Odpocznij
Pawlak i Kargul krocz± po zaminowanym polu (fot. Julian Magda / archiwum prywatne Sylwestra Chêciñskiego)
Pawlak i Kargul krocz± po zaminowanym polu (fot. Julian Magda / archiwum prywatne Sylwestra Chêciñskiego)

Kamera ustawiona na przedni± szybê taksówki patrzy na wszystkich od ty³u. Pawlak, jego ¿ona Mania, dwaj synowie - Witia i Pawe³ek, ¿ona Witii - Jad¼ka, dwoje dzieci i taksówkarz, czyli Warszawiak - wszyscy pochyleni nad otwart± mask± samochodu, który nie chce odpaliæ. Pawe³ek sugeruje, ¿e to ga¼nik, Witia proponuje, ¿eby popchaæ, a Warszawiak upiera siê, ¿e wóz sam pojedzie, bo od tego ma motor. Po chwili wszyscy pakuj± siê do ¶rodka - Pawlak obok kierowcy, reszta z ty³u. Zaczyna siê trwaj±ca pó³torej minuty milcz±ca scena, podczas której Warszawiak grzebie w stacyjce, próbuj±c uruchomiæ samochód, a Pawlak daje ma³y popis pantomimy: przeczesuje w³osy, poprawia krawat, doradza taksówkarzowi, odwraca siê zdenerwowany, krzyczy co¶ do tych z ty³u, spogl±da na zegarek, ociera pot z czo³a. Nie ulega w±tpliwo¶ci, ¿e Kowalski wiedzie w tej milcz±cej scenie prym. To na nim skupiona jest ca³a uwaga widza, ale reszta nie siedzi bezczynnie. Ka¿dy co¶ dodaje od siebie - Jad¼ka wachluje siê torebk±, Witia kapeluszem, Warszawiak ca³y czas próbuje odpaliæ silnik i od czasu do czasu spogl±da przepraszaj±co. Dziewiêædziesi±t pe³nych gestykulacji sekund.

Milcz±ca scena w taksówce jest pierwsz± scen± filmu. Zdjêcia do niej krêcone by³y ko³o Czernicy, niedaleko stacji kolejowej, gdzie rodzina Pawlaków wita powracaj±cego z Ameryki Ja¶ka. Obie sceny krêcone by³y tego samego dnia, jedna po drugiej. Zaraz po nich (te¿ w tym samym dniu i te¿ w pobli¿u stacji) krêcona by³a scena, w której Witia dostrzega z poci±gu Kargulow± Muækê.

W pierwszych dwóch scenach Jerzy Janeczek gra³ Witiê z czasu dla filmu tera¼niejszego (przyjazd Ja¶ka z Ameryki), w trzeciej Witiê z czasów retrospekcji. Ten pierwszy Witia, tera¼niejszy, jest mê¿em Jad¼ki i ojcem malutkiej Ani. Ten drugi, z retrospekcji, m³odym kawalerem odkrywaj±cym w sobie dopiero co rodz±ce siê uczucie do córki Kargula. Witia tera¼niejszy ma w³osy przyprószone siwizn± i w±sy, Witia z retrospekcji siwizny ani w±sów nie ma.

Ca³a rodzina wita Johna. W tym Witia z w±sem. Ten w±s zaraz bêdzie musia³ znikn±æ. Podobnie jak siwizna. W kolejnej scenie Witia wróci do czasów m³odo¶ci (fot. Julian Magda / archiwum prywatne Sylwestra Chêciñskiego)

- Musia³em szybko przeistoczyæ siê ze starszego Witii w m³odszego - wspomina Janeczek. - Niby nic trudnego, ale trzeba pamiêtaæ, ¿e to by³y lata sze¶ædziesi±te. Dzi¶ najlepsi aktorzy albo ci, którzy maj± najlepszych agentów, odpoczywaj± miêdzy ujêciami w luksusowych przyczepach kempingowych, przeznaczonych tylko dla nich. Inni, którzy akurat nie graj± g³ównych ról albo maj± gorszych agentów, relaksuj± siê w wygodnych autokarach, a na planie jest wszystko, czego potrzebuj±. My takich luksusów nie mieli¶my. Kiedy skoñczyli¶my scenê powitania, poprosi³em gospodarzy najbli¿szego domu o miskê z wod±. Na planie wszystko ju¿ by³o gotowe do kolejnego ujêcia, wiêc odklei³em w±sy, szybko zmy³em siwiznê, ale w³osy wci±¿ mia³em mokre, nie mog³em stan±æ przed kamer±. Suszarek nie by³o, ale w¶ród gapiów obserwuj±cych pracê na planie by³ motocyklista. Poprosi³em go o pomoc. Usiad³em za nim na motorze, oczywi¶cie bez kasku, a on je¼dzi³ ze mn± w tê i z powrotem, a¿ mi w³osy wysch³y.

Takie by³y czasy, nikt z tego problemu nie robi³. A tym bardziej Janeczek, który w³a¶nie skoñczy³ drugi rok studiów i jeszcze kilka tygodni wcze¶niej nie my¶la³ o roli w jakimkolwiek filmie. Mia³ wakacje, uda³o mu siê za³atwiæ wczasy i w³a¶nie wybiera³ siê do Ustki. Na szczê¶cie wpad³ jeszcze na jeden dzieñ do £odzi, chyba po ubranie, je¶li dobrze pamiêta. Spotka³ kolegów z roku, którzy w £odzi mieszkali. Powiedzieli mu, ¿e przyjecha³ facet z Wroc³awia, bo we Wroc³awiu robi± jaki¶ film i potrzebuj± pary m³odych ludzi -

dziewczyny i ch³opaka. Facet czeka na chêtnych w wytwórni filmów fabularnych na £±kowej.

Poszli w sze¶ciu. Facet popatrzy³ na nich i zdecydowa³, ¿e na zdjêcia próbne do Wroc³awia zabierze ze sob± trzech. Janeczka w¶ród wybranych nie by³o. Wprawdzie facet powiedzia³ mu, ¿eby przyniós³ swoje fotografie, ale wiadomo by³o, ¿e to tylko takie gadanie. Wygl±da³o na to, ¿e Janeczek do roli nie pasuje. I wtedy jeden z jego kolegów poprosi³, ¿eby wzi±æ ich wszystkich, bo to dla nich szansa, fajne do¶wiadczenie. Wtedy jeszcze za zdjêcia próbne aktorom siê p³aci³o, co prawda tylko po³owê stawki, ale zawsze, do tego zwrot kosztów podró¿y, wiêc jechaæ chcieli wszyscy. Facet siê zgodzi³.

Tym facetem by³ Gerard Zalewski, drugi re¿yser "Samych swoich".

Ekipa filmowa przy pracy (fot. Julian Magda / archiwum prywatne Sylwestra Chêciñskiego)

Po zdjêciach próbnych Janeczek pojecha³ do Ustki. Na wszelki wypadek zostawi³ Zalewskiemu adres, pod którym mo¿na go by³o znale¼æ. I dobrze zrobi³, bo po paru dniach dosta³ telegram, by ponownie przyjecha³ na zdjêcia. Tym razem chodzi³o o próbne zdjêcia z kandydatkami do roli Jad¼ki. Decyzja, ¿e Janeczek zagra Witiê, ju¿ zapad³a, teraz chodzi³o o to, by dobraæ mu odpowiedni± partnerkê.

Gdy Ilona Ku¶mierska dosta³a zaproszenie na casting do filmu "I by³o ¶wiêto" - jak brzmia³ roboczy tytu³ "Samych swoich" - by³a po pierwszym roku studiów na warszawskiej PWST. Zaraz po castingu pojecha³a z rodzicami na Wêgry. Zaplanowali wypoczynek nad Balatonem, ale po drodze wpadli na kilka dni do Budapesztu. I tam, na jednym z mostów, spotka³a znajomego, który w³a¶nie przyjecha³ z Polski. Od niego dowiedzia³a siê, ¿e wroc³awska wytwórnia poszukuje jej

przez radio i prosi o kontakt. Z najbli¿szej poczty zadzwoni³a do Wroc³awia, dowiedzia³a siê, ¿e musi wracaæ, bo dosta³a rolê i lada dzieñ zaczn± siê zdjêcia. Rodzice zostali w Budapeszcie, ona wsiad³a w poci±g do Polski.

Nie by³a debiutantk± jak jej filmowy partner. W³a¶nie w tym roku, kiedy rozpoczê³y siê zdjêcia do "Samych swoich", premierê mia³ film o prostym i jednoznacznym tytule: "Lenin w Polsce". To ci±g wspomnieñ Lenina z jego pobytu w Poroninie - mamy wiêc w nim Nadie¿dê Krupsk±, jej matkê, mamy m³odziutk± góralkê Ulkê i historiê jej tragicznej mi³o¶ci do Andrzeja, pastucha prze¶ladowanego przez austriackich ¿andarmów.

Ulkê, sierotê wychowywan± w domu Lenina, jedn± z g³ównych postaci filmu, zagra³a Ilona Ku¶mierska. Ona, debiutantka, wtedy jeszcze uczennica szko³y ¶redniej, wyst±pi³a w doborowym towarzystwie u boku Edmunda Fettinga, Ludwika Benoit, Tadeusza Fijewskiego, Gustawa Lutkiewicza, Kazimierza Rudzkiego i Jaremy Stêpowskiego. To, ¿e film dosta³ pierwsz± nagrodê na Wszechzwi±zkowym Festiwalu Filmowym w Kijowie, raczej nie dziwi. Ale to, ¿e krótko przed rozpoczêciem zdjêæ do "Samych swoich" Ilona Ku¶mierska by³a z ekip± na Miêdzynarodowym Festiwalu Filmowym w Cannes, gdzie Siergiej Jutkiewicz odebra³ nagrodê jury za re¿yseriê, budzi szacunek. W ka¿dym razie by³o co opowiadaæ i czym siê pochwaliæ.

Ale nie z tego powodu Sylwester Chêciñski zdecydowa³ siê powierzyæ Ku¶mierskiej rolê w swoim filmie. - Jad¼ka mia³a w "Samych swoich" jedno zadanie: by³a po to, by mo¿na by³o pokazaæ rodz±ce siê miêdzy m³odymi lud¼mi uczucie - mówi Chêciñski, dla którego historia rodz±cego siê uczucia by³a wa¿na. Widzia³ w niej szansê na o¿ywienie postaci, czu³, ¿e mo¿na tym uczuciem graæ, ¿e znajdzie w nim dowcip, niejednoznaczno¶æ, ¿e bêdzie to rodzaj lepiszcza sklejaj±cego ca³± historiê Pawlaków i Kargulów. - Dlatego wa¿ne by³y walory fizyczne Jad¼ki. I Ilona je mia³a, i z przodu, i z ty³u, wszystko niewulgarne, by³ w tym wdziêk. ¦wietnie to wszystko zagra³o: w filmie ona ma piêtna¶cie, czy szesna¶cie lat, Witia siedemna¶cie, mo¿e osiemna¶cie, i ka¿de z nich udaje doros³ego. Wydaje im siê, ¿e uczucia, które siê w nich rodz±, s± niewidoczne, ¿e oni je ¶wietnie ukrywaj±, a to wszystko jest na wierzchu, wszystko widaæ jak na d³oni, wszystko jest ¿ywe, prawdziwe. W tym w³a¶nie zobaczy³em piêkno. (...)

Witia i Jad¼ka przy studni (fot. Julian Magda / archiwum prywatne Sylwestra Chêciñskiego)

Chêciñski od pocz±tku zdawa³ sobie sprawê, ¿e zrobienie dobrej wiejskiej komedii to zadanie trudne, nawet bardzo. ¯eby podo³aæ wyzwaniu, przy obsadzie g³ównych ról stara³ siê siêgaæ po aktorów z najwy¿szej pó³ki. St±d Hañcza [W³adys³aw, filmowy Kargul - przyp. red.] i pomys³ na Jacka Woszczerowicza [przymierzany do roli Pawlaka - przyp. red.]. St±d Aleksander Fogiel, znany z "Krzy¿aków" Aleksandra Forda, w których zagra³ Maæka z Bogdañca. Chêciñski pracowa³ z nim na planie swojego poprzedniego filmu "Agnieszka 46", a w "Samych swoich" powierzy³ mu rolê so³tysa. Fogiel wywi±za³ siê z tego zadania ¶wietnie.

St±d Maria Zbyszewska, prywatnie ¿ona Ludwika Benoit, matka Mariusza Benoit, gwiazda wroc³awskiego Teatru Rozmaito¶ci. Równie¿ z ni± Chêciñski pracowa³ w "Agnieszce 46" i zastanawiaj±c siê nad obsad± filmu, przymierzy³ j± do roli spokojnej i wywa¿onej ¿ony Pawlaka. Trafi³ w dziesi±tkê. Zbyszewska, podobnie jak Kowalski, jej filmowy m±¿, w "Samych swoich" zagra³a rolê ¿ycia. (...)

Patrz±c teraz na tê pierwsz±, milcz±c± scenê filmu, na gestykuluj±cego Pawlaka, u¶miecha siê, bo przypomina sobie, ¿e te wszystkie gesty, tê ca³± pantomimê Kowalski wymy¶li³ sam. On, Chêciñski, niczego mu nie podpowiada³. Oczywi¶cie zanim ruszy³a kamera rozmawiali, Chêciñski t³umaczy³ Kowalskiemu, ¿e w tej scenie musi byæ zdenerwowany, podniecony, bo przecie¿ za chwilê spotka siê z bratem, którego nie widzia³ wiele lat. Ale da³ mu swobodê, powiedzia³, ¿e nie bêdzie siê wtr±ca³, niech Kowalski zagra jak chce, jak mu w duszy gra. I zagra³.

Potem, gdy samochód nie odpala i rodzina postanawia i¶æ na stacjê kolejow± pieszo, na skróty, przez pola, Pawlak podwija nogawki, ¿eby nie ubrudziæ spodni. Nikt inny tego nie robi, tylko on. Chêciñski znów siê u¶miecha, bo to te¿ Kowalski sam wymy¶li³. Ju¿ taki by³, wymy¶la³ przez ca³y czas, nie by³o sceny, do której nie chcia³by czego¶ dodaæ, czego¶ ulepszyæ. Ruchliwy, ca³y czas w biegu, chwilami denerwuj±cy, nawet niezno¶ny. - Czasami mieli¶my siebie do¶æ, ja jego, a on mnie - przyznaje Chêciñski. - Mówi³em, ¿e koñczymy scenê, nie rozbudowujemy jej wiêcej, a wtedy on wymy¶la³ i robi³ co¶ takiego, ¿e mi ca³a z³o¶æ na niego mija³a. I krêcili¶my dalej.

Ten ¶lepy zau³ek, w który zabrn±³, to te¿ sprawka Kowalskiego. Chêciñski bierze do rêki pilota i zatrzymuje film. Trudno rozmawiaæ, patrz±c na Pawlaka, trudno siê skupiæ, s³uchaj±c jego ¶piewnej kresowej mowy. A tu trzeba d³u¿szych wyja¶nieñ, bo rzecz dotyczy w³a¶nie jêzyka, problemu skomplikowanego. Wiêc w³±czamy pauzê, by nas Pawlak nie rozprasza³. Swoje ju¿ zrobi³, ju¿ namiesza³. I to zanim jeszcze ruszy³a kamera.

Problem, t³umaczy Chêciñski, narodzi³ siê jeszcze przed pierwszymi zdjêciami, w dniu, w którym Kowalski wzi±³ tekst i przeczyta³ kilka kwestii w kresowym dialekcie. To by³o cudowne, zupe³nie inne tempo, inna gramatyka. Kiedy Chêciñski go us³ysza³, zrozumia³, ¿e to jest to, ¿e ludzie z Kru¿ewnik tak w³a¶nie musz± mówiæ, nie inaczej. I od razu pojawi³ siê problem, bo szukaj±c obsady, zwraca siê uwagê na wiele rzeczy, na wiarygodno¶æ sceny, sytuacji, bohatera, dialogu. I wed³ug tego klucza on i jego asystenci szukali aktorów. A tu nagle, ju¿ po skompletowaniu zespo³u, rosn± wymagania. Bo brat, syn, ¿ona czy matka nie tylko musz± byæ podobni fizycznie, ale musz± mówiæ podobnie, bo jak to, w rodzinie ka¿dy inaczej gada? To samo z s±siadami. Kargul nie móg³ inaczej mówiæ ni¿ Pawlak, a jak Hañcza spróbowa³ co¶ z tym za¶piewem powiedzieæ, to Chêciñski o ma³o nie osiwia³ z rozpaczy. Zrozumia³, ¿e wszystko mu siê wali.

Ale inaczej siê nie da³o, nie móg³ nagle zacz±æ dobieraæ aktorów pod k±tem tego, czy potrafi mówiæ jak kresowiak, czy nie. Nie tylko to by³o wa¿ne.

We¼my choæby babciê Pawlaczkê. Kiedy Chêciñski zobaczy³ Nataliê Szymañsk±, zachwyci³ siê ni±. Mia³a w twarzy tak± zaciêto¶æ, taki upór, ¿e od razu wiedzia³ - nikt inny nie bêdzie lepiej pasowa³ do Kowalskiego. Przy obsadzaniu ról wychodzi siê od jednej sceny, potem wyobra¿a sobie nastêpne - jak aktor zagra w tej, a jak w tamtej, i kiedy wyobrazi³ sobie jej dialogi z synem, to ju¿ nie móg³ siê jej wyrzec. Za ¿aden, nawet najpiêkniejszy kresowy akcent. Nawet to, ¿e nie by³a najlepsz± aktork±, nie sk³oni³o go do rezygnacji. Urzek³o go, ¿e by³ miêdzy tymi postaciami jaki¶ kontakt, jaka¶ wiarygodno¶æ. Za ka¿dym razem, kiedy na ni± patrzy³, widzia³ w niej matkê Pawlaka. Móg³ obsadziæ w tej roli inne aktorki, lepsze, z wiêkszym do¶wiadczeniem filmowym, ale wiedzia³, ¿e tylko Szymañska daje mu to, co w tej postaci najwa¿niejsze - prawdziwo¶æ. A poniewa¿ ona te¿ nie mówi³a dialektem, zrozumia³, ¿e to nie jest tylko problem Hañczy, ¿e to problem szerszy. I ¿e ten problem musi jako¶ rozwi±zaæ.

Natalia Szymañska jako matka Pawlaka (fot. Julian Magda / archiwum prywatne Sylwestra Chêciñskiego)

D³ugo nie wiedzia³ jak. Nie mia³ wielkiego do¶wiadczenia jako re¿yser, wiêc w pewnym momencie powiedzia³ sobie, ¿e nie zwraca na to uwagi, robi swoje, a rozwi±zanie prêdzej czy pó¼niej siê znajdzie. Musi siê znale¼æ. I znalaz³o siê: postsynchrony. Choæ nie by³a to decyzja ³atwa.

Nie machn±³ rêk± i nie powiedzia³ od razu, ¿e te wszystkie problemy z jêzykiem poza³atwia sobie w postsynchronach. Nie, to by³ d³ugi i bolesny proces, dojrzewa³ do tego stopniowo. Miêdzy innymi dlatego, ¿e decyzja o podk³adaniu g³osów jest decyzj± dla aktorów bolesn±. Bo kiedy odbiera siê aktorowi g³os, zabiera mu siê czê¶æ jego postaci, okalecza j±. Odebranie g³osu to zg³oszenie wobec pracy aktora wotum nieufno¶ci, wiêc nieuniknione s± d±sy, niesnaski. Ale innego rozwi±zania ni¿ postsynchrony nie by³o. - Jakby teraz siêgn±æ do archiwum i zobaczyæ ten film bez postsynchronów - krêci g³ow± Chêciñski. - Ka¿dy mówi³ po swojemu, to by³o nie do zaakceptowania. (...)

W przypadku Witii i Jad¼ki dubbing nie by³ potrzebny, bo Chêciñski doszed³ do wniosku, ¿e u dzieci kresowiaków brak akcentu nie bêdzie razi³, wiêc ani od nich nie wymaga³, by tak mówili, ani nie planowa³ dubbingu. Ale nieoczekiwanie okaza³o siê, ¿e w przypadku Jad¼ki by³ potrzebny. Z innego powodu.

- Zdjêcia zakoñczy³y siê w wakacje 1966 roku - wspomina Ilona Ku¶mierska. - W pa¼dzierniku zaczê³am drugi rok studiów. Min±³ miesi±c i do dziekanatu przyszed³ list z wroc³awskiej wytwórni z pro¶b± o zwolnienie mnie na postsynchrony do filmu "Sami swoi". Zaczê³o siê piek³o. Zosta³am wezwana na dywanik do dziekana i us³ysza³am, ¿e nie mia³am prawa bez pozwolenia graæ w filmie. Granie w filmie nie mie¶ci³o siê w ówczesnym programie warszawskiej szko³y teatralnej. I chocia¿ w koñcu darowano mi przewinienie, na postsynchrony nie pojecha³am. G³osu mojej Jad¼ce musia³a u¿yczyæ El¿bieta Kêpiñska.

Witia i Jad¼ka id± do stodo³y (fot. Julian Magda / archiwum prywatne Sylwestra Chêciñskiego)

Chêciñski przyznaje, ¿e do postsynchronów dojrzewa³ d³ugo, ale kiedy ju¿ dojrza³, dostrzeg³ przed sob± nowe mo¿liwo¶ci. Kiedy nie móg³ czego¶ wyci±gn±æ z aktora, macha³ rêk±, odpuszcza³. Zak³ada³, ¿e ten, kto bêdzie podk³ada³ g³os, da tej postaci to, czego nie móg³ na planie uzyskaæ od aktora. I tak siê sta³o, chocia¿ przyznaje, ¿e sporo w tym wszystkim by³o szczê¶cia.

- Szczê¶ciem by³o na przyk³ad to, ¿e kto¶ mi powiedzia³ o pani Irenie Malkiewicz-Domañskiej. (...) Przyjecha³a. Wchodzi, a ja widzê, ¿e nic z tego nie bêdzie, bo mam przed sob± prawdziw± damê, gwiazdê - przed wojn± ze swoim ówczesnym mê¿em Jerzym Pichelskim stanowili parê amantów. Wiêc dziêkujê, ¿e przyjecha³a, mówiê, ¿e to ¶wietnie, ¿e mo¿e spróbujemy co¶ nagraæ, ale ju¿ my¶lê, jak siê z tego wycofaæ. Ona patrzy na te nakrêcone sceny i pyta: no to pod kogo mam tu pod³o¿yæ g³os? No, pod matkê Pawlaka, mówiê. Aha, no proszê bardzo, proszê bardzo, mówi i pyta: a sk±d ona, znaczy siê matka, jest. Wiêc t³umaczê, ¿e muszê tak celowaæ z tymi dialogami, ¿eby i ci spod Wilna, i ci spod Lwowa uwa¿ali, ¿e to jest ich. I ¿e mam z tym trochê problemów, na przyk³ad z imionami, bo pod Wilnem jest Kaziuk, a pod Lwowem - Ka¼mierz. No, ale to trudno przeskoczyæ. Ona s³ucha, s³ucha i znowu: aha. A potem usiad³a i jak powiedzia³a To by³o co¶ takiego, ¿e nagle zobaczy³em, ¿e mam film. Bo tak siê tylko mówi, zrobimy postsynchrony i problem z g³owy. To jest bardzo trudne, ¿eby trafiæ z w³a¶ciwym g³osem. Wiêc jak j± us³ysza³em, omal z fotela nie spad³em. Bo w my¶lach ju¿ widzia³em, jak ona robi nastêpny dialog, i nastêpny, i wiedzia³em, ¿e ona z tego zrobi arcydzie³ko. I zrobi³a. Gdyby nie ona, by³oby ¼le, bo z ca³ym szacunkiem dla pani Szymañskiej, cierpieli¶my jak jej s³uchali¶my, bardzo ¼le mówi³a. Nie mia³a wyczucia. Na pocz±tku my¶la³em, ¿e jako¶ to bêdzie, bo urzek³a mnie jej twarz, ale twarz to nie wszystko, g³os jest niezwykle wa¿ny. Gdyby nie Malkiewicz-Domañska, która cudownie pog³êbi³a tê postaæ, nic by z tego nie by³o.

Problem by³ te¿ z Kargulem, bo Hañcza nie dopuszcza³ my¶li, by grana przez niego postaæ mówi³a innym g³osem. Stara³ siê wiêc dorównaæ Kowalskiemu, ale wszyscy na planie widzieli, ¿e - mówi±c obrazowo - Kowalski ch³opem jest, a Hañcza ch³opa udaje. Stara³ siê mówiæ kresow± gwar±, ale nie wychodzi³o. Wiêc kiedy po ostatnich zdjêciach musia³ i¶æ do szpitala na zabieg, Chêciñski skwapliwie skorzysta³ z jego nieobecno¶ci. Zatrudni³ Boles³awa P³otnickiego, który pod³o¿y³ g³os pod Kargula. Do koñca utrzymywa³ jednak, ¿e zrobi³ to przede wszystkim z powodu niedyspozycji zdrowotnej Hañczy.

Trudno powiedzieæ, czy Hañcza w to uwierzy³, ale gdy wyszed³ ze szpitala, nie powiedzia³ ani s³owa, choæ z pewno¶ci± go to dotknê³o. Jego aktorska duma ucierpia³a, ale nie obrazi³ siê albo nie da³ tego po sobie poznaæ. Za to kiedy siedem lat pó¼niej zaczynali zdjêcia do "Nie ma mocnych", Hañcza, który nie przywyk³ do pora¿ek, postawi³ warunek, ¿e zagra, je¶li Kargul bêdzie mówi³ jego g³osem. I trzeba przyznaæ, ¿e tym razem opanowa³ sztukê mówienia do perfekcji. P³otnicki w nastêpnych czê¶ciach nie by³ ju¿ potrzebny.

Ksi±¿ka Dariusza Ko¼lenki "Sami swoi. Za kulisami komedii wszech czasów" jest dostêpna w Publio.pl>>

Dariusz Ko¼lenko (fot. materia³y prasowe)

Dariusz Ko¼lenko. Reporta¿ysta, studiowa³ filozofiê na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Dziennikarz "Ozonu", "Dziennika", "Newsweeka". Mi³o¶nik sportów ekstremalnych: lata³ na szybowcach, skaka³ ze spadochronem, by³ na wyprawie w Himalajach. W 2003 roku pojecha³ jako korespondent na wojnê do Iraku. Wspó³autor ksi±¿ki "Leo zawodowiec. Jak Beenhakker odmieni³ Polaków." Publikuje w tygodniku "Polityka" oraz "Plusie i Minusie", dodatku "Rzeczpospolitej".

Zobacz wideo