Biografie
Książę Karol we wrześniu 2017 r. (fot. Ian Livesey / Flickr.com / CC-Zero)
Książę Karol we wrześniu 2017 r. (fot. Ian Livesey / Flickr.com / CC-Zero)

Przypominamy najchętniej czytane teksty w 2018 r.

Skupione twarze, mroki lochów, z zewnątrz słychać bicie dzwonów. Wstrząśnięty starszy pan w żałobie po matce. To książę Karol, obok Camilla, księżna Kate, książęta William i Harry. Wszyscy trzymają w rękach zapalone świece. Tak rozpoczyna się sztuka "Król Karol III", pióra młodego dramaturga Mike'a Bartletta, grana przy pełnych salach na Broadwayu i w Londynie. W zeszłym roku, wiosną, Brytyjczycy obejrzeli w BBC2 jej adaptację filmową z niezapomnianą, ostatnią kreacją Tima Piggotta-Smitha (w roli króla Karola).

Krytycy brytyjscy i amerykańscy pisali z pasją o proroczym, szekspirowskim dramacie Bartletta. Wymyślona przez niego fabuła jest genialna w swojej prostocie. Po śmierci Elżbiety II na tron wstępuje książę Karol. Zamiast - jak matka - jednoczyć, zaczyna dzielić naród, bawiąc się w polityka. Wbrew konstytucji odmawia podpisania jednej z ustaw (od dwóch wieków monarchowie czynią to bez szemrania). Wybuchają zamieszki. Monarchii grozi likwidacja.

 

Wówczas młodym książętom objawia się duch ich zmarłej matki. Diana przepowiada Williamowi, że będzie potężnym władcą. Do akcji wkracza księżna Kate, żona Williama. Niczym lady Makbet podburza swojego dobrodusznego męża przeciwko ojcu. Ten, dla dobra dynastii, wywiera presję na Karola. Król abdykuje. Na tron wstępuje idealna para książęca: William i Kate. Brytyjczycy przypominają sobie o swojej miłości do monarchii. Rzecz kończy się nieco gorzkim happy endem.

Tyle fikcja. A jak jest w rzeczywistości?

Wojna pałaców

W kwietniu sędziwa królowa Elżbieta II obchodzi 92. urodziny. Na razie trzyma się świetnie. Jej matka żyła prawie 102 lata, więc poddani mają nadzieję na rekordowo długie panowanie królowej i święty spokój z problemem, któremu na imię Karol. Wbrew ich intencjom przed tronem w Pałacu Buckingham, na którym monarchini siaduje zresztą coraz rzadziej, przebiera nogami jej ambitny syn. Ma już prawie 70 lat. Jego bardzo niepopularna żona Camilla, którą Elżbieta II wciąż ledwo toleruje, marzy, by zostać królową (choć parę lat temu zarzekała się, że nią nie będzie).

W sondażach William i Kate biją jednak Karola i jego drugą żonę na głowę. Fenomenalnie popularny staje się wyluzowany książę Harry, który żeni się w maju z Meghan Markle. Ich ślub obejrzą setki milionów telewidzów. Dwa tandemy młodych "royalsów" były w ubiegłym roku wyjątkowo aktywne i zyskały bardzo dużo punktów. Tymczasem mało kto docenia ciężką pracę księcia Karola, jaką wykonuje w fundacjach charytatywnych. Poddani widzą go głównie wtedy, gdy wraz z Camillą przecinają wstęgi i jak by się nie starali, robią nienaturalne miny, co w dobie cywilizacji obrazkowej jest niemal wyrokiem.

Na dworze Windsorów zaczyna mocno iskrzyć. "Czarna Królowa (Camilla) zmierzy się wkrótce z Białą Królową (Kate). Obie będą pchać do walki swoich mężów" - pisze w książce "Game of Crowns" o czekającej nas bitwie Christopher Andersen, biograf Elżbiety II. Na razie trwa wojna podjazdowa pałaców - Kensington, gdzie mieszkają Kate, William, Harry i Meghan, i Clarence House, nieopodal Pałacu Buckingham, w którym rezyduje następca tronu książę Karol i jego żona. Ta rywalizacja nie jest tylko wymysłem Andersena, a napisane eleganckim pentametrem dzieło Bartletta - nie tylko literacką fantazją.

Książę Karol z Camillą w Nowym Orleanie (fot. Robert Kaufmann / FEMA / domena publiczna)

Nie ulega wątpliwości, że - po brexicie i wyborczym odrodzeniu skrajnej lewicy - brytyjską psyche czeka kolejny, wcale nie mniejszy wstrząs. Epoka króla Karola po abdykacji albo śmierci Elżbiety II będzie czasem próby dla tysiącletniej monarchii. Podobnie jak kryzys abdykacyjny z 1936 roku, kiedy zakochany w rozwódce Wallis Simpson Edward VIII abdykował po niespełna roku na tronie, a jego miejsce zajął pośpiesznie nienadający się (pozornie) na władcę "król jąkała", Jerzy VI.

W XXI wieku trzęsienia ziemi nie wywoła oczywiście afera obyczajowa - w końcu lada chwila za zgodą królowej Harry ożeni się z ciemnoskórą rozwódką zza oceanu. Decydujący może okazać się temperament polityczny nowego króla, który rozsadzi misternie budowane przez dziesięciolecia ramy konstytucyjnej monarchii.

Beznadziejny Karol

Z powagi sytuacji zdaje sobie sprawę Elżbieta II. Dlatego też, choć od 2013 r. oddaje Karolowi stopniowo część obowiązków, zwleka z ostatecznym odejściem na emeryturę. Chciałaby skrócić do minimum jego panowanie. Nie bez przyczyny przecież, kiedy w latach 80. XX wieku Diana przyszła się do niej skarżyć na męża, królowa powiedziała: "Karol jest beznadziejny". Nie bez powodu też w słynnym wywiadzie w BBC z 1995 r. Diana powiedziała bez ogródek, że jej mąż najzwyczajniej nie nadaje się na króla. A w ubiegłym roku, w 20. rocznicę śmierci w paryskim wypadku, odezwała się niczym duch w dokumencie telewizyjnym Channel 4 pt. "Diana: In Her Own Words" ("Diana. Własnymi słowami") i znów uderzyła w męża, opowiadając, jak rościł sobie prawa, by jako książę Walii mieć kochankę. Potem ukazała się nowa biografia Camilli, która nie pomija dziejów jej romansu z Karolem. To wszystko przypomniało Brytyjczykom, że zamiatają pod dywan największy problem, jaki ma ich kraj: upolitycznionego, przemądrzałego władcę, który zamiast milczeć, jak jego matka i taktownie godzić, będzie zapewne jątrzyć. To ostatnia rzecz, jakiej potrzeba Królestwu.

"Wstąpienie na tron Karola to jedna z największych gróźb dla monarchii od czasu abdykacji" - tak latem ubiegłego roku zwierzał się publicystce wpływowego brytyjskiego magazynu "Prospect" urzędnik na dworze królowej. Tytuł na okładce miesięcznika nie pozostawiał wątpliwości: "Ostatni król? Karol III może obalić monarchię". Od tego czasu w brytyjskich mediach ukazały się dziesiątki tekstów w podobnym duchu. Geoffrey Wheatcroft, publicysta tygodnika "The Spectator", rojalista z przekonań, wezwał księcia Karola, by w ramach wpojonego mu przez matkę poczucia obowiązku i wierności monarchii... sam zrezygnował z korony i oddał ją Williamowi.

Książę Karol i gen. Patricia Horoho z U.S. Army (fot. Army Medicine / Flickr.com / CC-BY-2.0)

Nie byłoby to takie proste, bo ów ruch musiałby zaakceptować parlament, ale nierealne wcale nie jest. Tyle że na taki gest Karola jednak nie stać. Nie po to całe życie potulnie czekał na koronę, by w ostatniej chwili zrejterować. Nie po to ryzykował awanturę z matką, kiedy kilkanaście lat temu puścił kontrolowany przeciek do mediów, sugerujący, że nie miałby nic przeciwko jej rychłej abdykacji. Karol jest kwintesencją "nagiej ambicji". Jak to jednak z takimi ludźmi bywa, im bardziej chce, tym bardziej robi na otoczeniu wrażenie nieudacznika.

Pajęcze listy księcia

Z sondaży wynika, że więcej poddanych Elżbiety widziałoby na tronie budzącego sympatię, "normalnego" Williama, a nie nadętego, wpatrzonego w samego siebie Karola - księcia, który rozmawia z roślinami, próbuje leczyć raka homeopatią, walczy jak lew z ociepleniem klimatu, nienawidzi współczesnej architektury i każe agentom nosić za sobą jasiek pod pupę, a służącym wyciskać na szczoteczkę pastę do zębów i prasować sznurowadła.

Co gorsza, książę napisał dziesiątki listów (zwanych "pajęczymi pismami" od nieodczytywalnych bazgrołów, którymi się posługuje) do posłów, ministrów, a nawet do premiera Tony'ego Blaira. Choć nikt go nie wybrał, Karol jest przekonany, że może decydować o brytyjskim prawie - na przykład na Blaira naciskał w 2005 roku, by ten nie zakazywał polowania na lisy. Były sekretarz Karola, Mark Bolland, ujawnił parę lat temu, że jego pracodawca uwielbia wtrącać się do polityki i uznaje się - jak to określa - "za dysydenta" działającego przeciwko politycznemu establishmentowi. Albo dysydent, albo król. Karol najwidoczniej nie może się zdecydować.

Czy ma dobre pomysły (jak z klimatem), czy złe (jak z homeopatią) - to już mniej ważne. Takie interwencje łamią niepisaną brytyjską konstytucję. Wielka Brytania to nie Polska: król sterujący samozwańczo krajem z tylnego siedzenia to pomysł, którego Brytyjczycy stanowczo nie przełkną.

Od czasów Wiktorii władca brytyjski stał się w gruncie rzeczy figurą dekoracyjną - nawet mowę odczytywaną przez królową w parlamencie pisze co do kropki i przecinka urzędujący premier. Władca nie jest z drugiej strony całkowitą marionetką: mianuje biskupów, spotyka się z premierem, wskazuje partię, która ma stworzyć rząd po wyborach i może zakazać debaty na temat uszczuplenia interesów monarchii - tzw. Oueen's i Prince's Consent. Karol do tej - jednak bardzo ograniczonej - roli stanowczo nie pasuje. Choć jego wierny biograf Hugo Vickers zapewnia o "świadomości księcia, że nie będzie się mógł zbytnio mieszać do spraw państwa", nikt w to nie wierzy.

Księżna Kate i książę William (fot. Daniel Leal-Olivas/AP)

"Projekt 70"

Walka o tron rozpoczyna się na dobre właśnie w tym roku. W listopadzie książę Karol skończy 70 lat. Zrobi zapewne wszystko, by przejąć kolejne kompetencje długowiecznej matki-monarchini. Jego biuro PR przygotowuje już "Projekt 70". A sam Karol zapewne doprowadził do dymisji Christophera Geidta, sprawdzonego sekretarza swojej matki. Powodem były, zdaniem dobrze poinformowanych, różnice w pojmowaniu roli księcia Walii na tym etapie przekazywania władzy.

Książę będzie także próbować przyćmić swoich synów i ich piękne żony, Kate i Meghan. Już kilkanaście lat temu, co pokazał film dokumentalny BBC, puszczał do prasy dyskretne (nie dość - jak widać) przecieki godzące w synów. Obaj mu tego nie zapomnieli. To przecież Karol wynajął speca od PR, który przekazał mediom relację z pierwszego spotkania Williama z Camillą. Jego syn poczuł, że jest wykorzystywany przez ojca do budowy własnego korzystnego wizerunku. Karol miał także przyczynić się do tego, że świat dowiedział się o problemach Harry'ego z narkotykami. Znów chodziło o image sprawiedliwego, surowego ojca. Karol umie świetnie grać w medialne gry. Książęta nie mają dumy ojca, ale nie lubią być kopani po kostkach. Dlatego w lipcu ubiegłego roku spotkali się przy grobie swojej matki sami, bez niego. Karol i Camilla byli wówczas z ważną podróżą zagraniczną.

Gra toczy się nieustannie także w mediach. W produkcji BBC z ubiegłego roku pt. "Diana, 7 Days" ("Diana, siedem dni") obaj synowie Diany wspominali tylko matkę i to, jak ich wychowywała. Na ojca i jego rolę w tym procesie nie starczyło im czasu w półtoragodzinnym filmie. O ojcu synowie Diany milczeli także w podobnym filmie dokumentalnym ITV - "Diana, Our Mother: Her Life and Legacy" ("Diana, nasza matka. Jej życie i dziedzictwo"). W tym samym czasie świat mógł obejrzeć przywoływane już tu zwierzenia księżnej Diany, które wyemitował kanał Channel 4 - przypomniała, jak Karol sypiał z nią z łaski raz na trzy tygodnie i lekceważył jako partnerkę. Był to cios subtelny, ale niemal tak samo bolesny jak "afera tamponowa", gdy poddani usłyszeli nagrania z erotycznej rozmowy księcia Karola z kochanką Camillą.

Odrabianie medialnych strat z trzech dziesięcioleci to zadanie karkołomne. Szczególnie w przypadku Karola, zarozumiałego arystokraty i snoba. On nigdy nie był i nie jest odbierany przez Brytyjczyków jako "swój", facet, z którym można by pójść na piwo do pubu albo zaprosić go do domu na herbatę. Książę Walii, mimo upływu dwóch dekad, dźwiga wciąż bagaż niewiernego męża pięknej Diany. Była przecież ofiarą mediów i paparazzich, ale także pięknym kwiatem, który zwiądł na skutek oschłej osobowości wykrętnego męża - w ten sposób postrzega relację Diany z Karolem wielu Brytyjczyków. I ten człowiek miałby zostać królem?

Świat bez Elżbiety nie istnieje?

Brytyjską monarchię - według danych szanowanego instytutu Ipsos MORI z ostatnich 25 lat - popiera średnio 73 proc. ankietowanych, z wyjątkiem krótkiego okresu po śmierci Diany we wrześniu 1997 roku, kiedy te notowania spadły do 60 proc. Ale za to ostatnio poparcie sięga nawet 80 proc. Ponoć co trzeci Brytyjczyk ma sny o królowej (to wnioski z badania autorstwa Briana Mastersa "Dreams About H.M. the Queen and Other Members of the Royal Family" - "Sny o Jej Wysokości Królowej i innych członkach rodziny królewskiej") - niektórzy erotyczne, ale głównie Wyspiarze śnią o rozmowie z nią przy herbatce w salonie.

Książę William podczas spotkania ze sportsmenkami (fot. (Dominic Lipinski/Pool via AP)

Głównym powodem lojalności poddanych (i prawdopodobnie ich snów) nie jest jednak uwielbienie dla systemu monarchii konstytucyjnej, tylko osoba królowej, która panuje od 65 lat i dzięki nowoczesnym mediom stała się kimś w rodzaju "babci wspólnoty narodów". Urzeka Brytyjczyków swoim oddaniem dla monarchii, opanowaniem i poświęceniem własnego 'ja' dla dobra kraju. Przecież poza mową w Boże Narodzenie przez większość roku godnie milczy lub nie mówi więcej niż dwa zdania.

Inna sprawa, że Elżbieta II przeżyła w czasie swojego panowania 13 premierów i 14 prezydentów USA, a 82 proc. żyjących dziś na świecie ludzi nie pamięta epoki bez niej - urodzili się już w czasach elżbietańskich. Była z nimi (z nami) zawsze. Kiedy jej zabraknie, czeka nas wszystkich wstrząs, poczucie schyłku, a brytyjską monarchię - kryzys. Elżbieta spaja części puzzli, jakie stanowi Zjednoczone Królestwo. Jest jedną z nielicznych osób i idei wspólnych dla brytyjskiej klasy robotniczej, klas średnich i wyższych; dla Walijczyków, Szkotów, mieszkańców Belfastu, Birmingham i Londynu. Jej zniknięcie - choroba, emerytura i abdykacja albo śmierć - na zawsze odmieni spojrzenie Brytyjczyków na świat i paradoksalnie uderzy w jej ukochaną monarchię.

Groźna dla Windsorów jest także, całkiem realna, możliwość dojścia do władzy republikanina, Jeremy'ego Corbyna. Lider laburzystów nie zawahałby się być może nawet przed obcięciem dotacji, z których utrzymuje się Korona. Rewolucyjne wybory, powiedzmy w 2020 roku, które wyniosłyby do władzy lewicę, mogłyby wywołać falę tsunami zdolną nawet do podmycia fundamentów systemu monarchicznego. W końcu żyjemy w epoce brexitu, Trumpa i rozdrażniony elektorat zdolny jest zaskakiwać sam siebie nowymi populistycznymi pomysłami, ideami, które jeszcze parę lat temu można by uznać za kiepski żart. Co stałoby się z monarchią w "Corbynlandii"?

"Nic nie stanie wówczas na przeszkodzie, by szacowni ludzie zaczęli się pytać, czy nowoczesna Wielka Brytania potrzebuje w ogóle monarchii, zastanawiając się, czy rodzina królewska daje cokolwiek państwu, czy też jest wersją lepiej ubranych i lepiej wychowanych Kardashianów" - pisała brutalnie w "Prospect" publicystka Emily Andrews.

Obaw nie kryją nie tylko żurnaliści z republikańskim odchyłem, których nietrudno podejrzewać o pewną medialną przesadę. O sądnej godzinie monarchii po odejściu Elżbiety II i rozpoczęciu panowania Karola mówią i piszą także poważni historycy. - Scenariusz ze sztuki 'Karol III' powinniśmy brać poważnie pod uwagę - mówi dr Kate Williams, historyczka z University of Reading, przepytywana przez "Daily Telegraph" i ostrzega, że konfrontacja monarchii z parlamentem kończyła się w historii Wysp zawsze tak samo: przegraną i uszczupleniem kompetencji władcy.

 

"Projekt abdykacja"

Elżbieta II traktuje swoje panowanie jako spełnienie obowiązku wobec Boga. Ponoć do dziś jak mała dziewczynka klęka wieczorem przy łóżku i odmawia pacierz. Monarchini nie wyklucza jednak całkowicie abdykacji - jest człowiekiem, a nie marmurowym monumentem. "Dworzanie i doradcy w Pałacu Buckingham znają już plan, który został na taką okazję opracowany" - pisał Neal Ascherson, autor i publicysta brytyjski, w analizie dla "New York Times". Na dworze mówi się, że powodem abdykacji może być śmierć męża, sędziwego niemal 97-letniego już partnera, który kosztował ją wiele udręk, ale bez niego jej życie może stać się puste.

Monarchini zapowiadała już podobno, że po śmierci Filipa wyjedzie z Pałacu Buckingham do zamku Balmoral. Niczym królowa Wiktoria po śmierci ukochanego Alberta ukryje się przed światem w Szkocji. Wtedy koronę, nawet jeśli nie do końca formalnie, przejmie Karol. Abdykacja jest też niemal pewna, gdyby królową dopadła demencja czy alzheimer. Wówczas na mocy prawa z 1937 roku zbierze się specjalna rada i w głosowaniu zarządzi regencję. Władcą stanie się de facto Karol III, tak jak na początku XIX wieku regentem w miejsce szalonego króla Jerzego III został jego syn Jerzy IV.

Karol wstąpi także na tron po śmierci królowej. Nikt poza nim samym nie może go tego prawa pozbawić. Rozpocznie się wówczas operacja o kryptonimie "London Bridge". Jej plan jest gotowy od 50 lat. Brytyjskie media zaczną grać muzykę poważną, zamknięte zostaną kina i teatry, ciało królowej zostanie wystawione na widok publiczny w Westminsterze. Potem odbędzie się rozpisana w najdrobniejszych szczegółach ceremonia pogrzebowa Elżbiety II. Kondukt przemaszeruje przez miasto - trenowano to już kilkakrotnie pod osłoną nocy. Wcześniej jednak, parę godzin po zgonie monarchini do narodu przemówi książę Karol.

Happy end czy kryzys?

Jeśli będzie umiał wstrzelić się w nastrój chwili, może przetrwać na tronie kilka lub kilkanaście lat. Jeśli uderzy w fałszywy ton, a potem zacznie kłótnie z politykami, tysiącletnią monarchię czeka być może realizacja scenariusza ze sztuki Bartletta. Tyle że brutalna "bitwa o tron" może się skończyć nie happy endem - jak w teatrze - lecz głębokim kryzysem. Może też stworzyć jej nowy model: William i Kate staną na czele monarchii nowoczesnej, bardziej stonowanej, otwartej i europejskiej.

Wygląda na to, że młodzi zaczęli o tym myśleć. Rozmyśla też królowa. Trwają ponoć już jej rozmowy z synem. Jak pisze w swojej książce Andersen, królowa gotowa jest abdykować lub "przejść na emeryturę". Warunek jest jeden: najpierw Karol zgodzi się oddać Williamowi koronę po 15 latach na tronie. Wówczas nowy król William V wstąpiłby na tron około pięćdziesiątki, aby ustąpić miejsca Jerzemu VII, który wprowadziłby monarchię w XXII wiek.

Elżbieta II i książę Filip (fot. Chris Jackson/Pool via AP)

Na razie o przeskoczeniu sukcesji i usunięciu się Karola nie ma mowy. Wymagałoby to rewolucji prawnej. XXI wiek nauczył nas jednak, żeby nigdy nie mówić nigdy. Kolejny odcinek opery mydlanej Windsorów będzie mieć rekordową oglądalność. I może zaskoczyć.

Na razie królowa bierze pilnie witaminy, chodzi na krótkie spacery z psami corgi, czeka i myśli. Kiedy czegoś nie wie, ponoć sięga natychmiast po iPada i zawzięcie googluje. Wspólnie z Filipem stali się ponoć fanami tej wyszukiwarki. Problem w tym, że nie daje ona odpowiedzi na proste, nękające ich pytanie: Co zrobić z Karolem?

CHCESZ DOSTAWAĆ WIĘCEJ DARMOWYCH REPORTAŻY, POGŁĘBIONYCH WYWIADÓW, CIEKAWYCH SYLWETEK - POLUB NAS NA FACEBOOKU

Marek Rybarczyk. Były dziennikarz Radia BBC i wieloletni korespondent "Gazety Wyborczej" w Londynie, potem publicysta "Przekroju" i "Newsweeka". Autor bestsellerów, m.in. "Elżbieta II. O czym nie mówi królowa?". Polak zakochany w brytyjskiej kulturze, a zarazem Brytyjczyk ceniący sobie dystans i autoironię.