
Mimoza jak na jeża wyglądała dziwnie. I to nie tylko dlatego, że była mała, jasna, o dość wydatnych uszach, jak na afrojeża białobrzuchego przystało. Miała garb; mała kolczasta dromaderka. Była także gwiazdą Międzynarodowych Igrzysk Olimpijskich Jeży. Świetnie sobie radziła w sprincie i biegu z przeszkodami, ale też ujawniała klasę, dopasowując sprawność fizyczną do wymaganych ćwiczeń bez przyborów w gimnastyce artystycznej.*
Niektórym może trudno wyobrazić sobie MIOJ. Komitet Olimpijski (ludzki) z pewnością nie był pewien, o co chodzi, i w 2005 roku napisał do Komitetu Olimpijskiego (jeży) z prośbą, aby upewnić opinię publiczną, że (ludzki) komitet nie ma z tym nic wspólnego. Oglądałem MIOJ na żywo, a także wiele innych igrzysk olimpijskich w telewizji, i mogę was zapewnić, że nie ma szans, by się ktoś pomylił. Zawodnicy podczas MIOJ zachowują się znacznie lepiej i nie korzystają z dopingu.
Mimo to płcie muszą startować osobno. Samce jeży robią wszystko jako pierwsze i dopiero po zakończeniu ich rywalizacji wkraczają samice. Powód jest prosty: samce jeży łatwo się rozpraszają. Jeśli poczują zapach samicy, nie ma nadziei na jakiekolwiek sensowne zachowania z ich strony (czy mówimy tylko o jeżach?).
Na wzorzystym dywanie w sali reprezentacyjnej hotelu Double Tree w Denver ułożono pięć metrów plastikowego toru. Tłum nachylonych ludzi mógłby zniechęcać mniej odpornych sportowców i prawdę mówiąc, niektórzy ruszyli w złym kierunku, ale Mimoza zakończyła sprint mocnym akcentem. Umieszczona w plastikowej kuli (dużej wersji czegoś, w czym mógłby bawić się chomik) przez jej właściciela Zuga Stojącego Niedźwiedzia zdecydowanie ruszyła po torze, nabierając rozpędu, by w końcu wturlać się na metę przy wtórze cichych okrzyków podekscytowanego tłumu. (Cichy doping jest wskazany, jeśli przebywa się w towarzystwie bardzo nerwowych osobników, i polega na energicznych wymachach obiema, o ile to możliwe, rękami w powietrzu. Został on pierwotnie wymyślony jako forma języka migowego dla osób z problemami ze słuchem, ale działa równie dobrze w przypadku nerwowych jeży).
Tor przeszkód był większym wyzwaniem i wymagał subtelnego przymusu. Stojący na scenie rząd stolików podzielono na trzymetrowe wybiegi. W każdej przegrodzie znajdował się otwór, który z komory na komorę był coraz wyżej, a jeż musiał albo ukończyć bieg w jak najkrótszym czasie, albo dotrzeć jak najdalej. Właściciel może zachęcać, wabić i w każdy możliwy sposób przekonywać jeża, że wszyscy byliby szczęśliwsi, gdyby współpracował. Dozwolone było nęcenie zawieszonym na nitce mącznikiem lub małą larwą, ulubioną zarówno przez jeże, jak i ich właścicieli (więcej o tym później), ale fizyczny kontakt był zabroniony. Mimoza okazała się jednym z niewielu jeży, które ukończyły bieg.
Przejdźmy do gimnastyki artystycznej. Mimozę postawiono znów na dywanie i umieszczono wśród przyrządów jej sztuki. Były tam huśtawka, plastikowy koń, tunel, piłka i mata. Jeże umieszczono na macie i włączono zegar. Miały dwie minuty, żeby zaimponować sędziom, którzy oceniali zarówno zdolności fizyczne, jak i styl, w jakim ćwiczenia zostały wykonane. Spacer tunelem jest świetny, ale można go odbyć z większym lub mniejszym talentem. Wąchanie konia jest dobre, ale zrobienie tego z pewną klasą ma znaczenie. Strategiczne lizanie się jest bardzo cenione, choć defekacja nie jest zalecana. Zasady punktacji wydają się trochę tajemnicze, ale po tym, jak osiemnastu zawodników wykonało swoje ewolucje, nikt nie miał wątpliwości, kto jest zwycięzcą. Mimoza sprawiła, że jej człowiek puchł z dumy. Gdy Stojący Niedźwiedź przytulił do piersi małego uratowanego jeża ozdobionego rozetką, zastanawiałem się, czy w kąciku jego oka widzę odrobinę wilgoci.
– Prawie się przewróciłem, kiedy ogłoszono złotego medalistę MIOJ – powiedział. – Potknęła się i upadła, biegła i biegła. Ciałko ma malutkie i zniekształcone, ale serce duże jak u dzikich jeży.
Mimoza to jeżyczka, która nie wie, że jest niepełnosprawna. Została odrzucona przez matkę i skończyła w Denverskiej Lidze Niemych Przyjaciół. Ma skoliozę, ciężkie skrzywienie kręgosłupa. Kiedy Stojący Niedźwiedź ją zobaczył, uznał, że pod tym wyraźnym garbem ma na plecach nowotwór. A kiedy pokazał weterynarzowi rentgen, ten z kolei założył, że zdjęcie musiało zostać wykonane martwemu zwierzęciu, ponieważ skrzywienie było tak ekstremalne. Ale Mimoza tamtej nocy żyła w najlepsze.
Stojący Niedźwiedź gościł mnie podczas Jeżowego Show Gór Skalistych, którego główną atrakcją są MIOJ. Prowadzi Ośrodek Ratowania Jeży im. Flasha i Thelmy w Divide wyso ko w górach za Colorado Springs i wprowadził mnie w tajemny świat ludowej wiedzy o jeżach, zanim zostałem pchnięty w gorejące jądro obsesji. Później się dowiedziałem, że na imprezie było tylko jakieś sześćdziesiąt osób (i około stu jeży); odniosłem jednak wrażenie, że jest ich znacznie więcej. Dom Stojącego Niedźwiedzia, oddalony o kilka kilometrów od drogi utwardzonej, jest niesamowity. Spokojny, przycupnięty na wzgórzu nad małym jeziorem, drzewa wokół niego lśnią złociście w porannym słońcu. W zasięgu wzroku wałęsają się jelenie i lisy, a zimorodki jak strzały wpadają do jeziora. Jednak kiedy tam byłem, nie pojawił się ani jeden przyjacielski niedźwiedź.
Stojący Niedźwiedź dzieli tę przystań z sześćdziesięcioma trzema jeżami i żoną Virginią. Byli niesamowitymi gospodarzami, przynajmniej on i Virginia, witali mnie jak dawno niewidzianego przyjaciela. Virginia wcześnie wyszła za mąż, urodziła trzy córki, a następnie wywróciła swoje życie do góry nogami, wymyślając sobie nową specjalizację, znaną obecnie na całym świecie, czyli pielęgniarkę z uprawnieniami biegłego sądowego. Kiedy zapytałem, czy nie będzie jej przeszkadzać, jeśli zrobię kolację, bo jestem głodny, odparła w sposób, który doskonale zilustrował, jak odległe jest teraz jej poprzednie życie:
– Wolałabym zrobić sekcję zwłok niż ugotować obiad.
Historia Stojącego Niedźwiedzia jest nie mniej niezwykła. Zaczął mi ją opowiadać w drodze z lotniska i naprawdę nie byłem pewien, czy nie robi mnie w konia. Urodził się w mieszanej rodzinie, wyciągając wszystko, co najlepsze, z Mohawków i Wampanoagów, a także szkockich i irlandzkich przodków, wstąpił do wojska i piął się w hierarchii żandarmerii wojskowej, pracował w Niemczech, gdzie nauczył się bardzo dużo o winie (ma piwnicę ze wspaniałymi butelkami, wśród nich wino Baron Rothschild z 1945 roku, wraz z etykietą V, celebrującą koniec II wojny światowej; należy do jego najcenniejszych nabytków). W Rosji dzielił mieszkanie z Szostakowiczem, zakochując się dożywotnio w muzyce klasycznej, a potem został wysłany do Wietnamu w celu zbadania zbrodni wojennych popełnionych przez Amerykanów. To był początek jego wielkiej przemiany, kiedy odrażające zachowania niektórych jego rodaków zmusiło go do zwątpienia, czy walczył po właściwej stronie.
– Rozmawiałem z Wietkongiem – wyjaśnił. – Chcieli po prostu móc wyhodować wystarczającą ilość ryżu, żeby nakarmić dzieci.
Po Wietnamie Stojący Niedźwiedź wrócił do swoich, wypasał owce wraz z Nawahami i spędzał dużo czasu z szamanem, a potem zaangażował się w walkę o prawa do ziemi. Ale wojsko z nim jeszcze nie skończyło i dzięki posadzie ochroniarza prezydenta Geralda Forda otrzymał kilka kolejnych nominacji oficerskich, awansując ostatecznie do rangi majora generała, aż w końcu zrezygnował i skoncentrował się na nauczaniu technik prowadzenia śledztwa i kryminalistyki. To zatem oczywiste, że Stojącemu Niedźwiedziowi było pisane życie z jeżami.
– To przez Virginię – wyjaśnił. – W dziewięćdziesiątym trzecim roku zobaczyła jednego w sklepie i przyniosła do domu. To była Iskra. Nosiła ją ze sobą, trzymała w kieszeni podczas podróży samolotami i robiła wszystko, żeby siedziała cicho podczas wykładów.
Jednak wraz z rozwojem kariery Virginia musiała podróżować coraz dalej. Opieka nad Iskrą spadła na Stojącego Niedźwiedzia. A potem zdarzyła się pierwsza interwencja.
– Zwykła historia – powiedział. – Pewien student szedł do Korpusu Pokoju, ale zapomniał, że ma tutaj zobowiązania, więc przyjąłem Thelmę i tak się zaczęło. I byłoby grubiaństwem nie przyjąć następnej jeżycy, którą oczywiście nazwaliśmy Louise, jako że były to dwie cholernie niezależne panie.
Jak to możliwe, że ktoś, kto widział najgorsze aspekty człowieczeństwa w Wietnamie, skończył w ten sposób?
– Możesz albo znieczulić swoje serce, albo się czegoś nauczyć – wyjaśnił.
(…)
Zawsze pada pytanie, jak poprawić los jeża – zwykle zaraz po pytaniach o seks i pchły. Uwielbiam je, ponieważ dostaję wtedy szansę, żeby mówić o tym, w jaki sposób wszyscy możemy coś zmienić – jak każdy z nas jest w stanie ulepszyć choćby najmniejszy skrawek ogrodu pod kątem dzikiej fauny i flory, dzięki czemu ujawniają się wielopłaszczyznowe relacje między wszystkim, co nas otacza. A czasami po prostu mówię krótko: zostawcie ogród samemu sobie. Im schludniejszy ogród, tym bardziej prawdopodobne, że ślimaki będą się paść jak opętane. Usunięcie kuszących stosów rozkładających się liści sprawi, że truskawki staną się przedmiotem ślimaczego pożądania. Ingerujcie mniej, a porządek przyrody zajmie się zarówno waszymi jeżami, jak i truskawkami.
Jeśli chcemy aktywnie ulepszać nasz skrawek ziemi, musimy robić tak, by była trochę bardziej podobna do tego, co cieszy jeże. Pamiętaj, że w słowie "jeżyna" kryje się jeż, i pomyśl o zaletach trudno dostępnych krzaków czy żywopłotu – poczytaj, jak najlepiej rozsadzić je w ogrodzie.
Pomyślcie też o tym, ile dobrego jeże wnoszą do ogrodu. Wielu uznaje je za przyjaciela ogrodnika, ponieważ słyną ze sposobów pozbywania się kilku najbardziej irytujących bezkręgowców – pomrowów i ślimaków, które potrafią złamać ogrodnikowi serce. W zasadzie są w tym tak dobre, że spotkałem dwie osoby, które rozważały pomysł wykorzystania tej pasji i oferowania jej jako odpłatnej usługi. Jedna poważnie myślała o założeniu farmy jeży i dowożeniu ich do ogrodów i na działki (kiedy ostatni raz o niej słyszałem, stacjonowała w Afryce). Drugi pomysł to chyba żart. Ktoś zasugerował utworzenie jeżowej jednostki GROM (Grupa Reagowania Operacyjno-Manewrowego przeobraziła się w Gburowaty Referat Ochrony Mienia lub Grupę Radykalnego Oczyszczania z Mącicieli). Wzywałoby się oddziały jeży, żeby poradziły sobie ze sprawiającymi kłopoty ogrodami i działkami. Stawiano by ogrodzenia chroniące jeże, a dobrze wyszkoleni i zmotywowani (tj. głodni) agenci byliby wypuszczani przeciw bezkręgowcom. Wyczuwam spory potencjał dla programu na żywo.