Odpocznij
(fot. pixabay.com)
(fot. pixabay.com)

W tym roku mija 175. rocznica pierwszej masowej wycieczki. W ciągu prawie dwóch wieków turystyka stała się branżą generującą 10 procent globalnego produktu brutto, w której pracuje co 11. człowiek na świecie . Jak to się stało, że jest jedną z najważniejszych branż ekonomicznych świata?

- Wszystko zaczęło się właśnie pewnego lipcowego poranka 175 lat temu. Na peronie w Leicester zjawiło się wtedy prawie sześćset osób, niezbyt bogatych, głównie robotników z okolicznych fabryk, w większości z problemami alkoholowymi. Każdy z nich trzymał w ręku kupon uprawniający do jednodniowej wycieczki kolejowej do Loughborough i z powrotem. Zapłacili za niego szylinga i w zamian otrzymać mieli miejsce siedzące, skromne wyżywienie oraz przewodnika. Wśród oczekujących na otwarcie pociągu panowało przedwyjazdowe poruszenie, nikt z nich jednak nawet nie przypuszczał, że uczestniczą w epokowym wydarzeniu: pierwszej w dziejach zorganizowanej wycieczce dla chętnych.

Skąd dostali te kupony?

- Sprzedał im je Thomas Cook, kaznodzieja baptystów, aktywista ruchu na rzecz abstynencji. Pragnął pokazać swoim wiernym, że zamiast otwierać butelki z kolejnymi trunkami, można bardziej ambitnie spędzić wolny czas. Na przykład zwiedzając. Był on jedynym tego dnia, który zaczynał rozumieć potencjał tego poruszenia. Kiedy patrzył na tłum, który w ciągu kilku dni wykupił wszystkie bilety na wynajęty wcześniej przez niego pociąg, wiedział już, że pomysł na organizowanie wyjazdów okazał się trafiony.

Można powiedzieć, że Thomas Cook jest ojcem chrzestnym współczesnej turystyki?

- To mało powiedziane. Ten gość poszedł za ciosem i w ciągu kilku lat stał się znanym organizatorem wycieczek w Wielkiej Brytanii. A z czasem w jego ofercie pojawiły się zorganizowane wyprawy po zabytkach całej Europy, a nawet bardziej ekscentryczne pomysły, takie jak wyjazd na otwarcie Kanału Sueskiego w Egipcie, wycieczki na wielkie wystawy światowe w europejskich stolicach, zorganizowane pielgrzymki do Ziemi Świętej lub pierwsza komercyjna wyprawa dookoła świata. To nie wszystko. Razem z otwarciem pierwszych na świecie biur podróży wprowadził idee czeków podróżnych, reklam turystycznych, w tym katalogów, czy książeczek z planami połączeń kolejowych.

Dworzec w Leicester. To stąd odjechała pierwsza zorganizowana wycieczka (fot. autor nieznany / wikimedia.org / public domain)

Thomas Cook był wizjonerem, wymyślił turystykę zorganizowaną od zera i wierzył w to, co robił. Pragnął ułatwić podróżowanie klasie średniej i robotnikom, dzięki czemu w czasach przedinternetowych rozwinął biznes z innowacyjnym zacięciem najlepszych dzisiejszych start-upów.

Dziś turystyka masowa nie kojarzy się tak szlachetnie. Co się stało z firmą i ideami Thomasa Cooka?

- Firmę odziedziczył jego syn, który był już typowym XIX-wiecznym kapitalistą i stworzył wielkie, sprawnie funkcjonujące przedsiębiorstwo. Z czasem akcje firmy zasiliły portfele różnych akcjonariuszy i nadal rozwijana była ona z brawurą. Wiesz, że to oni w połowie XX wieku jako pierwsi sprzedali loty w kosmos? Właściciele nabytych wówczas kwitów polecą jako pierwsi, gdy tylko będzie to możliwe. Dziś Thomas Cook Group jest drugą największą korporacją przemysłu turystycznego na świecie, a masowa turystyka - obok telewizji i internetu - ostoją globalizacji.

To zaskakujące, jak udało się tej formie rozrywki zdobyć taką pozycję!

- Złożyło się na to kilka czynników. Po pierwsze, rozwój kolei i parowców, z czasem autokarów i samolotów. Bez dobrze zorganizowanej sieci komunikacyjnej nie da się podróżować na masową skalę. Po drugie, wynalazek, który powstał dwa lata przed pierwszą wycieczką z Leicester do Loughborough. W 1839 roku William Fox Talbot i Louis Jacques Daguerre zupełnie niezależnie stworzyli aparaty fotograficzne. Do tej pory ludzie myśleli wyobraźnią, a teraz zaczęli myśleć obrazami, widzieli miejsca, do których mają jechać, i dostali możliwość zrobienia sobie tam pamiątkowego zdjęcia. Fotografia jest jednym z najważniejszych motorów przemysłu turystycznego. Po trzecie, europejskie prawo sankcjonujące myślenie mieszkańców Zachodu o czasie, a dokładniej o jego podziale na czas wolny i czas pracy. Gdyby nie wprowadzenie płatnych urlopów dla robotników, urzędników i handlowców, idea wakacyjnych podróży rozwinąć by się mogła zupełnie inaczej.

Thomas Cook, zdjęcie zrobione przed 1892 r. (fot. autor nieznany / wikimedia.org / CC BY-SA 3.0). Po prawej plakat zachęcający do kupienia wycieczek po Nilu (fot. autor nieznany / wikimedia.org / public domain)

A polityka nie mieszała się w ten szybko rozwijający się biznes?

- Była jednym z jego fundamentów. Europa jest kolebką współczesnej turystyki zorganizowanej. Turystyki, która w XIX wieku szturmem zaczęła podbijać świat. Podróżowanie byłoby wówczas czymś stokroć trudniejszym, gdyby nie to, że kolonie i byłe kolonie do lat 30. XX wieku stanowiły 84,6 procent powierzchni wszystkich lądów na świecie.

Dlaczego to chwyciło? Co sprawiło, że ludzie w XIX wieku zapragnęli dalekich wycieczek?

- W XIX wieku ludzie zaczytywali się w literaturze podróżniczej. Dzisiejszy boom na książki o podróżach, pisane na potęgę przez reporterów i celebrytów, to nic w porównaniu z tamtym okresem. Autorzy byli wtedy przyjmowani na dworach, otrzymywali tytuły szlacheckie, byli prawdziwymi "gwiazdami". To wszystko rozbudzało wyobraźnię i pragnienia, na podstawie których przemysł turystyczny szybko wykreował style życia, w które wbudowane są turystyczne wycieczki. Każdy marzył o przygodach, odkrywaniu nieznanego, o byciu "naj".

I to się nie zmieniło. Dalej chcemy być pierwsi, najlepsi, jedyni. Ale chyba nie ma nic wyjątkowego w zdobywaniu Mount Everestu w komercyjnej wycieczce czy w spływie Amazonką w grupie kilkunastu łodzi?

- Cała turystyka podróżnicza to wielki teatr, w którym nie chodzi o to, abyś rzeczywiście był "naj", ale żebyś tak się czuł. Choć od trzech pokoleń nie ma już białych plam na mapie świata, my wciąż w nie wierzymy, to bardzo silny mit. Jednym z fundamentów turystyki jest potrzeba poznawania "autentyczności". Zauważ, że niemal wszyscy turyści chcą kupować pamiątki "nie dla turystów", bywać w lokalach, w których jadają "lokalsi", fotografować "prawdziwe życie". Szukają tego! Turystyka oferuje wiele stylów życia, pozwala nam się wcielać w różne postaci - odkrywcy, wyczynowca, globtrotera, włóczęgi, travelbryty - i szukać tej "prawdy". Można powiedzieć, że turystyka masowa nas oszukuje, ale my chcemy być oszukiwani.

Zdjęcie wykonane techniką mokrego kolodionu. Przedstawia "śmiałków" uczestniczących w ekspedycji Korona Warszawy. Nawiązuje do zdjęć podróżniczych z 1861 roku, wykonanych podczas wyprawy fotograficznej braci Bisson na Mont Blanc (fot. Michał Sitkiewicz)

Czyli autentyczne jest to, co sami chcemy uznać za autentyczne?

- Turyści zmieniają postrzeganie lokalnej ludności przez siebie samą. Wyobraź sobie sytuację: mieszkasz w jakimś domku i za oknem masz park. Mieszkasz tam całe życie, w parku grasz w piłkę, całujesz się po raz pierwszy z dziewczyną, spotykasz z przyjaciółmi po pracy. Nagle zaczynają przyjeżdżać turyści, trzydzieści tysięcy rocznie, i mówią ci, że w tym parku są jakieś endemiczne rośliny lub zwierzątka. Park, który znasz przez całe życie, nagle przeradza się w atrakcję. W końcu sam zaczynasz inaczej myśleć o tym miejscu. Co jest bardziej autentyczne - park, w którym siadasz z piwem po pracy, czy park z kasą biletową i wyjątkowymi żuczkami? Nie da się obiektywnie stwierdzić.

Miejscowi dostosowują się do naszych potrzeb?

- Opowiem ci historię z mojego pobytu w Etiopii. Trafiłem tam kiedyś przypadkiem do wioski zamieszkanej przez grupę etniczną Mursi [społeczność, w której kobiety zdobią się, wkładając w wargi krążki - przyp. red.]. Przewodnik grupy, do której dołączyłem, twierdził, że to autentyczna wioska. Turyści robili zdjęcia miejscowym, co ciekawe - żaden nie zrobił sobie z nimi wspólnej fotografii, cały czas zachowywali się jak w ludzkim zoo. Po powrocie do Polski trafiłem na dokument "Z kamerą wśród ludzi", w którym pokazana została właśnie taka wioska! Okazało się, że mieszkańcy specjalnie się przygotowują na wizyty turystów: malują się, zakładają nie mające żadnego znaczenia ozdoby. Zrobią wszystko, aby ich fotografować, bo za zdjęcia dostają pieniądze.

Takich teatralnie autentycznych miejsc jest w Afryce, Azji i Ameryce Południowej coraz więcej. Ale ja nie mogę powiedzieć, że to, co oni robią, jest w stu procentach nieprawdziwe. Ozdoby, które wytwarzają do swojej pracy, czyli pozowania, zawierają w sobie bardzo dużo autentyczności! Są częścią Mursi.

Przedstawicielka "teatralnie autentycznej" grupy etnicznej Mursi (fot. MauritsV / flickr.com / CC BY-SA 2.0)

Im bardziej masowe jest podróżowanie, tym mocniej wierzymy, że organizując indywidualnie wyjazd, dotrzemy do białych plam. Backpackerzy są przekonani, że można uciec od tych masowych rozrywek i poznać smak prawdy.

- Przeceniają swoją indywidualność. Backpackerzy są obecnie oddziałami szturmowymi masowej turystyki. Tam, gdzie docierają, natychmiast rozkwita turystyczny biznes. Backpackerzy chcą być poza głównym nurtem, a stają się niewolnikami przewodników Lonely Planet. Tak szukają autentyczności, wolności i wyjątkowości, że potem lądują w tych samych polecanych przez przewodnik hostelach, tych samych knajpach, jeżdżą na te same "ekstremalne" wyprawy.

Od początku powstania pierwszego przewodnika Lonely Planet w 1973 roku już pół miliarda ludzi wyjechało z nimi w świat. Pół miliarda! To nie jest masa? Te alternatywne przewodniki przekształciły dawne hipisowskie ścieżki w "turystyczną autostradę". Myślisz, że jest coś wyjątkowego w tym, że założysz plecak i pojedziesz do Kambodży? Z moich szacunków wynika, że tylko z Polski poleci poza Europę w tym roku, z tym plecakiem, niemal 100 tysięcy bakcpackerów.

Wiemy, że rzeczywistość dzieli się na "turystyczną" i "prawdziwą", a my tak usilnie pragniemy tej drugiej. Co możemy zrobić, skoro wiemy, powtarzając za Claude ' em Lévi-Straussem, że skończyła się era "wielkich podróży"?

- W poszukiwaniu białych plam jesteśmy w stanie posunąć się naprawdę daleko. Tylko że geografię zastąpiły nam doznania. Uważasz corridę za zbyt masową? Jedź zobaczyć krwawą, nielegalną walkę kogutów na Bali. Za mało adrenaliny? Może wyjazd do Iranu na publiczne egzekucje na stadionie? Może wycieczka na linię frontu? Jeszcze niedawno były oferowane wycieczki do Donbasu, teraz możesz spróbować pojechać do Syrii. Ale to na pewno nie zbliży cię do autentyczności. Wiesz, kiedy miałem 21 lat, pojechałem jako turysta spać w obozie dla uchodźców. Myślałem, że liznę prawdziwego życia. Dziś się tego wstydzę. Dotknięcie autentyczności nie polega na obserwacji, ani nawet rozmowie. Musisz współżyć, współdziałać, a to znacznie trudniejsze i wymaga czasu.

Plakat pokazujący niejednoznaczność hasła "egzotyka", wykorzystywanego przez firmy przemysłu turystycznego, który za sprawką post-turysta.pl pojawił się w Indonezji (fot. Emilie Beyssac)

Nie mamy już szans poczuć się jak prawdziwi podróżnicy?

- Podróżników już nie ma. Dokładniej - podróżnikiem się bywa, a turystą się jest. Podróżnik to ktoś, kto nie korzysta z turystycznej infrastruktury, sprzętu, wyposażenia. Możesz na dziko przez dwa dni przedzierać się przez puszczę, ale potem i tak trafiasz do hotelu, gdzie dostaniesz placki bananowe i coca-colę, ten sam zestaw na całym świecie. Dziś najbliżsi definicji "prawdziwych" podróżników są uchodźcy. Przemieszczają się, bo muszą. Często nie mają turystycznych narzędzi - wiz, czeków, ubezpieczeń itp. Zmuszeni są korzystać z niebezpiecznych łodzi, zamiast lecieć tańszym i szybszym samolotem. Nie wiem, czy wiesz, ale niektóre warszawskie hostele nie przyjmują osób o śniadej cerze, które mogłyby być uchodźcami...

Wiemy już, kim są zwyczajni turyści, podróżnicy i backpackerzy. A kim są postturyści?

- Choć nie ma czegoś takiego jak postturystyka, jest postturysta, konkretny człowiek w konkretnej sytuacji. Postturysta jest świadomy, potrafi bacznie obserwować otaczający świat, wie, że podróżowanie wprowadza go w wyraźny kontekst. Pamięta, że jego wizyta w danym miejscu jest tylko momentem w życiu danej społeczności. Z tej świadomości wyprowadza on swoją odpowiedzialność za odwiedzany świat.

Paweł Cywiński (fot. Tomasz Kaczor)

Używasz słowa "świadomość". Co musisz wiedzieć, aby być świadomym?

- W pełni świadomym nikt z nas nigdy nie będzie, ale na początek wystarczy, żebyśmy wiedzieli, że turystyka, w której uczestniczymy, jest nośnikiem stylów życia, zasobów finansowych, sposobów opowiadania o świecie czy podziałów społecznych. Warto o tym pamiętać, gdy pakujemy swój plecak i ruszamy na drugi koniec świata. Dzięki temu możemy lepiej zrozumieć, czemu jedni patrzą na nas spode łba, drudzy nam zazdroszczą, a jeszcze inni traktują jak kosmitów z lepszego świata. Współczesna turystyka nie jest czymś neutralnym.

A jak ta świadomość przekłada się na praktyczne podróżowanie?

- Postturysta wie, że wydawanie pieniędzy ma ogromne znacznie, wie komu i za co płacić: wybiera hostele prowadzone przez lokalnych mieszkańców, korzysta z ich restauracji, nie chodzi na pokazy, gdzie męczy się zwierzęta i tak dalej. Przede wszystkim szanuje miejscowe zwyczaje, nie narzuca się, wie, co może robić, a czego nie. Dla postturysty mieszkańcy odwiedzanych miejsc powinni być partnerami, podmiotami spotkania - nie wakacyjną obsługą lub krajobrazem.

Paweł Cywiński. Orientalista, kulturoznawca i geograf. Odwiedził około pięćdziesięciu państw świata. Jest współtwórcą pracowni odpowiedzialnej podróży post-turysta.pl, czyli największej polskiej inicjatywy edukacyjno-doradczej poświęconej odpowiedzialnemu i świadomemu podróżowaniu. Jest też publicystą, redaktorem działu Poza Europą w Magazynie Kontakt oraz współprowadzi audycję "Uwaga rozproszona" w Polskim Radiu RDC. W ramach akcji charytatywnej zdobył pioniersko Koronę Warszawy - sześć największych szczytów na terenie stolicy.

Rafał Pikuła. Promotor kultury, copywriter i dziennikarz. Publikował m.in. w "Polityce", "Przeglądzie". Włóczy się po świecie zbierając ciekawe opowieści. Chętnie napiłby się z Wieniediktem Jerofiejewem, Bohumilem Hrabalem i Thomasem Mannem.

(fot. Publio.pl)