
Nadzieją na to, że kiedyś zdołamy przekroczyć obecne granice śmiertelności, napawać nas może fakt, że ewolucji - oczywiście do pewnego stopnia - nie obchodzi zbytnio to, jak długo żyjemy. O ile nasi przodkowie musieli mierzyć się z tym, że wiele ich dzieci padało ofiarami drapieżników, o tyle my będziemy mogli wybierać w przyszłości potomstwo wyposażone w szkielety zewnętrzne jak u homarów.*
Z kolei o ile w czasach prehistorycznych wielu rodziców padało ofiarami drapieżników i nie mogło opiekować się swoimi dziećmi, o tyle nasze dzieci mogą stać się w przyszłości równie samowystarczalne jak młode waranów z Komodo, które uciekają zaraz po wykluciu, aby uniknąć pożarcia przez własną matkę, albo jak madagaskarski kameleon Furcifer labordi, który wykluwa się całkiem samotnie, ponieważ cała populacja dorosłych umiera po tym, jak samica złoży jaja.
Gdyby natomiast dziadkowie, których w pierwszym okresie rozwoju ludzkości było znacznie mniej, zostali pożarci przez drapieżniki, byłoby to oczywiście przykre wydarzenie dla ich najbliższych oraz dla całej społeczności, ale prawdopodobnie nie wywarłoby większego ewolucyjnego wpływu na gatunek jako całość. Ludzie starsi zawsze pełnili niezwykle pożyteczną funkcję jako przekaziciele tradycji i ważnych lekcji życiowych - a pewna ich część opiekowała się dziećmi, gdy matki wyruszały na poszukiwanie pożywienia - lecz dla naszej ewolucji nie miało dużego znaczenia to, czy większość z nich dożywała 40, 50 czy 80 lat. Kluczowy dla ludzkiej ewolucji jest potencjał dzieci i rodziców, dziadków zaś w mniejszym zakresie.
Gdybyśmy rozważali zmianę ludzkiej cechy, która w ciągu setek milionów lat przeszła pozytywną selekcję - dobrym przykładem jest tu zdolność oddychania - próbowalibyśmy nagiąć prawa rządzące samą ewolucją. Gdybyśmy jednak chcieli tylko ulepszyć nieco cechę, która w toku ewolucji została jakoś pominięta, powinno to - przynajmniej w teorii - dać nam iskierkę nadziei na sukces.
Wytrzymałość i liczenie kalorii**
Choć ewolucja niekoniecznie wyposażyła nas w długowieczność, to z pewnością nabyliśmy zdolność przetrwania w trudnych okolicznościach. Wiele razy w trakcie milionów lat ewolucji nasi przodkowie znajdowali się o krok od śmierci głodowej. Jak wskazują analizy genetyczne, około 1,2 miliona lat temu populacja praludzi zmniejszyła się do zaledwie 26 tysięcy osobników. Mniej więcej 150 tysięcy lat temu liczba naszych przodków spadła do 600 ludzi, którzy kurczowo trzymali się życia w południowym koniuszku Afryki. Kiedy popiół wyrzucony 70 tysięcy lat temu podczas erupcji potężnego wulkanu na Sumatrze przyćmił słońce na 6 lat, liczba wszystkich ludzi na Ziemi ponownie mogła stopnieć do ledwie kilku tysięcy dusz.
Przy każdym z tych gwałtownych wahnięć przetrwać mogli jedynie najlepiej przystosowani do tego, by radzić sobie bez dużych ilości wartości odżywczych. Wszyscy pozostali wymarli. Ci najtwardsi, którzy ocaleli, zdołali następnie przekazać swe genetyczne predyspozycje przetrwania w najtrudniejszych warunkach kolejnym pokoleniom, aż do naszych czasów. Tym samym zostaliśmy wyposażeni - jak wiele innych gatunków, które musiały się zmierzyć z podobnymi wyzwaniami - w wytrzymałość, która okazuje się całkiem przydatna w naszych dążeniach do długowieczności.
Z licznych badań wynika, że ograniczenie kalorii wydłuża życie drożdży, much, robaków, myszy, szczurów i innych organizmów. Sprawdzenie, czy ograniczenie kalorii wydłuża również życie bardziej długowiecznych ssaków, jak ludzie, jest znacznie trudniejsze, ponieważ właśnie ze względu na długość naszego życia takie badania byłyby za bardzo rozciągnięte w czasie, a nasza wrodzona skłonność do nieodpowiedzialnych zachowań sprawia, że trudno zmusić ludzi do tego, żeby przez całe życie unikali jedzenia tortu czekoladowego z bitą śmietaną.
Od lat 80. uczeni przeprowadzili jednak dwa badania, w których usiłowali zmierzyć wpływ ograniczenia kalorii na makaki królewskie (zwane również rezusami), dzielące z ludźmi 93 procent DNA. W obu badaniach małpy żywiące się mniej kalorycznymi posiłkami żyły średnio o 3 lata dłużej i pozostawały zdrowsze niż osobniki żyjące w takich samych warunkach, lecz konsumujące więcej kalorii. Co najmniej cztery małpy przekroczyły dotychczasowy rekord najdłużej żyjących w niewoli makaków. Brzmi obiecująco.
W ramach finansowanego przez amerykańskie Narodowe Instytuty Zdrowia badania zwanego Comprehensive Assessment of Long-Term Effects of Reducing Intake of Energy (Wszechstronna ocena długoterminowych skutków zmniejszenia zapotrzebowania kalorii), w skrócie CALERIE, nakłoniono 34 osoby, by przez 2 lata zredukowały o 15 procent spożycie kalorii. Uczestnicy eksperymentu zgodzili się na cotygodniowe badania krwi, kości, moczu, wewnętrznej temperatury ciała oraz inne testy, a nawet przebywali po 24 godziny w szczelnie zamkniętych komorach metabolicznych, w których badano ich oddech pod kątem zawartości tlenu w stosunku do dwutlenku węgla.
Na podstawie uzyskanych danych uczeni doszli do wniosku, że obniżenie o 15 procent spożycia kalorii przekłada się na niższy o 10 procent metabolizm. Choć autorzy badania nie mogli określić, czy jego uczestnicy będą żyć dłużej niż w wypadku, gdyby nie brali w nim udziału, to stwierdzili, że niższy metabolizm prowadzi do "spadku tempa życia", czyli mniejszego zużycia i zniszczeń w komórkach, a tym samym do dłuższego i zdrowszego życia u ludzkich odpowiedników makaków. Kolejnym źródłem wiedzy na temat potencjału naszej długowieczności są najstarsi Homo sapiens wokół nas.
Fenomen Jeanne Calment
Abstrahując od Matuzalema i Gilgamesza, najstarszą osobą, o której istnieniu wiemy, jest niezwykła Francuzka Jeanne Calment. Urodzona w 1875 roku we francuskim Arles Jeanne jako dwunastoletnia dziewczynka spotkała przebywającego w jej rodzinnym mieście Vincenta van Gogha, a w 1896 roku wyszła za mąż za swego kuzyna, który zmarł w 1942 roku. Jeanne miała wówczas 67 lat i dopiero się rozkręcała.
Gdy Jeanne skończyła 90 lat, młody prawnik François Raffray przekonał ją do zawarcia umowy przedwstępnej sprzedaży jej mieszkania. Staruszka mogła wciąż w nim mieszkać, a Raffray zgodnie z umową miał jej wypłacać 2500 franków miesięcznie, równowartość dzisiejszych 500 dolarów, aż do jej śmierci, kiedy to mieszkanie stałoby się własnością prawnika. Gdybyż tylko wiedział, jak to się skończy. Zjadając blisko kilogram czekolady tygodniowo, Jeanne aż do setnego roku życia jeździła po Arles rowerem, pozostawała wyjątkowo aktywna nawet po ukończeniu 110 lat i zwolniła tempo dopiero po upadku, który przydarzył się jej w wieku lat 115. W tym czasie była już powszechnie znaną w okolicy postacią, a jej sława rosła z każdym upływającym rokiem.
Raffray tymczasem był zobowiązany do comiesięcznego wysyłania jej czeków, których łączna suma znacznie już przekroczyła wartość mieszkania. Kiedy zmarł w wieku 79 lat, jego rodzina zgodnie z umową przekazywała jeszcze przez kolejny rok pieniądze Jeanne Calment, aż w końcu staruszka zmarła w 1997 roku w wieku 122 lat, a więc 2 lata po wyznaczonym przez Boga w Księdze Rodzaju limicie życia dla ludzi (Biblia nic jednak nie wspomina o tym, jak na długowieczność wpływa jedzenie czekolady).
O fenomenie Jeanne Calment napisano całe tomy. Słynąca z niezwykłego opanowania przypisywała tajemnicę swej długowieczności niskiemu poziomowi stresu oraz pozytywnemu nastawieniu do życia, aczkolwiek kluczową rolę odegrały tu geny. "Dorobiłam się w życiu tylko jednej zmarszczki - oświadczyła kiedyś Jeanne - i właśnie na niej siedzę".
Barwna historia Jeanne Calment pokazuje nam, jakie mogą być górne granice naszych możliwości, uwzględniając naszą obecną wiedzę biologiczną oraz dostępne opcje interwencji medycznych. Dla usystematyzowania wiedzy możemy również przyjrzeć się dużej grupie takich jak Jeanne cieszących się długowiecznością osób i spróbować zrozumieć, co pozwala im żyć tak długo.
Badania Barzilaia
Dokładnie tym właśnie zajmuje się Nir Barzilai. Barzilai, dyrektor Instytutu Badań nad Starzeniem Się w Albert Einstein College of Medicine i jeden z największych na świecie ekspertów od procesu starzenia się, od lat bada coraz większą grupę stulatków wśród zamieszkujących obszar metropolitalny Nowego Jorku aszkenazyjskich Żydów. Istnieje wiele określeń, którymi opisać by można Barzilaia - energiczny, cherubinkowaty, zarażający pozytywną energią - ale żadne w pełni nie oddaje istoty jego osobowości. Choć niektórzy opisują go jako bardziej stonowanego sobowtóra Austina Powersa, Barzilai to w gruncie rzeczy gigant w dziedzinie badań nad starzeniem się.
W trakcie swej pracy naukowej napotkał on naprawdę niezwykłych ludzi, między innymi Irvinga Kahna, wciąż spragnionego wiedzy finansistę, który pracował jako bankier inwestycyjny aż do śmierci w wieku 109 lat. Rodzeństwo Kahna, wspólnie stanowiące najdłużej żyjące rodzeństwo w dziejach, dożyło 109, 103 i 101 lat. Irma Daniel, kolejny z badanych przez Barzilaia stulatków, był obdarzonym ciętym dowcipem sędzią, który ocalał z Holokaustu i prowadził rozprawy sądowe w Hoboken w New Jersey do sto szóstego roku życia.
W przypadku każdej z takich osób Barzilai wraz ze swoimi współpracownikami badał historię ich życia i zdrowia, dokonywał sekwencjonowania genomów i przeprowadzał całe mnóstwo testów, które miały pomóc odkryć tajemnicę "eliksiru długowieczności". Choć badania wciąż trwają, udało się już ustalić, że wprawdzie zdrowe nawyki niewątpliwie wpływają na wydłużenie naszego życia, ale najlepszym gwarantem przekroczenia 100 lat są odpowiednie geny.
Ci stulatkowie nie tylko żyją dłużej, ale też żyją dłużej w dobrym zdrowiu. Większość zachowuje sporą sprawność nawet w schyłkowym okresie życia, a śmierć następuje zwykle po stosunkowo krótkim, natężonym okresie choroby.
Badacze ze Scripps Research Institute przeanalizowali zsekwencjonowane genomy ponad 1400 cieszących się dobrą kondycją starszych osób powyżej osiemdziesiątego roku życia i odkryli u nich podobne genetyczne warianty, które pomagają im utrzymać pełnię władz umysłowych i chronić je przed groźnymi przewlekłymi chorobami. Choć według popularnego wyobrażenia ludzie liczący sobie 100 i więcej lat żyją podłączeni do respiratora, średni koszt opieki medycznej nad osobą, która umiera po przekroczeniu setnego roku życia, stanowi zaledwie 30 procent tego, ile trzeba wydać na opiekę nad osobą, która umiera w wieku siedemdziesięciu kilku lat.
Choć wielu stulatków powinno ze względu na wiek częściej zapadać na chorobę Parkinsona, Alzheimera i choroby układu krążenia, Barzilai ustalił, że wcale tak się nie dzieje. Wraz ze swoim zespołem skupił się na genie ADIPOQ, powszechnie występującym u innych ludzi, lecz nieobecnym u stulatków, co najwyraźniej chroni ich przed zapaleniem naczyń krwionośnych. Inni badacze z kolei zidentyfikowali dziesiątki genów, które w tej lub innej ekspresji zdają się chronić przed zaburzeniami pracy mózgu, podwyższonym poziomem cholesterolu, zapewniają dodatkową ochronę przed chorobą Alzheimera i generalnie zwiększają długość życia. W coraz szybszym tempie odkrywane są kolejne powiązane z długowiecznością geny.
*Fragmenty książki "Hakowanie Darwina. Kiedy genetyczna przyszłość stanie się naszą codziennością" autorstwa Jamiego Metzla, tłumaczenie: Mariusz Gądek **Śródtytuły pochodzą od redakcji