Historia
Schronisko w Dolinie Piêciu Stawów Polskich w 1997 roku (Fot. S³awomir Sierzputowski / Agencja Wyborcza.pl)
Schronisko w Dolinie Piêciu Stawów Polskich w 1997 roku (Fot. S³awomir Sierzputowski / Agencja Wyborcza.pl)

- Nasza rodzina od zawsze zajmowa³a siê schroniskiem w Piêciu Stawach - mówi Marta Krzeptowska. - Mieli¶my w dolinie swoj± ziemiê, st±d w ogóle powsta³ pomys³ prowadzenia schroniska. Rodzina babci wypasa³a tu owce, a pradziadkowie po prostu zaczêli opiekowaæ siê turystami. Nasi pradziadowie prowadzili zajazd przy Wodogrzmotach, potem schronisko w Roztoce, a¿ w koñcu babcia Marysia z dziadkiem Andrzejem przeszli do Piêciu Stawów, tworz±c to miejsce niemal od podstaw. Babcia mia³a wielki talent do opiekowania siê turystami, a potem ka¿de kolejne pokolenie mia³o bardzo du¿y wk³ad w rozwój tego schroniska. I ja mam ¶wiadomo¶æ tej tradycji.*

Znam wiele historii o babci, które traktujê jako wzór, choæ przecie¿ to by³y zupe³nie inne czasy, inny system obs³ugi. Teraz nie do pomy¶lenia by³oby "wyganianie" turystów miot³±, ¿eby szli w góry, bo jest ³adna pogoda. Babcia by³a do¶æ bezkompromisowa. Oczywi¶cie nie robi³a tego z³o¶liwie, to by³ rodzaj folkloru i ¶wiadczy³ o ¿yczliwym podej¶ciu do go¶ci. Babci zwyczajnie zale¿a³o na tym, ¿eby ludzie skorzystali z piêknej pogody i z miejsca, w którym siê znajduj±.

Mamy bardzo du¿o tych historycznych wzorców metod komunikowania siê z turystami, które de facto stosujemy do dzi¶. Nam te¿ zdarza siê trochê "wypêdzaæ" turystów, ale w bardziej ¿artobliwy sposób. Choæ my¶lê, ¿e za czasów mojej babci robiono to tak¿e z przymru¿eniem oka i serdecznie.

- W Stawach zawsze czuli¶my siê jak u siebie w domu - przyznaje Marychna Krzeptowska. - Stare schronisko, które dzi¶ jest le¶niczówk± Tatrzañskiego Parku Narodowego, by³o w³asno¶ci± naszej rodziny. P³ywali¶my pontonem po stawie, ³owili¶my pstr±gi, mieli¶my poczucie posiadania w³asnego kawa³ka Tatr.

Szlak prowadz±cy z Doliny Piêciu Stawów Polskich do Morskiego Oka (fot. Marek Podmok³y / Agencja Gazeta)

Z czasem wiele siê zmienia, jedyne, co pozostaje niezmienne, to podej¶cie naszej rodziny do turysty. Pamiêtam, jak raz przy tacie zaczê³am jêczeæ niezadowolona, psiocz±c na go¶ci. "Cicho, co by¶ zrobi³a, gdyby ich nie by³o?", skwitowa³, przypominaj±c, ¿e tu to tury¶ci s± najwa¿niejsi, bo to oni s± jedynym powodem istnienia tego miejsca, a co za tym idzie, jedynym powodem, dla którego tu jeste¶my.

***

Pan Mietek, Krysia, Natalia, Justynka, Darek, Micha³, Piotrek - to sta³y piêciostawiañski zespó³, fundament tego miejsca. Schronisko w Stawach od zawsze mia³o szczê¶cie do pracowników, co wcale nie jest oczywiste. Praca jest bardzo trudna i niezwykle wymagaj±ca, a zatem ci, którzy chc± j± wykonywaæ, musz± to robiæ z sercem. I robi±. Wiele osób straci³o dla tego miejsca g³owê. Byli tacy, którzy niemal z dnia na dzieñ rzucali wszystko, odcinali siê od ¶wiata, by latami ¿yæ i pracowaæ w Stawach.

- O takich rzeczach czyta siê w powie¶ciach romantycznych i odbiera siê te historie jako totalnie irracjonalne, a jednak tutaj takie rzeczy siê zdarza³y - mówi Damian Wilczyñski. - Bardzo czêsto ludzie zostawali tu pod wp³ywem impulsu, jakby to miejsce rzuca³o na nich urok. Magia, po prostu magia. Nikomu nie przeszkadza³y siermiê¿ne warunki - przeciwnie, to w³a¶nie powrót do korzeni, do zwyczajnego prostego ¿ycia by³ najatrakcyjniejszy.

Flagow± postaci± Stawów, ³±cz±c± przesz³o¶æ z tera¼niejszo¶ci±, jest jedyny w swoim rodzaju Mietek Burdyl. Dla turystów - pan Mietek, dla przyjació³ - Mrewik, Mrewe. Wyszed³ kiedy¶ sprawdziæ, jaka jest pogoda, wróci³ z wiadomo¶ci±, ¿e "mrewi", to po orawsku "m¿y" - i tak zosta³ Mrewikiem. Pracuje w schronisku od piêædziesiêciu dwóch lat! W Stawach pojawi³ siê jako szesnastolatek.

- Andrzej Krzeptowski senior, dziadek Marychny i Marty, by³ koleg± mojego ojca - wspomina pan Mietek. - Obaj byli my¶liwymi. Pochodzê z Orawy, z Lipnicy Wielkiej i w³a¶nie tam pan Andrzej czêsto przyje¿d¿a³ na polowania. Du¿o chodzi³em z nimi po lesie, rano, bo po po³udniu chodzi³em do szko³y. Raz pan Andrzej mówi do ojca: "Stefan, biere Mietka na miesi±c w góry". Mnie siê Tatry podoba³y, od nas ³adnie je by³o widaæ, ale daleko by³y. A ¿e akurat wtedy nie mia³ kto woziæ towaru do Stawów (wozi³ go jaki¶ ch³opak z Dzianisza, ale s³abo mu sz³o), to ja siê tym zaj±³em. Mia³em zostaæ na dwa miesi±ce, zosta³em do dzi¶. Podoba³o mi siê tu. Zarabia³em, nareszcie mia³em swoje pieni±dze, towarzystwo by³o fajne, nie narzeka³em na kierownictwo ani na nic, by³em chyba lubiany, no to jestem. Zawsze ¶miali¶my siê, ¿e najgorsze jest tu pierwsze dziesiêæ lat, potem ju¿ siê cz³owiek przyzwyczaja.

Nigdy nie ¿a³owa³em, ¿e tu pracujê. Nigdy nie mia³em pomys³u, ¿eby to rzuciæ. Bo co tam robiæ na dole? Tu by³o fajnie: cisza, spokój. Nawet siê nauczy³em gadaæ do siebie, jak siedzia³em sam. A siedzia³em nieraz i miesi±c, bo dawniej zim± nikogo nie by³o. Telewizora nie by³o, radyjko by³o, ale ja tam muzyki nie za bardzo lubiê s³uchaæ. Lubiê za to ciszê i spokój. I tu to by³o. Ludzie pytali siê, czy siê czego¶ nie bojê. Ale czego siê tu baæ? Na dole wiêkszy strach. Do Roztoki nieraz jaka¶ ³ajza przysz³a, ale tu to musia³ byæ wytrawny turysta, ¿eby zim± da³ radê doj¶æ. Zawsze by³em dobrze traktowany przez wszystkich, przez Ciotkê [Mariê Krzeptowsk±], potem przez Józka i jego rodzinê, potem przez Jêdrka i jego dzieci. Czujê siê tu jak w rodzinie.

Praca jest bardzo trudna i niezwykle wymagaj±ca, a zatem ci, którzy chc± j± wykonywaæ, musz± to robiæ z sercem (fot. Marek Podmok³y / Agencja Gazeta)

Skromno¶æ pana Mietka i sposób, w jaki o sobie opowiada, wzruszaj±, zw³aszcza gdy ma siê ¶wiadomo¶æ, jak wa¿n± jest tu postaci±. Wie o schronisku wszystko - jest alf± i omeg± Piêciu Stawów. Nic go nie zdziwi, nic go nie zaskoczy, choæ coraz czê¶ciej zaczyna siê wkurzaæ. "Kiedy¶ tury¶ci byli inni", mówi z rozrzewnieniem.

W jadalence ma swoje ulubione miejsce, pod telewizorem stawia swój kubek z ³y¿eczk±, ale rzadko ma czas posiedzieæ. Robi tysi±c ró¿nych rzeczy - zdaje siê byæ w kilku miejscach jednocze¶nie. Odpala papierosa za papierosem, ale nie boi siê choróbsk. Ma kondycjê, której pozazdro¶ci³by mu niejeden dwudziestolatek. To cz³owiek orkiestra, bez niego trudno by³oby wyobraziæ sobie funkcjonowanie tego schroniska.

- Jest wybitny! - mówi wprost Marychna. - Cokolwiek siê stanie, Mietek nagle pojawia siê z zestawem szalonych rurek i wszystko jest w stanie naprawiæ. Mamy w schronisku regularny warsztat. Niedawno wymieniali¶my ogrzewanie. Hydraulicy, którzy przyszli je zmieniæ, nie mogli uwierzyæ, jak doskonale dot±d funkcjonowa³o dziêki patentom Mietka - domowym, ale nie amatorskim. Mamy teraz bardzo nowoczesn± elektrowniê i oczyszczalniê ¶cieków. Wszystko jest sterowane elektronicznie, niejeden wykszta³cony elektryk z³apa³by siê za g³owê, a nasz Mietek - spokojnie, wszystko wie. Ma³o tego, wymy¶li³ do tych nowoczesnych urz±dzeñ takie patenty, ¿e jak pewnego dnia przyszli do oczyszczalni ¶cieków serwisanci z, jak by nie by³o, ¶wiatowej firmy, to opad³y im szczêki. Natychmiast podpatrzyli rozwi±zania Mietka i teraz stosuj± je na. Spitsbergenie.

Pod wp³ywem jego sugestii zmienili nawet co¶ w linii produkcyjnej. Mietek jest bardzo kreatywny i ca³y czas zastanawia siê, jak mo¿na dan± rzecz usprawniæ. Jestem pewna, ¿e gdyby urodzi³ siê w jakim¶ mie¶cie i poszed³ na studia, to by³by konstruktorem rakiet, taki ma zmys³ in¿ynierski. Ile razy ¿ycie stawia³o go w bardzo trudnych sytuacjach i musia³ znale¼æ rozwi±zanie, tyle razy je po prostu znajdowa³. To nasz wielki skarb. Jego syn, Darek, to z kolei najlepszy kucharz ¶wiata! Doskonale wie, ile czego ugotowaæ, tak by niczego nie zabrak³o, ale te¿ ¿eby nic nie zosta³o. Nie mamy miejsca na przechowywanie jedzenia, zaplecze jest ma³e, dlatego wa¿ne jest dobre planowanie i Darek sprawdza siê w tym znakomicie. Po prostu wstaje rano, patrzy w niebo i wszystko jest jasne - ¶mieje siê Marychna.

Teraz nie do pomy¶lenia by³oby 'wyganianie' turystów miot³±, ¿eby szli w góry, bo jest ³adna pogoda (fot. Marek Podmok³y / Agencja Gazeta)

- Nie ma w tym wielkiej filozofii - przyznaje skromnie bohater opowie¶ci, Darek Burdyl, który pracuje w Stawach od dwudziestu lat. - Jak widzê, ¿e jest piêkna pogoda, s± wakacje, a w Zakopanem na przyk³ad ludzi przytrzyma³o, bo la³o dzieñ czy dwa, to wiadomo, ¿e bêdzie oblê¿enie. I ¿e trzeba wszystkiego nagotowaæ.

Bywa³em tu od dziecka, w ka¿de wakacje, ¶wiêta. Tu pracowa³a te¿ moja mama i dopóki nie zaczê³a siê szko³a, wiêkszo¶æ czasu spêdza³em w schronisku. Jak siê siedzia³o w Stawach od dziecka, to cz³owiek siê z¿y³. Na pocz±tku pomaga³em przy wo¿eniu towaru i naprawianiu drogi. W tym czasie w schronisku kuchark± by³a moja mama, potem jakie¶ dziewczyny, a¿ w koñcu pad³ pomys³, ¿ebym to ja zosta³ szefem kuchni. My¶lê: "Nigdy nie gotowa³em, tylko tyle, co tam siê przypatrywa³em, jak mama w cha³upie to robi", ale mówiê: "Mogê spróbowaæ, jak bêdzie ¼le, no to trudno". No i tak siê to ci±gnie do dzi¶.

- Bojê siê zmian - kwituje ze ¶miechem swoje przywi±zanie do Stawów Krysia Drzyzga, kolejny piêciostawiañski klejnot. To najbardziej promienna kobieta, jak± znam. Tryska optymizmem, zara¿a u¶miechem i pozytywn± energi±. - Trafi³am do Stawów trochê przez przypadek. Moja siostra pracowa³a tutaj w sezonie wakacyjnym i by³o jeszcze jedno wolne miejsce. Akurat skoñczy³am szko³ê ¶redni± i pomy¶la³am, ¿e nie mam co robiæ w wakacje, to przyjdê na trzy miesi±ce. Pó¼niej wróci³am do domu, ale Marychna do mnie zadzwoni³a, czy chcia³abym pracowaæ pod Nosalem, bo jej m±¿ mia³ wtedy jeszcze wyci±g narciarski. Ca³± zimê pracowa³am tam, potem wróci³am tutaj i... zosta³am na dwadzie¶cia lat.

Jak przysz³am do Stawów pierwszy raz, to tak naprawdê nie wiedzia³am, dok±d idê, nigdy wcze¶niej tu nie by³am. Najlepsze jest to, ¿e przyprowadzili mnie... rodzice. Chcieli i¶æ na wycieczkê, a ¿e nie zna³am szlaku, poszli¶my razem. Pierwszy sezon mojej pracy by³ dla mnie wyj±tkowy. Tu pracuje siê najlepiej, gdy jest fajna ekipa, i w³a¶nie taka jest. Pozna³am superludzi, dogadujê siê z szefowymi, wiêc po co mam co¶ zmieniaæ? I tak leci rok za rokiem.

*Fragmenty ksi±¿ki "Piêæ Stawów. Dom bez adresu" Beaty Saba³y-Zieliñskiej

KSI¡¯KA DO KUPIENIA W PUBLIO >>>

Beata Saba³a-Zieliñska, autorka ksi±¿ki 'Piêæ Stawów. Dom bez adresu' (fot. Archiwum prywatne)