Biografie
Elizabeth Taylor w 1955 roku (fot. Domena publiczna)
Elizabeth Taylor w 1955 roku (fot. Domena publiczna)

Jedna scena z "Miejsca pod słońcem" wyróżniała się w pamięci Elizabeth Taylor jako wyjątkowo doniosła chwila w jej młodzieńczych latach. W scenie, o której mowa, Elizabeth i Montgomery Clift byli nad jeziorem Tahoe późną jesienią; zaczynał już padać śnieg. Ekipa filmowa uprzątnęła go z kawałka piaszczystej plaży i z wierzchołków drzew, które miały się pojawić w zbliżeniu, aby odtworzyć scenerię przyjemnego letniego dnia, kiedy to młodzi kochankowie rzekomo opalali się na brzegu, a potem poszli popływać.*

Elizabeth tak wspominała tę sytuację: „Tahoe to lodowato zimne jezioro, a tego dnia pogoda była straszna. Monty i ja staliśmy na drewnianej platformie pośrodku jeziora. George [Stevens] siedział w łódce w swoich wielkich butach, nausznikach i rękawiczkach i zmuszał nas, żebyśmy powtarzali tę scenę w nieskończoność. Miałam ochotę go zabić". 

Według Roberta La Guardii, autora biografii Montgomery’ego Clifta, Stevens okrutnie obchodził się z Taylor – ignorował jej prośby i skargi, kiedy raz po raz kazał Monty’emu wpychać ją do zimnej wody. 

W końcu interweniowała Sara Taylor. Powiedziała, że jej córka ma bóle menstruacyjne i nie może tego kontynuować. Stevens zareagował, wydając swój ostatni rozkaz tego dnia: „Śmieci do wody!". Montgomery Clift z przepraszającym spojrzeniem wrzucił ją do lodowatego jeziora. 

W wywiadzie dla magazynu „Look" George Stevens przedstawił zwięzły, ale celny obraz Elizabeth Taylor: „Była trzymana pod kloszem: przez matkę, przez wytwórnię, przez fakt, że była uwielbianym dzieckiem, które dostawało wszystko, czego zapragnęło, odkąd skończyło osiem lat. Większość ludzi nie zdaje sobie sprawy, że w Elizabeth od dawna tlił się buntowniczy duch". 

Ten „buntowniczy duch" ujawnił się po części w wyniku okrutnego traktowania, jakiego doświadczyła podczas pracy z George’em Stevensem. Był także efektem jej rosnącego poczucia bezradności wobec wszechwładnej i wszechobecnej matki. Dlatego niewiele osób zdziwiło się, kiedy w lutym 1950 roku, gdy kończyła liceum, aktorka ponownie się zaręczyła. 

Jej najnowszy narzeczony, Conrad Nicholson (Nicky) Hilton Jr., dziedzic olbrzymiej międzynarodowej sieci hoteli stworzonej przez jego ojca, po raz pierwszy ujrzał Elizabeth podczas przyjęcia zaręczynowego Jane Powell w klubie Mocambo. Następnego dnia wpadł do gabinetu ojca i oznajmił, że właśnie zobaczył najpiękniejszą dziewczynę na świecie i że koniecznie musi ją poznać. Nicky poprosił swojego przyjaciela Petera Lawforda, żeby ich sobie przedstawił, więc Lawford zorganizował kameralny lunch dla dwojga. Nicky najwyraźniej zrobił dobre wrażenie, bo Elizabeth wkrótce zaprosiła go do domu na kolację z jej rodzicami. Pomimo znacznego majątku i walorów estetycznych (ponad metr osiemdziesiąt wzrostu, szerokie ramiona, talia sportowca, brązowe włosy i oczy) dwudziestotrzyletni playboy borykał się z wieloma osobistymi problemami, które nie zawsze były od razu widoczne. Niestabilny i wybuchowy Nicky był uzależniony od heroiny oraz innych substancji, a także miał niekontrolowaną skłonność do alkoholu i hazardu. 

Elizabeth w wieku 15 lat z rodzicami (fot. Domena publiczna)

Curt Strand, były dyrektor Hilton Hotels International, tak skomentował ogólny brak ambicji Nicky’ego Hiltona: „Doprowadzał swojego ojca, Conrada Hiltona Sr., do szału tym, że nie wykazywał ani krztyny zainteresowania rodzinnym biznesem. Był najstarszym z trzech braci, ale to środkowy z nich, Barron Hilton, miał odziedziczyć firmę po ojcu. To, że Nick nie nadawał się do roli potencjalnego magnata hotelowego, wyszło na jaw dość wcześnie, kiedy ojciec zapisał go do hotelowej szkoły w Lozannie w Szwajcarii; po sześciu miesiącach został zawieszony i nigdy tam nie wrócił. 

Jego ojciec wydawał się bliżej związany z Nickym niż z pozostałymi dwoma synami, i to dlatego tak bardzo się rozczarował, widząc jego brak motywacji. Nicky nie tylko nie angażował się w kierowanie firmą, ale do tego regularnie przynosił rodzinie wstyd, wplątując się w różne skandale. Za każdym razem, gdy otwieraliśmy gazetę, drżeliśmy ze strachu, że dowiemy się o jakimś nowym wybryku Nicky’ego Hiltona". 

"Właściciel stu tysięcy łóżek", jak prasa określała Conrada Hiltona, miał oko do pięknych kobiet, podobnie jak jego syn Nicky. Przez pewien czas jego żoną była Zsa Zsa Gabor, romansował także z bywalczyniami salonów Kay Spreckels i Hope Hampton, z Gladys Zender (peruwiańską Miss Universe), aktorkami Jeanne Crain, Ann Miller i Denise Darcel oraz dziesiątkami innych celebrytek większego i mniejszego kalibru. 

Zsa Zsa Gabor z mieszanymi uczuciami wspominała swoje małżeństwo z Conradem Hiltonem, za którego wyszła w 1942 roku: "Potrafił być naprawdę czarujący, ale bywał także zdolny do wielkiego okrucieństwa. Udawał gorliwego katolika, jednak często okazywał się zadufany w sobie, natarczywy i miał zapędy dyktatorskie. Zawsze musiał postawić na swoim. 

Udało mu się zepsuć Nicky’ego, spełniając wszystkie jego zachcianki. Jeśli Nicky chciał samochód, ojciec mu go kupował. Jeśli prosił o samolot, dostawał go. Efekt wielkoduszności Conrada był taki, że Nicky popadł w kompleks niższości. Zrozumiał, że nigdy nie przebije osiągnięć swojego ojca i zawsze już pozostanie w jego cieniu. To zaś doprowadziło go do logicznego wniosku: po co ma się starać, skoro i tak nie jest w stanie wygrać? 

Nicky i ja byliśmy mniej więcej w tym samym wieku. Wiem, że mnie lubił – a nawet więcej, zadurzył się we mnie. Kiedyś pocałowałam przy nim jego ojca, a Nicky powiedział: »Co trzeba zrobić, żeby dostać takiego całusa od Zsa Zsy?«. Conrad uderzył go wierzchem dłoni w twarz, tak mocno, że aż odrzuciło go na drugą stronę pokoju. 

Później, kiedy nadal byłam żoną jego ojca, miałam z Nickym romans, który trwał przez cały rozwód i jeszcze dłużej, nawet po tym, jak wyszłam za aktora George’a Sandersa, a Nicky ożenił się z Elizabeth Taylor". 

Nicky Hilton (fot. Domena publiczna) , Elizabeth Taylor (fot. Domena publiczna)

Francesca Hilton, jedyne dziecko Zsa Zsy Gabor, dowiedziała się o romansie matki z Nickym. "Zawsze uwielbiałam Nicky’ego. Był jedynym ciepłym, serdecznym i rozrywkowym członkiem rodziny. Nicky i moja matka pociągali się wzajemne. Kiedy małżeństwo moich rodziców zaczęło się rozpadać, ona i Nicky rozpoczęli wieloletni związek oparty na miłości". 

Carole Doheny, wdowa po Larrym Dohenym i bliska przyjaciółka Nicky’ego Hiltona oraz była gwiazdka MGM występująca pod pseudonimem Carole Wells, pozostała w bardzo życzliwych stosunkach z Nickym. "Pamiętam przyjęcie w domu Deana Martina, jeszcze zanim Nicky wziął ślub z Elizabeth. Nie było jej tam, ale Nicky mnie złapał i zaczął o nią wypytywać. »Myślę, że ma przeraźliwie smutne oczy« – stwierdziłam. »Zupełnie nie wiadomo, co się kryje za tym nieszczęśliwym spojrzeniem«. 

Nicky umilkł na chwilę, a potem wybuchnął śmiechem. Powiedział, że największa wschodząca gwiazda na świecie nigdy nie wydała mu się niezadowolona z życia. Znałam Elizabeth dość dobrze, żeby w pełni rozumieć jej oburzenie na MGM. Wytwórnia fatalnie obchodziła się ze swoimi zakontraktowanymi aktorami, traktując nas bardziej jak niewolników niż jak zawodowców. Trzeba było robić wszystko, co kazali: fotografować się z włosami do góry, z rozpuszczonymi, w dwuczęściowym kostiumie kąpielowym, i tak dalej. Elizabeth powiedziała kiedyś, że nie może się nawet załatwić w spokoju, bo zawsze ktoś stoi nad nią w toalecie. Ale nie mogła zrezygnować z aktorstwa, bo to jedyne, co umiała, jedyne, do czego ją od zawsze trenowano. 

»Musiałam uciec – powiedziała mi – i miałam tylko dwie możliwości: iść na studia albo wyjść za mąż. Wybrałam to drugie. Miałam ledwie osiemnaście lat. Naprawdę myślałam, że małżeństwo będzie oznaczało życie w małym białym domku z drewnianym płotkiem i różami w ogrodzie«. 

Osobiście zawsze uważałam Nicky’ego Hiltona za idiosynkratyczną postać w stylu Kaina i Abla, łączącą w sobie zło i dobro. Razem z Elizabeth Taylor tworzyli bardzo niedobraną parę. On był rozpuszczony do granic, a ona roztaczała wokół siebie aurę rozpieszczonej primadonny. Jego drażniła jej sława, a ona zazdrościła mu majątku. Obcując z jego bogactwem, stała się tak nerwowa, że obgryzała paznokcie do krwi i musiała zacząć nosić tipsy". 

Na pytanie Louelli Parsons o jej związek z Nickym Hiltonem Elizabeth odpowiedziała: "Nic ze mnie nie zdejmie, dopóki nie założy mi obrączki". Natomiast matce Elizabeth wystarczyła jedna wizyta, jedno przejście przez ozdobną bramę i spacer długim podjazdem do Casa Encantada, czterdziestosiedmiopokojowej posiadłości Conrada Hiltona w Bel Air, aby uznać, ze jej córka podjęła mądrą decyzję, wybierając Nicky’ego Hiltona, nawet jeśli wydawał się on całkowicie zdominowany przez ojca. 

Elizabeth pozostawała bardziej nieufna. Podczas kolacji z Nickym w Chasen’s odkryła jego słabość do alkoholu i przemianę, jaka się w nim dokonywała podczas picia. Wychylając drinka za drinkiem, stopniowo przeistaczał się z nieśmiałego, wycofanego młodzieńca w człowieka zapalczywego i agresywnego. 

Swobodniej zachowywał się kilka tygodni później, kiedy Elizabeth przyszła sama na kolację do Casa Encantada. Najpierw przechadzali się we dwoje po terenach posiadłości, a potem dołączyli do Conrada Hiltona Sr. w głównej jadalni. Nienagannie ubrana służba podała posiłek na złotych talerzach. Nicky i jego ojciec siedzieli na przeciwnych końcach ośmiometrowego mahoniowego stołu, a Elizabeth pomiędzy nimi. Nikt nie odzywał się ani słowem. Co jakiś czas ciszę przerywały jedynie głośne beknięcia Conrada Sr. Elizabeth z niedowierzaniem patrzyła na swojego przyszłego teścia, podczas gdy Nicky spokojnie jadł dalej, jakby niczego nie słyszał. 

Kiedy posiłek niemal dobiegł końca, Conrad spojrzał na syna i powiedział: „Wiesz, czego ci trzeba, Nicky? Rodziny. Żony i dzieci. Barron już to wszystko ma. Tylko tak można odnieść sukces". 

Służba sprzątnęła ze stołu i przyniosła kieliszki porto. Conrad Sr podniósł się lekko z krzesła, wzniósł toast za Elizabeth, po czym puścił głośnego bąka, który odbił się dudniącym echem od posępnych ścian pokoju. Elizabeth przewróciła oczami. Nicky nonszalancko zapalił drogie kubańskie cygaro i nalał ojcu jeszcze jeden kieliszek porto. 

Nicky Hilton i Elizabeth Taylor zaręczyli się dwudziestego lutego 1950, w trakcie zdjęć do filmu "Ojciec panny młodej" w reżyserii Vincente Minnelliego. Joan Bennet, grająca w tej komedii udręczoną matkę Elizabeth, widziała się z nią rankiem po przyjęciu zaręczynowym; Elizabeth miała na sobie brylantowo-szmaragdowe kolczyki i duży kwadratowy pierścionek z brylantem, jedno i drugie zakupione u George’a Headleya, jubilera z Beverly Hills. „To moje zaręczynowe prezenty od Nicky’ego" – powiedziała Elizabeth, unosząc lśniący pierścionek pod światło. 

Elizabeth Taylor na planie 'Ojca panny młodej' (fot. Domena publiczna)

(…) 

Przygotowując „ślub nad ślubami", Elizabeth spędziła z matką trzy dni w domu towarowym Marshall Field’s w Chicago: kupowała srebrne sztućce firmy Wallace, bladoniebieską porcelanę Limoges, szwedzkie kryształy i obszyte koronką włoskie obrusy z monogramem. Za te i wiele innych artykułów obciążono rachunek Nicky’ego Hiltona. 

Następnie obie wybrały się do Nowego Jorku, gdzie zatrzymały się w Waldorf-Astoria, hotelu należącym do rodziny Hiltonów. Tamtejszy manager wręczył Elizabeth plik stu akcji firmy Hilton w ramach ślubnego prezentu od jej przyszłego teścia. Connie dorzucił także w pełni opłaconą trzymiesięczną podróż poślubną po Europie. 

Nowojorska projektantka mody Ceil Chapman, znajoma Sary Taylor, przygotowała dla Elizabeth wyprawę ślubną, w której skład wchodziły dziesiątki seksownych peniuarów i cała kolekcja dodatków. Edith Head, autorka kostiumów do "Miejsca pod słońcem", dołożyła szlafroki na wzór noszonych w filmie. Suknia ślubna, będąca dziełem Helen Rose, została zafundowana przez MGM. Piętnaście krawcowych pracowało nad nią przez dwa miesiące, tworząc bufiastą kreację z białej satyny wyszywaną beżowymi koralikami i perełkami. Całości dopełniały kremowy diadem z delikatnym dziewięciometrowym welonem i proste satynowe pantofelki. 

Tydzień przed ceremonią dom Taylorów zaczął się zapełniać prezentami, głównie od członków hollywoodzkiej socjety. Jednak ulubione podarunki Liz pochodziły od jej najbliższej rodziny: obraz Fransa Halsa i futro z norek od ojca, biała etola z norek od matki oraz wart sześćdziesiąt pięć tysięcy dolarów platynowy pierścionek z brylantem od Howarda Younga. 

Piątego maja Elizabeth i Nicky wraz z orszakiem druhen i drużbów odbyli próbę ślubu w kościele Dobrego Pasterza w Beverly Hills. Wytwórnia MGM Elizabeth zaczęła odczuwać objawy gorączki i bólu gardła. Lekarz zaaplikował jej zastrzyki z penicyliny i wysłał do domu, żeby wypoczęła. 

Następnego dnia wczesnym rankiem policja Los Angeles odgrodziła ulicę, na której mieszkała Elizabeth; przepuszczano jedynie wozy dostawcze dowożące ostatnie partie prezentów ślubnych. Przyszło tyle kryształów i srebrnej zastawy, że dałoby się wyposażyć cały hotel sieci Hilton. 

Zobacz wideo Wieczna młodość gwiazd Hollywood. Oni nie zmieniają się mimo upływu czasu [Popkultura]

Dokładnie naprzeciwko domu Taylorów, w domu rodziców Anne Westmore, zebrały się druhny, żeby przebrać się w swoje szafranowożółte sukienki. Na to wielkie wydarzenie przygotowywały się Jane Powell, Betty Sullivan Precht, Marjorie Dillon (ekranowa dublerka Elizabeth), Marilyn Hilton (żona Barrona Hiltona), Barbara Long Thompson (żona Marshalla Thompsona), Mara Regan (przyszła żona brata Elizabeth, Howarda) oraz sama Anne. 

W południe w domu Elizabeth zjawił się nieoczekiwany gość w osobie Billa Pawleya Jr. Przybył z ponurą miną, żeby ostrzec swoją dawną narzeczoną przed gwałtownymi wahaniami nastroju i nieprzewidywalnym zachowaniem Nicky’ego Hiltona. Odbył z Elizabeth poważną piętnastominutową rozmowę, po czym zniknął równie tajemniczo, jak się pojawił. 

Następny przyjechał Sydney Guilaroff, naczelny fryzjer MGM, a po nim główna krawcowa wytwórni, Susan Ryan, która przez kilka godzin pomagała Elizabeth wcisnąć się w ślubną suknię. W ostatniej chwili Liz i jej matka zdążyły się jeszcze posprzeczać, kiedy panna młoda odmówiła założenia pończoch. 

MGM wyreżyserowało ślub jak ze snu. O szesnastej czterdzieści pięć panna młoda wyłoniła się z domu i wsiadła do czekającej limuzyny. Jej ojciec usiadł obok i trzymał ją za rękę. Druhny ruszyły za nią drugą limuzyną, a ten niewielki konwój eskortowało pół tuzina policjantów na motocyklach z włączonymi syrenami. Pomimo wysiłków lokalnej policji i ochroniarzy MGM na ulicach zebrały się tłumy gapiów, mężczyzn, kobiet i dzieci, którzy wspinali się na drzewa i samochody oraz siedzieli na dachach aut stojących na trasie do kościoła. Kolejnych dziesięć tysięcy ludzi czekało przed kościołem Dobrego Pasterza. Kiedy przyjechała limuzyna Elizabeth – spóźniona o zaledwie pięć minut – rozległ się potężny aplauz. 

 *Fragmenty książki "Liz. Biografia intymna Elizabeth Taylor" Davida C. Heymana, tłumaczenie: Zofia Szachnowska-Olesiejuk, Adam Olesiejuk