
Dlaczego nosisz tyle srebrnych obrączek?
- To moje totemy, poza tym je lubię. Najpierw zacząłem nosić obrączkę, bo wyglądałem bardzo młodo i ludzie nie traktowali mnie poważnie. Do młodszego o dwa lata kolegi zwracali się per pan, a do mnie jak do dziecka. Często podchodzili i pytali: - Ile ty masz lat? Odpowiadałem: - Straciłem rachubę, kiedy bracia Grimm robili ze mną wywiad. Chyba trzysta. Z obrączką z automatu dostałem status "pan", nie "ty".
Bo jesteś żonaty, czyli dorosły?
- Tak. Jak pytali, czy mam żonę, to tłumaczyłem, że nie, że to pamiątka rodzinna. Ale już zyskałem ich szacunek.
Zwykle ludzie ci go nie okazują?
- Zdarza się. Widzieliście skecz Abelarda Gizy o karłach? Parodiuje różne niefortunne reakcje przechodniów na takie osoby jak ja. Trafia w dziesiątkę, przeżyłem podobne sytuacje. Idzie facet i krzyczy: - Patrz, jaki karzeł ! A ja na to: - Patrz, jaki debil! Wszyscy dokoła zaczęli się śmiać, a jemu zrobiło się głupio. Innym razem wchodzę do urzędu, rozsuwają się drzwi, staję przed okienkiem. Po chwili urzędniczka wygląda zza lady i zdezorientowana woła: - Jezus Maria! Wyszczerzyłem się do niej: - Wystarczy Łukasz. Śmialiśmy się.
Łatwo ci obracać takie sytuacje w żart?
- Nie jestem ideałem, też mam lepsze i gorsze dni. W taki lepszy poszliśmy z synem na wystawę Lego. Patrzę na tabliczkę, a tam napisane: Do 95 centymetrów wejście za darmo. No to mówię do bileterki: - Kurde, nie załapałem się.
A jak ktoś inny by z tego zażartował?
- Pewnie zacząłbym się śmiać. Tak jak w sytuacji, gdy ktoś dowcipkowałby, że nie mogę z nim jechać autem, bo nie wziąłem fotelika dla dzieci.
Każdy może sobie z ciebie tak żartować?
- Lepiej poczekać, aż trochę bardziej się poznamy.
Niektórzy próbują ośmieszyć moją miniaturkowość, by złamać dystans, poradzić sobie z sytuacją, z tym, że nie wiedzą, jak się zachować. I czasem wychodzi groteska. Jak wtedy, gdy w supermarkecie w kolejce jakiś koleś ostentacyjnie położył przede mną mleko na ladzie i powiedział z uśmiechem: - Pij mleko, będziesz wielki . Albo gdy na imprezach ludzie zagadują z bananem na twarzy, ale nachalnie: - Cześć maluszku, jak tam u ciebie . Ja też mam swój dystans, a kiedy ktoś wyskakuje w ten sposób, to jestem zażenowany.
Przed wejściem na imprezę zawsze witam się z ochroną. Uprzedzam jej pracowników i proszę o pomoc, bo pijani ludzie mają manię podnoszenia mnie. Albo chcą mnie bić. Zresztą ja wcale nie jestem taki lekki: mam 130 cm i ważę 44 kg.
A jak reagujesz w te gorsze dni?
- Nie jestem mnichem, który nadstawia drugi policzek. Czasem też dla kaprysu ćwiczę nowe teksty. - Nie, to nie jest fatamorgana .
Najgorsze są nastolatki, gadziny. Stałem na ulicy, dotyka mnie nastolatek i mówi: - Jezus Maria, to się rusza . Wołają też: - Przeszczep. Gnom. Wtedy jestem chamski.
A dorośli potrafią się źle zachować?
- Jak miałem 19 lat, koleś zaczepił mnie na ulicy: - Mam znajomości, może byś zagrał w filmie pornograficznym? Innym razem wracam z randki z koszykarką, miała chyba 180 cm wzrostu, pada gęsty śnieg, podchodzi facet: - Moja żona lubi takich jak ty, chodź do nas na trójkąta. Musiałem konfrontować się z takimi dewiacjami, to było bardzo przykre.
Dzieci, jak cię widzą, pewnie komentują twój wygląd. Co robisz?
- Uśmiecham się. Dzieci mają inne podejście do świata, odmachują, też się uśmiechają. Kiedyś piątka dzieci stała z matką na przystanku i zadawała milion pytań. Matka cała oblana rumieńcem. Podszedłem do najstarszego, przywitałem się, i spytałem: - Wiesz, dlaczego jestem taki mały? - Nie - odpowiedział. - Bo się taki urodziłem. - Aha. I tyle było pytań. Dzieci nie potrzebują esejów, wystarczy prosty przekaz. Raz matka podeszła i poprosiła mnie, bym wytłumaczył jej dziecku, dlaczego nie urosłem. To było miłe.
Ale większość rodziców pewnie każe odwracać wzrok, "bo nie wypada".
- I to jest najgorsze. Kiedy ganią dzieci za zadawanie pytań, bagatelizują, pospieszają: - Nie patrz, nie wolno pokazywać palcem, chodźmy .
Dlaczego?
- Wzbudzają w dzieciach strach przed nieznanym, budują też w nich poczucie wstydu. W głowach dzieci pojawia się skojarzenie złych emocji z osobą taką jak ja. Ubranie tego w słowo "karzeł" jest największym problemem. Bo gdzie pierwszy raz spotykasz karła? W bajkach. Dzieci myślą więc, że mam miniaturowe meble w domu. A ja mam po prostu krótkie ręce i nogi.
Jakimi słowami najlepiej zastąpić "karła"?
- Osoba karłowata. Albo niskorosła. O człowieku, który ma dodatkowe kilogramy, można powiedzieć, że ma nadwagę, albo że jest grubasem. Słowo "karzeł" ma wydźwięk pejoratywny i klasyfikuje mnie jako inną rasę niż człowiek. Ostatnio 38-letnia kobieta zadała mi pytanie: - To gdzie masz tych innych małych ludzi? Przecież żyjecie w... i się zawahała.
Mały pan, jak mówią dzieci, jest OK.
Innym karłowatym słowo "mały" bardzo przeszkadza.
- Choroby budują wielki egocentryzm. Myślisz: wszystko dzieje się z tego powodu, że jestem karłowaty. Masz dwie możliwości: zostajesz w domu, karmisz swoje kompleksy, unikasz konfrontacji i nie widzisz niczego poza swoją chorobą. Ale możesz wyjść z domu, zebrać baty, ale też uodpornić się na krytykę i dostać coś w zamian: ludzi i samorealizację. Nie jestem tylko niskorosły, mam też marzenia, aspiracje, problemy. Jak wszyscy ludzie.
Ale na pewno takiego myślenia musiałeś się nauczyć.
- Jasne. Jako nastolatek bardzo przeżywałem każde odrzucenie przez kobietę. Bałem się, że żadna takiego kurdupla nie będzie chcieć. Potem okazało się, że inni chłopcy też mają w tym czasie problemy z samooceną. Ja nawet masturbację przypisywałem temu, że jestem karłowaty. Moja mama była bardzo religijna, o seksie się nie rozmawiało. Myślałem, że jestem nienormalny. Dopiero starszy brat mnie uświadomił, że wszystko jest OK. Przeżyłem dołek i chciałem się zabić, ale wyszedłem na prostą. W końcu ożeniłem się z piękną, wysoką kobietą o figurze modelki. Wielu mi zazdrościło.
Twoje rodzeństwo też jest niskorosłe?
- Nikt w rodzinie! Mój ojciec ma 187 cm wzrostu. Mam siostrę bliźniaczkę i też jest wysoka. Imponuje mi w niej, że zawsze byłem dla niej normalnym bratem. I kropka. Gdy na ulicy zdarzył się jakiś incydent, z tej drobnej dziewczyny wychodziła lwica.
Rodzice pomagali ci oswajać się z chorobą?
- Wychowywaliśmy się tylko z mamą. To ona nauczyła mnie śmiać się z samego siebie. Mam wygięte nogi, zawsze mówiła, że wyglądam, jakbym na beczce ocean przepłynął. Albo: - Dobrze, że jesteś taki mały, bo z takim wybuchowym charakterem to byś w więzieniu siedział. Ukrywałem przed nią ból, jaki na początku sprawiali mi inni ludzie na ulicy. Płakałem po kątach.
Dzieci bywają dość okrutne. Rówieśnicy dokuczali ci w szkole?
- Byłem maskotką! Może nawet trochę celebrytą. Dzieciom szybko się opatrzyłem. Jak przychodził ktoś nowy i się śmiał, to dostawał baty od mojej klasy, grupa go ustawiała. Byli też oczywiście tacy, co mnie gnębili, ale miałem swoją ochronę (śmiech) . Raz matka kolegi przyszła go odebrać ze szkoły i zagapiła się na mnie. A syn jej mówi: - Przestań się na niego patrzyć, to mój kolega, on taki jest. To zdanie ucięło temat. To kwintesencja życia. - Bo taki jest.
A w liceum?
- Kumple mi zawsze zazdrościli, że na dyskotekach mogłem trzymać dziewczyny za pupę. Wyżej nie sięgałem. A głowę miałem w ich biustach - żartuję, że stąd wzięły się u mnie zakola.
Zdarzyło ci się popełnić faux pas?
- Tak. Taka wpadka: stoję sobie, nagle wyczuwam, że ktoś się na mnie natarczywie gapi i się śmieje. - Ty, wiesz, że to nieładnie? - pytam. Chłopak wciąż się gapi i się śmieje. - Ej, bo ci lutnę - mówię. W końcu przychodzi opiekunka, przeprasza. Okazało się, że Jasio nie był do końca sprawny umysłowo.
I co wtedy?
- Wstyd. W Polsce brak mi społecznej odpowiedzialności: jak zdarza mi się spotkanie z taką nietypową osobą, to może bym czegoś na ten temat poszukał, by nie mieć wpadek w przyszłości.
Co jeszcze wkurza cię w Polakach?
- Żyjemy w świecie otwartości, a my tutaj wciąż tacy dzicy. Pojechałem do Londynu. I tam zupełny detoks, zespół odstawienny od gapienia się. Nawet jakbym stanął nago na Trafalgar Square, to nikt by na mnie nie popatrzył. Już nawet trochę chciałem, żeby patrzyli - taki jestem przyzwyczajony. W Londynie ludzie na mój widok się co najwyżej uśmiechali. A w Polsce: O, k***a . Raz kobieta się tak na mnie zagapiła, że wpadła na latarnię. Może mamy genetycznego szmergla w głowie?
Włosi też reagują na mnie z uśmiechem. Z kolei jak wybrałem się na Słowację, myślałem: dopiero będą jazdy. A tu nic. Ludzie z kąpieliska byli mili. Podchodzili i pytali o moje imię, następnego dnia na mój widok uśmiechali się serdecznie.
Nie wiemy, jak reagować na inność. Twoje filmiki na YouTube, które zamieszczasz jako Dandris, mają pomóc ją oswoić?
- Tak! Pokazuję np. jak mieszkam, w co się ubieram. - Jak widzicie, moje mieszkanie nie różni się niczym od domu osoby, która nie ma achondroplazji. Na jednym z filmików pokazuję, że sięgam do toalety - nie uwierzycie, ile osób o to pyta. I jak zmieniam żarówkę. Do drabiny zresztą musiałem się przekonać. Dawniej skakałem po meblach, by sobie udowodnić, że potrafię. Głupota. Ale kiedy jeszcze byłem wrażliwy na punkcie swojej karłowatości, korzystanie z pomocy innych osób lub narzędzi sprawiało, że czułem się gorszy. Stawałem się nawet agresywny. To bywa dezorientujące dla troskliwych osób, które chcą pomóc. Zrozumcie: ta agresja znaczy, że się boję.
No to teraz wyobraźmy sobie, że wsiadamy do przedziału w pociągu. Ty przed nami, niesiesz walizkę. Chcemy ci pomóc ją włożyć, ale się wahamy - może się zirytujesz?
- Prawda jest taka, że jeśli ktoś proponuje mi pomoc, a ja go zrugam, to znaczy, że jestem sfrustrowanym idiotą. Jeszcze nie przepracowałem swoich problemów. Taką agresją ze strony osób niepełnosprawnych nie macie się co przejmować. Ja już lubię, gdy ktoś mi pomaga. Gdy ludzie się skłonią, by się ze mną przywitać. Bo co to za przyjemność przytulać się do brzucha czy klatki piersiowej? Ale znam też dziewczynę z achondroplazją, która czuła się tym schylaniem poniżona.
Czyli rozumiesz nasze skrępowanie.
- Oczywiście. Strach jest zupełnie naturalny. Frustruje mnie przesadna grzeczność. Nadmierna troska też nie jest wskazana. Ale skąd ludzie mają to wiedzieć, skoro nikt im tego nie wytłumaczył? Więc czuję się odpowiedzialny, by oswoić ludzi ze swoją innością. Biorę na to poprawkę. Na studiach gadam z jedną dziewczyną dwie, trzy godziny. I ona nagle: - Ja z tobą tak gadam, a ty normalny facet jesteś . Uśmiecham się i przytakuję.
W filmie "Disco Polo" zagrałeś absurdalną scenę: karła, który prowadzi świnię na smyczy. Czy sam się takimi ujęciami nie upupiasz?
- Zacząłem statystować w filmach, by przełamać swoje strachy, ale przede wszystkim - by spełnić marzenie. Na co dzień byłem pracownikiem administracji, informatykiem, grałem z doskoku. Występowanie w śmiesznych scenkach nie pomaga wizerunkowi osób karłowatych. Ale głową muru nie przebiję. Zacząłem działać! Wysłałem 300 maili do domów kreatywnych i agencji reklamowych, w których opisałem, że chciałbym wystąpić - w skrócie - jako normalny aktor. A fakt, że jestem niski sprawia, że ludzie lepiej skojarzą mnie z marką - zorientowałem się, że tak jest, gdy w okolicy mówili o mnie: Ej, to ten koleś, co chodzi z chustą Nike . Napisałem, że gdy wrzuca się mnie w strój elfa czy krasnala, to nikt nie zastanawia się, co jem, jak żyję, tylko postrzega mnie przez pryzmat magicznej istoty. Odniosłem sukces, dziś jestem prezenterem muzycznego kanału 4Fun!
Kiedy przyszedł ci do głowy pomysł na kino?
- Oglądałem z kolegą film. Poraziła mnie wtedy myśl: skoro ośmiolatka może grać w filmie, to ja też chcę! Na drugi dzień rano pojechałem do studia w Katowicach. Recepcjonistka pyta: - Jak pan tu trafił? - Przyjechałem autobusem - odpowiadam. - Ktoś pana zmusił? - Uśmiechnąłem się i powiedziałem: - Napisaliście na stronie, że szukacie nietypowych ludzi.
Potem w moim życiu upadłem, miałem próbę samobójczą. Wtedy inni ludzi mi pomogli i z małej, ledwie tlącej się iskry pragnienia życia rozpalili ogień. Wróciłem do realizacji marzeń o grze w filmach.
Porównują cię teraz do Lannistera z "Gry o Tron"?
- Bezustannie! Ale nie przepadam za tym, chciałbym wyrobić własną markę. W związku z moimi występami usłyszałem też kilka krytycznych głosów. I wiecie co? Bardzo się ucieszyłem! W końcu słyszę krytykę za to, co robię, a nie za to, jaki jestem.
Jakie jeszcze masz marzenia?
- Może najpierw powiem o tym spełnionym - chciałem mieć dredy. I na ślubie miałem całą kiść długich po pas, jasnoblond dredów. Takim siebie zawsze chciałem widzieć. Ściąłem je, kiedy się rozwiodłem.
Chciałbym mieć dużo dzieci. Na razie mam syna. Po rozwodzie regularnie go odwiedzam. Też ma achondroplazję. Dlatego zastanawiałem się, czy posiadanie biologicznych dzieci jest odpowiedzialne z mojej strony. Szansa odziedziczenia choroby wynosi 50 procent. Może powinienem zdecydować się na adopcję?
Jak się poczułeś, gdy się dowiedziałeś, że twój syn jest chory?
- Winny, oczywiście. Dziewięć pięter szedłem z płaczem szpitalną klatką schodową. Wtedy ktoś mi powiedział: - Czym ty się martwisz, przecież twój syn ma zaje***tego ojca . Nikt nigdy mnie nie oskarżył o jego achondroplazję. Teraz myślę, że w życiu są gorsze problemy niż niewielki wzrost. Poza tym przetarłem mu szlaki, wiem, jak z nim rozmawiać. Choć oczywiście pojawiają się problemy: idziemy z Maksem do piaskownicy i dzieci traktują go normalnie, ale na mój widok są wystraszone i uciekają. To dla mnie zrozumiałe.
Cały czas się o niego martwię. I zastanawiam się nad tym, jak być dla niego najlepszym ojcem.
Łukasz Szoblik (ur. 1987) . Z agrał epizodyczne postaci w filmach "Kret", "Od pełni do pełni" czy "Disco Polo", występował w teledyskach i reklamach, prezenter 4FUN TV, autor bloga dandris.pl o życiu z achondroplazją.
Maria Hawranek (ur. 1987). Wciąż gada i czyta, dlatego została reporterką. Publikuje m.in. w "Dużym Formacie" i "Wysokich Obcasach", miłośniczka Ameryki Południowej i współautorka bloga Intoamericas.com .
Szymon Opryszek (ur. 1987). Kiedyś napisał artykuł z wioski, w której mieszka babcia Baracka Obamy i postanowił zostać reporterem. Mimo miłości do Wschodniej Afryki i Kaukazu od dwóch lat rozwija reporterski projekt IntoAmericas .