
W lipcu 1937 roku Japonia zaczęła okupację Pekinu i Tiencinu. W połowie sierpnia w Szanghaju wybuchła wojna. Armia chińska walczyła dzielnie, lecz poniosła katastrofalną w skutkach klęskę. Kraj stracił ponad czterysta tysięcy ludzi razem z właściwie całymi powstającymi dopiero siłami lotniczymi i większością okrętów wojennych. W tym krytycznym momencie generalissimus Chiang wezwał naród, by stawił Japonii opór za wszelką cenę.*
Aby dać przykład i podnieść morale żołnierzy, madame Chiang i jej siostry pojechały na front, gdzie wygłaszały porywające przemówienia oraz mobilizowały kobiety, by szkoliły się na pielęgniarki i otaczały opieką osierocone dzieci. Pisały do zagranicznej prasy, udzielały wywiadów zagranicznym dziennikarzom tłumnie napływającym do Chin oraz transmitowały audycje do Stanów Zjednoczonych, posługując się płynnie językiem angielskim.
Ei-ling skupiła się na organizowaniu szpitali, na przykład w Lido Cabaret, dawnej popularnej sali tanecznej, którą Starsza Siostra przemieniła w dobrze wyposażony oddział z trzystoma łóżkami. Za własne pieniądze kupiła karetki i ciężarówki do przewozu rannych.
Pierwszy – i chyba jedyny – raz Czerwona Siostra odsunęła na bok swoją nienawiść do Chiang Kai-sheka i poprosiła ludność, by zjednoczyła się wokół generalissimusa. Oznajmiła, że była "niezwykle podekscytowana", wręcz "wzruszona do łez", gdy czytała przemówienie, w którym Chiang wzywał do jedności z komunistami, by kraj mógł razem walczyć przeciwko Japonii. Obiecała "puścić w niepamięć wszystkie dawne pretensje i żale".
Młodsza Siostra z oddaniem odwiedzała rannych żołnierzy. Pewnego dnia przyjechała do szpitala kabrioletem w towarzystwie Donalda, swojego australijskiego doradcy. Mieli za sobą niebezpieczną podróż, ponieważ drogi były naszpikowane lejami po bombach, a japońscy piloci wypatrywali samochodów, którymi wożono wyłącznie ważne osobistości. Gdy May-ling, ubrana w niebieskie spodnie i koszulę, z ożywieniem rozmawiała z Donaldem, samochód nagle wjechał w dużą dziurę i pękła tylna opona. Pojazd wypadł z drogi i koziołkował. May-ling przeleciała nad głową Donalda. Wylądowała w rowie jakieś sześć metrów dalej i straciła przytomność. Gdy się ocknęła, wyglądała słabo i narzekała na ból w boku. W odpowiedzi na pytanie Donalda: "Chcesz jechać dalej i odwiedzić tych żołnierzy?", zastanowiła się jednak chwilę i odrzekła: "Pojedziemy". Objechali kilka obozów. Później lekarze stwierdzili, że miała złamane żebro i wstrząśnienie mózgu.
(…)
May-ling otrzymała wspaniały tytuł: w połowie lat trzydziestych jako sekretarz generalna Komisji Lotnictwa pomagała budować chińskie siły lotnicze. To ona w 1937 roku znalazła i zaprosiła do Chin kapitana Claire’a Chennaulta, który założył później Amerykańską Grupę Ochotniczą zwaną Latającymi Tygrysami, wyspecjalizowaną formację liczącą ponad sto amerykańskich pilotów. Grupa ta zniszczyła setki japońskich samolotów.
(…)
Kapitan miał bardzo pobrużdżoną twarz, prawdopodobnie wskutek spędzenia wielu godzin w otwartym kokpicie. Winston Churchill wymamrotał ponoć na jego widok: "Mój Boże, co za twarz. Cieszę się, że mamy go po swojej stronie". Chennault bez wątpienia był po stronie May-ling. "Zawsze pozostanie dla mnie księżniczką – napisał w swoim dzienniku. – Madame Chiang była dla wroga ważnym celem, a wielokrotnie ryzykowała życie, zjawiając się na lotnisku, by dodać odwagi chińskim pilotom, za których czuła się odpowiedzialna. Nawet dla mężczyzny było to silne przeżycie: ponure miny i poczucie beznadziei, z jakimi piloci wyruszali na spotkanie z coraz większym niebezpieczeństwem, długie i wykańczające nerwowo oczekiwanie, a potem powrót ocalałych – zakrwawionych, poparzonych i ogorzałych od walki. Zawsze wytrącało ją to z równowagi, lecz wytrzymywała do końca, dbając o to, by czekała na nich gorąca herbata, i słuchając ich opowieści o walce".
Amerykańscy piloci także ją podziwiali. Jeden z nich, Sebie Biggs Smith, wspominał, jak przyjechał na lotnisko po wyjątkowo zaciętej bitwie powietrznej:
Pojechaliśmy tam, by ocenić straty, ale zanim wysiedliśmy z samochodu, zobaczyliśmy madame Chiang krążącą wokół bardzo zniszczonego samolotu. Zjawiła się wcześniej niż my. Znowu muszę powiedzieć, że była niezwykle odważną kobietą. W czasie wojny nieustannie ryzykowała, jakby była jednym z żołnierzy. Po każdym nalocie spieszyła na lotnisko, by policzyć wracających chłopców, nalegała, by szykowano dla nich kawę, oraz robiła, co w jej mocy, by ułatwić zadanie tym odważnym lotnikom, którzy walczyli mimo znikomych szans i bez zmienników, a każdy z nich, zjawiając się co rano na lotnisku, wiedział, że ten lot może być jego ostatnim.
Razem z Donaldem, swoim bliskim współpracownikiem, May-ling ujawniła malwersacje finansowe związane z astronomicznymi prowizjami od rządowego zakupu samolotów i sprzętu lotniczego. W transakcji pośredniczył Amerykanin A. L. Patterson. Nelson T. Johnson, ambasador Stanów Zjednoczonych, napisał w notatce służbowej sporządzonej po rozmowie z członkiem jego personelu: "Podpułkownik lotnictwa Garnet Malley […] był zadowolony, że Patterson podwoił, a niekiedy nawet potroił cenę amerykańskich samolotów sprzedanych chińskiemu rządowi". W jednym wypadku cena "była zawyżona czterokrotnie". Przerażona May-ling wydała rozkazy, by "gruntownie zbadać sprawę". Szybko się okazało, że maczała w niej palce Starsza Siostra. Amerykański ambasador napisał w notatce: "Przez pewien czas wymieniano niejakiego generała Tzau jako przedstawiciela pani H. H. Kung inkasującego środki pochodzące z zakupu samolotów po zawyżonej cenie".
W połowie stycznia 1938 roku May-ling poleciała do Hongkongu, by leczyć się z obrażeń odniesionych w niedawnym wypadku samochodowym. Zjawiła się tam jednak także po to, by zamienić słowo z siostrą. Ei-ling przez większość czasu mieszkała w Hongkongu, gdzie z domu na klifie z widokiem na ocean zarządzała swoimi rozlicznymi interesami. W sąsiedztwie dominowały ogrody tarasowe i zadbane korty do tenisa. Wieczorami często grała w brydża. May-ling została dłużej, niż planowała. W depeszy do męża napisała, że Ei-ling ucierpiała wskutek niefortunnego upadku. Potem sama położyła się do łóżka. Zatroskany Chiang przesłał życzenia szybkiego powrotu do zdrowia, wyraźnie prosząc May-ling, by "nie martwiła się tą sprawą z Komisją Lotnictwa". W połowie lutego przysłał jednak dwa pilne telegramy: "Mam nadzieję, że wyzdrowiałaś". "Reorganizacja w Komisji Lotnictwa. Ważne. Proszę, wracaj natychmiast".
W czasie tych długich odwiedzin Starsza Siostra przekonała May-ling, że jej działania biznesowe nie wpłyną na wynik wojny, lecz będą miały zasadniczy wpływ na prywatne i polityczne życie Młodszej Siostry oraz jej męża. Uzasadniała je koniecznością zaspokajania politycznych potrzeb generalissimusa, zapewnienia godnego bytu Młodszej Siostrze, a przede wszystkim przygotowania się na czarną godzinę. Ei-ling musiała zadbać o przyszłość całej rodziny. Później, gdy mijał rok za rokiem i wojna wciąż trwała, May-ling dostrzegła logikę w postępowaniu siostry. Tymczasem, nawet jeśli nie była do końca przekonana o słuszności jej metod, uległa jej autorytetowi. Po powrocie do stolicy zrezygnowała ze stanowiska sekretarz generalnej Komisji Lotnictwa. Jej mąż ukręcił łeb dochodzeniu w sprawie skandalu.
Reputacja Ei-ling jako osoby, która wykorzystała prowadzoną przez Chiny wojnę, by napchać sobie kieszenie, zataczała coraz szersze kręgi. Nikt nie miał wątpliwości, że to ona stoi za najważniejszymi decyzjami finansowymi podejmowanymi przez H. H. Kunga, jej męża trzymającego klucz do państwowego skarbca. Jak powiedział później on sam w rozmowie przeprowadzonej w ramach projektu z dziedziny historii ustnej, realizowanego na Uniwersytecie Columbia w Nowym Jorku, o prawdziwym budżecie kraju (który nazywał "tajnym budżetem") decydowały dwie osoby – on i Chiang Kai-shek: "Tajny budżet wymagał tylko dwóch podpisów". Taka pozycja dawała państwu Kung ogromne korzyści finansowe. W 1935 roku H. H. zreformował chińską walutę, wprowadzając fabi; kiedy dwa lata później wybuchła wojna i wiedział, że nastąpi inflacja, rodzina wymieniła wszystkie swoje fabi na złoto, dzięki czemu jej majątek nie ucierpiał, podczas gdy wartość majątku przeciętnego Chińczyka gwałtownie spadła. W czasie wojny rząd wydawał olbrzymie kwoty na zakup broni, z czego Kungowie czerpali znaczne korzyści. H. H. mianował swojego syna Davida, absolwenta mającego zaledwie dwadzieścia kilka lat, wspólnym dyrektorem zarządzającym Centralnej Spółki Powierniczej, czyli osobą odpowiedzialną za dostawy rządowe. Jako że środki dla armii przyznawano głównie w dolarach chińskich, a uzbrojenie trzeba było kupować za obcą walutę, transakcje obejmowały wymianę walut, na której David zarabiał krocie. Ponadto ten młody człowiek założył własne przedsiębiorstwo o nazwie Yangtze Trading Corp., trudniące się przywozem i wywozem towarów. Pełniło ono funkcję chińskiego pośrednika dla dużych prodentów z Zachodu. Gdy w 1941 roku Stany Zjednoczone przystąpiły do wojny i zaczęły napływać amerykańskie transporty, państwo Kung i ludzie z ich grona weszli w rolę pośredników i zbili fortunę. Otrzymywali prowizję nawet od chińskich banknotów drukowanych przez zagraniczne przedsiębiorstwa na zlecenie ministerstwa H. H.
John Gunther, amerykański dziennikarz, napisał o Ei-ling w 1939 roku: "To wytrawna finansistka czerpiąca dziką przyjemność z manipulacji rynkowych i działalności gospodarczej. Wzrost olbrzymiej fortuny Soongów przypisuje się właśnie jej sprytowi i umiejętnościom w dziedzinie finansów". "Mówi się o szkodliwych skutkach malwersacji związanych z zakupem samolotów. Czasami działania zmierzające do wyeliminowania korupcji wśród urzędników blokuje się z niewiadomego powodu. Kungowie są bardzo ważni dla generalissimusa i dobrze o tym wiedzą. On także […], wszak kontrolują finanse państwa".
*Fragmenty książki "Siostry z Szanghaju. Trzy kobiety, trzy drogi do władzy i wszechpotężne Chiny", Jung Chang, tłumaczenie: Anna Gralak