
Czy kiedykolwiek ktoś panu odmówił, zakazał robienia zdjęć?
- O, setki razy.
Setki?
- Ludzie nie chcą być fotografowani z wielu powodów. Trzeba to uszanować.
Pana książka i wystawa, która otworzyła się właśnie w Leica Gallery, nosi tytuł "Unguarded Moments" (Chwile bezbronności). Pokazuje pan tam zdjęcia, na których udało się panu sfotografować ludzi w chwili szczerości, gdy poczuli się na tyle pewnie, że zdjęli z twarzy "maski", które na co dzień noszą. To chyba niełatwe - tak dotrzeć do obcego człowieka.
- Ludzie albo bardzo chcą być fotografowani, albo wręcz przeciwnie - absolutnie nie chcą. Nigdy zbyt długo nie czekałem na moment decyzji. Przeciwnie, z reguły dzieje się to bardzo szybko: potencjalni bohaterowie chętnie dają schwytać się w kadr albo odmawiają.
A czy zdarzyło się tak, że zaczął pan fotografować jakąś scenę, by nagle stwierdzić: nie, nie powinienem, muszę przerwać zdjęcia.
- Tak. Trzeba być ostrożnym. To się zmienia z chwili na chwilę, ktoś może się odwrócić i powiedzieć "no pictures", i tyle. Trzeba być hiperświadomym tego, co się dzieje naokoło ciebie, przed twoim obiektywem...
...i pewnie w ludzkich głowach?
- Twoja antena musi być wysunięta i alarmować.
Realizacja pana najbardziej znanego reportażu - z Afganistanu - trwała wiele miesięcy. Trafił pan prosto w środek obcej kultury i musiał ją poznać.
- Powtórzyłem potem ten sposób pracy m.in. z nomadami w Indiach i jeszcze z pewnym plemieniem w Afganistanie. Żyłem w ich wioskach przez kilka miesięcy. Trzeba naprawdę zanurzyć się w danym miejscu. Poznać rutynę codziennego życia ludzi, którzy tam żyją. To wymaga czasu.
Najpierw poznaje pan ludzi przez jakiś czas, a potem dopiero zaczyna fotografować?
- Musisz wiedzieć, co jest grane, a nie przychodzić jak kowboj i błyskać fleszem. Musisz poczuć wibrację miejsca, to, jak ludzie reagują na aparat. To swego rodzaju delikatny taniec. Musisz być taktowny, nie tworzyć złego klimatu. Zły klimat to wielki wróg tego typu pracy. Chcesz przecież poruszać się wśród ludzi z pozytywną energią. Gdy to zostaje zakłócone, psuje nastrój.
Spytałem kiedyś pewnego fotografa, jakiego języka używa, by komunikować się z zupełnie obcą osobą z innego kraju i kultury. Odparł, że migowego, bo żaden z języków, którym mówili, nie był dla nich wspólny. Jak to jest w pana przypadku?
- Kluczem do sukcesu jest język ciała. Otwartość, poczucie humoru, chęć do wejścia w tę fotograficzną zabawę, uśmiech i szacunek dla drugiego człowieka. Przydaje się znajomość ludzkich charakterów, psychologii. To wszystko są umiejętności, których nabiera się z czasem. Ale musisz mieć kapitał początkowy. Musisz się interesować ludźmi. Musisz lubić ludzi, kochać ich.
Ostatnie 36 klatek ostatniego filmu Kodaka Kodachrome (firma zaprzestała produkcji tego niegdyś niezwykle popularnego filmu) "zużył" pan na ludzi. Na ludzkie twarze. To chyba wyraz tej pana miłości do rodzaju ludzkiego?
- (śmiech) Myślę, że to pewna chemia, połączenie, które może zawiązać się bardzo szybko. Jeśli wyglądasz na osobę uczciwą, szczerą, rozumiejącą uczucia innych, to ludzie odpowiedzą w dobry sposób. Jeśli jesteś przyjacielski - a to przecież podstawa, wszyscy powinniśmy tacy być - to jest łatwiej.
Przez ostatnie 30 lat fotografował pan nieraz skutki tego, że ludzie wcale przyjacielscy dla siebie nie byli. Twarze na pana zdjęciach są symbolami licznych konfliktów targających Azją.
- Jeśli robisz reportaż czy fotoreportaż w miejscu konfliktu, ludzie muszą widzieć, że jesteś szczery, nie ukrywasz niczego, potrafisz okazać współczucie. Jeżeli rozumieją, że masz robotę do wykonania: reportaż o sytuacji w jakimś miejscu, i robisz go po to, żeby skierować uwagę innych na ich cierpienie, po to, żeby być może wyniknęło z tego coś dobrego... (chwila milczenia) Ludzie na całym globie powinni być doinformowani o sprawach świata, w którym żyją!
Jak trudno jest wejść do społeczności, która została dotknięta przez wojnę, cierpienie?
- Weźmy za przykład trzęsienie ziemi w Nepalu. Potrzeba dobrych, rzetelnych reportaży z miejsca tego zdarzenia, takich, które dobrze pokażą całość tej historii - abyśmy mogli pomóc. Ale reporterzy i fotografowie muszą podchodzić do ofiar takich wydarzeń z ogromnym szacunkiem. I ostrożnością.
Aby nie być postrzeganym jak hiena, która chce się wzbogacić na zdjęciach?
- Tak. Postaw się na miejscu tych, którym robisz zdjęcia. Okaż empatię.
Właśnie, empatia. To, czego próbowałem uniknąć w tym wywiadzie, to pytania o zdjęcie z okładki "National Geographic", o które pewnie wszyscy pana pytali już tysiące razy.
- ...
Chcę zapytać o coś innego. Gdy po latach odnalazł pan tę afgańską dziewczynkę i napisał o jej losie i o tym, że udało się jej pomóc, znaleźć jej i jej rodzinie dom, napisał pan: "Cieszyliśmy się, że mogliśmy oddać coś od siebie i pomóc". Wielu fotografów zatrzymuje się przed tym krokiem - ingerencją w życie fotografowanej osoby.
- (długie milczenie) To była po prostu ta właściwa rzecz, którą należało zrobić. Byliśmy bardzo szczęśliwi (w poszukiwaniach brała udział żona Steve'a McCurry'ego - red.), że udało się odnaleźć Sharbat i jej rodzinę i jej pomóc. Sharbat Gula jest przecież częścią tej historii. Niemal codziennie robię coś związanego z tym zdjęciem. Bardzo więc chcieliśmy zrobić, co w naszej mocy. Większość ludzi w podobnej sytuacji zrobiłaby to samo.
W pana poprzedniej książce, "Untold: Behind the Photographs" (Nieopowiedziane: Kulisy fotografii) opowiedział pan kilka historii, które kryły się za pana zdjęciami. Niektóre nabrały nowej siły.
- Dla mnie to ważne, by za zdjęciem szły jakieś informacje - o miejscu, czasie, kto jest na zdjęciu. Ale najważniejsze jest zdjęcie. I musi bronić się samo.
Kluczem do sukcesu rybaków ze Sri Lanki z pana zdjęcia była cierpliwość. Czy w pana pracy nie jest podobnie?
- Oczywiście. Ale fotografia to nie bierne czekanie. Nie jestem myśliwym, ale tak jak na polowaniu, tak przy fotografowaniu potrzebujesz strategii. Fotografowanie to jest złożony z kilku czynników proces, który musi się "zadziać". Cierpliwość jest kluczem o tyle, że trzeba wyczekać na odpowiednie światło, wymyślić kompozycję zdjęcia - to wymaga czasu.
Wybrał pan do jednego z projektów zdjęcia ludzi ze wszystkich stron świata, których łączy jedno - przemieszczają się rowerem. Czyli nieważne, czy rower kosztuje kilkaset dolarów, czy kilkaset rupii, bo jak pada deszcz, to mokniemy tak samo?
- Rolnik uprawiający kawę w Etiopii czy chłop w Wietnamie jest taki sam jak my. Tylko je co innego, mówi co innego, świętuje co innego. Możemy mieć różne włosy, fryzury, kolor skóry, podchodzić do życia w różny sposób i w różny sposób je przeżywać. I ta różnorodność daje smak życiu. Celebrujmy to!
Pisał pan, że te różnice i smaki są tym, co napędza pana do pracy...
- Muszę coś tworzyć. A łączy się to z pragnieniem podróży i odkryć. Dla mnie najlepsze możliwe życie to podróżowanie, fotografowanie i publikowanie książek - to daje mi poczucie spełnienia.
A na pytanie, kiedy emerytura, odpowiada pan "nigdy".
- Nie jestem już młody. A chcę, żeby dalej było tak, że wstaję rano i idę robić zdjęcia.
"Unguarded Moments" w Leica Gallery przy ul. Mysiej 3 w Warszawie do 30 sierpnia. Więcej informacji TUTAJ
Michał Gostkiewicz. Dziennikarz Gazeta.pl. Specjalizuje się w wywiadach, rozmawiał m.in. z Richardem Bransonem, Benjaminem Barberem, Muhammadem Yunusem, Andrzejem Stasiukiem, Chrisem Niedenthalem, Martyną Wojciechowską i prezydentem Andrzejem Dudą. W Gazeta.pl pisze o sprawach zagranicznych, fotografii i podróżach, pisze bloga Realpolitik i bywa na Twitterze . Gdy nie musi pracować, chodzi po górach, jeździ na rowerze lub pływa żaglowcami po morzach. I robi zdjęcia.