
Na niespełna tydzień przed ślubem Karol pozwala sobie na nieostrożny gest. Diana odkrywa to przez przypadek, gdy zagląda do biura Michaela Corborne’a, sekretarza prasowego narzeczonego. Na biurku dostrzega paczuszkę z imieniem Kamili. Czeka już tylko na wysłanie. Diana nabiera podejrzeń.*
Karol robi drobne prezenty przyjaciółce. Poprzednio przyłapała go, gdy kupował kwiaty. Wiele razy już dręczyła księcia pytaniami o jego dawną relację. Dostawała wymijające odpowiedzi. Instynkt mówi jej, że coś jest nie tak. Teraz znajduje potwierdzenie. Zwraca się do sekretarza ze stanowczą prośbą. Chce zobaczyć, co jest w środku. Widzi zrobioną na zamówienie złotą bransoletkę z literami G i F. Obok doczepiona kartka: "Od Freda dla Gladys". To przezwiska Kamili i Karola wzorowane na bohaterach ich ulubionego programu radiowego The Goon Show. Diana dawno to rozszyfrowała. Tym razem nie może nad sobą zapanować. Wychodzi z pokoju z płaczem. Biegnie do Karola. Ten wzrusza ramionami: "Tak wypadało. Kamila jest przecież dobrą przyjaciółką".
Diana nie kupuje tego argumentu. Jest młodziutka i pewna swojego uroku. Wydaje się jej, że ludzi można zmieniać: "odbije" przecież swojego księcia z bajki. Uczestniczy więc dalej w sesjach fotograficznych przed ślubem stulecia. Ten ślub to iskierka nadziei w smutnym brytyjskim krajobrazie początku lat 80.
Tę dekadę naznaczają strajki, płonące barykady, zamieszki na tle rasowym i new romantic Duran Duran. To wówczas Żelazna Dama (jak nazywano Margaret Thatcher) walczy z górnikami, rozprawia się z IRA. Brytyjczycy (przynajmniej niektórzy) mają na pocieszenie swój narkotyk. Coś, co pomaga przetrwać. To wiara w rodzinę królewską i bajkę o pięknej księżniczce i jej księciu. "Operę mydlaną" Windsorów ogląda cały świat.
Transmisję ze ślubu Diany i Karola śledzić będą trzy czwarte miliarda telewidzów. "Ślub był lekarstwem przeciwbólowym zaaplikowanym narodowi przez królową i jej syna. Mieliśmy wtedy najgorsze bezrobocie od 50 lat i 12-procentową inflację" – wspominał po latach sir Bernard Ingham, legendarny sekretarz prasowy Żelaznej Damy. Wielka Brytania będzie o tym ślubie czytać w dziesiątkach tytułów. Codziennie będą o nim krzyczeć nagłówki. Nie będzie przez wiele miesięcy innego tematu.
(…)
W przeddzień ślubu Karol żegna się jeszcze z prawdziwą miłością swojego życia, Kamilą. Jedzie sam, bez oficera ochrony, by przekazać jej swój prezent, ową feralną bransoletkę.
"Gdzie jest Karol?" – dopytuje Diana ochrony. Słyszy, że "pojechał na lunch". Diana jedzie do siostry Jane Fellowes. Jej może pokazać swoją prawdziwą twarz zrozpaczonej młodej kobiety. Zwierza się ze swoich podejrzeń wobec Karola. Siostra wypowiada wówczas słynne zdanie: "Za późno. W sklepach na Oxford Street są już ręczniki do herbaty z twoją podobizną!".
Do ślubu pozostaje zaledwie kilkanaście godzin. Diana umawia się w Clarence House na kolację z siostrą. Wkrótce potem ma silny atak bulimii. Kiedy zostaje sama ze sobą, zagryza palce i płacze w poduszkę. Nowy ochroniarz ze Scotland Yardu, Paul Officer, zwraca się wówczas do niej, wypowiadając pamiętne zadnie: "Chciałem tylko przypomnieć, że to ostatnia noc wolności w pani życiu, więc trzeba ją może wykorzystać".
Książę Karol, jak wspomina jego służący Stephen Barry, spędza część wieczoru, gapiąc się bez celu w okno. Kiedy wyraźnie kręcą mu się w oczach łzy, Barry pyta, czy coś jest nie tak. Karol odpowiada ponoć wymownym pytaniem: "Czy jest możliwe kochać na raz dwie kobiety?".
Kilka źródeł twierdzi wręcz, że w noc poprzedzającą ślub z Dianą Karol spędził parę godzin w objęciach swojej kochanki, żegnając się z nią – jak wówczas myślał – na zawsze. By być dobrym i wiernym mężem. To postanowienie to przykład idealistycznego uniesienia, słomianego zapału. Książę nie jest w stanie go zrealizować, ani wtedy, ani potem.
Amory w kabinie
Dziś wiemy ze wspomnień wielu ludzi, że jeszcze w kwietniu 1980 roku Kamila i Karol nie wstydzili się publicznie okazywać sobie uczuć. Najwyraźniej wracały do nich także emocje seksualne. Książę zabrał ze sobą Kamilę na swoją oficjalną wizytę do Zimbabwe, a podczas lotu zażenowana załoga starała się nie słyszeć odgłosów z zamkniętej kabiny, w której lecieli kochankowie.
Następca tronu podjął w głębi duszy bardzo cyniczną decyzję – żenił się z młodą kobietą, której do końca nie kochał! Miał też najwyraźniej wrażenie, że – jak wielu książąt Walii przed nim – zachowa prawo do posiadania kochanki. Nie był to jednak początek XX wieku, kiedy gruby niczym Henryk VIII król Edward VII zdradzał swoją piękną, chorą żonę Aleksandrę z setkami kochanek w kurortach i dworach całej Europy (a służba zawsze dostarczała mu na stolik nocny pieczonego kurczaka, którego lubił spożywać w przerwach podczas seksu). Pod koniec XX stulecia taki stosunek do przyszłej żony to okrucieństwo i anachronizm.
Był też i inny aspekt osobistej tragedii tych dwojga młodych ludzi – do nierozważnego małżeństwa popchnęły Karola i Dianę nieuznające już żadnych granic i przyzwoitości media. Brytyjskie brukowce przedstawiały "royalsów" jak figurki rodziny Simpsonów, na przemian je przewracając, pogardzając nimi i wynosząc je do roli współczesnych świętych.
Takie "podniesienie" odbyło się 29 lipca 1981 roku.
(…)
Każdy, kto wżeni się w rodzinę Windsorów, wpada jak śliwka w kompot. Młodziutka Diana, i potem dużo starsza Meghan, trafiły w "maszynę masarską monarchii". Musiały poświęcać całe dni nudnym oficjalnym wizytom, nauczyć się bizantyjskiego protokołu pałacu Buckingham i uważać na każde słowo, krok i gest.
Życie nowego Windsora to seria psychologicznych tortur, a nie rozdział bajki o księżniczce na ziarnku grochu czytany przy kominku i filiżance czekolady. Jak pisze w swojej książce Johann Hari, dworzanie nazywają ten proces formowania nowo przybyłych w dworskiej "masarni" karmieniem bestii. Tak jakby chodziło o uzyskanie z normalnej, czyli nie do końca równej osobowości nowo przybyłego, czegoś w rodzaju parówki. Diana okazuje się bardzo "koścista". W maszynie co chwila coś gruchocze. Nie chodzi o zwykłe docieranie się z mężem. Już po kilku dniach młodziutka księżna popłakuje, zamyka się w pokoju i odmawia udziału w posiłkach. Ktoś to może zauważyć i sprzedać historię mediom! – załamuje ręce królowa. To, co robi Diana, zakrawa już na jej pierwszy otwarty bunt.
Żona następcy tronu ignoruje imprezy dworskie. Czyni to mimo ponawianych zaproszeń Elżbiety. Młoda dziewczyna nie może znieść izolacji. Tak jak w 2019 roku księżną Meghan, tak i Dianę prawie cztery dekady wcześniej nudzą śmiertelnie przyjęcia (Meghan wyszła po paru minutach z urodzin Karola!). Nie chce czekać na tyrady Filipa i zdawkowe wypowiedzi królowej. Nie chce podziwiać poglądów pary superdinozaurów Tysiącletniego Królestwa niczym prawd salomonowych.
Ostrzeżenie babci
Dianie przypominają się prorocze słowa na temat Windsorów wypowiadane przez jej babcię ze strony matki, lady Fermoy, damy dworu Królowej Matki: "Musisz, kochanie, zrozumieć, że ich styl życia i poczucie humoru są odmienne od twojego. Nie uważam, byś tam pasowała". Jest już jednak stanowczo za późno na ucieczkę.
Jesienią chłód w pałacach zaczyna mocniej dawać się we znaki. Królowa i jej najstarszy syn cierpią na napady skąpstwa. Elżbieta czuwa nad tym, by kaloryfery nie były zbyt ciepłe. "Włóż grubszy sweter" – radzi synowej, kiedy ta narzeka na przenikliwe zimno. Karol, gdy dopadnie go chciwość, lubi oszczędzać na posiłkach. Każe wtedy podawać na obiad resztki z kolacji. W tajemnicy przed światem Diana zmaga się z bulimią – najada się z nerwów ponad wszelką miarę, a potem wymiotuje. Szybko chudnie. Zaczyna usychać z nudy i samotności. Jej stan psychiczny pogarsza się z powodu emocjonalnego autyzmu Karola. Już w październiku, parę miesięcy po ślubie, książę jest zmuszony wezwać z Londynu swojego sekretarza Michaela Colborne’a. Jego zadanie to "czuwanie nad księżną Dianą". Sprawy nie mają się więc najlepiej.
Jego Wysokość nie pomaga Dianie w walce z chorobą. Myśli o swoich fanaberiach. Książę oprócz napadów chciwości cierpi też na fobie zdrowotne. Przechodzi od czasu do czasu na wegetarianizm, je wtedy głównie marchewki i sałatę. Urządza więc z żoną wyścigi, kto zje mniej. Karol nadrabia zaległości dietetyczne na przyjęciach. Diana osuwa się coraz głębiej w chorobę.
Kiedyś, w epoce Henryka VIII, zamknięto by ją w londyńskiej twierdzy Tower i ucięto język albo spalono na stosie. Trochę później wylądowałaby w klasztorze albo psychiatryku, jak niektóre kochanki króla Edwarda VII w końcówce XIX wieku. 120 lat później, w epoce szajby na punkcie celebrytów, "szaleństwo" księżnej Diany jest starannie ukrywane. Media stanęłyby bowiem zapewne po jej stronie! Nic nie robi tak dobrze tabloidowi, jak ubranie się w szaty bojownika o prawa młodej pięknej kobiety dręczonej przez bezduszne dworskie smoki. A Diana jest poddawana różnym, mniej lub bardziej subtelnym, torturom.
Karol, Andrzej i Edward szybko wyłapują, że erudycja – a właściwie jej brak – to czuły punkt księżnej. Otwarcie sobie z niej dworują. Diana boi się publicznie otworzyć usta. Każde, choćby najkrótsze wystąpienie przepełnia ją paraliżującym strachem. "Wiem, co mi potem powiedzą. Widzę, jakim wzrokiem patrzy na mnie po moich wystąpieniach królowa" – skarży się w liście do siostry, Sarah. Przeżywa dysonans poznawczy, który potrafi wykończyć psychicznie każdego – poza pałacem staje się z miesiąca na miesiąc idolką tłumów, ikoną mody i królową dowcipu. W murach pałacu, kiedy znikną media, jest uznawana za postać drugiego sortu.
"Jest traktowana jak ktoś, kto nigdy nie będzie »jednym z nas«, parweniuszka, która przecież powinna się uważać – niezależnie od wszystkiego – za prawdziwą szczęściarę" – pisze z ironią biograf Windsorów, Anthony Holden.
Diana stara się wyrwać z klatki Windsorów chociaż na chwilę. Po kolacji w Balmoral nie czeka potulnie – jak nakazuje protokół – na wyjście królowej. Znika gdzieś sama. Schodzi pogadać sobie ze służbą. Ochrona nie wie, jak się zachować. To sprawy bezpieczeństwa. Agenci nie wiedzą choćby, kiedy włączyć alarm na noc. Księżna tymczasem siada na murku i długo rozmawia z kelnerami, kucharzami i pokojówkami. W końcu zaniepokojona ochrona i szefowie służby dostają surowe polecenie z góry – koniec, kropka! – księżna ma więcej nie wchodzić do pomieszczeń dla służby! "Jej Wysokość, tu zaczynają się nasze pokoje. Tam, po drugiej stronie są salony, na których przebywa pani" – klaruje pewnego dnia Dianie jeden z dworskich menedżerów.
Księżna nie chce robić skandalu. Potulnie wraca do męża i teściowej.