wyłożyć mu i objaśnić właściwe poglądy oraz wyznaczyć stosowną karę, ażeby uchronić religię przed skazą, społeczność zaś przed pomyłką". Wiem, że każdy, kto oręduje za reformą islamu, dużo ryzykuje. Napiszę więc jasno i wyraźnie: nie opowiadam się za wojną - wręcz przeciwnie. Jednoznacznie nawołuję do pokojowej reformy, do kampanii kulturowej, której celem byłaby zmiana doktryny. Jak pisałam wcześniej, istnieje pięć podstawowych założeń islamu, będących nie do pogodzenia z nowoczesnością:
1. Status Koranu jako ostatniego i niezmiennego słowa Bożego, a także nieomylność Mahometa jako ostatniego boskiego wysłannika.
2. Większy nacisk na życie pozagrobowe niż na życie doczesne.
3. Szariat jako wszechstronny system prawny, obejmujący sferę zarówno duchową, jak i świecką.
4. Obowiązek każdego muzułmanina nakazywania tego, co dobre, i zakazywania tego, co złe.
5. Koncepcja dżihadu, czyli świętej wojny.
Moje "pięć tez" to po prostu postulat, aby powyższe założenia zmodyfikować tak, żeby bycie muzułmaninem współgrało z rzeczywistością XXI wieku. Muzułmańscy duchowni muszą uznać, że Koran nie jest ostateczną skarbnicą prawdy objawionej. To tylko książka. Muszą powiedzieć wyraźnie, że to, co robimy na tym świecie, jest ważniejsze niż wszystko, co może nas spotkać po śmierci. Muszą jasno określić, że szariat ma ograniczone zastosowanie i jest podrzędny w stosunku do praw obowiązujących w państwach narodowych, w których mieszkają muzułmanie. Muszą położyć kres praktyce nakazywania dobra i zakazywania zła, która prowadzi do konformizmu kosztem inwencji twórczej. Muszą też całkowicie wyrzec się koncepcji dżihadu jako dosłownego wezwania do broni i walki z niemuzułmanami oraz wszystkimi, których duchowni uznają za apostatów bądź heretyków. Taka reformacja przyniosłaby korzyści nie tylko kobietom, osobom homoseksualnym i mniejszościom religijnym. Uważam, że leży ona również w interesie samego islamu.
Nawet konstrukcję otaczaną największą czcią i troską trzeba od czasu do czasu odremontować po to, aby się nie zawaliła. W przypadku islamu zwykłe odmalowanie nie wchodzi już w grę, nieważne, ile jeszcze krwi przeleją fundamentaliści. W istocie im więcej jej przelewają, tym bardziej ryzykują, że cała struktura zawali im się na głowy. Jak długo będziemy musieli czekać, zanim reforma odmieni oblicze islamu, tak jak szesnastowieczna reformacja dokonała transformacji chrześcijaństwa? W ostatniej dekadzie w wyniku nasilającego się i przekraczającego granice państwowe konfliktu o podłożu religijnym życie straciło wiele tysięcy niewinnych ludzi. Dziesiątki milionów zwyczajnych mężczyzn, kobiet i ich dzieci wciąż tkwią w pułapce upadających państw, pogrążonych w marazmie gospodarek i represyjnych społeczeństw. Czy muzułmańska reformacja okaże się powszechna, czy też będzie miała ograniczony zasięg? (Protestancka reforma też przecież nie objęła całego chrześcijaństwa). Czy zanim da się odczuć zbawienne skutki reformacji, islam czekają wojny religijne w jego łonie (podobne do tych w Europie w XVII wieku)?
Odpowiedzi na te pytania zależą przede wszystkim od muzułmanów i wyborów, jakich ci dokonają, ale też do pewnego stopnia od decyzji Zachodu. Czy wesprzemy muzułmańską reformację? Czy też mimowolnie ją osłabimy? Wprowadzanie zmian nie będzie łatwe. Być może otuchy dodadzą nam słowa dwóch myślicieli: jeden to muzułmański heretyk, a drugi - mistrz europejskiego oświecenia. Syryjski poeta i filozof Abu al-Ala al-Ma'arri zmarł w 1057 roku. Za życia uznano go za heretyka, ponieważ odmawiał jedzenia mięsa. Na miano heretyka zasłużył również swoją poezją, między innymi "Listem przebaczenia", utworem, w którym odbywa wyimaginowaną podróż do nieba i do piekła. Na Zachodzie jest praktycznie nieznany, mimo iż uznaje się go za prekursora Dantego i jego Boskiej komedii. Przez lata w rodzinnym regionie Al-Ma'arriego, leżącym na południe od Aleppo, wzniesiono wiele pomników poety. W 2013 roku dżihadyści, przede wszystkim z Dżabhat an-Nusra, zaczęli atakować posągi Al-Ma'arriego i odcinać im głowy. Istnieje wiele wyjaśnień, dlaczego to robili, między innymi takie, że Al-Ma'arri jest w jakiś sposób spokrewniony z prezydentem Al-Asadem. Ale bardziej przekonujące wytłumaczenie brzmi następująco: Nic - nawet upływ tysiąca lat - nie jest w stanie zmazać winy heretyka. Piętno herezji jest wieczne.
Cóż tak heretyckiego napisał Al-Ma'arri? Oto kilka przykładów jego poezji: "Czy mam pójść naprzód spod tego nieba? Jak ucieknę? Dokąd umknę?"; "Niech Bóg przeklnie ludzi, którzy nazywają mnie niewiernym, gdy mówię im prawdę!"; "Podnoszę głos, ilekroć plotę po próżnicy. Ale prawdę - tę mówię głosem przyciszonym". Dla mnie to ogromnie wzruszające słowa i jestem przekonana, że dziś, prawie tysiąc lat po tym, jak zostały napisane, wreszcie nadeszła pora, by heretycy zaczęli bezkarnie mówić prawdę. A tym, którzy wciąż nie mają pewności, jak powinni reagować na słowa heretyków, dedykuję sentencję Woltera, najbardziej wolnego spośród wolnomyślicieli: "Nie zgadzam się z twoimi poglądami - napisał ponoć w liście do Claude'a Helvétiusa - ale aż do śmierci będę bronił twojego prawa do ich głoszenia".
Świt muzułmańskiej reformacji to doskonały moment, byśmy przypomnieli sobie, że prawo swobodnego i nieobciążonego strachem myślenia, mówienia i pisania to rzecz świętsza od dowolnej religii.
Książkę Ayaan Hirsi Ali "Heretyczka" możesz kupić na Publio.pl >>>>
Ayaan Hirsi Ali. Działaczka polityczna, pisarka, orędowniczka praw kobiet, walczy m.in. przeciw rytualnemu obrzezaniu. Pochodzi z Somalii. W 1992 r. uzyskała azyl polityczny w Holandii, a następnie uzyskała obywatelstwo tego kraju i została posłanką do parlamentu z listy konserwatywno-liberalnej partii VVD. Była muzułmanką, obecnie jest ateistką. Ostro krytykuje islam i apeluje o reformę tej religii. W 2005 trafiła na listę 100 najbardziej wpływowych ludzi na świecie tygodnika Time, otrzymała nagrodę wolności słowa holenderskiej gazety Jyllands-Posten. Była współpracowniczką American Enterprise Institute, w 2013 r. otrzymała obywatelstwo USA i zaczęła wykładać w Kennedy Government School na Harvardzie. Prywatnie żona brytyjskiego historyka Nialla Fergusona.