Biografie
Sally Ride (fot. NASA)
Sally Ride (fot. NASA)

Oddajemy hołd innowatorce, która przesunęła granice nauki, na zawsze zmieniając to, jak postrzegamy świat i siebie nawzajem. Dorastając, Sally Ride czytała w gazetach o programie kosmicznym niemal każdego dnia i sądziła, że to najfajniejsza rzecz, jaką można się zająć. (…) Sally nie tylko stłukła stratosferyczny szklany sufit. Ona przez niego wystrzeliła.

Prezydent Barack Obama, Biały Dom, 2013 rok

18 czerwca 1983, przylądek Canaveral

Na stanowisku startowym kosmodromu NASA w Kennedy Space Center na Florydzie stoi przygotowana rakieta, do której umocowany jest prom kosmiczny Challenger. To zaledwie siódmy lot w rozpoczętym niedawno programie wahadłowców. Programie, który miał otworzyć Amerykanom możliwość szybkiego dostania się w przestrzeń kosmiczną i sprawnego, bezpiecznego powrotu na Ziemię. Z tym bezpieczeństwem nie będzie wcale tak dobrze, jak zapowiadano. Całkiem niedługo, bo za zaledwie trzy lata, Challenger wybuchnie kilka minut po starcie. W katastrofie zginie cała siedmioosobowa załoga.

W tej chwili jednak wahadłowce wydają się bezpieczne i stanowią dumę amerykańskiego programu kosmicznego. Na plażach otaczających Kennedy Space Center zebrało się ponad pół miliona ludzi. Każdy program telewizyjny i radiowy w Stanach Zjednoczonych transmituje start Challengera. Wszystko dlatego, że na pokładzie promu znajduje się dr Sally Ride, pierwsza Amerykanka, która poleci w kosmos.

Gdybym znała cenę, jaką przyjdzie mi za to zapłacić, być może nie spieszyłabym się tak bardzo w kosmos – powiedziała wiele lat później dziennikarce i przyjaciółce Lynn Sherr.

Pierwsza Amerykanka w kosmosie (fot. NASA)

Po prostu Sally

Miała być tenisistką. Przynajmniej wszystko na to wskazywało. Grała i wygrywała w turniejach tenisowych dla juniorów już w wieku 12 lat. Jej trenerka i mentorka Billy Jean King, zwyciężczyni 30 turniejów wielkoszlemowych, przekonywała Sally, by przeszła na zawodowstwo i właśnie z tenisem związała swoją przyszłość. Tym bardziej że była w grupie 20 najlepszych amerykańskich juniorów.

Urodziła się 26 maja 1951 roku w Los Angeles. Świat leczył rany po wielkiej wojnie. Niestety, częścią tego uzdrawiania było odebranie kobietom wolności i samostanowienia, jakie zyskały, gdy mężczyźni wyjechali na wojnę. Fabryki amunicji opustoszały, a największe ówczesne media przekonywały kobiety, że powinny porzucić swoje aspiracje i pozwolić mężczyznom rządzić. Powinny zrobić to choćby po to, by wyjść za mąż, bo przecież żaden mężczyzna nie weźmie sobie żony, która może świetnie poradzić sobie bez niego. Matka Sally była właśnie jedną z tych kobiet. Skupiała się na rodzinie i karierze męża.

Carol Joyce Ride pochodziła z rodziny emigrantów. Była w trzech czwartych Norweżką i w jednej czwartej Rosjanką. Rodzina ojca Sally zapuściła korzenie w amerykańskiej ziemi wraz z pierwszą falą emigracji, a Dale Burdell Ride szczycił się swoim angielskim pochodzeniem i prezbiteriańskim wychowaniem. Zawodowo zajmował się naukami politycznymi i był wykładowcą w Santa Monica College. Dwie córki – Sally i młodsza Bear – wychowały się w dostatku i swobodzie.

Dzięki Bogu nigdy nie wpadliśmy na pomysł, by mówić Sally, co ma robić – powiedziała w wywiadzie mama astronautki Carol Joyce.

 

Nie do końca wiadomo, jak to się stało, że Sally trafiła do mieszczącej się w Los Angeles szkoły dla dziewcząt Westlake. Ta założona na początku XX wieku instytucja miała przygotowywać wychowanków do podjęcia studiów uniwersyteckich. Jednak skupiała się na przedmiotach humanistycznych, muzyce i sztuce, które uznawano za bardziej przydatne dziewczętom. Zdaje się, że to właśnie dzięki Westlake Sally, której zainteresowania krążyły raczej wokół astrofizyki i sportu, pokochała literaturę. Kilka lat później uzyskała nawet licencjat z literatury angielskiej, który obroniła na Uniwersytecie Stanforda.

Na tej samej uczelni zrobiła też trzy inne rzeczy, które zaważyły na jej karierze, a także na losie innych kobiet i całego programu kosmicznego. Po pierwsze, obroniła licencjat i magisterkę z fizyki. Po drugie, zapisała się na studia doktoranckie, które ukończyła w 1978 roku. Po trzecie, któregoś dnia przy śniadaniu przeczytała w uniwersyteckiej gazecie, że NASA rozpoczęła rekrutację nowych astronautów i tym razem nie zamierza przyjąć w swoje szeregi wyłącznie białych mężczyzn z doświadczeniem pilotów testowych. Tym razem otwiera się na obie płcie i wszystkie nacje.

Wyrwałam artykuł z gazety i jeszcze tego samego dnia wysłałam swoje zgłoszenie – powiedziała później pierwsza Amerykanka w kosmosie.

Prom kosmiczny Challenger (fot. NASA)

Ze "Star Treka" prosto w kosmos

NASA nie miała dobrej prasy. Rozluźnienie społeczne i większy liberalizm, które były zasługą ruchów hipisowskich, sprawiły, że agencja kosmiczna, która posadziła na Księżycu 12 ludzi, była postrzegana jako skostniała i społecznie zacofana. To postrzeganie wcale tak daleko nie różniło się od prawdy. Oczywiście kobiety brały udział w szeroko zakrojonych pracach programów "Mercury", "Gemini" i przede wszystkim "Apollo", ale były spychane na drugi plan. Znakomita czarnoskóra matematyczka, której imię już w XXI wieku nadano jednemu z centrów obliczeniowych NASA, czyli Katherine Johnson, nie mogła podpisywać własnych wyliczeń i pojawiać się na zebraniach zespołu, bo jako kobiecie, w dodatku kolorowej kobiecie, w czasach segregacji nie wolno było pokusić się o takie zuchwalstwo.

Nieco lepiej miała Margaret Hamilton, również matematyczka i specjalistka od komputerów, która napisała program wspomagający nawigowanie lądownikiem misji księżycowych, ale było tak tylko dlatego, że w odróżnieniu od Katherine była biała. W okresie pierwszych trzech wielkich programów kosmicznych NASA kobiety stanowiły zaledwie pięć procent pracowników agencji.

Sami astronauci i ich przełożeni szyderczo odnosili się do udziału kobiet w załogowych misjach kosmicznych. Gordon Cooper, astronauta programów 'Mercury' i 'Gemini', zapytany na konferencji prasowej, czy kobiety powinny latać w kosmos, odpowiedział: 'Tak, możemy wysyłać je zamiast małp'.

Powiedział to w odniesieniu do walczących o równy dostęp do szkolenia astronautycznego pilotek, które prasa określiła mianem "Mercury 13". Był to prywatny, równoległy program testów astronautycznych, który miał sprawdzić, czy kobiety są równie wytrzymałe jak mężczyźni i poradzą sobie w trakcie lotu kosmicznego. Testy wypadały nadzwyczaj dobrze, a kobiety zyskiwały coraz większe wsparcie medialne. Jednak ówczesny prezydent Lyndon Johnson nie zamierzał pozwolić kobietom latać. Na podaniu o włączenie kobiet do programu załogowych lotów kosmicznych napisał odręcznie: "Skończcie ten nonsens".

Co ciekawe, teraz otwarcie mówi się o tym, że kobiety są lepiej przystosowane do misji kosmicznych niż mężczyźni. Począwszy od tego, że są mniejsze i zużywają mniej zapasów, poprzez umiejętność współpracy w dużych grupach i cenne cechy przywódcze. Pierwszą osobą, która postawi stopę na Księżycu w nowym programie "Artemis", będzie kobieta. Specjaliści przekonują, że to również kobieta stanie na czele pierwszej misji załogowej na Marsa. Ale zanim można było w ogóle o tym pomyśleć, trzeba było sięgnąć do popkultury i zatrudnić w NASA samą Uhurę, porucznik z serialowego statku Enterprise.

Nichelle Nichols, grająca czarnoskórą oficer w telewizyjnym hicie "Star Trek", który wedle pomysłu Gina Roddenberry’ego miał pokazywać, że kosmiczna przyszłość ludzkości będzie pozbawiona barier płci i narodowości, łamała stereotypy. Publiczność ją uwielbiała, a gdy tylko jej kwestie w serialu były obcinane, do stacji telewizyjnej napływały tysiące listów od wiernych fanów żądających, by ich ulubienica częściej pojawiała się na ekranie. Właśnie dlatego, gdy NASA musiała wdrożyć procedury równościowe, wybrała aktorkę na swoją ambasadorkę.

W filmie z 1977 roku, który miał zachęcić astronautów do udziału w misjach wahadłowców mówiła: – To będzie wymagało uczestnictwa ludzi o różnorodnych umiejętnościach i kwalifikacjach. (…) Naukowców i inżynierów, mężczyzn i kobiet wszystkich ras, zupełnie jak na filmowym statku kosmicznym Enterprise. Dlatego przemawiam teraz do całej ludzkości, do kobiet i mniejszości narodowych: jeśli masz odpowiednie kwalifikacje i chcesz zostać astronautą, właśnie nadszedł twój czas. To jest twoja NASA – przekonywała aktorka. [Nichelle Nichols – NASA Recruitment Film (1977) – YouTube]

Zrobiła to tak skutecznie, że do nowego programu załogowego zgłosiło się ponad osiem tysięcy uczestników. Spośród nich wybrano 35-osobową grupę, w której znajdowało się sześć kobiet. Jedną z nich była Sally Ride.

 

Jaki stanik będziesz nosiła w kosmosie?

Nie przeszkadza mi, gdy ludzie pytają, co będę robiła na orbicie, czy będę gotowała w trakcie lotu, chyba że pytanie takie zadaje ktoś przekonany, że jedynym powodem, dla którego mam lecieć w kosmos, jest to, że Crippen [Robert Crippen, dowódca lotu STS-7 – przyp. red.] potrzebuje kogoś, kto przyniesie mu kawę – powiedziała Sally w wywiadzie telewizyjnym.

Sally trafiła do programu kosmicznego w tym samym roku, w którym zrobiła doktorat z fizyki. Była podekscytowana. Zaledwie dziewięć lat wcześniej Neil Armstrong i Buzz Aldrin wylądowali na Księżycu, a pierwszy z nich powiedział słynne słowa o małym kroku dla człowieka, lecz wielkim skoku dla ludzkości. Był to największy triumf w rozwoju technologii chyba od wynalezienia koła. Ale program „Apollo" nie rozpalił w Sally chęci zostania astronautką. Był męskim wyścigiem i nic nie wskazywało na to, że kobiety będą mogły wziąć w nim udział. Rzecz jasna, Sowieci wysłali w kosmos Walentynę Tierieszkową, ale był to ruch propagandowy. Lot Tierieszkowej miał pokazać światu, że komunistyczna równość płci nie jest fasadowa i że Sowieci są skłonni zrobić to, czego obawiają się Amerykanie. Start odbył się 16 czerwca 1963 roku. Tierieszkowa spędziła na orbicie niemal trzy dni, 48 razy okrążyła Ziemię. Wówczas było to dłużej niż wszystkie amerykańskie loty załogowe razem wzięte.

Niewątpliwie było to zwycięstwo. Kłopot w tym, że Tierieszkowa była tylko marionetką. Jej zadanie sprowadzało się do znalezienia się w statku kosmicznym i utrzymywania kontaktu z Ziemią. Nie była ani pilotką, ani nie parała się nauką. Miała wypełnić polecenie władz bez względu na wszystko.

Lepiej to wyglądało w przypadku drugiej Rosjanki w kosmosie Swietłany Sawickiej. Ona przynajmniej była zawodową pilotką znakomicie przygotowaną do swojej roli.

Za to Sally tuż po trafieniu do programu rozpoczęła pracę z Canadarm – wielkim manipulatorem kosmicznym po raz pierwszy wykorzystanym na wahadłowcach. Służył do rozładowywania promu kosmicznego, a także łapania satelitów na orbicie. Sally wyspecjalizowała się w pracy z tym narzędziem, którego kolejne wersje są używane do dziś. Do tego przeszła twardy trening fizyczny: nurkowała, skakała ze spadochronem, trenowała w wirówce przeciążeniowej, nauczyła się pilotować myśliwce. Wreszcie po czterech latach przygotowań NASA oficjalnie ogłosiła, że to Sally Ride zostanie pierwszą kobietą, która poleci amerykańskim statkiem kosmicznym. Media oszalały. Młoda fizyczka stała się gwiazdą w ciągu jednej nocy, a każda konferencja prasowa załogi koncentrowała się na niej.

Pytania od dziennikarzy z dzisiejszego punktu widzenia wydawały się absurdalne. Próbowano się dowiedzieć, czy Sally w sytuacjach stresowych płacze i jakim szamponem będzie myła włosy przed lotem. Czy zabierze w kosmos kosmetyki do makijażu i jak będzie go wykonywała w stanie nieważkości. Padło nawet pytanie o to, jaki stanik założy na lot kosmiczny. Znosiła to wszystko z uśmiechem, tylko raz na jakiś czas wbijając szpilę pytającym.

Szkoda, że nasze społeczeństwo nie jest dalej w rozwoju i mój lot jest takim wielkim wydarzeniem. Ale jeśli amerykańskie społeczeństwo uważa, że jest to wielkie wydarzenie, to otrzymuje ono właściwą oprawę. Już czas, by ludzie zrozumieli, że kobiety w tym kraju mogą wykonywać każdy zawód, jaki tylko chcą – powiedziała w wywiadzie do filmu nagrywanego przed jej pierwszym lotem.

 

Sto tamponów na orbicie

Chociaż Sally trenowała tak samo jak jej koledzy astronauci, NASA nie do końca radziła sobie z pomysłem wysłania w kosmos kobiety. Tuż przed startem okazało się, że wśród zaakceptowanych ładunków znalazło się pudełko ze stu tamponami. Tyle według NASA mogła potrzebować kobieta w trakcie tygodniowego pobytu na orbicie.

Misja okazała się sukcesem. Podczas pobytu na orbicie załoga umieściła w przestrzeni kilka satelitów, a Sally pracowała z robotycznym ramieniem Canadarm. Po powrocie na Ziemię była prawdziwą gwiazdą. Udzielała setek wywiadów, w każdym z nich mówiąc tak niewiele, jak tylko się da.

Moja siostra była osobą ceniącą prywatność – napisała Bear Ride po śmierci Sally. – Ochrona prywatności stanowiło jedną z podstaw jej tożsamości, w końcu jesteśmy Norweżkami w całej okazałości.

W mediach pokazywała się z mężem Stevenem Hawleyem, również astronautą. Poznali się podczas szkolenia astronautycznego. Steven był fizykiem i przydzielono mu, podobnie jak Sally, funkcję specjalisty misji. Łącznie latał w kosmos pięć razy i spędził na orbicie ponad 32 dni. Para wydawała się idealnie dobrana. I tylko nieliczni wiedzieli, że serce Sally należy do koleżanki z kortu, biolożki Tam O’Shaughnessy.

Nikt nie może wiedzieć

Obie wychowałyśmy się w południowej Kalifornii i zetknęłyśmy się po raz pierwszy na korcie. Ja miałam 12 lat, Sally 13. Zaczęło się od przyjaźni, a nasze drogi schodziły się i rozchodziły – wspominała Tam w wywiadzie.

Sally po raz drugi poleciała na orbitę w szóstej misji Challengera, która wystartowała 5 października 1984 roku. Tym razem załoga składała się z siedmiu osób, lecz dowództwo ponownie objął Robert Crippen. Po powrocie na Ziemię przypisano ją do kolejnej misji, ale zanim mogła rozpocząć przygotowania, wysłano ją na wielomiesięczny objazd po szkołach. Ponownie zbliżyła się do Tam. Poleciała nawet do Atlanty na urodziny przyjaciółki. I wtedy, gdy radosna wracała do swoich obowiązków, wydarzyła się tragedia.

Prom kosmiczny Challenger z siedmioosobową załogą na pokładzie eksplodował zaledwie kilka minut po starcie. Ten sam Challenger, którym Sally dwukrotnie poleciała na orbitę i do którego miała niedługo ponownie wejść. O tym, że doszło do katastrofy, poinformował Sally pilot samolotu, którym wracała do domu. Była zdruzgotana.

Że winna była uszczelka, która straciła swoje właściwości przez zbyt niską temperaturę otoczenia, powie jej sam Richard Feynman – genialny fizyk, noblista, jeden z członków Projektu "Manhattan" i przede wszystkim osoba wybrana do grupy badającej przyczynę katastrofy. Obok Feynmana w zespole znaleźli się między innymi Neil Armstrong i Sally Ride. Wielomiesięczne obrady były wyczerpujące. Społeczeństwo żądało odpowiedzi, a wznowienie programu kosmicznego zależało w dużej mierze od tego, czy uda się ustalić i w przyszłości wyeliminować przyczynę katastrofy.

Wszystko się zmieniało. W tym życie Sally. Odeszła z programu kosmicznego, a jej małżeństwo chyliło się ku upadkowi. Z drugiej strony od 1985 roku była już w związku z Tam i chociaż najbliżsi wiedzieli, że Tam nie jest tylko bliską koleżanką, publiczne oświadczenie nie wchodziło w grę.
Chociaż Sally trenowała tak samo, jak jej koledzy astronauci, NASA nie do końca radziła sobie z pomysłem wysłania w kosmos kobiety (fot. NASA)

Były lata 80. Nawet jeśli świadomość społeczna o różnych orientacjach seksualnych rosła, to informacja o tym, że Sally Ride, pierwsza Amerykanka w kosmosie, jest lesbijką, mogła jednoznacznie zakończyć jej karierę. Dlatego Sally milczała. Milczała też Tam. Dla społeczeństwa były przyjaciółkami i biznesowymi partnerkami. Założyły fundację edukacyjną Sally Ride Science, pisały wspólnie książki popularnonaukowe dla dzieci i młodzieży, walczyły o nowy program nauczania przedmiotów ścisłych, a Sally wykorzystywała swoją sławę do wspierania dziewcząt wybierających nauki ścisłe.

I wszystko było dobrze, aż do przełomu 2010 i 2011 roku. Sally poczuła się źle w trakcie oficjalnej kolacji. Jej stan się pogarszał. Działo się to tak gwałtownie, że do lekarza trafiła prosto z lotniska. Wzięły z Tam oddzielne taksówki. Sally pojechała do lekarki, Tam do domu po samochód. Gdy godzinę później odbierała ją z przychodni, Sally już znała diagnozę: rak trzustki.

Zmarła 17 miesięcy później, 23 lipca 2012. W ostatnich dniach życia wraz z Tam przygotowywały wspólne oświadczenie o swoim związku.

Większość ludzi nie wiedziała, że Sally była w trwającym 27 lat, pełnym miłości związku z Tam O’Shaughnessy. (…) Były partnerkami życiowymi i biznesowymi, pisały razem książki, a poza niewątpliwą miłością darzyły się też przyjaźnią. Uznajemy Tam za członka naszej rodzinynapisała po śmierci siostry Bear Ride.

Gdy w 2013 roku prezydent Barack Obama postanowił uhonorować Sally Medalem Wolności, to właśnie Tam została zaproszona na uroczystość. Nie rozważano już, czy pierwsza Amerykanka w kosmosie może, czy nie może być lesbijką. 30 lat, jakie upłynęły od startu STS-7 na orbitę, zmieniły wszystko. Łącznie z tym, że kiedy marynarka wojenna postanowiła nadać nowemu statkowi badawczemu imię Sally, admirał poprosił Tam o zostanie matką chrzestną jednostki.

Sally kochała naukę, uwielbiała prowadzić badania. A ten statek właśnie temu służy – przesuwaniu granic poznania. Ale nauka to nie wszystko. Ważne jest też bycie wzorem i tworzenie nowych możliwości rozwoju dla dziewcząt i osób wykluczonych. Właśnie temu poświęciła swoje życiemówiła Tam podczas uroczystości.

Sally Ride była trzecią kobietą w kosmosie, ale pierwszą, która nie była tylko figurantką. To dzięki niej kobiety zrozumiały, że płeć ma znaczenie drugorzędne wobec umiejętności i determinacji. Do tej pory w kosmos poleciały 73 kobiety, wśród nich znalazła się nawet pierwsza astronautka z Arabii Saudyjskiej.

*Artykuł dedykuję dr Annie Chrobry, fizyczce, wikipedystce, specjalistce przemysłu kosmicznego i nieugiętej propagatorce idei równości wobec nauki i wzmacniania roli kobiet w przemyśle kosmicznym.

Przygotowując artykuł, korzystałam m.in. z:

Sue Macy, "Sally Ride: Life on a Mission", 2014

Lynn Sherr, "Sally Ride: America’s First Woman in Space", 2014

Barbara Kramer, "Sally Ride. A Space Biography", 1998

Ewelina Zambrzycka-Kościelnicka. Dziennikarka i redaktorka zajmująca się tematyką popularnonaukową. Pisząca dla Weekend.Gazeta.pl od powstania magazynu, związana ponadto m.in. z "National Geographic" i z Centrum Badań Kosmicznych Polskiej Akademii Nauk. Współautorka książek "Człowiek istota kosmiczna", "Kosmiczne wyzwania" i "Odważ się robić wielkie rzeczy".