Świat
Blisko jedna trzecia mieszkańców RFN skłonna jest uwierzyć, że światem rządzą tajemne siły (fot. Pexels)
Blisko jedna trzecia mieszkańców RFN skłonna jest uwierzyć, że światem rządzą tajemne siły (fot. Pexels)
Gazeta.pl i Instytut Goethego publikują cykl reportaży "Oto Niemcy". W ramach tego projektu polscy reporterzy i reporterki przyglądają się życiu codziennemu za naszą zachodnią granicą. Przygotowali już materiały o pracy złotych rączek, stosunku Niemców do samochodów, emerytur, mitycznym niemieckim porządku czy o leśnych cmentarzach. Tematem kolejnego tekstu są teorie spiskowe w Niemczech.

- Rządy na świecie używają wirusa jak konia trojańskiego. Chcą radykalnie zmniejszyć liczbę ludności - mówi Rex bez mrugnięcia okiem.

Sympatyczny 50-latek w czapce z daszkiem i w krótkich spodenkach rzuca nazwiskami i nazwami organizacji odpowiedzialnych za pandemię: WHO, World Economy Forum, Bill Gates, Lufthansa, rodzina Rockefellerów. No i przede wszystkim: Konferencje Grupy Bilderberg, na których raz w roku spotykają się najważniejsi ludzie na świecie. To tam zapadła decyzja o wywołaniu kryzysu uchodźczego w 2015 roku. I to tam już rok temu podjęto decyzję o wypuszczeniu wirusa.

Ale skąd to wszystko wiadomo?

- No jak to skąd? - dziwi się Rex. - Z internetu.

Mediom nie ufam

Rex nie jest osamotniony. Podobne poglądy wyznaje kilka tysięcy osób, które przyjechały do Düsseldorfu w drugiej połowie września, żeby protestować przeciwko pandemicznym ograniczeniom.

Kolorowy tłum zgromadzony na plaży nad Renem przypomina bardziej przystanek Woodstock niż zlot wyznawców spiskowych teorii. Każdy tu się śmieje, śpiewa, przytula. Demonstranci z dredami i w czapkach z daszkiem, wokalista na scenie intonuje "What a wonderful world". Za chwilę z głośników leci "Macarena", a tłum zamienia się w roztańczony korowód. Prowadzący mówią o demonstracji miłości i pokoju. Na czele pochodu - zdjęcie Mahatmy Gandhiego. Tylko transparenty zdradzają, o co naprawdę chodzi.

Po oczach biją hasła: "Zatrzymać koronaszaleństwo!". "My jesteśmy suwerenem". Stop autokratyzmowi, globalnemu niszczeniu gospodarki, sianiu paniki i tworzeniu podziałów, przemocy policji, ślepemu wypełnianiu rozkazów.

Kto nie ma swojego transparentu, może wypożyczyć go od organizatorów.

Jenny z rozwianymi włosami wygląda jak rasowe dziecko kwiat. Na proteście jest po to, by wyrobić sobie własne zdanie. Nie chce polegać ma mediach głównego nurtu. - Nie znam ani jednej osoby, która zachorowała na COVID. Czy to nie dziwne? - pyta.

Według protestujących rządy na świecie używają wirusa jak konia trojańskiego (fot. Pexels)

Przyjechała tu z oddalonego o ponad 200 kilometrów Frankfurtu. Do tej pory nie angażowała się w żadne protesty. Latała jako stewardesa, ale problemy w pracy zmusiły ją do przejścia na emeryturę. Pyta, z jakiej gazety jesteśmy. Jaki jest numer telefonu do redaktora? - Proszę tego nie brać do siebie. Nie chodzi o was, ja po prostu nie ufam mediom - wyjaśnia.

30-letni Michael, mechanik samochodowy, macha flagą "Querdenken 711" ("Myślący nieszablonowo"). To organizacja sprzeciwiająca się ograniczeniom związanym z COVID-em. Poprowadzili wiele protestów w całym kraju, w tym największy w Berlinie.

Pięcioletni Maksim, syn Michaela, radośnie macha tekturowym "wiruskiem" na patyku. - Nie wierzę w skuteczność maseczek. Jak tylko mogę, to ich nie noszę. Albo trzymam je na brodzie - opowiada jego tata. Przyjechał, bo chce pokazać, że ma własne zdanie. - A jeśli przez to ludzie przykleją mi łatkę oszołoma, to ich problem. Media i politycy nie mówią prawdy. Zobacz, co opowiadają o Trumpie. Same brednie - dodaje.

Podczas wiosennego lockdownu przeczesał internet w poszukiwaniu prawdy. Znalazł wiele stron, które tłumaczą, że wirus nie jest groźniejszy niż grypa. Dołączył do grupy na komunikatorze Telegram. Tam kontaktują się ludzie myślący podobnie. Skąd wie, że piszą prawdę?

- Tak na zdrowy rozsądek trzeba to wszystko wziąć. Wystarczy pomyśleć, a wszystko układa się w całość - mówi.

Niebezpieczni dla systemu

Michael przyszedł też po to, by poczuć się częścią wspólnoty. Faktycznie: wygląda na to, że protestujący to po prostu ludzie spragnieni kontaktu z drugim człowiekiem. Na początku policjanci poprosili uczestników o zachowanie odstępów. Spotkało się to z ironicznymi uśmiechami. Niemieckie sądy zdecydowały, że prawo do manifestacji jest ważniejsze niż walka z wirusem. W Düsseldorfie protestujący dostali nawet oficjalną zgodę na niezakładanie maseczek w trakcie demonstracji.

Rex nagrywa cały protest na telefon, intonuje okrzyki: "Wolność! Stop dyktaturze!". - Walczymy przeciwko ograniczeniu praw obywatelskich. Maseczki są tylko po to, by ludzie byli bardziej ulegli. Szczepionka na COVID będzie bardzo niebezpieczna. Nie wiesz, co będzie miała w sobie. Na pandemii zarobią tylko koncern farmaceutyczny i wąskie elity - tłumaczy.

Przed pandemią nie wierzył w żaden spisek. Ale lockdown otworzył mu oczy. "Czemu nas tak nagle zamknęli? Komu to ma służyć?" - zaczął się zastanawiać. I szperając w internecie, znalazł odpowiedź. Jaką? - Po prostu sprawdźcie sami. Wystarczy pomyśleć, logicznie składać fakty.

Rex miał dużo czasu, by śledzić wszystkie tropy. Jeszcze niedawno pracował w fabryce samochodów. Musiał się zwolnić, jego szef wyżywał się na nim, stosował mobbing. Od tamtej pory nie pracuje. Przymusowe zamknięcie doprowadziło u niego do ataków lęku i depresji. Ale wygląda na to, że czuje się już znacznie lepiej. - Teraz to rząd się nas boi. Jesteśmy niebezpieczni dla systemu - rzuca.

Wiele osób wierzy w informacje z internetu (fot. Pexels)

Wolnomyśliciele przejrzeli na oczy

Gazeta "Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung" podaje: blisko jedna trzecia mieszkańców RFN skłonna jest uwierzyć, że światem rządzą tajemne siły. 11 proc. ankietowanych jest o tym święcie przekonana, 19 proc. uważa, że najpewniej jest to prawda. Badania pokazują, że blisko 17 proc. Niemców wierzy, że koronawirus to oszustwo. Taki sam jest odsetek przekonanych, że wirusa wymyślili ludzie. Mówimy o - w sumie - milionach osób.

Teorie spiskowe mają się w Niemczech bardzo dobrze. Najlepiej było to widać w Berlinie, gdzie pod koniec sierpnia protest antycovidowy przyciągnął 38 tysięcy uczestników. W kolorowej ludzkiej mieszaninie znaleźli się samozwańczy obrońcy demokracji, artyści, starszawi hipisi, prawicowi chuligani, antyszczepionkowcy. Wszystkich łączy jedno - to wyznawcy teorii spiskowych. Na przykład takiej, że europejskie elity chcą wymienić rdzenną populację kontynentu na muzułmanów. - Ten pomysł przybył z Francji i świetnie zakorzenił się w Niemczech - opowiada Katharina Nocuń, aktywistka, autorka wydanej niedawno książki "Fake Fakts. Jak teorie spiskowe kierują naszym myśleniem".

Wśród spiskowych bestsellerów wysoko trzyma się opowieść o żydowskim układzie kontrolującym władze Niemiec. Negowanie Holocaustu jest w Niemczech zabronione. Antysemickie poglądy nie mogą być wyrażane wprost, więc ekstremiści znajdują figury zastępcze, jak George Soros albo rodzina Rothschildów. No i oczywiście Angela Merkel.

Wyznawcy teorii spiskowych nie są zapraszani do mainstreamowych mediów. Co im nie przeszkadza, bo stworzyli sobie alternatywną scenę medialną. Mają własne telewizje online, kanały na YouTube, gazety, z najpopularniejszym magazynem "Compact", który kupimy w niemal każdym kiosku i na każdej stacji benzynowej. Mają własne konferencje i własnych celebrytów. W Berlinie wśród zagrzewających do walki z systemem pojawił się na przykład Attila Hildmann, popularny wegański kucharz, autor telewizyjnego show, a od niedawna zwolennik teorii, że pandemia to spisek żydowskich elit, Merkel i Gatesa, a przyczyną chorób są technologia 5G i rozpylane z samolotu chemikalia.

W Niemczech "wolnomyśliciele" tworzą sieć kontaktów. Być może dlatego udało im się zorganizować największe w Europie antycovidowe protesty.

Skąd biorą się teorie spiskowe? Z poczucia braku kontroli. - Badania pokazują, że osoby, które czują, że nie mają kontroli nad swoim życiem mogą widzieć wzory tam, gdzie ich brak - mówi Katharina Nocuń.

Utrata pracy, rozwód, trudna sytuacja finansowa, ale też wielka polityczna zmiana albo pandemia mogą popchnąć każdego do szukania alternatywnych wyjaśnień. Do tego dochodzi poczucie wspólnoty z innymi, którzy przejrzeli na oczy. Wolnomyśliciele tworzą elitę, która poznała "prawdę". Czują się wyjątkowi. W ten sposób budują poczucie własnej wartości.

Niemcy nie istnieją

Tłum w Düsseldorfie maszeruje po ulicach, krzycząc: "Pokój, wolność, stop dyktaturze". Zewsząd słychać gwizdki i trąbki.

48-letni Marcus przyjechał z Akwizgranu, 80 kilometrów stąd. Do niedawna budował targi wystawiennicze w całej Europie, wiele razy przyjeżdżał do Polski. Ciężka fizyczna robota. Pracował nawet po 30 godzin ciągiem. Na pieniądze nie narzekał. Przynajmniej do niedawna. Lockdown pozbawił go pracy.

Pandemia idealnie wpisuje się w spisek, który od dziesięcioleci rządzi światem. Marcus już w szkole czuł, że coś jest nie w porządku. Drażniły go liczne przekłamania w oficjalnej historii. Poproszony o przykłady długo się zastanawia, w końcu rzuca tylko: - No, dużo tego.

Według teorii, pandemia idealnie wpisuje się w spisek, który od dziesięcioleci rządzi światem (fot. Pixabay)

Ale weźmy takie witaminy: dlaczego lekarze wciskają nam tabletki o nieznanym składzie, zamiast namawiać do jedzenia owoców? Nie wiadomo, co ludziom podają. Opieka zdrowotna nikogo nie leczy. To tylko koncerny farmaceutyczne zarabiają kosztem społeczeństwa.

Kiedy przejrzał na oczy? 10 lat temu, gdy przypadkiem trafił na stronę internetową. Zrozumiał, że Rzesza Niemiecka wciąż istnieje. Jest tylko okupowana. Dowód: w 1973 roku Federalny Trybunał Konstytucyjny orzekł, że "Rzesza Niemiecka" nie przestała istnieć, a Republika Federalna Niemiec nie jest jej następcą prawnym, ale jest z nią tożsama jako podmiot prawa międzynarodowego. To fakt. Z tego faktu zaś można wyciągnąć wniosek, że obecne władze RFN są nielegalne i reprezentują jedynie spółkę prawa handlowego założoną przez aliantów. Prawdziwa Rzesza Niemiecka jest wciąż pod okupacją. Marcus, do tej pory spokojny, nagle zaczyna się ekscytować. Rozpalają go emocje, gdy peroruje: - Nie jesteśmy wolni! Jesteśmy okłamywani! Niemcy nie są obudzeni. To z natury uległy lud. Ale to się zmieni. Obudzą się.

Poglądy Marcusa mogą brzmieć oryginalnie, ale oryginalne nie są. Podziela je około 30 tysięcy osób w Niemczech. Ile dokładnie, nie wiadomo, bo Reichsbürger, czyli "Obywatele Rzeszy", nie tworzą jednolitej struktury. - Reichsbürger to specyficznie niemiecki twór. Prawicowi ekstremiści, którzy nie uznają Republiki Federalnej - mówi Katharina Nocuń.

Obywatele Rzeszy nie akceptują żadnych rządowych regulacji i negują legalność rządu Federalnych Niemiec. Wielu z nich nie płaci podatków, nie przestrzega przepisów, na przykład prawa ruchu drogowego. Nie mają dowodów osobistych ani prawa jazdy, a w swoich ogródkach tworzą miniaturowe państwa. - Ogłaszają się królami, drukują własne dowody i paszporty, tworzą własne rządy - opowiada Nocuń.

To wszystko brzmiałoby śmiesznie, ale śmieszne nie jest. W 2016 roku Wolfgang P., myśliwy z Georgensgmünd pod Norymbergą, otworzył ogień do policjantów, którzy przyszli zarekwirować jego broń. Ranił czterech funkcjonariuszy. Jeden z nich zmarł. Wolfgang P. nie uznawał niemieckiego państwa.

Reichsbürger to skrajny przykład teorii spiskowych popularnych zwłaszcza na prawicy. Ich wyznawców wiele dzieli, ale łączy niechęć do władz niemieckich, wiara, że są marionetkami na usługach innych krajów.

- Te opowieści sprowadzają się do jednego: Niemcy nie są krajem suwerennym, są kontrolowane przez zewnętrzne "mroczne siły". Antysemityzm i teorie spiskowe zawsze były częścią prawicowej narracji w Niemczech. Wiara, że Żydzi potajemnie kontrolują świat, jest jednym z najpotężniejszych antysemickich mitów - mówi Felix Müller z organizacji Mobilne Porady przeciw Prawicowemu Ekstremizmowi" w Berlinie (MBR Berlin).

 

Katharina Nocuń mówi: - Pisząc o prawicowych ekstremistach, zawsze w końcu dostajesz groźby śmierci. "Zabijemy cię, jesteś Żydówką" - i tak dalej. Jestem do tego przyzwyczajona. Gdybym miała zgłaszać i pozywać każdego, kto mi grozi, nic innego bym nie robiła.

Reichsbürger oraz ich kompanów można było zobaczyć podczas berlińskich protestów. Mieli ze sobą flagi Imperium Niemieckiego i Królestwa Prus - symbol tego, że nie uznają niemieckiej państwowości. Część z nich rzucała kamieniami i butelkami w policjantów, szturmowali schody Reichstagu. Policjanci aresztowali ponad 200 osób.

W Düsseldorfie próżno jednak szukać flag z czarnym orłem. Ale antyfaszyści i tak ustawili się na trasie marszu. Policja szczelnym kordonem odgradza dwie grupy. Ubrani na czarno anarchiści dumnie podnoszą transparent "Przeciwko nazistom i rasistowskiej nagonce", krzyczą: "Precz z nazistami!". Antycovidowy tłum odpowiada im śpiewem i klaskaniem, okrzykami "Pokój" oraz "Precz z nazistami".

Rex aż się zagotował. - Robią z nas neonazistów. A co my mamy wspólnego ze skrajną prawicą? Widziałeś tu nazistowskie symbole? Widziałeś tu jakąś agresję?

Muszę przyznać: nie widziałem.

Cena prawdy

Tłum maszeruje przez most, a Marca nachodzi gorzka refleksja: wysoka jest cena prawdy. Wielu przyjaciół i bliskich się od niego odwróciło. Wyzywają go od wariatów, poje*ów. Na początku go to bolało. Teraz już wie, że nie ma sensu przekonywać kogoś, kto nie chce dostrzec prawdy. Ale jeśli widzi, że ktoś się waha, jest otwarty, to wtedy Marco wchodzi do gry, próbując przeciągnąć go na swoją stronę. Udało mu się przekonać swoją matkę. To wielki sukces. I ulga. Bardzo długo był samotny.

- Nawet nie jesteś sobie w stanie wyobrazić, jaka to jest samotność, kiedy nikt cię nie rozumie - mówi.

Max za to ma szczęście. Na protest przyjechał z dziewczyną, ma wielu przyjaciół, którzy myślą podobnie. Ale słyszał o parach, które rozwiodły się w trakcie pandemii. Druga połówka nie chciała przejrzeć na oczy.

- Kryzys koronawirusa ma znaczący wpływ na rozwój myślenia spiskowego. Zaniepokojeni członkowie rodzin proszą nas o wsparcie w kontaktach z bliskimi, którzy wyznają nowe poglądy - mówi Iris Brennberger z Sekten.info w Berlinie. Organizacja doradza rodzinom, które straciły kontakt z bliskimi przez sekty, ruchy ezoteryczne, skrajne grupy polityczne, a także, coraz częściej, ze względu na teorie spiskowe. Krewni opisują, jak bardzo zmienił się charakter osób, które nagle "przejrzały na oczy". Zaczynają na przykład czuć przemożną potrzebę głoszenia nowej prawdy objawionej. Doprowadza to do wielu konfliktów, a często wręcz do zerwania relacji. Najbliżsi, którzy nie podzielają ich spojrzenia, stają się wrogami. Albo jeszcze gorzej: zwolennikami światowego spisku.

- Wszelkie argumenty postrzegane są jako nielogiczne i niezrozumiałe, fakty historyczne są odwracane, aby potwierdzić własną interpretację świata. Krytyka ze strony krewnych jest niedozwolona, konstruktywne dyskusje nie mogą mieć miejsca - wylicza Brennberger.

W skrajnych przypadkach rodzice uniemożliwiają własnym dzieciom chodzenie do szkoły, ponieważ boją się, że zostaną tam poddane indoktrynacji.

Krewni opisują, jak bardzo zmienił się charakter osób, które nagle 'przejrzały na oczy' (fot. Pexels)

Co zrobić, jeśli nasz ojciec lub siostra zaczynają nagle wierzyć na przykład w światowy spisek żydowski? - Musisz zareagować natychmiast. Jeśli ktoś dopiero zaczyna się radykalizować, może jeszcze zmienić zdanie - mówi autorka "Fake Facts" Katharina Nocuń. - Gorzej, jeśli ktoś przez rok pielęgnuje wiarę w spiskowe teorie. Pokazujesz takiej osobie badania naukowe lub artykuł z gazety, a ona mówi: to też jest część spisku. Na tym etapie fakty już nie działają. Trzeba zadawać pytania typu: dlaczego wierzysz w te informacje? Dlaczego uważasz, że ta osoba jest ekspertem? Chodzi o to, by wywołać refleksje. To bardzo długi i trudny proces.

Czy świat może mieć rację?

Pochód zakończony. Tysiące osób rozsiadają się w parku nad rzeką. Organizatorzy zapraszają na scenę nauczycielkę w starszym wieku, która z dumą ogłasza, że nie nosi maseczki i zabrania nosić uczniom. Publiczność bije brawo. Po chwili na scenę wychodzi lekarka. Wyjaśnia: w czasie lockdownu nie było nawet zwiększonego zużycia chusteczek. Wniosek? Pandemia nie jest wcale groźna. Znowu brawa.

Hubertine i Edith odpoczywają na kocu. Dwie panie po pięćdziesiątce przyjechały z Bonn razem z koleżankami. Edith dumnie prezentuje koszulkę, na której widnieje obrazek globu i podawanych sobie rąk. To symbol ich grupy. Poznały się podczas medytacji w parku. - Łatwo nam znaleźć kolejne członkinie. Wystarczy szukać uśmiechniętych osób bez maseczek - mówi Edith.

Stworzyły stronę, gdzie publikują prawdziwe informacje o pandemii. Hubertine jeszcze parę lat temu była pielęgniarką. Musiała odejść ze względu na problemy zdrowotne. Wyrzuca z siebie argumenty przeciwko wirusowi z prędkością karabinu maszynowego. COVID niczym się nie różni od świńskiej grypy. Czemu przy poprzedniej pandemii nie było takiej paniki? Są dowody, że koronawirus powstał już w 2013 roku. Testy nie są wiarygodne, a władze kłamią. Wystarczy myśleć logicznie.

Pracująca w przychodni zdrowia Edith dodaje: wystarczy dbać o dobór witamin, ćwiczyć i zdrowo się odżywiać, a żaden wirus cię nie ruszy. Niestety, jej syn i córka nie podzielają jej poglądów. Nazywają ją wariatką. Przestali do niej dzwonić. Edith jest bardzo przykro, ale co ma zrobić? Każdy ma prawo żyć swoim życiem.

A czy panie biorą pod uwagę, że to one się mylą, a cały świat ma rację? - Czasami się nad tym zastanawiam - przyznaje Hubertine. Chwilę milczy, po czym dodaje. - Ale wydaje mi się to mocno nieprawdopodobne.

Bartosz Józefiak. Absolwent Polskiej Szkoły Reportażu. Współpracuje z Dużym Formatem Gazety Wyborczej, Tygodnikiem Powszechnym, portalem Weekend.Gazeta.pl. Dwukrotnie nominowany do nagrody dziennikarskiej im. Teresy Torańskiej w kategorii "Najlepsze w internecie". W sierpniu nakładem Czarnego ukaże się książka Bartka i Wojciecha Góreckiego "Łódź. Miasto po przejściach".