Odpocznij
Rosita i Ottavio Missoni w 1975 roku (fot. Wikimedia Commons)
Rosita i Ottavio Missoni w 1975 roku (fot. Wikimedia Commons)

Po raz pierwszy zobaczyła go na Wembley, w przejściu dla sportowców, podczas pierwszego dnia olimpiady w Londynie w 1948 roku. Ottavio Missoni miał startować w kwalifikacjach do biegu przez płotki na 400 metrów. Ona, Rosita Jelmini, była na stadionie z koleżanką i obserwowała zawody. Przyjechała do Londynu, by uczyć się angielskiego w szkole prowadzonej przez zakonnice. Ottavio miał na koszulce numer 331, co zwróciło uwagę Rosity, bo suma cyfr dawała 7. Jej dziadek Piero uważał, że siódemka jest szczęśliwą liczbą rodziny Jelmini. Jako przesądny człowiek, gdy dawał wnuczce cukierki, zawsze było ich siedem. Jeśli podrzucał pieniądze, to w kwocie siedmiu lirów. Siedząc w górnych rzędach stadionu olimpijskiego, Rosita powiedziała koleżance, że zawodnik z numerem 331 wygra kwalifikacje. I rzeczywiście tak się stało. Ottavio Missoni przeszedł do finału, w którym zajął szóste miejsce. Miał 26 lat i bagaż doświadczeń, które, jak sam mówił, nauczyły go wiele o ludziach.

Rodzina Missoni w 1992 roku (mat. prasowe)

Urodził się w 1921 roku w Dubrowniku, wtedy należącym do Królestwa Serbów, Chorwatów i Słoweńców. Jego ojciec był kapitanem statku i stacjonował na Wybrzeżu Dalmacji. Matka, Teresa de Vidovich, to austriacka hrabina. Ottavio Missoni już od najmłodszych lat interesował się sportem. Świetnie zbudowany i wysoki, bo mający186 centymetrów wzrostu, Włoch najpierw pływał, a potem biegał na dystansie 400 metrów. Należał do klubów sportowych w Zadarze (dzisiejsza Chorwacja), Mediolanie i Trieście. Po raz pierwszy zrobiło się o nim głośno w 1937 roku, kiedy podczas zawodów w Mediolanie w wieku 16 lat pobił w sprincie wynik Amerykanina Elroya Robinsona. Robinson miał wtedy na koncie rekord świata na dystansie 800 metrów.

Ottavio Missoni biegał na mistrzostwach Europy w Paryżu i na igrzyskach akademickich w Wiedniu. Jego karierę sportową przerwała druga wojna światowa. Jako 20-latek uczestniczył w kampanii północnoafrykańskiej i podczas bitwy w El Alamein w Egipcie dostał się do brytyjskiej niewoli. Spędził w niej cztery lata. Ottavio Missoni lubił mówić, że w niewoli był gościem samej Królewskiej Mości. W wywiadzie dla Corriere della Sera przyznał, że bał się tylko przez chwilę. Brakowało mu wielu rzeczy, ale jedną z jego ulubionych czynności było spanie. Obóz, w którym był zamknięty miał nr 305 i został zlikwidowany jako jeden z ostatnich, dlatego późno wrócił do kraju.

Trudne doświadczenia nie przekreśliły jego pasji do sportu. Missoni zakwalifikował się na pierwsze po wojnie Letnie Igrzyska Olimpijskie. Oprócz własnej kondycji przygotował też na nie stroje dla reprezentacji Włoch - wraz z przyjacielem zdążył otworzyć niewielką fabrykę dziewiarską. Nie wiedział jeszcze wtedy, że to właśnie moda połączy go z kobietą jego życia - Rositą Jelmini, pochodzącą z rodziny lombardzkich krawców, którzy specjalizowali się w produkcji szali i koronek. I że stanie się powodem międzynarodowej sławy obojga. 

Rodzina Missoni (fot. missoni.com)

"Miały szczęście, że zasłonili im oczy"

Pierwsza randka Ottavia i Rosity odbyła się na placu Piccadilly w Londynie, pod posągiem Amora. Spotkanie ponoć zostało zorganizowane przez wspólnych znajomych i miało miejsce tydzień po kwalifikacjach na Wembley. Rosita zachwyciła się eleganckim uniformem Ottavia, którego zauważyła już w momencie, gdy wychodził z metra. Po latach wspominała, że miał na sobie szare spodnie, biało-czarne mokasyny i niebieską, dwurzędową marynarkę z symbolem olimpiady oraz flagą Włoch wyhaftowanymi na kieszonce.

Ta "olimpijska" znajomość okazała się na tyle poważna, że w 1953 roku para pobrała się. Wkrótce potem Rosita i Ottavio Missoni otworzyli własny zakład dziewiarski w Gallarate, niedaleko miejsca zamieszkania Rosity. Zaczęli od produkcji ubrań do mediolańskiego butiku Biki - włoskiej stylistki i krawcowej, uważanej wówczas za jedną z najwybitniejszych specjalistek w branży. Elvira Leonardi Bouyeure, bo tak naprawdę nazywała się Biki, ubierała ważne postaci ze świata kultury, m.in. Marię Callas, światowej sławy śpiewaczkę operową.

W 1958 roku Rosita i Ottavio wypuścili pierwszą kolekcję dzianinowych sukienek pod własnym nazwiskiem. Pięćset sztuk zamówił dom handlowy La Rinascente w Mediolanie. Rosita i Ottavio pojechali do stolicy Lombardii, by zobaczyć, jak ubrania prezentują się na półkach sklepowych. Byli zaskoczeni, gdy zobaczyli je w witrynie eksponującej ofertę domu handlowego przechodniom. Osiemnaście manekinów ubranych w pasiaste sukienki Missoni miało zawiązane na oczach szarfy, tak jak robi się to, grając w ciuciubabkę. Po latach, w dokumencie "Being Missoni" wyprodukowanym przez Sky, Rosita Missoni z uśmiechem wspominała pierwszą krytykę, której wraz z mężem doświadczyła, gdy stali przed La Rinascente i podziwiali aranżację witryny. Akurat przechodził tamtędy jakiś mechanik albo elektryk ze skrzynką na narzędzia. Zatrzymał się na chwilę obok nich i powiedział: "Miały szczęście, że zasłonili im oczy"!

Ottavio i Rosita Missoni (fot. missoni.com)

Wyproszeni z Florencji, docenieni w Nowym Jorku

W latach 60. włoską stolicą mody była Florencja. Małżeństwo Missonich po raz pierwszy pokazało tam swoją kolekcję w 1967 roku. Wśród projektów przeznaczonych na wybieg były przezroczyste sukienki wykonane z lamy - tkaniny przetykanej błyszczącymi nićmi. Okazało się, że modelki miały do dyspozycji tylko białą bieliznę, która psuła efekt kreacji. Rosita poprosiła je więc, by wystąpiły bez majtek i staników. Pokaz wywołał skandal i już więcej nie zaproszono Missonich do Florencji.

Szczęśliwie coraz bardziej atrakcyjny dla projektantów stawał się Mediolan. W Lombardii rozwijało się całe zaplecze tekstylne, a w okolicach miasta powstawały liczne zakłady produkcyjne wspierające branżę mody. Rosita i Ottavio również postanowili przenieść się z pokazami do Mediolanu.

W 1969 roku wypuścili kolekcję, która przez Amerykanów została nazwana "Put Together". Składała się z dzianinowych bluzek, kardiganów, spódnic i sukienek, które można było dowolnie ze sobą łączyć. Wszystkie pokryte były kolorowymi wzorami, szczególnie zygzakami, które do dziś są znakiem rozpoznawczym marki Missoni. Pomysłodawcą kolekcji był Ottavio, który, jak twierdzi Rosita, był daltonistą i widział kolory na swój sposób. Nietuzinkowe tony brązów, zieleni i czerwieni zachwyciły krytyków, w tym Dianę Vreeland, uchodzącą wówczas za wyrocznię w świecie mody redaktor naczelną amerykańskiego "Vogue'a". Jej reakcją na kolekcję Missoni były słowa: "Zobaczcie! Kto powiedział, że istnieją tylko kolory? Istnieją też odcienie!".

Angela i Ottavio na ostatnim pokazie, w którym uczestniczył założyciel domu mody Missoni (mat. prasowe)

Diana Vreeland zaprosiła potem Missonich do Nowego Jorku, lokując ich w pięciogwiazdkowym Hotelu Plaza. Osobiście odwiedził ich tam Stanley Marcus, właściciel domów handlowych Neiman Marcus, proponując współpracę. Powiedział, że to Diana Vreeland zadzwoniła do niego z informacją, że w Nowym Jorku przebywa para Włochów, których ubrania muszą znaleźć się w jego sklepach. W tym czasie na rynku pojawiło się już sporo podróbek ubrań Missoni w stylu "Put together". Stanley Marcus zabraniał pracującym dla niego kupcom nabywać kolekcje kopiujące styl Missoni. Rosicie i Ottavio przyznał nagrodę Neuman Marcus Award, uważaną wtedy za Oscara w dziedzinie mody. Jej laureatami byli m.in. Coco Chanel, Elsa Schiaparelli, Christian Dior czy Salvatore Ferragamo. Missoni weszli do modowego panteonu. A razem z nimi dzianina - okazało się, że może być na tyle luksusowa, by szyć z niej ubrania z najwyższej półki.

W 1969 roku firma Missoni przeniosła się do nowej siedziby w lombardzkiej prowincji Varese. "Otwórzmy firmę w miejscu, w którym chcielibyśmy żyć" - mówił do żony Ottavio Missoni. Wybór padł na Sumirago, gdzie do dziś znajduje się willa Missonich oraz siedziba marki wraz z atelier, laboratoriami i produkcją. To rzadkość w branży mody, bo projektanci zazwyczaj otwierają atelier w centrach miast, a materiały kupują z oddalonych nawet o setki kilometrów fabryk. Missoni mieli wszystko na miejscu: pracę i dom. Dla trójki dzieci Ottavia i Rosity te dwa światy od zawsze się przenikały. Vittorio, Luca i Angela dzieciństwo spędzali wśród maszyn dziewiarskich, w studiu projektowym albo w archiwum, wśród setek barwnych wzorów. Objęcie ważnych stanowisk w firmie było dla nich tylko kwestią czasu. Cała trójka miała styl Missoni "we krwi".

Hippie, LSD i modna egzotyka

Ale zanim władzę w firmie obejmie następne pokolenie, rodzina urośnie w siłę. W Paryżu rządzili Yves Saint Laurent i Sonia Rykiel, w Mediolanie - Missoni. Ich popularność porównywano do sławy rodzin Agnelli - głównych akcjonariuszy Fiata i prezesów klubu piłkarskiego Juventus, czy Ferrari - słynących z produkcji aut sportowych i wyścigowych.

Lata 70. były dla Missoni "złotą dekadą". Proponowane przez markę intensywne wzory idealnie wpisywały się w klimat tzw. mody psychodelicznej. Trend związany był z powstaniem subkultury hippisów, zakochanych w muzyce rockowej i psychodelicznej. Pobudzała ona zmysły tak samo jak używki, w tym LSD i inne narkotyki, do których hippisi mieli liberalne podejście. Choć za pionierkę mody psychodelicznej uważa się Brytyjkę Zandrę Rhodes, Missoni też dołożyli swoją cegiełkę. Jeszcze bardziej urozmaicili słynne zygzaki i dołożyli nowe desenie. Na charakterystyczny styl hippie składały się również luźne i wygodne formy, które gwarantowała dzianina.

Rodzina Missoni na wystawie Missoni Art Colour (mat. prasowe)

Moda Missoni miała też w sobie coś z egzotyki. Dalekie podróże stały się w latach 70. inspiracją dla młodych ludzi, zachwyconych postępami w dziedzinie transportu (w 1969 roku miał miejsce pierwszy lot Concorde'a.) Niektóre wzory Missoni można porównać do tych zdobiących marokańskie tekstylia: szale czy dywany. Afryka nieraz stawała się tematem przewodnim kolekcji włoskiej marki również w późniejszych latach. Do historii przeszła seria kostiumów "Africa" przygotowana na ceremonię otwarcia mistrzostw świata w piłce nożnej, organizowanych we Włoszech w 1990 roku. Można ją było podziwiać także podczas wystawy poświęconej działalności domu mody Missoni w londyńskim Fashion and Textile Museum w 2016 roku. 

Album rodzinny

W latach 70. na próżno było szukać magazynu o modzie, w którym nie pojawiłby się chociaż jeden szalik, sweter albo sukienka Missoni. W 1973 roku "The New York Times" ogłosił: "dzianinowe ubrania Missoni to międzynarodowy status symbol, tak samo jak torebka Vuitton czy buty Gucci".

Ubrania włoskiej marki szczególnie upodobało sobie środowisko artystyczne. Świat Missoni od zawsze był zresztą związany ze sztuką, nie tylko ze względu na styl i klientelę, ale i liczne współprace z artystami. Wśród nich był na przykład reżyser Paolo Sorrentino, zdobywca Oscara za film "Wielkie piękno", czy fotograf Oliviero Toscani, autor słynnych kampanii dla innej włoskiej marki - Benetton. Był rok 1992, kiedy rodzina zwróciła się do Oliviero o wykonanie zdjęć promujących najnowszą kolekcję. Celem było pokazanie, że marka Missoni to prawdziwi ludzie, a nie sztucznie zbudowana strategia marketingowa. Toscani powiedział: "Gdybym był na waszym miejscu, zapozowałbym w kampanii całą rodziną, jesteście idealni". I tak się stało. Na zdjęciu znalazły się trzy pokolenia rodziny Missoni: Ottavio z Rositą, Angela z braćmi Vittorio i Lucą oraz sześcioro wnucząt, w tym Margherita Maccapani Missoni, córka Angeli, a obecnie dyrektor kreatywna tańszej linii marki o nazwie M Missoni. Margherita już wtedy była twarzą projektów skierowanych do młodszej klienteli, występując w roli modelki w sesjach dla magazynów modowych.

Z lewej Wystawa Missoni Art Colour, z prawej Gigi Hadid w najnowszej kampanii Missoni (Fashion and Textile Museum; mat. prasowe)

Koncept wspólnego zdjęcia został potem powtórzony w 2010 roku w kampanii promującej wiosenno-letnią kolekcję. Zdjęcia wykonał niemiecki fotograf Juergen Teller, autor pierwszej okładki polskiej edycji "Vogue'a". Na jednej z fotografii widać siedzących na kanapie i śmiejących się ojca i syna - Ottavio i Vittorio. Trzy lata później syn Missonich zginął w katastrofie samolotu u wybrzeży Wenezueli. Na pokładzie była również jego żona, Maurizia Castiglioni, oraz dwójka znajomych. Maszyna zaginęła 4 stycznia 2013 roku, a jej wrak został odnaleziony dopiero pod koniec czerwca. Vittorio Missoni był wtedy prezesem firmy.

Ottavio Missoni zmarł w maju, zanim oficjalnie potwierdzono śmierć syna. Dla całej rodziny to był ogromny cios. Od śmierci bliskich Rosita codziennie wychodzi na balkon i fotografuje wschód słońca.

Niby takie samo, a jednak inne

Dzieci Missonich zaczęły angażować się w działalność marki w latach 90. W 1996 roku Ottavio i Rosita oficjalnie przekazali im pieczę nad firmą. Vittorio zajmował się marketingiem, Luca projektował kolekcje męskie, a następnie przeszedł do archiwum, któremu nadał odpowiednią wartość. Marka chętnie korzysta z własnych zasobów sprzed lat, dając im nowe życie w aktualnych kolekcjach. Angela natomiast została dyrektor kreatywną marki, projektując kolekcje damskie. To jej przypisuje się uporządkowanie stylu Missoni, a także niesamowite wyczucie w nawiązywaniu kontaktów z artystami. Wyszukała na przykład w Internecie Rachel Hayes, amerykańską artystkę tworzącą barwne instalacje składające się z dużych jak spadochrony patchworkowych chust. Rozwieszone w dowolnym ułożeniu, rzucają na podłogę albo ścianę kolorowe cienie. Angela Missoni wykorzystała ten efekt podczas jednego z najnowszych pokazów, rozwieszając chusty nad wybiegiem. Dzieła Rachel Hayes pojawiły się również w kampanii Missoni na sezon wiosna-lato 2018, zrealizowanej z udziałem Kendall Jenner na środku pustyni w stanie Nowy Meksyk. Innym razem Angela ubrała modelki w różowe czapki z kocimi uszami (Missoni Pussyhat), nawiązując tym samym do amerykańskiego ruchu Pussycat Project, wspierającego walkę o prawa kobiet.

Angela Missoni (mat. prasowe)

Patrząc na projektowane przez Angelę ubrania, wydaje się, że w Missoni nic się nie zmieniło, a jednak co sezon wszystko jest inne. Podczas gdy większość włoskich firm już dawno przeszła w ręce zagranicznych udziałowców, Missoni nadal należy do tej samej rodziny. Marka ma też "to coś", co inni próbują zdobyć za wszelką cenę, zatrudniając sztaby stylistów i marketingowców. W świecie mody ten skarb nazywa się rozpoznawalność. Missonim wystarczyła dzianina i jeden fascynujący zygzak.   

Katarzyna Żechowicz . Dziennikarka i pasjonatka Włoch. Stypendystka rządu włoskiego, ukończyła z wyróżnieniem studia o modzie na najstarszym w Europie Uniwersytecie Bolońskim. Oprócz tego jest absolwentką dziennikarstwa i italianistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Obecnie pracuje w mediach i prowadzi własny portal o modzie oraz sklep internetowy Shop My Mood. Kolekcjonuje zagraniczne czasopisma, wśród których szczególne miejsce zajmuje włoska edycja Vogue'a. Uwielbia kuchnię śródziemnomorską, a każde wakacje spędza w ukochanej Kalabrii.