
Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek zadam mojemu rozmówcy następujące pytanie: czy był pan bardzo zaskoczony, kiedy we wsi Pień odkrył pan szczątki żyjącej w XVII wieku "wampirzycy"?
Prowadząc badania archeologiczne, człowiek zawsze liczy na jakieś istotne odkrycie. Być może tylko interesujące, a być może rzeczywiście jedyne w swoim rodzaju, znaczące dla nauki. Ja i moja ekipa badawcza prowadziliśmy już w poprzednich latach badania na tym cmentarzysku i odkrywaliśmy tam nietypowe praktyki funeralne, na przykład kłódkę w grobie dziecka. To była takiego samego rodzaju kłódka, jaką teraz znaleźliśmy na palcu stopy dwudziestoletniej kobiety, o którą pani pyta. Odsłaniając grób, najpierw zobaczyliśmy jednak coś innego. Sierp!
Ułożony tuż przy szyi, ostrzem do dołu. Gdyby nieboszczka zechciała wstać z martwych, obciąłby jej głowę?
Tak to było pomyślane. Zestawienie tych dwóch przedmiotów – kłódki i sierpa – to jest coś niesamowitego! Jedyne takie znalezisko w Polsce, a być może również w Europie.
W grobie znaleźliśmy jeszcze jedną bardzo ciekawą rzecz, a mianowicie kobieta miała na głowie rzecz, której pozostałości świeciły w słońcu. Najprawdopodobniej był to czepek wykonany z jedwabiu, z nićmi ze złotą lub pozłacaną owijką, co wyjaśnią dopiero specjalistyczne analizy. Obecność tego artefaktu świadczy, że na pewno nie mamy do czynienia ze szczątkami osoby z nizin społecznych.
Czyli mówimy o "wampirzycy" z wyższych sfer. W jakim celu przyłożono jej sierp do szyi, to jest jasne, ale kłódka?
W symbolicznym znaczeniu służy ona do zamknięcia jakiegoś okresu, zdarzenia. Wspomniałem o kłódce znalezionej w grobie dziecka. W tamtym czasie śmiertelność dzieci była bardzo duża, niemniej zawsze było to tragedią. Umieszczenie kłódki w grobie miało spowodować, że ten etap zostanie definitywnie zamknięty, tak by więcej dzieci nie umierało. W grobie dziecka kłódka leżała przy jego stopach. Kobiecie zawieszono ją na palec. Chodziło zapewne o to, by nie wydostała się z grobu, nie szkodziła żyjącym oraz nie komunikowała się ze światem umarłych.
Sierpy odkrywaliśmy już wcześniej, między innymi na cmentarzysku w Drawsku, i one znajdowały się w różnych miejscach: były położone na brzuchu, leżały obok ciała. W naszym przypadku – tuż przy szyi i ostrzem w dół – cel jest jednoznaczny. Nikt nie może twierdzić, że jest to choćby atrybut rolniczki. Sierp i kłódka zostały umieszczone w grobie po to, by zmarłą w nim zatrzymać.
Łukasz Kozak, autor książki „Upiór. Historia naturalna", twierdzi, że również w następnym stuleciu w upiory wierzyła większość: od biskupów po chłopów.
Nie ma żadnych wątpliwości, że żyjący wówczas ludzie wierzyli w istoty demoniczne. Pojęcie "wampir" jest oczywiście stosunkowo młode.
Wówczas obawiano się upiora lub strzygi.
Istot, które wracały z zaświatów i szkodziły ludziom. Część mogła wręcz stosować czarną magię! Jesteśmy w XVII wieku, a więc w dobie kontrreformacji, kiedy trwa polowanie na czarownice. Z historycznych przekazów dotyczących miejscowości Fordon, gdzie miały miejsce ich procesy, wynika, że wystarczyło pomówienie, wystarczyło, że ktoś źle na kogoś spojrzał albo powiedział złe słowo, i mogło paść posądzenie: to pewnie czarownica!
Ale kobieta, której grób pan odnalazł, to raczej nie była czarownica?
Moim zdaniem, nie. Gdyby została uznana za osobę stosującą czary, a więc wchodzącą w kolizję z prawem, to zostałaby osądzona i być może spalona, a osoby zgładzone w majestacie ówczesnego prawa, jeśli w ogóle chowano, to zazwyczaj w niedbały sposób, często w miejscu straceń, na przykład przy szubienicy. A ta kobieta została złożona do grobu zgodnie z rytuałem, jej ciało zostało ułożone starannie, głową na zachód.
Z jakiegoś powodu myślano jednak, że zechce wstać z martwych, i się tego obawiano. Dlaczego? Z uwagi na jej dość potężne zęby?
Zdjęcia zębów tej kobiety obiegły media, natomiast jej uzębienie wcale nie było atypowe. Zębodół uległ dezintegracji, być może z powodu zapalenia, mówiąc wprost, rozsypał się i dlatego tak wyeksponowany jest na zdjęciach siekacz.
Nie wiemy, czy w jej przypadku problemem były zęby, natomiast wiemy na pewno, że jeśli ktoś był przez swoją społeczność posądzany o "wampiryzm", to działo się tak dlatego, że był inny. W ten czy inny sposób.
Na przykład w jaki? Jak rozpoznać upiora?
Niekoniecznie musiały być to nietypowe cechy fizyczne. Mogło chodzić o irracjonalne zachowania.
Osoba mogła chorować psychicznie i na przykład opowiadać o tym, że widuje zmarłych?
To na pewno. Albo mogła też występować na przykład katalepsja, czyli specyficzne zesztywnienie mięśni połączone z zastyganiem postawy ciała oraz położeniem kończyn i wygięciem szyi, także w nienaturalnych pozycjach, co mogło przypominać objawy śmierci. W takim przypadku w XVII wieku ludzie mogli uznać, że nastąpił zgon, po czym później okazywało się, że ta osoba jednak żyje. Więc kiedy rzeczywiście zmarła, pojawiały się obawy, co będzie, jak wróci.
Ale mówiąc o nietypowych zachowaniach, nie miałem na myśli tylko objawów chorobowych. Mogła to być osoba, która posiadała większą od reszty społeczności wiedzę i zajmowała się chociażby praktykami leczniczymi.
Była zielarką?
Na przykład. I kiedy zachodziła specjalna potrzeba, to wtedy szło się do niej z prośbą o wyleczenie albo wręcz przeciwnie – o truciznę. A po śmierci uznawano, że lepiej się zabezpieczyć przed jej powrotem na ziemię.
Osoba posądzona o upioryzm mogła mieć też inne pochodzenie etniczne. Każda inność zawsze powoduje co najmniej rezerwę wśród danej grupy społecznej. Osobę taką odsuwano na margines społeczności, a po śmierci stosowano zabezpieczenia. Na wszelki wypadek.
Bywało przecież, że osoba umarła, a po jakimś czasie ktoś ją widział! Pojawiała się najczęściej nocą. A wtedy działy się złe rzeczy. Wówczas mieszkańcy przychodzili na cmentarz, otwierali grób…
Dokonywano ekshumacji "wampirzych" grobów?
Właśnie tak. Wykonywano to w ściśle określony sposób, zapewne według rad doświadczonej i szanowanej w danym środowisku osoby. Robiono różne rzeczy: zabezpieczano trumnę obręczami, układano zmarłego twarzą do ziemi, a czasem obcinano głowę.
Jednak w naszym odkryciu nie widać śladów ekshumacji.
Wampira, którego przedstawia XX-wieczna popkultura, należało zabić, bo inaczej będzie gryzł, pił krew i zamieniał Bogu ducha winne osoby w podobne sobie wampiry. Czy ta kobieta umarła śmiercią naturalną, czy społeczność pomogła jej odejść z tego świata? Może ją otruto?
Badamy jeden interesujący ślad: na podniebieniu są dwa przebarwienia, które wyglądają podejrzanie. Większość podniebienia jest zabarwiona zielonkawo, ale w okolicach zębów trzonowych barwa jest brązowobrunatna. Coś w tych ustach było, ale na razie nie wiemy co.
Wykonano już tomografię szkieletu, zbadamy szczątki kostne oraz DNA, dzięki czemu będziemy mogli ustalić, czy i na jakie choroby cierpiała.
Na razie nie wiemy, czy mogła zostać otruta. Do ust raczej nie włożono monety czy kamienia, mimo że na badanym przez nas cmentarzysku zaobserwowaliśmy wcześniej takie praktyki, tzn. groby zawierające szczątki dzieci z monetą w ustach.
Po co?
Gdyby taka osoba obudziła się i chciała kąsać, to wówczas w pierwszej kolejności ugryzłaby ten przedmiot. Znalezienie w ustach zmarłego monety jest dowodem na to, że w społeczności występowała wiara w istnienie istot wampirycznych - na przykład strzyg, upiorów - które kąsają, by pić krew.
A skąd się w ogóle wziął koncept wampira?
To jest pytanie z zakresu psychologii. W każdej społeczności znajdą się osoby, które widziały coś, czego inni nie widzieli: czarownice, diabły, kosmitów. Również współcześnie znajdzie pani takich, którzy się zarzekają, że porwało ich UFO i wykonywano na nich eksperymenty.
A jak się dzieje coś złego, to ludzie zawsze starają się znaleźć winnego. Dlaczego zwierzęta padają? Dlaczego nie ma urodzaju? Zawsze musiał się znaleźć kozioł ofiarny.
Ale dlaczego wampir? Skąd pomysł, że ludzie wstają z grobów?
To akurat nie jest nic niezwykłego. W życie pozagrobowe wierzono powszechnie na całym świecie. Ludność Haiti do dziś wierzy w żywe trupy, czyli zombi. W chrześcijaństwie mamy koncept nieśmiertelności duszy, a na przykład w buddyzmie – reinkarnację, ale wciąż jest to przekonanie, że człowiek nie umiera na zawsze. Na polskich cmentarzach w XVIII, a nawet XIX wieku ludzie czcili zmarłych poprzez chociażby tzw. dziady, czyli zabawy połączone z ucztą. Tego typu praktyki były surowo karane przez Kościół, a jednak było to dość powszechne.
Polacy imprezowali na grobach? Tak jak Meksykanie?
Tak jest.
Zostańmy chwilę przy upiorach. Kozak mówił o tym, że zdarzały się bardzo… samoświadome upiory. Rodzice na łożu śmierci potrafili nakazać dzieciom, by przy pochówku zachować wszelkie środki ostrożności. By uniemożliwić im powrót.
Natomiast za życia osoby, które posądzano o czary, tajemne moce, upioryzm, były towarzysko pomijane, nie wchodzono z nimi w bezpośredni kontakt, spychano je na margines społeczności. Tak mogło być również w przypadku kobiety, której grób znaleźliśmy.
Wspomniał pan, że została pochowana tak, jak trzeba było, aby umożliwić duszy dobre dalsze życie. Dlaczego głowa była ułożona na zachód?
Wynikało to z nakazów Kościoła, żeby zmarły patrzył w kierunku wschodnim, czyli w kierunku Jerozolimy. Zachód kojarzył się z zachodem słońca, ciemnością, krainą zmarłych.
W przypadku skazańców nie przestrzegano tej zasady. Chowano ich niedbale. Wrzucano do jamy grobowej byle jak.
Dysponujemy kronikami miejskimi z XVII, XVIII wieku, w których opisywano między innymi, że po powieszeniu zostawiano zwłoki nawet na miesiąc. Znam relację ze Śląska, gdzie dopiero po 30 dniach od wykonania kary śmierci kat wrócił, odciął ciało, położył je twarzą w kierunku ziemi i tak zostawił. A czasami po wykonaniu wyroku po prostu wykopywano dół w okolicy szubienicy i tam zakopywano skazańców. W przypadku skazańców bywało, że odcięta głowa była umieszczana przy nogach.
Dlaczego?
Być może dlatego, że gdyby się obudzili, to mieliby za daleko, by po nią sięgnąć. Taki zabieg w przypadku osób podejrzanych o czary czy szkodzenie żywym mógł jednak nie wystarczyć, ponieważ wierzono, że osoba może leżeć w grobie, a mimo to szkodzić.
Jako duch?
Tak, oczywiście. Dotyczy to oczywiście znowu nocy, nie dnia. Wszelkiego rodzaju szelesty, dziwne odgłosy były interpretowane jako sygnał, że zmarły wrócił z zaświatów lub usiłuje wrócić.
Zostawmy wampiry na chwilę. Jak powinien zostać pochowany szeregowy członek wspólnoty, by jego dusza mogła spokojnie pójść do nieba?
W "Śmierci w mieście hanzeatyckim w XVI–XVIII wieku" Edmunda Kizika opisano całą złożoną procedurę, zgodnie z którą protestanci postępowali ze zmarłymi. Wody, którą umyto ciało, nie wolno było wylewać w okolicy pól uprawnych, by nie zatruła jedzenia. W domu zasłaniano lustra…
Wciąż wiele osób to robi. Dlaczego?
Żeby nikt z żywych nie zobaczył w lustrze odbicia duszy nieboszczyka, ponieważ on wtedy pociągnie go za sobą.
Przed rozmową z panem wyszukałam, co o pogrzebach piszą internauci, i znalazłam na przykład twierdzenie takie: "Jak zmarły poleży przez niedzielę, to kogoś z rodziny ze sobą pociągnie".
W XVII wieku powszechnie wierzono, że dusze mogą krążyć po świecie żywych i mścić się za to, że nie umożliwiono im spokojnego czekania na zmartwychwstanie. Na przykład protestanci wierzyli, że cmentarz to jest tak naprawdę sypialnia. Zmarli śpią. Znalezione na cmentarzyskach ślady po poduszkach, niezależnie od ich funkcji utylitarnej, mogą także mieć w tym kontekście charakter symboliczny.
Ciało w grobie układano w ten sposób, by osoba mogła wygodnie i spokojnie spać. Najczęściej była to pozycja wyprostowana, na wznak, ręce układano wzdłuż ciała, a czasem na łonie. Niektóre osoby były chowane w jamie grobowej, część zapewne w trumnach, inne w całunie, inne odświętnie ubrane. Kościół zakazywał wystawnych pogrzebów i pochówków, a jednak pompa funebris często była charakterystyczna dla interesujących nas czasów.
Pompa funebris?
Rytuał wystawnego pochówku, kiedy zmarłego ubierano do trumny w drogie szaty. Mieszczanie urządzali wystawne pogrzeby, żeby "się pokazać", nie mówiąc o biskupach czy królach, rzecz jasna. A na wsiach było skromnie. Tak skromnie, że czasem trudno odróżnić, czy cmentarz był katolicki, czy protestancki, dlatego że w grobie nie ma w ogóle nic poza szkieletem.
Wspomniał pan o licznych grobach dzieci. Jak one wyglądają?
Czasem wręcz makabrycznie. Zmarłe noworodki chowano razem z matkami, które umierały przy porodzie, dlatego kiedy w grobie znajdujemy szkielet kobiety i małego dziecka, nie jesteśmy zaskoczeni.
Byliśmy natomiast skonfundowani, kiedy w 2007 roku odkryliśmy w Pniu grób, w którym pochowano mężczyznę w wieku 20–30 lat, a na jego podudziach złożono okołodwuletnie dziecko. Ułożono je w dziwnej pozycji: miało rozłożone ręce tak, że przypominało to krzyż.
Jak to można interpretować?
W dalszym ciągu się nad tym zastanawiamy. Czy miała miejsce jakaś tragedia? Epidemia? Czy te osoby były spokrewnione? Czy ten mężczyzna był ojcem? Bratem? Pytałem księży, czym mógł być motywowany taki pochówek, ale duchowni również byli zaskoczeni.
Na drugi taki przypadek natrafiono na jednym z cmentarzy we Wrocławiu. W grobie pochowano starszego mężczyznę oraz dwoje dzieci. Jedno z nich obejmowało mężczyznę za udo. Dlaczego ręce dziecka ułożono w taki sposób? Trudno to wyjaśnić.
Pozostając przy makabreskach: przed pochówkiem upewniano się, czy zmarły aby na pewno nie żyje?
Do ust przykładano na przykład lusterko lub piórko, żeby sprawdzić, czy jest ruch powietrza.
Mimo to odkrywamy pochówki, w przypadku których wydaje się, że zmarły się przemieszczał po złożeniu do grobu. Faktem jest, że chowano żywcem za karę. Na przykład za zabicie płodu.
Na Śląsku znaleziono grób kobiety pośród mężczyzn skazańców i sądzi się, że może to być przykład takiej właśnie praktyki.
Rzeczy, o których pan opowiada, są arcyciekawe.
W przyszłym roku zamierzamy dalej prowadzić badania w Pniu. Pytanie, co jeszcze znajdziemy!
Jak długo człowiek musi wytrwale pracować z miotełką, żeby natrafić na coś cennego dla nauki?
Różnie to bywa i wcale nie pracujemy tylko z miotełkami, bo kiedy badamy niektóre stanowiska, wtedy narzędziem pracy stają się nawet spychacz i koparka.
Metody pracy są różne. Tak samo pieniądze. Czasem prowadzi się badania prawie za darmo, ale są też kolosalne pieniądze…
Kolosalne pieniądze w polskiej nauce?! To najbardziej zaskakująca rzecz, jaką dziś od pana usłyszałam.
Narodowe Centrum Nauki czy Narodowy Program Rozwoju Humanistyki przyznają granty nawet na kilka milionów złotych. Tak się zdarza. Co oczywiście nie zmienia faktu, że generalnie nasze państwo wydaje na naukę nieporównywalnie mniej niż państwa zachodnie.
Na trwające dwa tygodnie badania w Pniu mieliśmy 15 tys. złotych. Opieraliśmy się głównie na wolontariacie.
Właśnie to, co pan teraz mówi, przystaje do mojej wizji warunków pracy polskich naukowców.
Zastanawiałem się, czy w ogóle mam te badania prowadzić! Trochę to było na zasadzie partyzantki. Polak potrafi.
Powiedzmy, że czyta pana teraz licealista, który marzy o pracy archeologa. Wyobraża sobie, że to fascynująca, pełna niespodzianek praca, że będzie dużo jeździł po kraju i świecie. Zachęcałby pan czy odradzał?
Trudne pytanie. Z pracą jest, niestety, dość ciężko. Istnieją, co prawda, prywatne firmy archeologiczne, ale one muszą działać w ramach dużej konkurencji, a zleceń obecnie jest mniej, bo boom na badania archeologiczne w związku z dużymi inwestycjami już minął. Jedno jest pewne: pracując jako archeolog, trzeba mieć dużo cierpliwości.
Powiem pani natomiast, z czego jestem dumny. Prowadzę wykłady ogólnouniwersyteckie, podczas których mówię między innymi o Krzyżakach, o zwyczajach pogrzebowych, o Katyniu. Wie pani, kto się zapisuje najczęściej? Wcale nie humaniści, ale osoby z astronomii, fizyki, matematyki!
Wcale się nie dziwię. Chcą poszerzać horyzonty.
I nawet kilka takich osób z kierunków ścisłych zdecydowało się pod wpływem tego mojego wykładu studiować również archeologię.
Czy potrafiłby pan wybrać, które z pańskich odkryć jest najważniejsze?
Zdecydowanie to ostatnie. Interpretacja tego pochówku będzie dużym wyzwaniem.
Mam nadzieję, że specjalistyczne badania pozwolą nam rozwikłać, a przynajmniej przybliżyć tajemnicę śmierci i pochówku tej kobiety.
Weekend może być codziennie - najlepsze reportaże, rozmowy, inspiracje >>
Dariusz Poliński. Profesor nadzwyczajny w Instytucie Archeologii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Specjalizuje się w archeologii historycznej. Jego zainteresowania badawcze dotyczą późnego średniowiecza, a szczególnie terenu dawnego państwa krzyżackiego, w tym historycznej ziemi chełmińskiej. W latach 2004–2010 oraz w 2022 r. kierował badaniami archeologicznymi średniowieczno-nowożytnego kompleksu osadniczego w Pniu, podczas których dokonano wielu ważnych odkryć. Jest autorem szeregu publikacji, w tym kilku książek.
Anna Kalita. Absolwentka politologii na Uniwersytecie Wrocławskim. Dziennikarka. W 2016 r. otrzymała honorowe wyróżnienie Festiwalu Sztuki Faktu oraz została nominowana do Grand Press w kategorii dziennikarstwo śledcze za wyemitowany w programie TVN "UWAGA!" materiał "Tu nie ma sprawiedliwości", o krzywdzie chorych na alzheimera podopiecznych domu opieki, a w 2019 r. do Nagrody Newsweeka im. Teresy Torańskiej za teksty o handlu noworodkami w PRL, które ukazały się w Weekend.gazeta.pl. Fascynują ją ludzie i ich historie oraz praca, która pozwala jej te historie opowiadać. Kontakt do autorki: anna.kalita@agora.pl.