Odpocznij
Kolejka do kolektury Lotto (fot. Wojciech Olkuśnik / Agencja Wyborcza.pl)
Kolejka do kolektury Lotto (fot. Wojciech Olkuśnik / Agencja Wyborcza.pl)

*Weekend na wakacjach - przypominamy nasze najpopularniejsze teksty*

Stanisława, jednego ze zwycięzców Lotto, trzeba było namawiać na rozmowę bardzo długo. Wyjątkowo chroni prywatność, początkowo nie chciał też wracać do swojej trudnej historii. Do rozmowy namówiła go terapeutka, z którą od ponad dwóch lat odbywa cotygodniowe sesje. Dziś określa ją jako najbliższą mu osobę.

Mężczyzna boi się powiedzieć, kiedy i gdzie skreślił szczęśliwą szóstkę. Mówi jedynie, że były to ogromne pieniądze - żyje z nich do dziś, choć już poza granicami Polski. - Mieszkaliśmy z żoną w bardzo małym miasteczku, wszyscy się tam znali. Należeliśmy w dodatku do lokalnej elity. Nie byłoby więc możliwości ukrycia tak wielkiej wygranej. Wszyscy wiedzieli, kto ile zarabia - opowiada Stanisław.

Gdy zobaczył, że padły "jego liczby", wiedział, że to koniec dotychczasowego życia. Radość? Przyznaje, że nie podszedł do sprawy optymistycznie. Wiedział, że ustawi się do niego kolejka ludzi potrzebujących pomocy - na chleb, lekarstwa dla ciężko chorego dziecka, na przetrwanie z godnością. - Nie chciałem odżegnywać się od pomocy, postanowiłem jednak podejść do wszystkiego zdroworozsądkowo: nie przyznawać się, że trafiłem szóstkę, i zastanowić, jak najlepiej rozdysponować wygraną - wspomina Stanisław. - Nie było łatwo, bo to nie były jeszcze czasy prawników, doradców finansowych czy inwestycyjnych. Nie wiedziałbym nawet, gdzie ich szukać. Po prostu dostałem pieniądze i musiałem sobie poradzić. Dla niektórych brzmi to jak żart, a to była cholernie trudna sprawa. Gdy tylko doszedłem do siebie po pierwszym szoku, spadła na mnie kolejna bomba.

Żona Stanisława pojechała na rutynowe badania. Od jakiegoś czasu źle się czuła, ale miejscowy lekarz mówił tylko o przemęczeniu i braku witamin. Okazało się jednak, że to stwardnienie rozsiane. - Wszystko się rozsypało - mówi Stanisław. - Nie wiedziałem, co to za choroba, jak się ją leczy, czy cokolwiek można zrobić. W głowie miałem tylko jedno: nie mówić nikomu o wygranej, wszystko wydać na leczenie żony, przecież na pewno uda się to zwalczyć.

Dzięki profesorowi z Warszawy znalazł lekarza w Berlinie. Spakowali więc z żoną wszystko, znajomym powiedzieli, że Stanisław dostał ofertę pracy poza Polską. Kiedy znajomy zażartował, że pewnie wygrali w Lotto i uciekają z kraju, aż zmartwiał. - Wtedy zakiełkowała we mnie paranoiczna myśl, że nie mogę z tymi ludźmi utrzymywać żadnego kontaktu. Trzymałem się tego przez ponad dwa lata, wtedy nie było trudno zniknąć bez śladu. Nie zostawiliśmy nawet adresu - opowiada.

(fot. Wojciech Olkuśnik / Agencja Gazeta)

O tym, co zdarzyło się później, nie chce opowiadać szczegółowo. Po dwóch latach musiał pochować żonę. Został sam, bez wsparcia w rodzinie, bo ani on, ani jego żona nie mieli bliskich. - Nie miałem też żadnych znajomych i przyjaciół. Cały czas spędzałem z żoną w klinikach. Wszyscy, do których się zbliżyliśmy, byli pacjentami lub bliskimi pacjentów. Z takimi ludźmi nie wiąże się przyszłości. Nie miałem dokąd wracać, nie miałem planu, miałem tylko pieniądze. Wyjechałem jeszcze dalej od Polski, dziś prowadzę niewielki, lokalny interes. Trzy razy próbowałem targnąć się na swoje życie, ale gdzieś tam cały czas czuję, że to grzech, choć Boga w sercu chyba już nie mam - mówi.

W internecie trafił na kilka artykułów o tym, jak wygrana na loterii zniszczyła ludziom życie. Z tekstów dowiedział się, że tacy jak on mogą szukać pomocy psychologicznej. Zgłosił się do terapeutki w Polsce, rozmawiają online. Specjalistka pomaga mu odnaleźć się na nowo, ale on cały czas nie jest przekonany, czy ma ochotę to robić. Chciałby tylko przestać czuć się jak ktoś, z kogo los zakpił okrutnie. Czy pieniądze go cieszą? - Nie. Bez nich faktycznie już bym nie żył i miałbym spokój - podsumowuje sucho.

Wbrew pozorom w reakcji Stanisława nie ma nic dziwnego. - Poważne zmiany w życiu zawsze powodują stres. Gdy kumulują się zdarzenia stresogenne, może to doprowadzić do depresji, zaniżonego poczucia własnej wartości, wyrzutów sumienia. Porzucając dotychczasowe życie, zmieniając otoczenie, a jednocześnie borykając się z chorobą najbliższej osoby, stajemy się całkowicie bezradni. Ogromne pieniądze okazują się bezużyteczne, jeśli chodzi o rozwiązanie największych problemów życiowych - tłumaczy doktor Agnieszka Wojnarowska z Wydziału Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego.

Pieniądze, seks i kłamstwa

Mówi się, że wsparciem w trudnych chwilach jest rodzina. Ale czy zawsze? Niektórzy odradzają mówienie o wygranej nawet najbliższym krewnym. Przykładem może być historia Jeffreya Dampiera, który wygrał 20 milionów dolarów w stanowej loterii Illinois. Nie zależało mu na dobrach materialnych i rozrywkach, przeznaczył więc pieniądze na inwestycję w nową firmę na Florydzie, chciał też zapewnić wysoki poziom życia najbliższym. Wszyscy członkowie rodziny Dampiera otrzymali nowe mieszkania i samochody, Jeffrey nie szczędził też pieniędzy na ich zachcianki. Szczególnie wymagające okazały się jego szwagierki, którym Dampier pomagał równie chętnie, co swoim rodzicom i rodzeństwu. Pomoc była na tyle kosztowna, że żona Jeffreya sprzeciwiła się dalszemu finansowaniu swoich sióstr. Nagłe odcięcie od pieniędzy wzbudziło w szwagierkach wściekłość.

Wraz z Nathanielem, chłopakiem Victorii, jednej z sióstr, uknuli plan porwania Dampiera i uzyskania za niego okupu lub zmuszenia go do oddania im reszty pieniędzy z wygranej. Wydarzenia potoczyły się jednak inaczej. Nathaniel, po zwabieniu Jeffreya w pułapkę, zmusił Victorię do strzelenia szwagrowi w tył głowy.

Dopiero w czasie procesu - zakończonego wyrokiem potrójnego dożywocia dla obojga sprawców - okazało się, że szczodry Dampier nie był postacią kryształową. Gdy w 1996 roku stał się żywicielem i sponsorem rodziny żony, zaczął wykorzystywać seksualnie 15-letnią wówczas Victorię. Według obu szwagierek Dampier zmuszał ją do seksu i wyżywał się na niej fizycznie, twierdząc, że musi odreagować napięcie związane ze spoczywającą na nim odpowiedzialnością. U Victorii diagnozowano zespół stresu pourazowego, który jednak nie uchronił jej przed spędzeniem reszty życia w więzieniu.

 

Według dr Agnieszki Wojnarowskiej dramatyczna historia Jeffreya Dampiera i jego rodziny to podręcznikowy przykład na to, jak władza powiązana z pieniędzmi deprawuje. - Możliwość wpływania na życie innych za pomocą pieniędzy podwyższa samoocenę, wzmacnia zadowolenie z siebie. Osoba posiadająca władzę jest skłonna myśleć o sobie jako o jednostce nadrzędnej, której nie dotyczą standardy zachowań społecznych. Zdarza się, że nie dostrzega także praw i potrzeb innych ludzi. Prowadzi to do zachowań moralnie nagannych, upośledza zdolność do odczuwania współczucia i umożliwia łatwe usprawiedliwianie wszelkich negatywnych działań - tłumaczy specjalistka.

Nieodporni na sukces

Nagła zmiana sytuacji finansowej okazuje się szczególnie trudna dla tych, którzy większość życia spędzili, borykając się z problemami finansowymi. Choć pozornie właśnie takie osoby powinny być dobrze zorganizowane i nauczone mądrze zarządzać budżetem, to właśnie one mają największy problem ze zmianą swojego statusu majątkowego.

- Niemal każdy człowiek marzy o czymś materialnym, co znajduje się poza jego zasięgiem finansowym - większym mieszkaniu, lepszym samochodzie, wczasach w ciepłym kraju. W momencie wygranej na loterii marzenia mają szansę stać się rzeczywistością. Nie dziwi więc fakt, że ludzie decydują się na ich realizację. To, co jednak zastanawia, to nagła zmiana samych marzeń - tłumaczy dr Katarzyna Sekścińska, adiunkt na Wydziale Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego. - Zamiast większego mieszkania szczęśliwi wygrani decydują się na willę z basenem, zamiast nowego citroëna kupują ferrari, zamiast wczasów chcą najnowszy jacht. W tym szaleństwie bardzo często zupełnie zapominają o przyszłości.

Nowe inwestycje będą bowiem  źródłem nie tylko przyjemności, ale i kosztów. Jacht i willę trzeba będzie utrzymać. Inne inwestycje mogą okazać się niewypałami, a gotówka na koncie będzie topnieć szybciej, niż się wydawało.

Jeśli przyjrzymy się zachowaniom finansowym "szczęściarzy" przed ich wygraną na loterii, prawdopodobnie okaże się, że wcale nie byli rozrzutni. Dlaczego takimi się stają jako milionerzy? - Znacznie łatwiej wydajemy pieniądze, które dostaliśmy "w prezencie", niż te ciężko zarobione. Stopniowe wzbogacanie się uczy nas zarządzania majątkiem. Popełniamy kolejne błędy i uczymy się na nich, zdobywamy doświadczenie i wiedzę niezbędną, by mądrze zarządzać środkami. W przypadku nagłej wygranej nie jesteśmy przygotowani na zmianę naszej sytuacji finansowej i nie umiemy jej sprostać - tłumaczy dr Sekścińska.

Przykładem może być historia kolejnego Amerykanina, Wiliam Post III, który w 1988 roku na stanowej loterii w Pensylwanii wygrał ponad 16 milionów dolarów. Dla człowieka wychowanego w sierocińcu, pracującego w cyrku jako kucharz, była to nagroda za lata spędzone w ubóstwie. Post zaczął wydawać pieniądze lekką ręką. Kupił między innymi podupadającą restaurację, komis samochodowy i... samolot, którego nie umiał pilotować. Okazało się, że jego kulinarny talent nie wystarcza do prowadzenia restauracji. Przychodzili do niej wyłącznie ci, którzy liczyli na pomoc finansową. Post chętnie dzielił się majątkiem. Ponieważ zdecydował się na odbieranie wygranej w formie corocznych wypłat, szybko stracił pierwszą otrzymaną sumę. Na ratunek przyszła mu szemrana firma, która zobowiązała się wypłacać Postowi stałe miesięczne kwoty w zamian za przekazywanie jej co roku części wygranej. Wiliam nie rozumiał jednak, jak działa oprocentowanie i prowizja. W efekcie musiał oddawać więcej, niż dostawał. Już po trzech miesiącach od wygranej był zadłużony na pierwsze pół miliona dolarów. Potem było już tylko gorzej.

(fot. Radek Teklak / weekend.gazeta.pl)

Brat Posta wynajął płatnego zabójcę, który miał zamordować jego i jego żonę. Gdy plan wyszedł na jaw, brat trafił do więzienia. Niedługo potem za kratkami był sam Post. Próbował zastrzelić windykatora, który pojawił się na progu jego domu. Jak Post podsumował swoje życie po wygranej? - Życzyłbym sobie, żeby to się nigdy nie wydarzyło. To był istny koszmar. Byłem o wiele szczęśliwszy, kiedy byłem spłukany - powiedział w jednym z wywiadów .

Czy wielkie wygrane zawsze wiążą się z nieszczęściem? Wydaje się, że ofiary loterii stanowią zaledwie ułamek wszystkich zwycięzców. Oczywiście to założenie, bo większość z nich pozostaje anonimowa. Ale zanim wypełnimy kupon w kolekturze, warto się zastanowić, czy jesteśmy gotowi na wielkie pieniądze.

Zobacz wideo Anna Delvey, "Oszust z Tindera" i Zach Avery, czyli wielkie oszustwa nie tylko na ekranie [Popkultura Extra]

(Nie)szczęście w liczbach, czyli gdzie i kiedy grać, by wygrać

Podpowiada analityk Radek Teklak, który przyjrzał się danym dotyczącym wygranych w Lotto (wcześniej Duży Lotek) od stycznia 2008 roku do końca grudnia 2016 roku. To okres, w którym losowania odbywały się trzy razy w tygodniu. - Poszukującym szczęśliwej kolektury polecić można tę, która znajduje się przy ulicy Skotnickiej 78 w Krakowie. Główna wygrana padła tam dwukrotnie, a gracze wygrali w sumie 32 137 737 złotych. Jeśli popatrzymy na dni tygodnia, największe sumy wygranych przypadają na soboty. Najlepszy dzień miesiąca to szósty, najlepszy miesiąc - grudzień. Warto zatem odkładać i zagrać w mikołajki przypadające w sobotę. Następna okazja już w 2025 roku! Jeżeli chcielibyśmy robić analizy, to powiedziałbym, że największe strumienie pieniędzy z wygranych płyną na Wybrzeże i na Śląsk.

Życzmy sobie zatem wysokich wygranych - w mikołajki, na Śląsku.

Agata Połajewska. Pilot wycieczek, urbexowiec, była redaktorka serwisu Foch.pl. Mogłaby bezustannie być w podróży... ale mieszka w internecie.