Odpocznij
Prostytucja jest legalna w Urugwaju od 2002 roku (fot. Shutterstock)
Prostytucja jest legalna w Urugwaju od 2002 roku (fot. Shutterstock)

- Babcia nauczyła mnie zaciskania i rozluźniania pochwy. A właściwie najpierw nauczyła mamę, a mama przekazała ten sposób mnie. Dziś wszyscy znają to jako ćwiczenia mięśni Kegla. Zalecają je lekarze i są bardzo modne. Dziewczyny cieszą się, kiedy robimy je na warsztatach edukacji seksualnej. Siedzimy w lekkim rozkroku, oddychamy równo, a ja mówię: "Musimy połączyć się z naszymi waginami! Pokochajcie najpiękniejszą część swojego ciała!". One zwykle najpierw chichoczą, a potem zasysają i puszczają, zasysają i puszczają. To bardzo ważna umiejętność, zwłaszcza gdy mężczyzna ma maleńkiego penisa. Jeśli chcesz, żeby klient z małym członkiem do ciebie wracał, musi mieć wrażenie, że twoja wagina zawsze jest maciupka. Wtedy zapomni o swoim kompleksie.*

Mama nauczyła mnie technik dbania o siebie i wyciągania forsy od klientów. Na przykład symulowania, że jestem dziewicą. Jak? Ach, nie powiem wam, bo stracę kasę. Klienci wierzą w to, dopóki dziewczyna wygląda na wystarczająco niedorosłą. I dobrze płacą. Degeneraci!

Wieczór na ulicy Gorlero w mieście Punta del Este (fot. Shutterstock)

Moja babcia była prostytutką, moja mama jest prostytutką. I ja nią jestem. Wk**wia mnie, gdy ludzie mówią: urodziła się, by dawać dupy. A jaki masz wybór, jeśli żołądek przykleja ci się do kręgosłupa? Prababcię na pewno wykorzystywano seksualnie. Była czarną niewolnicą, sprzątała w Barrio Sur, południowej dzielnicy Montevideo. Miała dziewiętnaścioro dzieci. Zastanawiam się, ile z nich chciała. Może żadnego? Przychodzi patrón, właściciel, penetruje, wychodzi. Niewolnica nie jest przecież właścicielką samej siebie. Przynajmniej jedno musiało być efektem gwałtu. Mam w domu jej portret. Zeszła ze statku z Afryki. Nie wiem, z której części. Dla mnie Afryka była jedna, nigdy mi nie przyszło do głowy zapytać prababci, z której Afryki przyjechała. Mama wciąż pracuje w zawodzie, bo na emeryturę trzeba składać przez trzydzieści lat, a my możemy to robić dopiero od 1995 roku. Ja jestem zarejestrowana, mam identyfikator i książeczkę zdrowia. Chcecie zobaczyć?

Na pierwszej stronie zielony nagłówek: Jedyną pewną metodą zapobiegania chorobom przenoszonym drogą płciową, w tym AIDS, jest właściwe używanie prezerwatywy. Poniżej godło narodowe i napis: "Wschodnia Republika Urugwaju, Ministerstwo Zdrowia Publicznego", oraz informacja, że dokument nie zaświadcza, że osoba, na którą został  wystawiony, jest wolna od chorób przenoszonych drogą płciową. W środku imię i nazwisko: Karina Nunez Rodriguez. W tabelce daty comiesięcznych badań. Podpis lekarza i pieczątka Oddziału Higieny Seksualnej. Informacja, że wiele zagrożeń (wirus HIV i inne) jest wykrywanych dopiero kilka tygodni lub miesięcy po zakażeniu. Taką książeczkę powinna mieć każda urugwajska prostytutka, i to od lat dwudziestych XX wieku. Tyle że nikt nigdy nie wymagał podobnego zaświadczenia zdrowotnego od klientów.

Karina wyciąga też listę składek zdrowotnych, a także zapisany długopisem zeszyt. Dni przepracowane, dni bez pracy, zarobek, dochód miesięczny i roczny. W lutym zarobiła 11 150 peso(około 1300 złotych), była aktywna przez czternaście dni, choć na ulicę stara się wychodzić jak najczęściej. Minimalna krajowa pensja wynosi 12 265 peso (około 1500 złotych), ubiegłoroczne wynagrodzenie Kariny to 194 390 peso (około 23 000 złotych) za 207 przepracowanych dni. Pokazuje nam te zapiski, by odczarować powszechny mit, że pracownice seksualne zarabiają krocie.

Prostytucja w Urugwaju nigdy nie była nielegalna, ale przez wiele dekad sytuacja świadczących usługi kobiet pozostawała nieuregulowana. W latach dwudziestych i trzydziestych XX wieku lupanary [domy publiczne - przyp.red.] były niepozorne - nie mogły mieć szyldów, świateł, puszczać głośnej muzyki. Zatrudnionym zabraniano wabienia klientów słowami czy nawet śpiewem; groził za to mandat. Miały figurować w rejestrze prostytutek i dwa razy w tygodniu stawiać się na badania w miejscu pracy lub w ambulatorium (w domu publicznym obowiązkowo musiał być roztwór nadmanganianu potasu, aby klient mógł dokonać dezynfekcji po stosunku). Kontrolowano je także w latach późniejszych, a mimo to nie przyznawano im żadnych praw.

Prostytucja w Urugwaju nigdy nie była nielegalna, ale przez wiele dekad sytuacja świadczących usługi kobiet pozostawała nieuregulowana (fot. Shutterstock)

System oficjalnie uznał istnienie prostytutek w 1995 roku. Od tego momentu mają status niezależnych pracowników i prawo do emerytury - o ile opłacają składki (równowartość około 300 złotych miesięcznie, przez trzydzieści lat) lub kończą siedemdziesiąt pięć lat. W 2002 roku weszło w życie prawo o pracy seksualnej, które zapewnia im wszelkie dodatki socjalne, między innymi bezpłatną opiekę zdrowotną dla nich i dla dzieci. Seks za pieniądze mogą uprawiać osoby, które ukończyły osiemnaście lat, są zapisane w Narodowym Rejestrze Pracy Seksualnej i mają aktualną książeczkę zdrowia. W kwietniu 2017 roku zarejestrowanych było ich dwieście dwadzieścia siedem. Na każdej konsultacji medycznej mogą poprosić o wydanie stu czterdziestu czterech darmowych prezerwatyw.

- Identyfikator zapewnia pomoc prawną. Bez niego klient przyjdzie, wyr*cha, a ty szukaj wiatru w polu! Jak go masz, a facet nie zapłaci, to składasz skargę na policję i musi zabulić. Ale przy zgłoszeniu musisz jeszcze mieć zużyty kondom. To jedyne oficjalne narzędzie naszej pracy, jedyny dowód wykonanej usługi. Jeśli uprawiasz seks bez prezerwatywy, to znaczy, że oddałaś się dla przyjemności.

Raz w ten sposób doniosłam na gościa. Małe miasteczko, wszyscy się znaliśmy. Wiedziałam nawet, gdzie pracuje jego ojciec. Nie miał kasy, wziął mnie po pijaku i myślał dupek, że mu ujdzie na sucho. A ja pobiegłam z kondomem na policję. Dowiedzieli się jego dziewczyna, matka i ojciec, który musiał go odebrać z komisariatu. I wiecie co? Wstydził się, że skorzystał z usług prostytutki, a nie, że nie zapłacił!

Na każdą, co ma książeczkę, przypadają trzy bez niej. Bo stygmat, wstyd, niedoinformowanie. No i wiele z nas pracuje nie z własnej woli. Tylko wybijcie sobie z głowy kliszę, że wszystkie, bez wyjątku, jesteśmy ofiarami. Oczywiście, są wśród nas i takie. Tym staram się pomóc, bo wiem, przez co przeszły.

Mówicie, że niewiele kobiet wybiera życie prostytutki? Ja sama to powiedziałam? No tak. Ale niewiele kobiet wybiera też życie służących i sprzątaczek. Kto chce nimi być? Z nieletnimi to inna sprawa. Jak usłyszę, że gdzieś jakaś pracuje, to jadę się przekonać. A jeśli to prawda, zgłaszam sprawę na policję. Mam już na koncie ponad siedemdziesiąt doniesień, dwadzieścia procesów jest w toku. Doniesienie o popełnieniu przestępstwa składam sama, na przykład gdy dowiaduję się o takim sklepikarzu, który wykorzystuje seksualnie dziewczynkę, jak ten w Paso de los Toros. A jeśli trafiam na przestępczość zorganizowaną, to zgłaszam sprawę razem z El Paso. To stowarzyszenie obywatelskie. Skupia się na obronie praw człowieka, zwłaszcza dzieci, nastolatków i kobiet, ofiar przemocy oraz osób wykorzystywanych seksualnie.(...)

Montevideo, stolica Urugwaju (fot. Shutterstock)

Składam donosy z powołania. Bo mnie też wykorzystywano. I nikomu tego nie życzę. Nie, nie czułam wtedy strachu. Czułam wściekłość. Wychowałam się na ulicy i niczego się nie boję. Poza tym strach jest częścią egzystencji. (...)

Prostytutek, które padły ofiarą molestowania w dzieciństwie. Pablo Guerra, doktor na Uniwersytecie Republiki, przeprowadził wywiady ze stu osiemdziesięcioma ośmioma pracownicami seksualnymi - o warunkach ich pracy i zmuszaniu dzieci do prostytucji. Ponad połowa rozmówczyń wyznała, że musi odrobić określone godziny, a patrón karze je, jeśli się spóźnią do pracy lub w niej nie stawią. Oznacza to, że sutenerstwo, zakazane w Urugwaju już w 1927 roku, wciąż ma się dobrze. Z badań Guerry wynika, że niemal jedna trzecia ankietowanych zetknęła się z prostytucją nieletnich w miejscu pracy. Większość przyznaje, że miała trudne dzieciństwo. Karina pisze książkę o życiu po drugiej stronie produktywnej pochwy.

Zobacz wideo 48-letnia Ślązaczka jest mistrzynią bikini fitness. 'Byłam żoną u boku męża, teraz mąż stoi przy mnie'

- To nie jest tak, że kończysz osiemnaście lat, stajesz przed lustrem i zadajesz sobie pytanie: "Kim zostanę? Księżniczką czy prostytutką?". Ten proces zaczyna się o wiele wcześniej.

Składam doniesienia, prowadzę darmowe warsztaty seksualne w szkołach. Ciągle jestem w ruchu. Nie zatrzymuję się, bo wtedy zaczynam myśleć, a to boli. Działanie jest lepsze niż leki. Nie dbam o siebie, nie zrzucam wagi, tylko pędzę, bo myślę, że jak wyhamuję, to umrę. Moja psychiatra mówiła, że to forma ucieczki. Że boję się skonfrontować z własną rzeczywistością, dlatego wtrącam się w rzeczywistość innych. Czyli wcale nie jestem odważna, jak mówią. Jestem posrana ze strachu.

Chciałam być nauczycielką. Jestem najstarsza, z czterema siostrami ciągle bawiłam się w szkołę. Ale przypadło mi w udziale sypiać za pieniądze. Wiedziałam, gdzie pracuje mama. Nie rozmawiała o tym ze mną, ale w szkole wytykali mnie palcami, a mamę przezywali k**wą. A przecież ona nie była k**wą. Była moją mamą. Musiałam jej bronić, więc dawałam im wciry. Jestem biała, ale wszystkie moje siostry są afro, jak mama. Je też obrażali. W efekcie ciągle musiałam spuszczać komuś łomot. Nauczycielka napisała raport, że jestem agresywna, wysłano mnie na badania lekarskie do jedenastu psychologów, naćpano jakimiś lekami. Później nie chciałam mieć z psychologami nic wspólnego. Kiedy przyszło mi do głowy, by powiedzieć rodzicom, że wykorzystał mnie sąsiad, dostałam takie lanie, że tydzień na tyłku usiąść nie mogłam. Wyzwali mnie od kłamczuch. Że to przecież taki dobry człowiek, sąsiad wspaniały!

Wieczór w mieście Colonia del Sacramento na południu Urugwaju (fot. Shutterstock)

Uważam, że zaczęłam pracować właśnie wtedy, jak miałam dwanaście lat. Gdy po raz pierwszy dostałam coś w zamian za moje ciało. Zaczęło się od tego, że poprosił, bym usiadła mu na kolanach. Za pięć peso, żebym kupiła sobie jogurt. Moja mama dawała nam wtedy pięć peso na cukier, yerba, naftę, owsiankę i chleb. Każda z tych rzeczy kosztowała jedno peso. A litr jogurtu cztery osiemdziesiąt. Tylko co po jednym jogurcie, skoro było nas pięć? Co za czasy! Jadłyśmy resztki wygrzebane ze śmietnika i mąkę, w której lęgły się robaki. Trzeba ją było przesiewać.

Teraz myślę, że to okres, który boli mnie najbardziej. Matkowałam siostrom od dziesiątego roku życia, do dziś mówią na mnie "mama". Było dla mnie jasne, że nie chcę dla nich tego, co przytrafiło się mnie. (...)

***

- Prawie wszyscy klienci mają żony. W interiorze [terytorium położone w głębi kraju, daleko od wybrzeża morskiego i od ośrodków przemysłowych - przyp.red.] są bardziej macho niż w stolicy, a przynajmniej takimi chcą się pokazać. W łóżku już nie są tacy hetero. Większość jest biseksualna, ma fantazje o penetracji, korzysta z kobiet bio i trans. W ogóle pracownicy seksualni dzielą się na bio, trans i taxi boys, jak w Urugwaju mówi się na żigolaków. Bio to kobiety biologiczne, rzadziej mężczyźni homoseksualni, trans - wiadomo. A taxi boys to heteroseksualni mężczyźni, którzy obsługują kobiety. W Montevideo operują na przykład tam, gdzie aleja 18 Lipca dotyka placu Cagancha.

Pracuję głównie w interiorze. Seks jest tam droższy, bo podaż mniejsza. Taka praca jest jednak o wiele cięższa niż ta w Montevideo. Klienci płacą też za poufność. Są tacy, co przychodzą tylko na seks - raz, dwa, pięć, biorą nas do upadłego, na zapas, bo potem przez kolejne trzy miesiące będą pracować na odległej od miasteczka farmie. Ale większość przychodzi się wygadać, niektórzy regularnie, co tydzień. Mówią o impotencji, przedwczesnym wytrysku, sprawach, które wstydziliby się poruszyć z psychologiem.

Nam nie muszą udowadniać, że mają trzy jaja. Nie jesteśmy po to, by podkopywać ich poczucie własnej wartości. Zresztą chodzenie do psychologa w małym miasteczku to sygnał: o, ten ma problem. A do burdelu - o, szacun, ale z niego macho, co tydzień bzyka. Mężczyźni dzięki nam sprzedają lepszy obraz siebie. Jesteśmy dyskretniejsze niż adwokaci. Klienci wiedzą, że ich żony nigdy nie pozdrowią nas na ulicy, więc są spokojni, że im nic nie wygadamy. Oni też nas wtedy ignorują. Takie sprzężenie zwrotne hipokryzji - w nocy mi dogadzasz, w dzień cię opluwam.

Praca poza stolicą kraju jest znacznie cięższa niż w stolicy (fot. Shutterstock)

Rynek pracy seksualnej w Urugwaju zaspokaja różne gusta. Są widowiskowe whiskerias (kluby nocne, zwykle droższe, opłata za wstęp, często w cenie show taneczny, seks zazwyczaj odbywa się w hotelu), domy publiczne (z pokojami; w Montevideo niektóre czynne dwadzieścia cztery godziny na dobę), bary z kelnerkami (tańce i negocjacje, ale praca już w motelu), salony masażu (dyskretne; tu przychodzi się tylko na seks, taryfa z góry ustalona). Są też parki i ulica (najmniej bezpieczne, bo pracownice są narażone na agresję przypadkowych ludzi). W interiorze dominują burdelikobary, gdzie można potańczyć, pogadać, znaleźć dziewczynę. Czasem na zapleczu jest nawet materac.

Na każdą z tych działalności trzeba mieć licencję - bywa, że jej uzyskanie zajmuje nawet dwa lata - i zezwolenie z lokalnego komisariatu policji. Departamenty stawiają też indywidualne wymogi. Na przykład w Montevideo taka placówka musi być oddalona o minimum dwieście metrów od szkół, miejsc kultu, sal do czuwania nad zmarłymi, szpitali czy sanatoriów. Więcej niż pięćdziesiąt metrów od siedzib organizacji pożytku publicznego, biur administracji państwowej czy centrów handlowych. Nic dziwnego, że zarejestrowanych jest tylko około trzydziestu takich podmiotów (widać je na mapie serwisu Pasión Uruguay), większość zaś funkcjonuje w szarej strefie. Dziewczyny, które przyjmują za pośrednictwem stron w sieci, na przykład Pumbate Escorts, zwykle czekają na klientów w prywatnych mieszkaniach. System gwiazdek i recenzji działa jak na portalu do wynajmu hoteli. "Czyściutka i cierpliwa. Naturalne ciało, piękne piersi", "Ach, co za Kubaneczka! Cycuchy naturalne","Fenomenalna! Uśmiechnięta, pogodna, sympatyczna. Zaskakująco elokwentna! Chętna do rozmowy i przede wszystkim do działania!".

Książka 'Wyhoduj sobie wolność' ukazała się nakładem Wydawnictwa Czarne (mat. prasowe)

Dziękujemy, że przeczytałaś/eś do końca nasz artykuł. Jeżeli Ci się podobał, to wypróbuj nasz nowy newsletter z najciekawszymi i najlepszymi tekstami portalu.

KLIKNIJ, BY ZAPISAĆ SIĘ NA NEWSLETTER >>>

*Fragmenty książki "Wyhoduj sobie wolność. Reportaże z Urugwaju" Marii Hawranek i Szymona Opryszka. Możecie ją kupić w Publio.pl >>>

Maria Hawranek (ur. 1987) - niezależna reporterka, przez część roku pisze z Polski, przez część - z Ameryki Łacińskiej. Absolwentka Polskiej Szkoły Reportażu. Publikuje na łamach m.in. "Wysokich Obcasów", "Dużego Formatu", "National Geographic". Finalistka Konkursu Stypendialnego im. Ryszarda Kapuścińskiego Fundacji "Herodot" (2018). Wspólnie z Szymonem Opryszkiem wydała książkę Tańczymy już tylko w Zaduszki (2016). Razem byli też nominowani do stypendium dziennikarskiego przyznawanego przez jury Nagrody "Newsweeka" im. Teresy Torańskiej (2015).

Szymon Opryszek (ur. 1987) - niezależny reporter, absolwent Polskiej Szkoły Reportażu. Współpracuje m.in. z "Dużym Formatem", "Tygodnikiem Powszechnym" i "Podróżami". Pracował w Afryce, na Kaukazie, a od 2014 roku skupia się na Ameryce Łacińskiej. Finalista Konkursu Stypendialnego im. Ryszarda Kapuścińskiego Fundacji "Herodot" (2017). Wspólnie z Marią Hawranek wydał książkę Tańczymy już tylko w Zaduszki (2016). Razem byli też nominowani do stypendium dziennikarskiego przyznawanego przez jury Nagrody "Newsweeka" im. Teresy Torańskiej (2015).