Reportaż
Na DID może cierpieć nawet 1,5 proc. globalnej populacji (fot. Krzysztof Cwik / Agencja Wyborcza.pl)
Na DID może cierpieć nawet 1,5 proc. globalnej populacji (fot. Krzysztof Cwik / Agencja Wyborcza.pl)

– Nie lubię tracić twarzy, a kiedy o tym mówię, czuję, że ją tracę, bo społeczeństwo odbiera osoby takie jak ja… jak my… – Zuzia poprawia się – jak superzłoczyńców. Jest nawet film o kimś takim jak my… I w nim każda kolejna osobowość okazuje się coraz bardziej szalona.

Zuzia ma na myśli "Split" z 2016 roku, w którym grany przez Jamesa McAvoya Kevin ma 23 tożsamości i porywa nastoletnie dziewczyny. 

Zuzia ma 21 lat, studiuje i jest copywriterką. Długie blond włosy opadają jej na ramiona. Na czubku głowy widać ciemniejsze odrosty. Ma delikatne, jeszcze dziecinne rysy. Jej spojrzenie jest przenikliwe, pełne życia. Przez całą rozmowę patrzy mi w oczy.

Ale kogoś takiego, jak Zuzia, nie ma.

Ostatnio dostała pierwszy w życiu mandat. Za brak biletu autobusowego. Zmartwiła się, bo jedna z jej osobowości zapewniła ją, że bilet kupiła, jednak podczas kontroli Zuzia nie mogła go znaleźć. Zamiast spróbować ją zrozumieć, albo chociaż jej wysłuchać, kontroler krzyczał i groził wezwaniem policji.

Mandat wystawiono na imię i nazwisko Zuzi, mimo że ktoś taki jak Zuzia nie istnieje.

Zuzia nie jest osobą, Zuzia to 'system'. Coś na zasadzie nośnika, wewnątrz którego żyją wszystkie osobowości (fot. pixabay.com)

Osoba, z którą rozmawiam, wygląda jak ona, jak ona funkcjonuje w biurokratycznych spisach i dokumentach. Tym imieniem zwracają się do niej członkowie rodziny, w tym jej mama, i niemal wszyscy znajomi.

Zamiast Zuzi rozmawia ze mną Dwójka. Wiem, że to ona, bo używa żeńskich zaimków. Pozostałe osoby są płci męskiej lub nieokreślonej. Dwójka mówi gładko, delikatnie i zmiękcza niektóre wyrazy. Na spotkanie ze mną miał przyjść Czwórka, ale ostatecznie przyszła Dwójka. W trakcie naszej rozmowy Czwórka zarzuci jej, że odbiera mu fejm. Oczywiście żartobliwie – Zuzia w rzeczywistości ma inne imię, a osobowości zamieszkujące jej ciało także nie są numerkami. Wprowadzamy je wspólnie, dla uporządkowania.

Imiona wszystkich osób są zbyt ważne, by zastąpić je innymi, a bohaterka chce chronić swoją tożsamość. A raczej każdą ze swoich tożsamości. Bo Zuzia nie jest osobą, Zuzia to "system". Coś na zasadzie nośnika, wewnątrz którego żyją wszystkie osobowości. Systemem nazywa się współdzielone przez nie ciało.

Po przeczytaniu naszej rozmowy Czwórka w kilku miejscach nanosi swoje uwagi:

– Znamy kilka innych systemów i wiemy, co przeżywają. Ludzie podważają ich istnienie, pytają o traumę i oficjalną diagnozę. A podobno błogosławieni ci, którzy nie widzieli, a uwierzyli… Jesteśmy, bo ktoś nas potrzebował. Nie jesteśmy dla innych ludzi spoza systemu, jesteśmy dla siebie nawzajem. Nie jesteśmy złoczyńcą z komiksu, nie usprawiedliwiamy się zaburzeniem. Jeśli któreś z nas popełni błąd, to bierze za to odpowiedzialność i przeprasza.

Rozmawiamy, bo cały system ma dość bycia niezrozumianym. W pewnym momencie jedna z osobowości powie:

– Jest nas prawie 120 mln, przestańcie nas traktować jak mit!

Nie będą to ani Dwójka, ani Czwórka.

Zdjęcie ilustracyjne (fot. Shutterstock)

***

Dissociative Identity Disorder. Zaburzenie dysocjacyjne tożsamości. Osobowość wieloraka. Osobowość mnoga. Jest kilka określeń na to, co dzieje się z Zuzią. Na DID może cierpieć nawet 1,5 proc. globalnej populacji. Konkretnych danych brak, bo diagnoza wymaga długich i dokładnych obserwacji.

– Niestety, wczesne stadia choroby udaje się zdiagnozować bardzo rzadko, a takim ludziom najłatwiej pomóc, bo konflikty między jaźniami jeszcze nie są tak poważne Ponad 70 proc. dorosłych z DID słyszy głosy i jeśli mówią o tym osobom zajmującym się zdrowiem psychicznym, te zakładają, że chodzi o schizofrenię. To najczęstsza z błędnych diagnoz – mówi dr Bethany Brand z Uniwersytetu Towson w stanie Maryland.

Dr Brand jest psychiatrką specjalizującą się w leczeniu zaburzeń związanych z traumą, w tym PTSD i właśnie DID.

Druga z najczęściej stawianych błędnych diagnoz to przypisywanie zmian w zachowaniu wahaniom nastroju. Jest to szczególnie częste wśród nastolatków, którzy raz są szczęśliwi, a raz smutni. Zwykle mówi się o hormonach lub dorastaniu. Tak zresztą było w przypadku Zuzi, u której wszystkiemu winne miało być dojrzewanie.

Wśród dorosłych wahania nastroju przypisuje się zaburzeniom afektywnym dwubiegunowym.

– Przechodzenie od jednej osobowości do drugiej traktuje się jak zmiany nastroju – mówi dr Brand.

Trzecia z najczęstszych błędnych diagnoz to ADHD. Tę stawia się, kiedy system wydaje się nieobecny, patrzy gdzieś w przestrzeń i ma problemy z koncentracją. Gdy wewnątrz systemu toczy się dialog, może nawet konflikt, osoby z zewnątrz widzą tylko kogoś zobojętniałego.

***

Odkąd pamięta, Zuzia słyszała głosy: niskie, wysokie, dziecięce, dorosłe, ciche i głośne. Hałas i szum są dla niej naturalne. Nie radzi sobie z ciszą. Gdy pojawia się coś na kształt przerwy w transmisji, Zuzia wie, że dzieje się coś złego.

Że to coś więcej niż halucynacje słuchowe, wie od 9.–11. roku życia, gdy pojawiły się pierwsze oznaki dojrzewania. Wtedy poczuła brak władzy nad własnym ciałem. Że jest w nim, a jednocześnie wszystko dzieje się poza nią. Rodzice i wychowawcy Zuzi zauważyli, że zachowywała się bardzo niekonsekwentnie. Raz na zaczepki rówieśników reagowała agresją, innym razem zamykała się w sobie, chowała lub uciekała. Z łatwością rozwiązywała skomplikowane zadania z matematyki, a tydzień później zawalała najprostsze działania.

Kiedy chodziła z rodzicami do psychiatrów, najpierw słyszała, że brak konsekwencji czy głosy w głowie to nic niezwykłego, osobowość dziecka musi się ukształtować. Potem podejrzewano u niej depresję lub manię. Przyjmowała antydepresanty, które działały w kratkę, tylko na jedną osobowość. Badano ją też pod kątem padaczki. To właśnie badanie fal mózgowych Zuzi (EEG) pozwoliło zdiagnozować u niej DID. Pomiar wykazał różnice w pracy mózgu w zależności od tego, która osobowość akurat dominowała. To jeden z pewniejszych sposobów stwierdzenia u kogoś osobowości wielorakiej.

Badanie EGG pozwoliło zdiagnozować u Zuzi DID. Zdjęcie ilustracyjne. (Fot. Tomasz Kaminski / Agencja Wyborcza.pl)

***

– Podręcznikowe kryteria, niezbędne, żeby zdiagnozować DID, to dwie osobowości plus amnezja – mówi dr Brand. – Dlatego tak ważną częścią terapii jest wytworzenie czegoś, co nazywamy współświadomością, co umożliwia porozumiewanie się między stronami, a także gwarantuje, że wszystkie strony zostaną przez siebie wysłuchane.

Amnezja lub ściany między wspomnieniami, pojawiające się przypadkowo lub stawiane celowo przez inne osobowości, skutecznie utrudniają przepływ informacji między nimi, co z kolei utrudnia funkcjonowanie społeczne. Dla kogoś z zewnątrz osoba z DID może jednego dnia być najlepszym przyjacielem, a innego kimś zupełnie obcym, zależnie od tego, jaka osobowość "frontuje" (przejmuje kontrolę nad ciałem). Dla kogoś z DID relacje międzyludzkie mogą być bardzo trudne. Inna osobowość musi przedstawić i opisać tym akurat nieobecnym konkretną osobę.

– To właśnie brak współświadomości, sekrety prowadzą do walk między osobowościami. Wyobraź sobie, jak straszne musi być niepamiętanie, co robiłeś wczoraj. Albo gdy się okaże, że krzyczałeś na kogoś, a przecież nie lubisz krzyczeć. Dlatego terapia polega na nauczeniu osobowości, że wciąż muszą się porozumiewać i mówić sobie nawzajem o wszystkim, co się stało – wyjaśnia dr Brand.

***

Kiedyś Zuzia trafiła do szpitala z pociętymi nadgarstkami. Pytana przez lekarzy o przyczynę, nie potrafiła powiedzieć, jak do tego doszło. Zrobiła to jedna z osób, ale zataiła tę informację przed innymi. Dla ich dobra. Dwójka wspomina:

– Jeden terapeuta powiedział nam podczas hipnozy, że powinniśmy się nawzajem przeprosić. Niby za co? To przecież normalne, że nie chce się innych martwić. Ale też wiemy, że trzeba rozmawiać ze sobą.

Dlatego Zuzia stara się regularnie prowadzić dzienniczek, żeby wszyscy wiedzieli o konkretnych zobowiązaniach, planach, terminach i relacjach.

Zobacz wideo

Później, przeglądając moje notatki z rozmowy z Dwójką, Czwórka powie:

– Wyobraź sobie, jakie załamania przechodziła Dwójka, kiedy jeszcze nie mieliśmy ze sobą tak dobrego kontaktu i nie rozumiała, czemu poprzedniego dnia „czuła się" transmężczyzną, bo nie wiedziała, że to wszystko po prostu Trójka.

Najważniejszy w systemie jest Jedynka. Dwójka nazywa go "słoneczkiem" – ze względu na jego opiekuńczość. Wszystkie inne osobowości mieszkające w Zuzi są gotowe oddać życie za Jedynkę. Gdy inny terapeuta Zuzi zaproponował jej integrację – połączenie innych osobowości w jedną – dostała ataku paniki.

Gdyby po integracji został Jedynka, to my byśmy mogli zniknąć. A Jedynka jednocześnie mówi, że jest gotowy bronić całego systemu i wszystkich z osobna – mówi bez zająknięcia Dwójka.

Najsilniejsza osobowość nie chce poświęcić tych słabszych. Termin "integracja" ich dosłownie śmieszy. Strata którejkolwiek z osobowości, nawet tych bezimiennych dziecięcych, których głosy nadal rozbrzmiewają w głowie Zuzi, jest dla niej czymś niewyobrażalnym.

– To jak zabicie kogoś bliskiego. A pomyśl, że miałbyś stracić kilka najbliższych osób.

Jedynka chciał studiować matematykę, Piątka chciał być stomatologiem. Dwie osoby chciały iść na filologię i uznaliśmy, że jak tak, to widocznie musimy iść na filologię - wyjaśnia Dwójka (fot. pixabay.com)

***

– Kiedy zaczynałam pracę nad tym zaburzeniem, w 1993 roku, też słyszałam tylko o integracji. Wszyscy mówili tylko o integracji – mówi dr Brand. – Ale kiedy wypytałam specjalistów od DID, nie tylko z Ameryki, ale z całego świata, o to, jak często stosują integrację, wcale nie był to wysoki procent. To wieloletni proces, niesamowicie trudny i pracochłonny.

Dodatkowo integracja nie jest czymś definitywnym.

– Wystarczy jeden moment dużego stresu, żeby części ponownie uległy defragmentacji. To w końcu mechanizm obronny osób z DID, coś, co znały przez całe dotychczasowe życie, więc powrót do tego, co ich zdaniem działało, jest czymś naturalnym – dodaje dr Brand.

DID zwykle wywołuje dziecięca trauma, wydarzenie lub ciąg wydarzeń tak trudnych do przepracowania, że zamiast zmierzenia się z nimi, wytwarza się nowa świadomość. Dzieje się tak, kiedy dziecko nie ma poczucia bezpieczeństwa ani nie może liczyć na pomoc opiekunów w poradzeniu sobie z konsekwencjami znęcania oraz traumą.

Dlatego jeśli pacjent dr Brand nie chce integracji, ta to rozumie i próbuje wypracować u pacjenta wspomnianą wcześniej współświadomość, żeby jaźnie ufały sobie i ze sobą współpracowały.

***

Jedynka początkowo nie mógł pogodzić się z obecnością innych osób w swoim ciele. Słyszał głosy, ale traktował je jako należące do wymyślonych przyjaciół. Tak mówili mu dorośli: "To tylko wymyśleni przyjaciele, wyrośnij z tego". Kiedy jako dziecko usłyszał za sobą niski męski głos i zobaczył, że jest sam na ulicy, przestraszył się, że ma schizofrenię.

Po tym, jak u Zuzi zdiagnozowano DID, Jedynka zniknął na kilka lat.

– Pojawiał się rzadko. Jak Edward ze "Zmierzchu". Na przykład kiedy Trójka próbował się zabić, nagle mówił: "Nie rób tego". To było dla nas bardzo trudne.

Jedynka wrócił na stałe dopiero trzy miesiące temu. Reszta osób przygotowuje dla niego notatki, bo ma sporo do nadrobienia. Opisują mu seriale, filmy, książki i ważniejsze wydarzenia kulturalne.

Moja rozmówczyni, Dwójka, po raz pierwszy "frontowała" – czyli była osobowością dominującą, mającą kontrolę nad ciałem Zuzi – kiedy system miał 15 lat. Dwójka była szczęśliwa, że wreszcie przez jakiś czas miała swobodę działania. Osoby znające Zuzię od podstawówki nie mogły uwierzyć, że zmieniła się tak nagle i tak bardzo.

DID zwykle wywołuje dziecięca trauma, wydarzenie lub ciąg wydarzeń tak trudnych do przepracowania, że zamiast zmierzenia się z nimi wytwarza się nowa świadomość (fot. pixabay.com)

Po krótkim czasie pojawił się Trójka, nerwowy i buntowniczy. Potem pewny siebie Czwórka, a wkrótce Piątka, do którego okazał się należeć męski głos słyszany przez małą Zuzię. Dwójka próbuje umiejscowić go w chronologii, ale wtedy dochodzi do głosu pesymistyczna natura Piątki.

Piątka mówi, że podoba mu się Minus Jeden… ale to będzie znaczyć, że pojawił się przed Jedynką, prawda? – Po chwili milczenia, podczas którego twarz Zuzi kilkakrotnie się wykrzywia, a oczy zamykają, Dwójka umiejscawia Piątkę między sobą i Trójką: – Niech się cieszy, że jest blisko mnie, dajmy mu może Dwa i Pół.

Ostatecznie decydujemy się na Piątkę. Kiedy dojdzie do głosu, plany innych biorą w łeb. W zeszły weekend Dwójka i Czwórka zaplanowali, że Zuzia będzie czytać. Przygotowali sobie kilka książek. Zamiast nich doszedł do głosu Piątka i pół soboty leżał na podłodze, patrząc się w jeden punkt.

Kiedy Zuzia miała 17 lat, pojawił się najmłodszy ze wszystkich – Szóstka. Dwójka nazywa go "dzidziusiem", ale jest po prostu niedojrzałym chłopakiem, który zajmuje najwięcej miejsca w świadomości Zuzi, ponieważ razem z nim "mieszkają" tam ludzie z czasów, kiedy system był jeszcze niepełnoletni. Szóstka uwielbia filmy animowane i pluszaki.

– Szóstka pojawił się, bo Jedynka chciał zostać w tym wieku, kiedy byliśmy ze sobą chyba najbardziej pogodzeni. Wtedy pojawiła się pierwsza przyjaciółka, która rozpoznawała nas jako różne osoby, i powiedziała, że będzie nas wspierać, wszystkich.

Szóstka pojawia się rzadko, zwykle tkwi w przeszłości, lecz nigdy kompletnie nie znika. Reszta celowo wywołuje go do przodu, bo jego obecność działa bardzo kojąco na ciało.

– On zwykle ogląda kreskówki, a Zuzia się wtedy odpręża, naturalnie prostuje. Zwykle chodzimy zgarbieni.

Posłuchaj podcastu

***

Zuzia wyznaje, że o jej zaburzeniu wie niewiele osób, musi więc koncentrować się na ukrywaniu tego, kim akurat jest i jak się czuje. Przyjaciele rozpoznają konkretne osobowości po tonie głosu czy mimice, a umiejętność maskowania zaburzenia pozwala jej – choć nie zawsze – funkcjonować w społeczeństwie. Dla większości ludzi jest po prostu Zuzią. Po całym dniu jako Zuzia jest zmęczona i myśli tylko o łóżku.

Do tej pory najtrudniejszą decyzją systemu był wybór kierunku studiów. Dwójka wyjaśnia:

– Jedynka chciał studiować matematykę, Piątka chciał być stomatologiem. Dwie osoby chciały iść na filologię i uznaliśmy, że jak tak, to widocznie musimy iść na filologię.

Dwójka chciała łączyć studia z pracą i konsekwentnie obstaje przy swoim. Prowadzi fanpage agencji marketingowej, wymyśla hasła, czasem organizuje kampanie. Systematyczność w pracy nie jest dla niej trudna, ustawia wpisy na konkretny tydzień, odpisuje na e-maile, kiedy może, a w razie pretensji zasłania się nadmiarem pracy na uczelni.

– Z zewnątrz może się wydawać, że zawsze wiemy, kim jesteśmy, kto akurat frontuje. A tak nie jest. Jeśli nie wiemy tego rano, wtedy zwykle przez cały dzień nie będziemy wiedzieli, kim jesteśmy.

W takie dni rzeczy dzieją się poza Zuzią. Automatycznie się ubiera, przygotowuje do zajęć. Dopiero na uczelni orientuje się, co ma na sobie.

– Inni wiedzą, że uczelnia to głównie moja domena, dlatego w jakiś sposób dopasowują się do mojego stylu – mówi Dwójka.

Każda z osobowości ma swój kolor. Jedna woli zielony, druga pomarańczowy, inna nosi szare bluzy z kapturem i ostry makijaż. Część wstydzi się fizycznych śladów po dojrzewaniu, jak blizny po trądziku czy rozstępy, a część pogodziła się już z tym, że to oznaka dorosłości.

- Ogólnie lustra są dla nas straszne, bo podchodzę do niego i mówię: 'Hej, Trójka'. I zaczynam gadać z kimś na głos. Bo normalnie gadamy ze sobą w głowie - opowiada Dwójka (fot. pixabay.com)

Największe problemy? Regularne posiłki oraz poranna i wieczorna toaleta.

– Mycie zębów jest straszne dla nas przez… lustro. Ogólnie lustra są dla nas straszne, bo podchodzę do niego i mówię: "Hej, Trójka". I zaczynam gadać z kimś na głos. Bo normalnie gadamy ze sobą w głowie. Nie wiem, czy to kwestia depersonalizacji, ale w takich momentach nie utożsamiamy się z ciałem. To jest dla nas fałszywa forma kontaktu na żywo.

Na pytanie dotyczące przyszłości systemu Dwójka odpowiada za wszystkich. Wiem o tym, bo jej odpowiedź poprzedza kilka grymasów i mrugnięć.

– My nie znamy innego życia, więc dla nas normalne jest to, jak żyjemy.

Po naszej rozmowie zastanawiam się, co to znaczy być "normalnym". Zuzia jest lubiana, popularna, ale trudno jej zbudować z kimkolwiek silną relację. Ma dziewczynę, ale jedna z osób – nie chce powiedzieć która – ma z tym problem, bo jest heteroseksualna. Na czas ich spotkań stara się znikać, ale nie zawsze jej się to udaje. Ilekroć myślę o jakimś aspekcie życia Zuzi jako mieszczącym się w granicach konwencji, kolejne "ale" go podważa.

Z drugiej strony – czy ktoś "normalny" dobrowolnie zdecydowałby się na stratę kogoś bliskiego?

Wieczorem dostaję SMS z numeru Zuzi:

Ja bym lepiej ci wszystko opowiedział niż ta baba.

Za kilka sekund przychodzi kolejny:

To ja, Czwórka.

Łukasz Muniowski. Autor i tłumacz książek o sporcie. Adiunkt w Instytucie Literatury i Nowych Mediów Uniwersytetu Szczecińskiego.