
Z książki Magdy Dygat wynika, że Kalina Jędrusik była kobietą demonem, złą macochą z Kopciuszka. Że straszyła ją duchami, odebrała jej ojca i zniszczyła życie. Tak było?*
Kalina i Magda sporo do siebie pisały, rozmawiały przez telefon. Moim zdaniem nie da się tej znajomości nazwać koszmarem. Przynajmniej na podstawie dostępnej korespondencji.
Co pisały?
Magda komplementuje Kalinę. Że pięknie wyglądała w sobotę w telewizji. Zwierza się ze spraw osobistych, spoufala się. Pisze jak do przyjaciółki. Ten list Magda Dygat wysłała długo po tym, jak Kalina rzekomo ją straszyła i przezywała.
Poznała Pani Magdę Dygat?
Tak, ale widziałam ją zaledwie kilka razy. Może więcej, ale zapamiętałam tylko dwa takie zdarzenia. Raz wpadła jak burza do Stasia, do żoliborskiego domu przy Kochowskiego. Potem wyraźnie pamiętam ją z pogrzebu Kaliny. Stałyśmy obok siebie w kościele. Nawet wtedy wzięła mnie za rękę, ale poczułam jakiś okropny chłód i szybko się wyrwałam. Nie przyleciała na pogrzeb ojca, a pojawiła się na pogrzebie kobiety, która – jak przecież sama pisze – odebrała jej ojca?
Wspominała, że nie ma po ojcu żadnej pamiątki.
Kolejna nieprawda. Na jej polecenie miałam styczność z jej prawnikiem po śmierci Kaliny. W 2000 roku zjawiła się po majątek po ojcu. Faktycznie, w 1978 roku, kiedy umarł Staś, nic nie wzięła. Nie chciała. Osobiście, aktem notarialnym, przekazałam jej zabytkowe meble z pokoju ojca – biedermeiery, kanapy z salonu na dole, połowę tantiem po ojcu. Dostała to, mimo że po śmierci Stasia do spłaty jego długów się nie dołożyła. Spłaciłam je razem z Kaliną.
Sporo Pani wie o Magdzie Dygat, chociaż widziałyście się zaledwie kilka razy…
Mówię tyle, ile widziałam. Nic więcej. Czytałam jej książkę, w której wszyscy są źli, tylko ona jedna dobra i pokrzywdzona. To nie było tak. Słyszałam też coś na temat Magdy od jej matki.
Po kolei. Co Pani słyszała od Dziuni Nawrockiej?
Dziunia dzwoniła do Kaliny, pisała ze Stanów. Nawet po śmierci Stasia.
W 1988 roku wysłała Kalinie krótki list, który zaczyna tak: Zbliżają się święta. Będziemy myślami z Tobą w tą wigilijną noc.
Opisuje pogodę, przyrodę, a kończy w ten sposób: Kalinko, serdecznie Cię pozdrawiam ode mnie i moich panów. Dziunia.
To list napisany dwa lata przed śmiercią Kaliny, ale jest też inny. Z trzeciego lipca 1962 roku, w którym Dziunia pisze do "kochanej Kaliny": Bardzo Ci dziękuję za ładne spinki, a przede wszystkim za dowód pamięci. To bardzo ładnie z Twojej strony. Fotografie Twoje pierwszorzędne. Wyglądasz na nich wspaniale. Ciekawa jestem, jak Ci idzie ze Stasiem, czy coraz gorzej, czy coraz lepiej, czy nijako?
Obie żony Dygata utrzymywały bardzo dobrą relację.
A jak to wyglądało z Pani perspektywy? Kalina kazała, wprost lub nie, Dygatowi wybierać między żoną a córką? Z Pani perspektywy Kalina zabrała Magdzie ojca?
Nie. Jest wiele listów i kartek Magdy do Kaliny. Trudno na ich podstawie dojść do wniosku, że Magda ma do Kaliny jakieś pretensje czy żale. Wręcz przeciwnie. Zwraca się do Kaliny per "kochana", pozdrawia ją w imieniu swoim i męża, Andrzeja Dudzińskiego, piszą o osobistych sprawach. Listy powstały, gdy Magda miała ponad dwadzieścia lat. Była dorosłą kobietą.
Może z czasem uświadomiła sobie, że Kalina popsuła jej relację z ojcem? Jako młoda kobieta mogła tego nie zauważać. A Pani po prostu trzyma stronę Kaliny.
Nie trzymam strony Kaliny. Mówię, co słyszałam, co widziałam, jak czułam i jak czuję dziś.
Ponoć straszyła ją potworami i mówiła, że jest nienormalna, bo nie zna przekleństw. Cytuję Magdę Dygat.
Trudno mi powiedzieć, czy Kalina ją straszyła. Ale gdyby Kalina straszyła małą Magdę czy w jakiś sposób ją krzywdziła, to dlaczego jako młoda kobieta pisała do niej "kochana Kalinko"?
Coś mi tu nie gra. Nigdy nie widziałam ich razem w jednym pomieszczeniu. Te relacje musiały zepsuć się w międzyczasie.
Nie znam powodu. W latach sześćdziesiątych na pewno wymieniały serdeczne listy i kartki pocztowe. Te listy są. Pamiętam, że już później Kalina unikała Magdy. Może dlatego, że widziała, jak Magda działa na Stasia? Jest tylko jedno ich wspólne zdjęcie. Przedstawia Magdę, Andrzeja Dudzińskiego oraz siostrę Stasia – Danusię Lutosławską – i jej męża Witolda.
Zostawmy pasierbicę, skupmy się na mężu. Jak określiłaby Pani relację Stanisława Dygata i Kaliny Jędrusik? A właściwie Kaliny Jędrusik-Dygat. Bo przyjęła nazwisko męża.
Pierwsza część ich związku to czasy sprzed 1966 roku, kiedy jeszcze ich nie znałam. Część druga – kiedy byłam z nimi, a im więcej miałam lat, tym więcej rozumiałam.
Była tam miłość?
Kalina powiedziała mi, że kiedy pierwszy raz zobaczyła Dygata w Gdańsku, to naprawdę się zakochała. W latach pięćdziesiątych wybuchła wielka miłość. Spotykali się jeszcze w okresie, kiedy Staś był mężem Dziuni Nawrockiej. I wtedy przykrywką Kaliny był aktor Zygmunt Hobot. Że niby prowadza się z nim, a była z Dygatem. Ślub ze Stasiem wzięła w 1957 roku, z miłości.
Zachował się jej list do Stasia, nie wiem, z którego roku. Wygląda na stary. Później Kalinie trochę zmienił się charakter pisma. Pisze tak: Kochanie, błagam Cię, bądź grzeczny i rozsądny, wysypiaj się, nie pij nawet wina, no i pracuj, pracuj jak najwięcej, ażeby potemtego czasu, w którym jesteśmy razem, nie musiało się uznać za stracony. Wróciłam z teatru, jak pusto. Ten Twój wyjazd został postanowiony tak nagle, że właściwie nie miałam nawet czasu się zmartwić. Teraz dopiero mi smutno. Deszcz pada bez przerwy, chyba się położę. Nienawidzę tego domu bez Ciebie. Koteńku, kocham Cię nieprzytomnie, z każdym dniem coraz mocniej, jeśli dalej tak pójdzie, to boję się, że mi sił nie starczy na takie kochanie. Żyję teraz tylko tym, że się jutro zobaczymy.
Takie słowa nie wymagają komentarza. Kalina opowiadała mi kiedyś, że dekadę później, kiedy szukała u męża bliskości i chciała się przytulić, Staś powiedział: "Oj, Kalinko, Kalinko. Po dziesięciu latach to już kazirodztwo". Nigdy nie widziałam czułości między nimi. Nie dotykali się, nie całowali, nie trzymali za ręce.
Choć listy do siebie zaczynali czule. Często pisali "Koteńku".
To prawda, ale mniej więcej pod koniec lat pięćdziesiątych to małżeństwo się otworzyło. Zbiegło się to w czasie ze śmiercią ich córki. Coś wtedy w nich pękło. Wtedy Dygat dał jej wolną rękę, jeśli chodzi o seks i romanse. Bo sam ani seksu, ani związku romantycznego nie mógł, nie chciał, a może nie umiał jej dać. Był już wtedy po zawale i w związku z tym to jego życie intymne wyhamowało albo nawet się zatrzymało. Trzeba pamiętać, że między nimi było siedemnaście lat różnicy.
Czyli się kochali?
Wiem od Kaliny, że Staś był jej pierwszym mężczyzną. Z nim straciła dziewictwo. Deklaracji miłości jest sporo w ich listach. Piszą do siebie: "Koteńku", "kochany Koteńku", jest tam też dużo troski. Zwłaszcza o zdrowie. To ciekawe, bo nigdy nie słyszałam, żeby mówili do siebie tak, jak pisali. Nie wiem nawet, czy nie więcej było miłości ze strony Stasia, który nie tylko zapewniał, że kocha Kalinę, ale też próbował łagodzić konflikty, tonować jej nastroje. W liście z szesnastego czerwca 1957 roku pisze do Kaliny: Koteńku! Dlaczego znów jesteś obrażona i niemiła? Co takiego stało się od Lublina, gdzie było tak uroczo i skąd mam jedne z najmilszych wspomnień?
I dalej: Koteńku, nie miej do mnie ustawicznych żalów i pretensji, szczególnie tych z posmakiem tajemnicy. Powiedz sobie w końcu, że jestem, jaki jestem, że takim mnie trzeba przyjąć i być wyrozumiałym dla moich wad. Gdybym nie był taki, jaki jestem, i pozbawiony byłbym moich wad, to nie byłbym sobą, ale kimś innym.
Ten sam list kończy tak: Jedna, jedyna rzecz, która może mi teraz zakłócić spokój, to Twój gniew, żal i pretensja. Koteńku, błagam Cię, zawieś to przynajmniej na jakiś czas. Wiem, że ciężko pracujesz i że masz powody, by nie być zadowoloną z życia i ze mnie. Przetrzymajmy jakoś cierpienie, ten okres tak ważny dla nas obojga i zawrzyjmy pakt o nieagresji. Powinnaś mi wiele darować, bo chyba najważniejsze jest to, że Cię kocham. Całuję.
Czerwiec 1957 roku, cierpienie. Może być mowa o cierpieniu po śmierci dziecka?
Nie mogę potwierdzić ani zaprzeczyć. Nie wiem. Ale to możliwe. Kalina powtarzała, że jej córka byłaby w moim prawie wieku, czyli mogła się urodzić w 1957 roku. Nie wiem, w którym miesiącu. Może Kalina gniewała się o to, że nie chciał powiedzieć, gdzie pochował dziecko? Ale to tylko moje dywagacje.
W tych słowach rzeczywiście jest wyznanie miłości.
Ich miłość zmieniła się z czasem, miała różne etapy, dojrzewała. I nie mam wątpliwości, że była między nimi do końca. Ale podejrzewam, że seks szybko stamtąd wyparował.
Nie sypiali ze sobą?
Myślę, że nie. Na pewno nie spali ze sobą w jednym łóżku. W mieszkaniu przy ulicy Joliot-Curie mieli osobne sypialnie. Na Żoliborzu też. Jestem tego pewna.
Czyli czym później było ich małżeństwo? Układem towarzyskim? Układem biznesowym? Przyjaźnią? Jak nazwać tę relację?
Na pewno byli sobie bliscy, przyjaźnili się i szanowali. Byłam kiedyś z Kaliną na Powązkach, stałyśmy nad grobem Stasia, a obok przechodziły dwie kobiety. I jedna mówi do drugiej: „A tu leży Dygat, ten pisarz. No, ten, co był ożeniony z tą wariatką Jędrusik".
Kalina wtedy się odwróciła i powiedziała: "Ale z tą wariatką Jędrusik był szczęśliwy i przeżył dwadzieścia parę lat".
(…)
To wróćmy jeszcze do małżeństwa Dygatów. Mówi Pani, że się szanowali. A mimo to nie dochowali sobie wierności?
Taką mieli umowę. Nie nam to oceniać. Na pewno się nie oszukiwali. Nie udawali. Nie robili niczego za plecami. Byli najbardziej szczerą wobec siebie parą, jaką znałam. Ona była młoda i ładna, a Staś schorowany. Od marca 1963 roku, kiedy przeszedł zawał, seks go nie interesował, wyraził zgodę na to, by korzystała z życia. Wydaje mi się, że Dygata mogła podniecać myśl, że jego żona sypia z innymi.
Patrzył na to?
Nie sądzę, ale to mogło go ekscytować. Swojej pierwszej żonie też podsuwał mężczyzn. Dziuni wepchnął do łóżka boksera. Pisał o tym Sławomir Koper w książce "PRL. Słynne pary. Jędrusik i Dygat, Komedowie, Holoubkowie i inni" z Kaliną i Stasiem na okładce. Jeśli chodzi o ewentualne patrzenie, podglądanie przez dziurkę od klucza, to w mieszkaniu przy Joliot-Curie to było niemożliwe, bo przez dziurkę od klucza nie dało się zobaczyć łóżka Kaliny. Na Żoliborzu też nie.
Nie prościej byłoby się rozwieść, przyjaźnić się, ale życie budować z kimś innym?
Zapytałam o to Kalinę już po śmierci Stasia. Przypomniałam, że się przecież sprzeczali, że ciągle mu zwracała uwagę. Powiedziała, że nigdy w życiu. Że gdyby nie wiadomo jak zauroczył ją inny mężczyzna, nie wiadomo jaki seks z nim miała, to nigdy nie rozwiodłaby się ze Stasiem. Jej imponował jego intelekt i spokój. Czerpała z jego inteligencji.
Dlaczego nie dopuszczała myśli o rozwodzie?
Coś ich trzymało razem. I to bardzo mocno. Było silniejsze niż te wszystkie poboczne romanse, zauroczenia zarówno Kaliny, jak i Stasia. Dla Kaliny te romanse były przygodami. W niektóre wchodziła głębiej, ale to przy Stasiu czuła się bezpiecznie.
On przy niej także, bo utrzymywała ich dom. Przeczytałam gdzieś, że Kalina chciała zostawić Stasia dla tyczkarza Włodzimierza Sokołowskiego, z którym intensywnie romansowała. To nieprawda. O tym, że sprawy zaszły za daleko, że Kalina za bardzo się zaangażowała w romans z Sokołowskim, świadczy reakcja Stasia.
Trzeciego września 1962 roku w bardzo emocjonalnym liście straszył ją rozwodem: Jutro idę do adwokata i występuję o rozwód. Nie przychodzi mi to łatwo, ale już nie mogę inaczej. Lekceważyłaś wszystko, co Ci mówiłem, i lekceważyłaś mnie. Nie rozumiem, jak wytrzymywałaś tak długo, kłamiąc. Jest mi Ciebie żal, popełniasz przeraźliwe błędy i chyba wiesz o tym. Mimo wszystko, mimo że ostatecznie potraktowałaś mnie najgorzej, jak można, zrobiłbym wszystko, żeby Ci dopomóc. Ale widzę, że ja Ci już dopomóc nie jestem w stanie. Jak mogłaś dopuścić do tego, żeby tak się straszliwie zaplątać? Dlaczego dziś jeszcze zlekceważyłaś to, co Ci mówiłem? Dlaczego marnujesz sobie życie dla ułomka, który nie jest wart Twojego małego palca i z którym się nigdy nie zrozumiesz? Te pytania są banalne, nie ma na nie odpowiedzi. Nie wiem, jak szybko sąd załatwi naszą sprawę, ale proszę Cię, żebyś przyjęła to do wiadomości, że stosunki między nami są rozwiązane od tej chwili. Zostawiam Ci rzeczy, które uważam, że należą do Ciebie. Są w moim pokoju. Nie sądzę, abyśmy mieli ze sobą zrywać wszelkie stosunki i nie rozmawiać, ale w tej chwili lepiej będzie, jeżeli ograniczymy to możliwie do spraw koniecznych.
*Fragmenty książki "Kalina Jędrusik. Opowieść córki z wyboru"