Rodzina
Daniel, Filip i Sylwia w czułym uścisku. (Archiwum prywatne)
Daniel, Filip i Sylwia w czułym uścisku. (Archiwum prywatne)

Wzięłaś do domu trzy jamniki w wieku senioralnym. Jakie miałaś wcześniejsze doświadczenia z psami? 

Nie miałam żadnych. Mój narzeczony Daniel też nie. Owszem, rodzice mieli koty i psy, ale chociaż były w domu zwierzęta, to żadne nie było takie "moje". 

Pytam, bo jamniki, jeszcze w wersji starsi panowie, to chyba skok na głęboką wodę?

Powiem ci, skąd wziął się ten pomysł. Byliśmy kiedyś na spacerze i przy warszawskim rondzie Wiatraczna zobaczyliśmy na przejściu dla pieszych starszą panią ze strasznie śmiesznym, ulanym jamnikiem. Taki był zadowolony, kiedy maszerował po pasach, że patrząc na niego, dostaliśmy ataku histerycznego śmiechu. Później nie mogliśmy przestać o nim myśleć. Lubimy wydry, a z kształtu przypominają one takie jamniki. Stwierdziliśmy, że kiedyś zaadoptujemy jamnika i że dobrym czasem na taki krok będzie moment po mojej obronie doktoratu, w 2019 roku.

Życie potoczyło się jednak inaczej. Rok przed obroną mama Daniela udostępniła na Facebooku post o jamniku Toto ze Szczecina. Ten 13-latek stracił pana, rodzina nie mogła psa przygarnąć, groziło mu schronisko. Z kanapy trafiłby za kraty. Zobaczyłam post o Toto w pracy, natychmiast zadzwoniłam do narzeczonego, mówiąc, że to TEN jamnik.

Potem był telefon do Szczecina, ale usłyszałam, że już ktoś po pieska przychodzi. Następnego dnia okazało się, że tak strasznie naszczekał na tych ludzi, że się wystraszyli i zrezygnowali.


Nasza adopcja Toto odbyła się "na krzywulca", wbrew zasadom adopcyjnym.

Toto przez 13 lat wiódł życie singla u boku pana Jerzego. (Archiwum prywatne) , Sylwia nie ma wątpliwości, że udało się jej nawiązać bliską relację z Toto. (Archiwum prywatne) , Sylwia od razu wiedziała, że Toto jest TYM jamnikiem. (Archiwum prywatne)

Dlaczego?

Pan Jerzy, który był jego właścicielem, trafił do szpitala i o psie zapomniano. Przez niemal tydzień był sam, zamknięty w domu, bez jedzenia. Trzeba było go szybko przejąć, nie było czasu na wizyty adopcyjne. Pani, która się nim zajmowała tymczasowo, powiedziała, że mi ufa i czuje, że to słuszna decyzja, żeby do nas trafił. Dobrzy ludzie ze Szczecina jechali do Warszawy i przywieźli nam tę sympatyczną parówkę.

Nie naszczekał na was? 

No co ty, darł japę jak szalony! Szczekanie Toto to był w ogóle oddzielny temat. Takie starsze pieski mają ulepiony charakter. 

Jak starzy kawalerowie.  

Dokładnie. Toto mieszkał z panem Jerzym przez całe życie. To nasz jedyny pies z książeczką zdrowia i "udokumentowanym przebiegiem". Pan Jerzy go rozpieszczał, co było widać po masie Toto – musieliśmy go odchudzić. Toto był bardzo sprawny, ale nawet jak zrzucił trzy kilogramy, to wyglądał jak grubasek, bo miał dużo nabytego ciałka, fałdeczki na stałe.

Leżąc, wyglądał jak rozlany bakłażan. Śmialiśmy się zresztą na psich grupkach w internecie, że jest dorodny, na co w komentarzach panie pisały, że to nie temat do żartów, bo Toto jest gruby i trzeba coś z tym zrobić. 

Toto szybko się u nas zaaklimatyzował. Wziął smycz w zęby, obszedł mieszkanie, walnął się na swoje nowe posłanie do góry brzuchem i zasnął.

Charakter jamniczy miał? 

Lubił postawić na swoim, miał swoje zasady. Uczyliśmy się siebie nawzajem. 

Było w ogóle pole do negocjacji? 

Mieliśmy pewne złudzenia, dotyczące na przykład spania Toto w łóżku. W jego wieku wskakiwanie i zeskakiwanie nie było dobrym pomysłem, nie mieliśmy jeszcze rampy, nie pozwalaliśmy mu więc wchodzić samodzielnie, przez co on się awanturował.

Toto nie sygnalizował także potrzeby wyjścia na spacer, czasami w ogóle mu się nie chciało wychodzić. Szedł więc na balkon i sikał. Ale za to mocno sygnalizował pory posiłków, przychodząc i szczekając do skutku.

W przypadku seniorów behawiorysta jest w stanie pomóc?

Jeśli pojawiała się kwestia, z którą czuliśmy, że sobie nie poradzimy, to tak. Ale nie wtedy, kiedy jakieś zachowanie było dla nas wyłącznie niewygodne. W takim przypadku dawaliśmy sobie czas, żeby zobaczyć, jak ważne jest to dla Toto. Seniorzy to psy z bagażem doświadczeń, uparci, dojrzali. Wzięliśmy go z dobrodziejstwem inwentarza, godziliśmy się na jego zachowania.

Filip ma demencję i czas spędza we własnym świecie. (Archiwum prywatne) , Spacery, zdaniem Filipa, nie służą załatwianiu potrzeb fizjologicznych - od tego jest dom. (Archiwum prywatne) , Z Filipem trzeba uważać na spacerach, bo silne podmuchy wiatru wytrącają go z równowagi. (Archiwum prywatne)

Drugim naszym jamnikiem był Tytus, tak chory, że przeżył z nami dwa miesiące. Myśleliśmy, że pierwsza śmierć nas złamie, ale daliśmy radę. A że wszystko było na drugiego psa przygotowane, więc pojawił się Staszek. On był wcześniej krzywdzony przez ludzi. U niego warczenie, atakowanie, gryzienie wiązało się z przeżyciami. Behawiorysta był potrzebny, żeby pomóc w jego uspokojeniu, daniu mu poczucia bezpieczeństwa.

Czas jest dobrą receptą na wszystko. Staszek chciałby, żeby 'go głaskać, ale nie dotykając'. Po dwóch latach u nas przychodzi na pieszczoty, ale po chwili warczy, bo ma już dość. 

Tresowanie, wymaganie, układanie? Nie mieliśmy takich oczekiwań w stosunku do 13-letniego jamnika, który trafił do nas na starość, do sanatorium. Lubił porządzić, zwłaszcza mną, przede wszystkim w kuchni. 

Szczeniaczki są słodkie, a jamniczy szczeniaczek to już w ogóle sam lukier. Nie rozważaliście takiej opcji? 

Myślałam o tym, ale przez sekundę. Jest tyle psów, które potrzebują domu. Jamniki to rasa, która była modna jakiś czas temu, ma je wielu starszych ludzi i te psy także są już w podeszłym wieku. Jak właściciel umiera, to zostaje jamnicza sierota, z którą nie ma co zrobić. Ale żeby nie było – to nie są tylko moje pomysły, tylko jeszcze "Starego", czyli mojego narzeczonego, który także inicjuje adopcje. "Stary" wymyślił trzeciego jamnika – Filipa. Podesłał mi link do adopcji i mówi, że "taki biedny ten Filip, znowu szuka domu". Na co ja, że biedny, biedny, ale przecież mamy Staszka i Toto... Nie minęło pięć minut, a już dzwoniłam pod numer z linka. 

Nie ma wielu chętnych na starsze pieski. Bo wiek, bo choroby, bo śmierć. Z takim psem nie da się prowadzić wyjściowego życia. Senior potrzebuje spokoju, a my mamy domowy tryb życia, też potrzebujemy spokoju. 

Stasio wyznaje zasadę: Głaszcz mnie, ale nie dotykaj. (Archiwum prywatne) , Staszek jest hożym starszym panem. Dynamiczny krok to jego znak rozpoznawczy. (Archiwum prywatne) , Ten jamnik przeszedł długą drogę do domu Sylwii i Daniela. Wiodła przez schronisko i fundacje. (Archiwum prywatne)

Na waszym profilu na Instagramie Parówki z Grochowa piszesz o "incydentach kałowych", "zasikanych dywanikach", "ciężkim rybim oddechu" na twarzy. Z czym się wiązała codzienność z tercetem geriatrycznym, jak sama tę grupę określasz? 

To jest szkoła życia i przemijania. Są pieski, które potrafią panować nad fizjologią, a inne nie trzymają moczu ani kału. Są także psy leniwe, jak Toto, które nie mają ochoty robić kupy na mrozie i robią ją w domu, po powrocie ze spaceru.

Filipek ma demencję, więc to w ogóle inna historia. Od stycznia nie zrobił ani razu siku na dworze. Zbadaliśmy go pod każdym kątem i nic nie wyszło. Po prostu sika. Mamy więc zapas ręczników papierowych, podkładów i płynów do mycia i jedziemy z tym. Kwestia przyzwyczajenia i sprawnego działania.

W przypadku szczeniaka jest nadzieja na naukę czystości, u seniorów zostaje tylko akceptacja stanu rzeczy.

Tu będzie tylko gorzej, taki pakiet.

Filip jest w swoim świecie, nie kuma niczego. Czasami się cieszy na nasz widok, ale raczej ani nie wie, kim jestem, ani gdzie on jest. Ale ma zasadę, że u siebie w sypialni nie sika. Jak kupa, to też w salonie.

Starszy wiek to także choroby. Toto miał nowotwór, dostawał chemię. Czuję, że seniorzy w domu to finansowo worek bez dna. 

Jak jest dobrze, to wydatki ograniczają się do różnych karm i smaczków. Jamniki obiektywnie nie jedzą dużo. Nasi panowie dostają leki i suplementy. Kupujemy podkłady, pieluszki. Największy jest koszt wizyt u weterynarza. Chemioterapia i leczenie Toto to było 10 tys. złotych.

Spotkałam kiedyś u weterynarza starszych państwa, którzy swojego chorego na nowotwór buldożka leczyli w Szwajcarii. To jest kosztem czegoś? Czy "po prostu macie jamniki"? 

Mamy jamniki i chcemy, żeby było im dobrze, żeby były jak najdłużej zdrowe i jak najbardziej zadowolone. Jak słyszymy, że starość to nie choroba i trzeba dać psu szansę, to ją dajemy i nie składamy broni. Mogliśmy sobie na to pozwolić, choć wydatek był duży. 

Ze szczeniakiem więź się tworzy z czasem. A z emerytem? Udało wam się stworzyć relację? 

Co do Toto, nie miałam żadnych wątpliwości, że mieliśmy więź. Był wymagający i traktował nas jak personel, ale czuliśmy jego przywiązanie, rozumieliśmy się bez słów. Nie był przytulaskiem, przychodził, kiedy miał potrzebę. W pandemii byliśmy cały czas ze sobą. Jak chciał, to kładł się przy moich nogach, jak miał dość, to schodził i szczekał na mnie, żebym go przykryła kocykiem. Trzy lata z Toto nas związały, miałam poczucie, że jest to odwzajemnione.

Spotkanie zapoznawcze numer jeden. (Archiwum prywatne) , W oczekiwaniu na dalszy rozwój wydarzeń, od lewej: Stasio, Filip, Toto. (Archiwum prywatne)

Stasio jest we mnie zakochany, chodzi za mną jak cień. "Starego" mniej lubi, bo ewidentnie Staszek jest po przejściach z mężczyznami. Ale jak jest wyjście do weterynarza, to "papę" kocha, wtula się w Daniela i tylko "papa" się liczy. 

Toto potrzebował opiekunów i służących, a Staś – człowieka do kochania. Trafił do schroniska, potem do fundacji, był wystraszony, chudy. Po dwóch tygodniach u nas odżył, nabrał ciałka, sierść mu się poprawiła. Na początku spał w narożniku łóżka, potem za moimi plecami, a teraz pod kołdrą, wtulony we mnie. Stasio trzyma dystans, możesz próbować pomiziać, ale musisz się liczyć, że dostaniesz po łapach.

Z Filipkiem to nic nie wiadomo, bo on niewiele kuma, słabo widzi, nie słyszy. Filip to w ogóle jest produkt niezgodny z opisem, bo ledwie w jednej ósmej jest jamnikiem; ma coś z labradora. Niby miał 10 lat, jak go braliśmy, ale doszukałam się w jego starych postach adopcyjnych, że rok temu miał 14 lat. 

To nie Filip, tylko Dorian Gray! Jakie relacje były między starszymi panami? Jak w domu pogodnej starości – spotykali się na posiłkach? 

Toto miło przyjmował kolejne psy, na zasadzie: spoko, możesz tu mieszkać, ale ja tu rządzę. O Stasia się obawialiśmy, jest pieskiem terytorialnym. Poprosiliśmy o pomoc behawiorystkę z fundacji, wytłumaczyła nam, jak zaaranżować spotkania, żeby je ułatwić. No i się udało.

Chłopaki nie są najlepszymi ziomkami, raczej się ignorują, ale to normalne. Trzeba ich pilnować przy posiłkach, bo może dochodzić do awantur. Czasem też Stasio wkurza się na Filipa, kiedy ten na niego wpadnie, bo kiepsko widzi, a Stasio jest niedotykalski. Poza tym są bardziej współlokatorami niż przyjaciółmi.

Toto i Stasio mieszkali razem dwa lata, a i tak spali zawsze, zachowując choćby kilkucentymetrowy dystans.

Jak was odbiera otoczenie? 

Na naszym piętrze mieszka sześć osób i cztery jamniki. Stasio został przewodnikiem dla młodego Sonica, psa sąsiadów – pokazał mu, jak się chodzi na spacerki, i dodał odwagi w kontaktach z innymi psami. 

Mam wrażenie, że sąsiedzi nie bardzo wiedzą, ile mamy psów. Pytają: "A pani nie miała czarnego?". "Miałam i wciąż mam". "Ale ten jest rudy. Ma pani dwa?". "Nie dwa, tylko trzy". 

To zamieszanie wynika z tego, że z naszymi psami nie da się wyjść na wspólny spacer.

Stasio jest dziarski, chodzi szybko. Filip się potyka, trzeba nad nim czuwać, chodzi wolno, jak bardzo wieje, to w ogóle nie wychodzi. Toto musiał być wynoszony, a spacer to był po prostu powrót do domu. Z trzema psami o tak różnej dynamice nie da się spacerować.

Miałam obawy, że sąsiadów wykończy szczekanie Toto, ale wokół mieszka wielu starszych ludzi, którzy mają głośno ustawione telewizory, nawet pytałam, ale nikt nie zgłaszał uwag. Filip nie szczeka w ogóle, Staszek szczeka okazjonalnie, jak na przykład "Stary" na niego spojrzy.

Znajomi opowiadają o nas anegdoty. Że są tacy ludzie, co mają z własnej woli trzy stare jamniki.

Jaką macie wyporność, jeśli chodzi o psi skład? 

Trzy psy to optymalna liczba. Filip z sikaniem mocno nas wymęczył. Bywam znużona, chciałabym się już położyć, poscrollować Instagrama, a tu kątem oka widzę, że jest sikane w przedpokoju. Albo w nocy budzi zapach kupy, bo Filip przyszedł postawić u nas klocka. 

To będzie wasz sposób na życie? Takie sanatorium miłości? 

Tak! I w opcji jamniczej. Odejście Toto nas trochę sponiewierało, ale z drugiej strony dziury w sercu może zasypać tylko kolejny piesek. Może nie teraz, bo Stasio i Filipek nas potrzebują, ale nie wyobrażam sobie już domu bez psa. 

Wiem, że w Polakach jest dużo empatii i dobrych chęci, ale chciałabym pohamować ewentualne porywy serca. Adopcja to nie jest pomysł dla wszystkich, a już tym bardziej adopcja seniora. Ja wiedziałam, że nie podołam psu po przejściach, i wylądowałam ze szczeniakiem piranią spod białoruskiej granicy. 

W przypadku starszych psów fundacje mogą wymagać od rodziny adopcyjnej domu bez dzieci. Filip był u młodych ludzi, ale nie pasował do ich stylu życia, bo spędza czas sam ze sobą. Wobec seniorów nie można mieć oczekiwań – te psy będą dużo spały, załatwiały się, gdzie popadnie, chorowały. Tu są potrzebne warunki mieszkaniowe i finansowe. Nie sądzę, żeby właściciel wynajmowanego mieszkania zgodził się na taką opcję. Starsze psy raczej nie niszczą i nie gryzą przedmiotów, ale robią pod siebie. 

Trzeba szczerze mierzyć swoje siły i bardzo przemyśleć taką decyzję. Super, jeśli możemy pomóc, ale jeszcze lepiej, jeśli nie zrobimy psu krzywdy nieprzemyślaną decyzją. Jesteśmy z Danielem bardzo ciepli, empatyczni, ale także odpowiedzialni. Wiedzieliśmy, że to udźwigniemy.  

Jednak nie każdy da radę.

A dla psa branie, oddawanie, zmiany domów to jest koszmar. Filip był przenoszony z miejsca na miejsce, Stasio, zanim do nas trafił, tułał się, wiele przeżył. Fundacje mają ostre kryteria, ale moim zdaniem słusznie. Bo pary biorą psy bez jednomyślności, a potem jedno z partnerów oddaje zwierzę. Albo rozczarowani porzucają je, a potem mówią, że uciekło, oddają po dwóch dniach, "bo sika i wyje", pomimo deklaracji, że będą walczyć. To nie jest pole do popisywania się dobroczynnością. Mamy prawo nie dawać sobie rady, ale nie eksperymentujmy kosztem psów.

Stasio po schronisku nie miał ani jednej swojej rzeczy, nie potrafił się bawić, był w popsutej cienkiej kociej obróżce. Toto miał całą wyprawkę: piłeczki, gumowe parówki, kocyk. Stasio wszystko, co dostał od nas, chował pod posłankiem, bo bał się, że ktoś mu zabierze zabawki. Konsekwencje naszych złych decyzji ponoszą psy.

Szczeniaki też bywają trudne w ogarnięciu, ale mają "czystą kartę", nie jak u psa z adopcji, który po dwóch latach wciąż się boi, kiedy podniesiesz za szybko rękę. Wyzwanie jest ogromne.
Zobacz wideo Shakira nie chodziła, więc właściciele chcieli ją uśpić

W poście pożegnalnym Toto napisaliście, że dużo wam zabrał, ale jeszcze więcej dał. Czego was nauczyła ta relacja? 

Dała nam wielką codzienną radość, mnóstwo śmiechu, kręcenia beki z piesków. 

Spokój i satysfakcję, że daliśmy "pjeskowi" szczęście na koniec życia. Toto był chodzącą miłością, brakuje nam tego uczucia, które miał w sobie. Toto nauczył nas, że trzeba kochać życie, dbać o komfort. Jak ci się nie podoba, jak kocyk leży, to układaj go do skutku albo drzyj japę, żeby inni go poprawili. Musi być wygodnie. Jesteś głodny, zjedz, tu i teraz. Jak siedziałam styrana przed komputerem i patrzyłam na rozwalonego śpiącego Toto, to przypominałam sobie, że work-life balance, babo! 

Sylwia Olczak. Odpowiada w Gazeta.pl m.in. za media społecznościowe. Jej miłość do wydr jest legendarna, podobnie jak wielkie serce. Prowadzi profil na Instagramie poświęcony pensjonariuszom swojego (i jej narzeczonego Daniela) sanatororium dla jamników - Parówki z Grochowa.

Ola Długołęcka. Redaktorka o zróżnicowanych zainteresowaniach tematycznych. Ciekawią ją relacje między ludźmi, a zwłaszcza różnice międzypokoleniowe, lubi pisać o trendach, modach i zjawiskach. Kolekcjonuje zasłyszane historie.