
"'Loteria' mnie wypatroszyła" ( 1 ). "Po 60 latach ta historia wydaje mi się tak samo trudna jak w dniu, gdy przeczytałam ją po raz pierwszy" ( 2 ). "Gdy w salonie wypowiesz nazwisko "Shirley Jackson", słuchacze najpewniej stwierdzą, że nigdy o niej nie słyszeli. Nieprawda, każdy ją czytał i nikt nigdy tego nie zapomniał" ( 3 ).
Shirley Jackson jednym krótkim opowiadaniem zszokowała Amerykę - zawodowych pisarzy, krytyków literackich, zwykłych ludzi. "Loterię", opowiadanie zaliczane dziś do kanonu literatury i omawiane w amerykańskich szkołach średnich, 32-letnia Jackson napisała ponoć w jeden słoneczny poranek.
Powieściami, które powstały po "Loterii" - "Nawiedzony dom na wzgórzu" ("The Haunting of Hill House") i "Zawsze mieszkałyśmy w zamku" ("We Have Always Lived in the Castle") - pisarka ostatecznie wystraszyła Amerykanów. I straszy do dziś. "Ze wszystkich książek, które kiedykolwiek przeczytałem w życiu, "Nawiedzony dom na wzgórzu" przeraził mnie najbardziej. Chciałem spać przy zapalonym świetle. Do dziś się boję", wyznał w 2018 roku na łamach "The New Yorkera" legendarny brytyjski pisarz i rysownik Neil Gaiman. W tym samym roku Netflix na podstawie "Nawiedzonego domu na wzgórzu" nakręcił 10-odcinkowy serial.
Mówi się, że Jackson była Stephenem Kingiem przed Stephenem Kingiem. Sam King w swojej historii gatunku "Dance Macabre" (1981) nazwał "Nawiedzony dom na wzgórzu" "dziełem geniuszu" i "jedną z dwóch jedynych wielkich powieści o zjawiskach nadprzyrodzonych stworzonych w XX wieku, obok 'The Turn of the Screw' Henry'ego Jamesa". Nawiązywał też do twórczości Jackson wielokrotnie, choćby w "Lśnieniu" i "Miasteczku Salem", a w opowiadaniu "Pora deszczowa" praktycznie przepisał "Loterię" na nowo.
Inni również czerpali z jej dzieł garściami - od wspomnianego Neila Gaimana po sensację ostatnich lat, Carmen Marię Machado. Ale Shirley operowała perfekcyjnie nie tylko grozą. Dziś uważa się, że pisząc swoje błyskotliwe, kipiące humorem refleksje na temat wychowania czwórki dzieci, wynalazła formę dla współczesnych blogów mamusiek.
A jednocześnie Shirley Jackson przez całe dekady była lekceważona: jako gospodyni domowa, która ośmieliła się pisać, twórczyni horroru, czyli pośledniego gatunku literatury, wreszcie lokalna wariatka, nieatrakcyjna czarownica z amerykańskich przedmieść. Kim była i co w niej tak przerażało ludzi?
Zwykła wiedźma z San Francisco
Urodziła się 14 grudnia 1916 roku w San Francisco jako Shirley Hardie Jackson. Pochodziła z rodziny zamożnych architektów, którzy wzbogacili się, stawiając milionerom domy na piaskach Kalifornii.
Shirley dorastała na bogatych przedmieściach San Francisco z rodzicami, bratem Barrym i babką Mimi, chrześcijańską dewotką, która wierzyła, że może uleczyć złamaną nogę modlitwą. Jej matka, Geraldine, nie ukrywała, że nienawidzi córki. Już małej Shirley kładła do głowy, że urodziła się tylko dlatego, że aborcja się nie udała. Faworyzowała za to brata Shirley, Barry'ego, który po latach usprawiedliwiał matkę słowami: "była na wskroś tradycyjną kobietą".
Normą początków XX wieku w Ameryce było wtłaczanie córek w sztywne ramy. A Shirley denerwowała rodzicielkę wszystkim: miała rzekomo okropne włosy, a jako nastolatka zaczęła tyć, co było jej wciąż bezlitośnie wytykane. Nawet gdy ponad 40-letnia już Shirley pochwaliła się matce, że dostała wspaniałe recenzje swojej powieści "Zawsze mieszkałyśmy w zamku", usłyszała tylko, że dziennikarz wybrał wyjątkowo niekorzystne jej zdjęcia. Mimo to Shirley nigdy nie odcięła się od matki. Tylko raz napisała do niej list, w którym wprost wyraziła, że ma dość krytyki, ale nie odważyła się go wysłać.
Mar 20, 2020 o 12:00 PDT
Pisała od dziecka. Uciekała w to zajęcie, ponieważ nie mogła dopasować się do rówieśników. Było to oczywiście największe - po fatalnym wyglądzie Shirley - utrapienie Geraldine. Matkę ponoć przerażała myśl, że Shirley nie zdoła się wpisać w amerykański schemat idealnej pani domu. Jak się później okazało, w dużym stopniu się pomyliła - jak na swoje literackie ambicje i możliwości Shirley przez całe życie była prawie idealną kurą domową. I całkiem to lubiła.
Relacja z matką ukształtowała psychikę Shirley i w pewnym sensie doprowadziła do jej przedwczesnej śmierci. Shirley objadała się masłem i całe życie miała sporą nadwagę. Desperacko próbowała schudnąć, więc lekarz zapisał jej amfetaminę, co wtedy nikogo nie dziwiło. Do tego brała silnie uzależniające barbiturany na nasilające się z wiekiem agorafobię i stany lękowe, piła i paliła jak smok. Zanim pogrążyła się w lękach i nałogach, szukała wybawienia. Miały nim być studia i miłość.
Dość nawiedzone życie
Studiowała angielski i dziennikarstwo na Uniwersytecie w Syracuse. W wolnym czasie zgłębiała okultyzm i czary, ale w duchy nie wierzyła. Pisała, że nie miała żadnych doświadczeń paranormalnych. Za to gdy już jako pani domu stawiała przyjaciołom tarota, ponoć wszystko się sprawdzało. Fascynowała się czarownicami. Według Ruth Franklin, autorki biografii pisarki "Shirley Jackson. Rather Haunted Life", w wiedźmach widziała kobiety, które przejmowały kontrolę nad własnym życiem i miały moc przerażającą mężczyzn.
Była obiecującą studentką. Pisała do wydawanej na kampusie literackiej gazetki. Dlatego zainteresował się nią Stanley Edgar Hyman, który został później wykładowcą i znanym krytykiem literackim, do końca życia piszącym dla "The New Yorkera".
Małżeństwo z Hymanem wydawało się Shirley perfekcyjną ucieczką z rodzinnego schematu - jej rodzina nie pochwalała związku choćby dlatego, że Hyman był Żydem. Ale Shirley-żona wpadła z deszczu pod rynnę. W biografii Jackson i licznych artykułach jej poświęconych Stanley Hyman jest przedstawiany jako notoryczny cudzołożnik, który zdradzał ją ze studentkami, a w końcu namówił na otwarty związek, choć wcale tego nie chciała.
Traktował ją jak służącą i jeszcze wytykał bałagan. Krytykował nawet to, że w swoim gabinecie nie ułożyła alfabetycznie książek, których - według różnych źródeł - w ich domu było 100 tysięcy. Nigdy nie zmienił nastawienia do żony, choć ta spała po cztery godziny dziennie, by wyrobić się z prowadzeniem domu, a także pracą krytyczki literackiej oraz autorki opowiadań i humorystycznych esejów na temat rodziny, publikowanych w kobiecych magazynach. Nie pomogło nawet to, że po sukcesie "Loterii" Shirley zarabiała na pisaniu znacznie więcej od męża. W 1959 roku "Saturday Sunday Post" zapłacił jej za jedno opowiadanie tyle, że wystarczyłoby z górką na szalenie wtedy popularny samochód - morrisa minor.
A jednocześnie Hyman, który zawsze był pierwszym czytelnikiem i recenzentem żony, uważał ją za geniusza. Sam zarabiał średnio, więc ganił Shirley, że nie pisała jeszcze więcej.
Jackson i Hyman mieszkali tam, gdzie Stanley dostał dobrą pracę - najpierw w Nowym Jorku i Westport w stanie Connecticut, a ostatecznie w miasteczku North Bennington w stanie Vermont. W Bennington College Hyman wykładał uwielbiany przez studentki kurs "Mit, rytuał i literatura". Shirley zaś właśnie wtedy napisała "Loterię".
Większość dni mijała jej na samodzielnym prowadzeniu 18-pokojowego domu, oporządzaniu wiarołomnego męża, czwórki dzieci, czterech kotów, dwóch psów i chomika. "Jeśli chomik przetrwał tak długo, gdzieś tu jeszcze powinna być złota rybka", pisała w eseju "Pamięć i złudzenie" . Miała świadomość, że wylądowała w takiej sytuacji w wyniku "szeregu niewinnych i nieświadomych błędów w osądzie sytuacji" i "dziś może co najwyżej krzyknąć przez drzwi do syna sklepikarza, żeby przygotował jej czternaście kotletów jagnięcych, które odbierze później". Oto cała jej władza.
Zielona miska
Kiedy zatem zdołała napisać ponad 200 opowiadań, sześć powieści, dwa tomy rodzinnych wspomnień i niezliczone eseje? Wyszarpywała życiu każdą sekundę. Żartowała, że w nastoletnich dzieciach najwspanialsze jest to, że tak łatwo się obrażają i ma się wtedy kilka wolnych godzin. A gdy zasiadała do maszyny, powieść lub opowiadanie były już prawie gotowe. Wystarczyło je spisać.
"Przez cały czas, gdy ścielę łóżka, zmywam naczynia i jeżdżę do miasta, by kupić dzieciom buty do tańca, opowiadam sobie historie. Różne, o czymkolwiek. (...) Mam wielką opowieść o koszu na pranie (...), opowieści o zaginionych skarpetach, a także o sprzęcie kuchennym, koszach na śmieci, krzakach w drodze do szkoły itd. Sprawiają, że pracuję. Mogę nigdy nie spisać historii o koszu na pranie (...), ale dopóki wiem, że w koszu jest historia, mogę dalej sortować pranie" ( 4 ).
Dosłownie każde doświadczenie z życia uruchamiało w niej ciąg skojarzeń i stawało się literaturą. Nawet numer karabinu przyjaciela domu: 804041 ("Nie mogłam go zapomnieć i to mi uświadomiło, jakiej cechy brakuje mojej postaci") i widok rozbitej zielonej miski. "Pewnego dnia, gdy będę chciała mieć obraz całkowitego zniszczenia, miska wróci do mnie na jeden z kilkunastu sposobów", pisała w tym samym eseju. I dodawała: "Pisarz (...) nigdy nie powinien pozwolić, by chwila minęła w sposób nieopisany (...). Nic nigdy nie jest bezużyteczne, a na pewno nigdy nie jest stracone". Przedmioty w jej literackich fantazjach żyły własnym życiem - niepilnowana gofrownica mogła w każdej chwili udusić toster, a elektryczność wylewała się z gniazdka na głowy mieszkańców domu.
Z opisu domowego kieratu Shirley może się wyłaniać obraz udręczonej kobiety, ale Shirley twierdziła, że szczerze lubi prowadzić dom. Uwielbiała eksperymenty w kuchni. Bałaganem nie przejmowała się prawie wcale. W domu nieustannie kwitło życie towarzyskie. Razem ze Stanleyem uchodzili za wspaniałych, barwnych gospodarzy. Przez ich salon przetaczała się literacka śmietanka okolicy, namiętne dyskusje trwały godzinami, grano w pokera, a zielona miska stopniowo pękała pod naporem rozżarzonych petów.
Za to w miasteczku za Shirley nie przepadano. Odstawała wyglądem od zawsze perfekcyjnych sąsiadek i krytykowała miejscową szkołę, do której uczęszczały jej dzieci. Jej syn, Laurence Jackson Hyman, w jednym z wywiadów stwierdził, że choć nigdy nie chciałaby, by nazywać ją feministką, miała na wskroś feministyczne poglądy. North Bennington w stanie Vermont doskonale więc wyczuło, że wielki dom i jagnięce kotlety to tylko fasada. Piwnica i strych pani Jackson musiały kryć dziwne rzeczy. Zwłaszcza że Shirley coraz częściej odwiedzała psychiatrę, a potem przestała wychodzić z domu. I stała się dla mieszkańców miasteczka lokalną wariatką.
Ale Shirley nikt nie musiał mówić, że jest dziwna, wiedziała o tym doskonale. Uważała, że dopóki pisze, ma do tego prawo.
W niewiarygodnie złym guście
"Loteria" ukazała się w "The New Yorker" 26 czerwca 1948 roku. Po dziś dzień ma opinię jednego z najlepszych opowiadań w dziejach literatury. Jego akcja dzieje się w bukolicznej amerykańskiej wsi, gdzie od nie wiadomo jak dawna cała społeczność uczestniczy w przerażającej loterii. Opowiadanie wstrząsnęło czytelnikami. Przysłali do redakcji ponad 300 listów.
Niektórzy zagrozili wycofaniem subskrypcji, mówiąc, że tekst jest "makabryczny", "oburzający", "zupełnie niepotrzebny" lub "w niewiarygodnie złym guście". Inni wyznawali, że po lekturze nie mogą dojść do siebie. "Czytałam to, zanurzając się w wannie. i miałam ochotę schować głowę pod wodę i zakończyć to wszystko" - napisała czytelniczka Camilla Ballou z St. Paul. Rówieśniczka Jackson, Miriam Friend, w liście do "The New Yorkera" prosiła: "Czy możecie przysłać krótkie wyjaśnienie, nim ja i mąż zedrzemy sobie całkiem skórę z głowy, próbując to pojąć?". Zdezorientowany intencjami Jackson był chociażby Alfred L. Kroeber, antropolog z Uniwersytetu Kalifornijskiego, ojciec pisarki Ursuli K. Le Guin. Ale wielu czytelników odebrało opowiadanie Jackson jako merytoryczny raport. Chcieli wiedzieć, gdzie w Ameryce odbywają się takie loterie. Te listy przeraziły Shirley najbardziej.
Jak pisała w "The New Yorkerze" Ruth Franklin: "Jackson dostawała listy z prośbą o wyjaśnienie 'Loterii' do końca życia. Podobno powiedziała jednemu przyjacielowi, że to historia o antysemityzmie, a innym, że wszystkie postacie wzorowane są na prawdziwych ludziach z North Bennington. (...) Nowojorczyk Kip Orr, któremu powierzono odpowiedź na wszystkie listy w imieniu Jackson, (...) przedstawił inne, chyba najbliższe prawdy, stanowisko: 'Historię pani Jackson można interpretować na kilka różnych sposobów. To tylko bajka... Wybrała bezimienną małą wioskę, aby pokazać w mikroskali, jak silnie osadzone są w ludziach przemoc, mściwość i pragnienie prześladowania innych oraz że ich cele są wybierane bez powodu'".
W USA "Loteria" doczekała się dwukrotnej adaptacji filmowej, a także operowej i baletowej, pojawiła się nawet w jednym odcinku "The Simpsons". W Polsce nie jest aż tak znana, ale właśnie ukazała się graficzna jej wersja - komiks "Loteria" autorstwa wnuka Shirley Jackson, rysownika Milesa Hymana. "Babcia umarła, gdy miałem trzy lata, więc prawie jej nie znałem. Ale to jej widok, siedzącej na taborecie w kuchni po całym dniu, jest jednym z najwcześniejszych i najwyraźniejszych wspomnień związanych z kimkolwiek z naszej rodziny. Do narysowania 'Loterii', arcydzieła, zabierałem się przez 30 lat", pisze Miles Hyman w przedmowie.
"Rozkoszuję się tym, czego się boję"
Shirley Jackson bezdyskusyjnie uchodzi za twórczynię horrorów. Ale sugestia zjawisk paranormalnych pojawia się w jej twórczości tylko raz, w "Nawiedzonym domu na wzgórzu", piątej powieści pisarki. Najlepiej podsumował to syn Stephena Kinga, Joe Hill: "Jackson była pierwszym autorem, który zrozumiał, że domy nie są nawiedzone, ludzie są".
Dziennikarka Laura Miller w tekście "Upiorny i wesoły" ("Eerie and Cheery"), opublikowanym w magazynie "Slate", napisała, że jej wielkim tematem był dom, zarazem terroryzujący i urzekający.
Z kolei Joanne Harris, brytyjska pisarka, autorka kilku bestsellerów, powiedziała na łamach "The Guardian" : "Kobiety Jackson mogą być ofiarami, ale walczą na swój sposób. Walka jest często prowadzona pod 'społecznym parapetem' - gospodyni marzy o zabiciu męża; nastolatka zatruwa swoich rodziców; kobieta kradnie rodzinny samochód i wyrusza w poszukiwaniu przygody".
Shirley zmarła we śnie na zawał serca w 1965 roku, gdy miała zaledwie 49 lat i była u szczytu literackich możliwości. Pisała powieść "Come Along with Me". Jej biografka Ruth Franklin zasugerowała, że ta historia, w której mąż kobiety w średnim wieku ginie w niejasnych okolicznościach, a żona sprzedaje wszystko, co ma, i przenosi się do innego miasta, zmieniając tożsamość, miała zwiastować nowy etap w życiu samej Jackson.
Stanley na krótko przed śmiercią Shirley myślał o ostatecznym porzuceniu żony. Ona zaś pisała w swoim ostatnim pamiętniku o tęsknocie, by "być oddzielnym, być samotnym, stać i chodzić samemu, nie być innym, słabym, bezradnym i zdegradowanym... i odejść". Jednym z najsłynniejszych zdań, które kiedykolwiek napisała, pozostaje: "Rozkoszuję się tym, czego się boję".
***
W 1996 roku w stodole za domem Hymanów znaleziono plik ponad 150 nigdy nieopublikowanych rękopisów Shirley Jackson. W ciągu kolejnych lat, dzięki staraniom męża Shirley i jej czworga dzieci, wszystkie zostały wydane.
Trwają prace nad fabularyzowaną historią Shirley Jackson i Stanleya Edgara Hymana. W rolę pisarki w filmie "The Invisible Man" wcieli się Elizabeth Moss ("Mad Man", "Opowieść podręcznej").
***
Korzystałam z biografii Shirley Jackson autorstwa Ruth Franklin "Shirley Jackson. Rather Haunted Life" i artykułów na temat pisarki opublikowanych na łamach internetowych wersji magazynów: "The New Yorker", "Slate", "The Guardian", "Literary Hub".
Graficzna wersja opowiadania "Loteria" autorstwa wnuka Shirley Jackson, Milesa Hymana, ukazała się w polskiej wersji językowej - w przekładzie Miry Michałowskiej - 25 marca nakładem Wydawnictwa Marginesy .
Paulina Dudek. Dziennikarka, redaktorka, twórczyni cyklu mikroreportaży wideo "Zwykli Niezwykli" . Nagrodzona Grand Video Awards, nominowana do nagrody Grand Press. Lubi chodzić, jeździć pociągami i urządzać mieszkania.