Odpocznij
Ivo Streda, grzybiarz i emeryt spod Pragi (Fot. archiwum prywatne)
Ivo Streda, grzybiarz i emeryt spod Pragi (Fot. archiwum prywatne)

"Roman Novák oddawał się typowej czeskiej rozrywce w powiecie Jesenicko na północnych Morawach, kiedy natknął się na rzadki przedmiot" – tak zaczyna się doniesienie o czeskim grzybiarzu, który wyszedł po deszczu na borowiki i nieopodal swojego domu znalazł miecz i topór sprzed 3300 lat. Wyjątkowo rzadki artefakt z epoki brązu zelektryzował archeologów. Ale dobry grzybiarz znajdzie wszystko!

Nie da się podzielić narodów na mądre i głupie, ale na pewno istnieją takie, które namiętnie zbierają i zjadają leśne grzyby, i… całą resztę*. Ci pierwsi to przede wszystkim mieszkańcy krajów słowiańskich i nadbałtyckich. Przed wiekami typowe menu Słowian na terenie dzisiejszej Polski składało się z ziół, grzybów i zbóż – mięsa i warzyw było niewiele. Najbardziej polskim daniem nie jest wcale schabowy, lecz przodek dzisiejszego barszczu – wywar z grzybów i ziół zaprawiany żurem z otrębów i kasz, jak na łamach Weekendu wyjaśniała Marta Dymek. Z kolei Marcin Kotowski, etnobiolog i mykolog z Uniwersytetu Rzeszowskiego, dowodzi, że grzybobranie w ostatnich latach przekracza granice klasowe – grzyby zbierają i mieszkańcy wsi, i miast, a nawet hipsterzy. Ci ostatni w ramach ekscytującej rozrywki.

Dla kontrastu wyjątkowo lękliwi względem grzybów innych niż pieczarki są Brytyjczycy. "Patrząc na folklorystyczne angielskie nazwy wielu dzikich grzybów, możemy wyczuć ich niepokój: Kapelusz Wiedźmy, Anioł Niszczący, Trujące Ciasto, Masło Wiedźm, Diabelska Urna czy Palce Umarlaka. Te przerażające pseudonimy naprawdę ujawniają podejrzaną pozycję grzybów w kulturze anglosaskiej", pisze na łamach Culture.pl Natalia Mętrak.

Emocje jak na grzybach

By przekonać się, jak wielka grzybowa gorączka ogarnia jesienią Polaków, wystarczy zajrzeć na facebookową grupę "Grzyby Moja Pasja Cała Polska". A jeśli w grzybowej pasji ktoś może się z nami równać, to chyba tylko Litwini**, Rosjanie i Czesi.

Według czeskiego ministerstwa rolnictwa w zeszłym roku mieszkańcy Republiki Czeskiej zebrali 20 tys. ton grzybów – 6,7 kg na rodzinę. A do tego 6800 ton jagód i ponad 3 tys. ton malin. Ich wartość resort oszacował na 5,6 mld czeskich koron.

Zebrali, bo mogą.

Albowiem żartobliwe powiedzonko "emocje jak na grzybobraniu" można różnie rozumieć – rodzinna rozrywka dla jednych, dla drugich skończy się pokaźnym mandatem. W Holandii, kraju z najostrzejszymi "grzybowymi" przepisami, leśnych grzybów nie wolno zbierać wcale (zbieranie z własnego ogródka jest dozwolone). Złamanie zakazu oznacza kłusownictwo, za które w wyjątkowych przypadkach grozi nawet miesięczna kara pozbawienia wolności.

By nazbierać grzybów w Chorwacji, trzeba mieć pozwolenie, które co roku należy odnawiać. W Austrii podczas wizyty w lesie można zebrać maksymalnie 2 kg grzybów na osobę. We Francji zbieranie grzybów na terenie prywatnym jest zabronione – przyłapanemu grozi kara grzywny do 45 tys. euro, więzienie, a grzyby trzeba zwrócić właścicielowi posesji. Limity obowiązują też w Niemczech – w zależności od landu wolno wynieść z lasu od pół do dwóch kilogramów grzybów. Przekroczenie może skończyć się grzywną do 50 tys. euro.

"Tyle grzybów nie było w Czechach od czasu Czarnobyla"

O houbarení, czyli czeskim grzybobraniu, opowiedział mi pan Ivo Streda, grzybiarz i emeryt spod Pragi.

Zbieranie grzybów to zdecydowanie czeski sport narodowy. Zrozumiałem to chyba w latach 90., gdy pojechałem na kurs angielskiego do Folkestone. Roger, nasz nauczyciel w School of English Studies, chciał wiedzieć, dlaczego praktycznie wszyscy Czesi, którzy kiedykolwiek byli w tej szkole, na pytanie "co jest twoim hobby?" odpowiadają "collecting muschrooms". Sprawdziliśmy w słowniku, co to oznacza – "zbieranie grzybów". Zgadzało się.

We wrześniu następnego roku Roger przyjechał na kurs kontynuacyjny na czeską Szumawę. A Szumawa to jest grzybowe zagłębie Czech. W czasie obiadowej przerwy kolega poszedł do lasu i przyniósł pełną torbę grzybów, z których kucharze zrobili nam cudowną smaženice [danie z grzybów i jajek, podobne do jajecznicy – przyp. red.]. Jak Roger to zobaczył, kolejnego dnia sam wybrał się na grzyby i po godzinie rzucił nam pod nogi pełną torbę. Aż się z niej wysypywało. Ale – cud! – ani jeden grzyb nie był jadalny. Roger wymagał szkolenia. Po południu zabraliśmy go więc do lasu i pokazywaliśmy: "Roger, masz jadalny grzyb u lewej nogi", "Roger, dwa metry za tobą jest jadalny grzyb", itd. Po chwili torba była pełna grzybów, ale już jadalnych. Roger podsumował to tak: "Teraz rozumiem Czechów. To nie jest zbieranie grzybów, to jest polowanie. Coś jak u mnie łowienie ryb w Szkocji".

Śmiem twierdzić, że ponad połowa Czechów bardzo lubi chodzić na grzyby i większość z nas lubi też je jeść. Kto jeść nie lubi, oddaje grzyby znajomym lub rodzinie.

Gdy zaczyna się sezon, Czesi wskakują w auta i jadą do lasów – ruch jest w nich wtedy taki jak w Pradze na placu Wacława. Zwłaszcza w weekendy, więc kto może, chodzi do lasu w dni powszednie. Kiedy jeszcze pracowałem, nie wahałem się wziąć wolny dzień w środku tygodnia, żeby jechać na grzyby.

W tym roku mamy w Czechach prawdziwy urodzaj. Właściwie nie pamiętam, kiedy grzybów było więcej. Chyba tylko w 1986 roku, po Czarnobylu…

Pan Ivo Streda i jego grzybowe 'połowy' (Fot. archiwum prywatne) , Zbieranie to przyjemność, ale grzyby trzeba jeszcze oczyścić i przetworzyć (Fot. archiwum prywatne)

Dania z grzybów to temat na książkę. Grzyby dodajemy do zup: rosołów, zup kremów i "fałszywych flaków" ze szmaciaka gałęzistego [czes. kotrc kaderavý, w Polsce bywa nazywany "kozią brodą" – przyp. red.]. Klasyk to smaženice – coś à la jajecznica z grzybami; pokrojone grzyby dusi się na cebulce, doprawia solą, pieprzem i delikatnie kminkiem, po czym dodaje jajka. Popularny jest sznycel lub "plasterek" – grzyby panierowane w mące, jajku i bułce tartej, usmażone na oleju. Jemy też głowy grzybów bez panierki, smażone na oleju lub smalcu. Bardzo lubiane są duszona wołowina i wieprzowina na grzybach oraz różne klopsiki – mięso mielone lub siekane plus duszone grzyby, pół na pół. Mógłbym tak długo wymieniać. Dla mnie największym przeżyciem gastronomicznym jest kotlet z borowika szlachetnego (czes. hribu smrkového) – centymetrowe plasterki grzyba potrójnie panierowane i usmażone. Ach!

Od wiosny do jesieni w czeskich gazetach, czasopismach, radiu, telewizji i internecie pełno jest informacji o tym, gdzie i jakie grzyby już rosną, gdzie i jakie mogą zaraz wyrosnąć i kto pobił jaki grzybowy rekord. Czesi nie zdradzają swoich grzybowych miejsc nikomu spoza rodziny lub kręgu najlepszych przyjaciół. Te miejsca, rzecz jasna, się zmieniają – wraz ze zmianą lasu, pogody, ale i klimatu. Oczywiście, że grzybiarze konkurują ze sobą! I to już od dawna, wcale nie pod względem ilości zebranych grzybów, lecz ich jakości i urody.

Zbieram grzyby, których jestem pewien w stu procentach. Czasem tylko przyniosę do domu nieznany mi egzemplarz – szukam go wtedy w encyklopedii.

Myślę, że atlas lub encyklopedia grzybów nadal znajdzie się w niemal każdym czeskim domu. Ja mam pięć atlasów i jedną encyklopedię, z której korzystam najczęściej.

W większości dużych miast w sezonie działają mykologiczne punkty konsultacyjne, w których pomogą ci zidentyfikować znalezisko. Czeskie kluby mykologów co roku organizują też pokazy lub wystawy grzybów, na które swoje "połowy" może przynieść każdy mieszkaniec okolicy. Jest też oczywiście internetowa strona, na którą możesz wrzucić zdjęcie grzyba i natychmiast dostaniesz odpowiedź, jaki to gatunek.

Czeskich dowcipów grzybowych nie ma dużo i oczywiście większość obraca się wokół zatrucia grzybami: "Do księgarni wchodzi kobieta w czerni z kieszonkowym atlasem grzybów. Sprzedawca do niej podbiega: Najszczersze kondolencje. Autor poprawił już błąd do następnej edycji!". Albo: "Sąsiad dzwoni dzwonkiem. – Czy Honza jest w domu? – Nie, jest w lesie na grzybach. Następnego dnia sąsiad dzwoni ponownie. – Czy Honza jest w domu? – Nie, jest w szpitalu po grzybach".

Pan Ivo Streda i jego grzybowe 'połowy' (Fot. archiwum prywatne) , 'Nic mnie tak nie cieszy, jak piękny i zdrowy borowik' (Fot. archiwum prywatne)

Borowiki są chyba najpopularniejsze. W maju pojawiają się borowiki usiatkowane (czes. dubové hriby), do nich dołączają borowiki sosnowe (czes. hriby borové) i borowiki ceglastopore (czes. hriby kovári). Potem do lasów wkraczają szyki kozaków (czes. kozáci) i koźlarzy (czes. kremenáci), a wtedy już wszyscy czekają na borowiki szlachetne (czes. hriby smrkové), nazywane też grzybami "białymi" (czes. bílé) lub prawdziwkami (czes. pravé). Jesienią królują podgrzybki brunatne (czes. hriby hnedé), borowiki oprószone (czes. hriby sametové) i podgrzybki złotopore o żółtym miąższu – nazywamy je babky.

Lubię też inne rodzaje grzybów, zbieram na przykład muchomory czerwieniejące (czes. muchomurka ružovka)***, nazywane potocznie "rzeźnikami" (czes. masák), różne rodzaje gołąbków (czes. holubinky), a jesienią czubajki kanie (czes. bedly).

Ulubiony grzyb? Nieważne, ile już ich znalazłem – nic mnie tak nie cieszy, jak piękny i zdrowy borowik.

Sprzęt i technika są ważne. Jeśli grzybiarz musi wejść w zarośla, potrzebuje mocnych butów, odzieży, która łatwo się nie rozdziera, i koniecznie czapki na głowę. Kosz musi być przewiewny, aby zapobiec parowaniu grzybów. Ja wolę wiklinową torbę, która jest prostokątna, a podczas chodzenia nie uderza w nogę tak mocno jak okrągły kosz.

Niezbędny jest ostry nóż do oczyszczenia grzyba w lesie. Niektórzy zbieracze używają noża do odcinania grzyba przy ziemi, ja wolę go wykopać, a potem odciąć i zostawić w lesie spód nogi. Ojciec nauczył mnie, że powinienem ładnie wydrążyć grzyb i nadepnąć na otwór po nim, aby grzybnia się "nie przeziębiła". Grzybów nie należy odcinać – wtedy pleśń dostaje się do poszycia. Ale osobiście uważam, że nie ma to aż tak wielkiego znaczenia. Przecież jeśli nikt danego grzyba nie znajdzie, ten w końcu się rozłoży i pleśń i tak dostanie się do ściółki. Nie zaszkodzi jej.

Najważniejsze, żeby w lesie po grzybiarzu zostawały tylko resztki po oczyszczeniu grzybów, a nie wykopane grzyby niejadalne lub nieznane danej osobie. To jest prawdziwa katastrofa!

Moja grzybowa pasja rodziła się stopniowo. Od najmłodszych lat jeździłem na grzyby z ojcem, zarówno u babci w Nachodsku, jak i na nizinach Pardubice, gdzie mieszkaliśmy. Nie mieliśmy auta, wsiadaliśmy w pociąg albo autobus.

Gdy założyłem rodzinę, na grzyby nie było czasu. Znalazł się znów, gdy dzieci dorosły. Mieszkaliśmy w Pradze, więc wsiadałem w samochód i jechałem do lasu co najmniej 50 km. Teraz, gdy jestem już na emeryturze, kupiliśmy dom 40 km na wschód od Pragi. Dziś do lasu mam 50 m!

Grzyby znalezione przez pana Iwo Stredę (Fot. archiwum prywatne) , Pan Ivo Streda i jego grzybowe 'połowy' (Fot. archiwum prywatne)

Najczęściej po grzyby chodzę sam, w lesie od razu oczyszczam głowę. Ale lubię też, gdy dzieci i wnuki przychodzą do nas i wychodzimy do lasu razem. Bardzo się cieszę, że moja córka i syn połknęli grzybowego bakcyla. To nie moja zasługa, lecz ich dziadka (mojego ojca) i babci (mojej teściowej), bo zabierali je na grzyby, kiedy ja nie miałem czasu. Wszystko wskazuje na to, że wnuczka i wnuk też odziedziczą miłość do grzybobrania.

Raz na grzybach mogłem zginąć. Jakieś pięć lat temu, początek grudnia, było ciepło i wilgotno, powietrze pachniało grzybami... No po prostu nie mogłem wysiedzieć w domu. Po południu poszedłem na spacer do lasu. Grzybów było mnóstwo, ale ich nie znałem, więc po godzinie niezbierania uznałem, że pora wracać. I trafiłem w sam środek polowania – nie na grzyby, lecz na jelenie i dziki. Zrozumiałem, że nie dojdę do domu bezpośrednią drogą, więc zatoczyłem łuk, ale myśliwi wciąż deptali mi po piętach. Wtedy dojrzałem ich odblaskowe kamizelki, a jeden krzyknął do pozostałych: "Uważaj, po lewej masz grzybiarza!". Gdy wreszcie dotarłem do głównej drogi, zobaczyłem, że stoją co 30 m z bronią wycelowaną w coś, co zaraz wybiegnie z lasu. Dobrze, że nie pomylili mnie z dzikiem.

Co jest pięknego w zbieraniu grzybów? Och, tyle tego.

Przede wszystkim samo bycie w lesie, tym cudownym zakątku natury, który wciąż się zmienia i w którym spotkasz, zobaczysz i usłyszysz dzikie zwierzęta i ptaki. To wspaniałe. O każdej godzinie i każdej porze roku las cię czymś zaskoczy.

Pięknym doświadczeniem jest oczywiście napotkanie naprawdę ładnego grzyba. Teraz, gdy telefony komórkowe są wyposażone w bardzo wysokiej jakości aparaty fotograficzne, często najpierw robię zdjęcie grzyba, a dopiero potem go wykopuję. Zwykle już w lesie myślę, co zrobię z nim dalej: z tego pewnie będą kotlety, te wjadą do frytkownicy, te wysuszymy, krótko obgotujemy i zamrozimy.

Jak spotykam się z sąsiadami w sklepie albo piwiarni, to zawsze rozmawiamy o grzybach i pokazujemy sobie zdjęcia naszych "połowów" w telefonach. Najbliższym zdjęcia grzybów wysyłam na WhatsApp, prosto z lasu. A oni wysyłają mi swoje.

Na grzyby chodzę od maja do listopada, potem biorę pięć miesięcy przerwy. Ale są w Czechach znawcy, którzy zbierają grzyby przez cały rok, nawet zimą.

Prawdę mówiąc, nie zależy mi na tym, żeby uzbierać jak najwięcej – jeśli grzybów nie da się przyjaciołom lub rodzinie, jest z nimi przecież sporo pracy. Bardzo lubię samo "polowanie" i jestem naprawdę dumny, gdy mam choć połowę mojej wiklinowej torby.

Jasne, że marzę o grzybach. Zwykle wiosną, kiedy w spiżarni już deficyt, a nowe jeszcze nie rosną. Gdy mam piękny połów lub miłe doświadczenie z lasu, przewijam sobie ten film w głowie. I czekam, aż w nocy przyśni mi się ciąg dalszy.

Zobacz wideo Dr Piotr Latocha - człowiek, który dał Polakom minikiwi. 'Długo patrzono na mnie z politowaniem'

*Naukowego podziału na kraje "mykofilne" i "mykofobiczne" dokonała para badaczy R. Gordon Wasson i Valentina Pavlovna Wasson w dwutomowym dziele „Mushrooms, Russia and History" opublikowanym po raz pierwszy w 1957 roku.

**Z Litwinami tradycję grzybobrania dzielimy od wieków, co uwiecznił już Adam Mickiewicz w "Panu Tadeuszu".

***W Czechach muchomor czerwieniejący jest popularny, w Polsce rzadko występuje. To grzyb jadalny, jednak można go łatwo pomylić z toksycznym muchomorem plamistym, więc zbierają go głównie znawcy.

Za pomoc w tłumaczeniu z czeskiego dziękuję panu Ondrejowi Marsikowi.

Paulina Dudek. Dziennikarka, redaktorka, twórczyni cyklu mikroreportaży wideo "Zwykli Niezwykli" i współautorka "Pomocnika dla rodziców i opiekunów nastolatków". Nagrodzona Grand Video Awards, nominowana do Grand Press.

Masz temat z życia codziennego? Napisz: paulina.dudek@agora.pl