
Nikt mi nie wierzył, że miałam takiego klienta, który przynosił mi kanistry z benzyną – mówi Ola. – Pracował w spółce Skarbu Państwa, miał przydział na paliwo. Kiedy dostawał więcej, niż potrzebował, tankował mi samochód pod blokiem.
Dzięki niemu Ola też zarobiła najłatwiejsze pieniądze w życiu. – Za poranny, 15-minutowy seks i cały dzień w Energylandii dostałam 6000 zł. Zrywał dla mnie czereśnie… Pierścionek mi przyniósł…
Każdy dzień Ola zaczyna od nakarmienia swoich dwóch kotek. Obydwie się do niej przybłąkały. Potem albo idzie na siłownię, gdzie ma personalnego trenera, albo bezpośrednio do wynajmowanego mieszkania, gdzie pracuje. W branży jest od kilku miesięcy. Twierdzi, że w „dobrym miesiącu" zarabia nawet 100 tys. zł. Chce jak najszybciej mieć wystarczająco dużo pieniędzy, żeby kupić apartament w Zakopanem i mieć, jak sama mówi, „dochód pasywny".
Wcześniej pracowała w banku, z wykształcenia jest prawniczką.
– Miałam promotora z prawa karnego. Stary zbok, piernik jeden. Chciałam pisać pracę magisterską o praniu brudnych pieniędzy. A on mówi: „Nie, mam dla pani inny, będzie pani pasować do tego tematu". To były prawne aspekty prostytucji. Napisałam tę pracę, a on mi kazał ciągle coś poprawiać. Po pół roku spojrzał na mnie jak na robaka i powiedział: „Nie obroni się pani u mnie". No to trzeba było tak od razu, obroniłam się gdzie indziej.
Teraz w dzień może zarobić tyle, ile przez miesiąc w banku. To, że nie musi płacić podatków, bardzo jej pasuje. – Ja naprawdę współczuję tym biednym przedsiębiorcom, którzy oddają połowę zarobków złodziejskiemu państwu.
Godzinne spotkanie z Olą kosztuje 900 zł, noc 6000. Nie robi niczego, czego nie zawarła w ogłoszeniu. Liczba spotkań w ciągu dnia też zależy od jej ochoty.
– Lubię ostrzejszy seks. Z tego, co wiem, mało dziewczyn lubi. Mam duże potrzeby i po prostu chcę w ciągu dnia się nasycić. Wolałabym realizować je z osobą, którą kocham. Ale skoro takiej osoby nie mam i na razie mieć nie chcę, a mam z tego tytułu pieniądze, to czemu nie korzystać?
Tak, zdarzyło jej się zakochać w jednym z klientów. Z wzajemnością. Był tylko „jeden problem".
– Zapomniał mi powiedzieć, że ma narzeczoną, wiesz? Od ośmiu lat! Coś mnie tknęło i poszłam sprawdzić, czy jest w tym mieszkaniu, w którym się ze mną spotykał, bo mi mówił, że jest u matki… U żadnej matki nie był, łobuz jeden, tylko z tą babą siedział! Mówię jej: „Nie widziała pani, że on miał nieraz podrapane plecy?". A ta, że raz widziała, ale powiedział, że na siłowni się podrapał. Opowiadał jej, że nie chce utrzymanki, a mi dawał 10 tys. miesięcznie. Chyba nadal są razem, widziałam na Instagramie.
***
Sex work to bardzo szerokie pojęcie, obejmujące zarówno pracę bezpośrednio z klientem, jak i pokazywanie się na kamerce czy przesyłanie bielizny. Pracę tę wykonują prawdziwi ludzie, odczuwający emocje i mający swoje potrzeby – tak jak ich klienci. Ważnym krokiem ku normalizacji tego typu pracy – rozumianej tu jako uzyskanie przez wykonujące ją osoby podstawowych praw – wydaje się jednak pokazanie, jak jest złożona i jak różnie podchodzą do niej sex workerki.
Bettie Golden
– Nie mam ekspresu w domu, czekam, aż znajomy mi kupi.
Bettie nazywa stałych klientów „znajomymi".
– Jeśli kogoś już znasz dosyć długo, kilka lat, wiesz, jak naprawdę ma na imię, to jak inaczej go określić?
Jeden ze znajomych zaoferował, że kupi jej na święta ekspres. Jest styczeń, więc ma prawo być trochę rozczarowana.
– Żebym nie wyszła na kogoś, kto ma listę produktów i wchodzi w barter z klientami – zastrzega ze śmiechem.
Ale poza wynagrodzeniem Bettie regularnie dostaje prezenty. Nazywa to „drugą pensją".
Bettie na przygotowanie do wieczoru poświęca jakieś trzy godziny. Jest perfekcjonistką. Wie, że dla mężczyzn, którzy się do niej zgłaszają, to spotkanie jest często jedyną okazją, by poczuć się swobodnie z kobietą. Prezenty świadczą o dobrze wykonanej pracy.
– Ludzie czują potrzebę obdarowywania innych, troszczenia się. Ja zawsze powtarzam, że perfumami rachunków nie zapłacę. To są tak bliskie relacje, że po prostu się lubimy i oni czują potrzebę odwdzięczenia się.
Tak, bywa, że przeradza się to w związek.
– Ale bardzo trudno jest znaleźć osobę, której nie będzie przeszkadzała moja praca. Ktoś sobie wyobraża, że raz na jakiś czas gdzieś pojadę, ale właściwie cały dzień będę w domu. To tak nie działa. I z czasem moja praca staje się problemem, mimo obietnic, że nim nie będzie.
Spotykamy się w kawiarni, przed treningiem Bettie. Niemal codziennie stara się biegać na bieżni. Teraz zamawia americano z mlekiem migdałowym. Mówi energicznie, szybko, jeszcze zanim wypije pierwszy łyk kawy.
– Są dziewczyny, które określają klientów „frajerami", 15 minut, wykopują jednego i następny. Nie mówię, że to coś złego, każdy ma swoje podejście. Ja wolę spotkać się z jedną osobą dziennie, na kilka godzin i poświęcić uwagę tylko jej. Pogadać, napić się herbaty, kawy, szampana.
Godzina z Bettie to koszt 300 euro, wspólne wyjście na drinka lub kolację – 700 euro, a kolacja ze śniadaniem – 2 tys. euro. Seks oralny bez zabezpieczenia, seks analny i wszelkie dodatkowe usługi są dodatkowo płatne.
Wcześniej jeździła na tygodniowe „toury" do Szwajcarii. Wynajmowała mieszkanie, ogłaszała się, a potem przez tydzień musiała odpoczywać psychicznie. Nie pasowało jej podejście osób nastawionych tylko na to, żeby przyjść, zrobić swoje i wyjść.
– Zwłaszcza że po odliczeniu kosztów i nakładu pracy nie było to jakieś wielkie „wow".
Od każdego nowego klienta wymaga przed spotkaniem podania imienia i wieku.
– Niektórzy mają z tym spory problem, mówią: „Muszę chronić swoją tożsamość".
A Bettie musi chronić siebie. Kiedy po kilku latach pracy w agencji zaczęła działalność na własną rękę, padła ofiarą przemocy ze strony klienta. Zgłosiła sprawę na policję, jednak nic to nie dało. Dlatego teraz prosi o zadatek przed spotkaniem.
– To skutecznie zniechęca oszustów i niebezpieczne osoby.
Pytam o początki w branży.
– Pamiętam swój pierwszy dzień w agencji, byłam w „mieszkaniówce" z innymi dziewczynami, bałam się jak nie wiem – co to będzie, co ja robię. Okazało się, że te dziewczyny są normalne, jedna wzięła mnie pod skrzydła jak starsza siostra. Czasem było tak fajnie, że po prostu tam spałyśmy, zamiast wracać do domów.
Dziś na zamkniętej grupie założonej na jednym z komunikatorów wspierają się, rozmawiają, czasem informują się nawzajem o wyjazdach do nowych klientów. Jeśli jedna dłużej się nie odzywa, inne piszą do niej.
Na swojej stronie internetowej Bettie ma scenariusze, z których klient może wybrać to, co najbardziej mu odpowiada. Umawia się też z osobami z niepełnosprawnościami, co nie jest normą.
– Słyszałam opowieści: ktoś przychodzi na spotkanie i widzi obrzydzenie na twarzy dziewczyny. Ja nie zwracam uwagi na wygląd, nie przeszkadzają mi ułomności fizyczne. O niepełnosprawnościach po prostu muszę wiedzieć wcześniej – wtedy jestem świadoma, co mogę, a czego nie, żeby komuś nie zrobić krzywdy.
Mówię jej, że to bardzo dobre podejście.
– Dzięki, ale bez przesady, nie jestem Matką Teresą. Mimo wszystko chodzi o pieniądze.
Klara*
Studiuje lingwistykę stosowaną. Mieszka tym samym mieście co rodzice, ale na jego przeciwległym krańcu. Z matką i ojcem nie utrzymywałaby kontaktu, gdyby nie młodsza siostra, za którą czuje się odpowiedzialna. Klara zamierza ją wyciągnąć z domu, kiedy tylko młoda będzie pełnoletnia. Choć na razie Klarze ledwie wystarcza na własne wydatki.
Żeby się utrzymać, najpierw pracowała w gastronomii, w jednej z sieci fast food, bo tylko tam grafik był na tyle luźny, że mogła go pogodzić ze studiami. Wtedy trafiła na ogłoszenie: szukano moderatora czatu internetowego w językach angielskim i niemieckim.
– Na miejscu okazało się to, czego się spodziewałam… Chodziło po prostu o sex chaty. Dziesięć modelek siedziało na kamerkach internetowych – one są tylko modelkami, czyli ładnie wyglądają, każda ma włączony komputer i na każdym jest kilka stron z czatami, a nad wszystkim czuwa moderator. Jego zadaniem jest utrzymanie klientów jak najdłużej na czacie i wyciągnięcie od nich pieniędzy. Odpisywałam im po angielsku albo niemiecku, a potem pisałam dziewczynom, co mają zrobić. One udawały, że wysyłają wiadomość, albo wstawały i wykonywały obrót. Jednocześnie modelki miały zagwarantowane, że nie będą się rozbierać, a po prostu siedzieć przed ekranami i „odpisywać".
Klara nie wytrzymała tam długo, bo choć firma oferowała bardzo dobre wynagrodzenie, niechętnie je wypłacała. Założyła więc konto na jednym z portali z używanymi ubraniami.
– Tam siedzi masa różnego rodzaju fetyszystów gotowych kupić od ciebie buty albo bieliznę i tam dostałam moje pierwsze zamówienie – to były bodajże gacie. Ludzie są gotowi dużo zapłacić, szczególnie jeśli spełnisz ich dodatkowe zachcianki, takie jak noszenie tych gaci dłużej niż jeden dzień czy zsikanie się do nich.
Lepsze pieniądze są jednak na stronach z czatami, gdzie jest kontakt z klientem. Zamówienia też są ciekawsze.
– Na przykład dostałam takie, żeby iść na drogą kolację z kimś i po prostu wydać pieniądze faceta. To było jego zlecenie. Przelał mi kilka stów, a ja poszłam z przyjaciółką na jedzenie. Myślę, że na tych stronach jest wielu uległych facetów, szukających uwagi kobiet. Niektórzy po prostu są samotni i chcą zostać wysłuchani. Nie mówią nawet o seksie, chcą z kimś porozmawiać. Inni mówią o swojej fantazji erotycznej i to im wystarczy. Są też tacy, którzy chcą zostać poniżeni. Określają się jako „twójbankomat" czy „twójśmietnik". Do nich piszę w stylu „dawaj hajs" i zaraz przelewają mi, nie wiem, 80 zeta.
Typy dominujące trafiają się rzadziej. I zazwyczaj tacy mężczyźni próbują wyciągać coś za darmo, manipulować.
– Dlatego ważne jest, żeby nie realizować zamówienia, dopóki nie dostaniesz pieniędzy. Niektóre strony mają do tego odpowiednie zabezpieczenia. A jedna pobiera prowizję 25 proc., ale użytkowniczka ma gwarancję, że realizacja zlecenia nie zacznie się, póki płatność nie wpłynie. Jednocześnie masz zakaz przyjmowania opłat poza ich serwisem. Za każde dodatkowe zlecenie są dodatkowe pieniądze, na przykład jak ktoś chce, żebyś nosiła gacie przez cztery dni non stop, to za każdy z tych dni masz dodatkowe wynagrodzenie, które sobie regulujesz, jak chcesz. 60 zł za dzień na przykład.
Pytam Klarę o pierwiastek ludzki, o to, ile daje z siebie w tych zleceniach. Śmieje się.
– Wszystkie osoby, które w taki sposób zarabiają, raczej mają w dupie, co się dzieje z ich rzeczami. Nasza robota kończy się w momencie wstawienia paczki do paczkomatu. A tym ludziom, do których je wysyłamy, też nie zależy, żeby poznać ciebie jako osobę. Po prostu chcą zrealizować określoną fantazję. Ważne, żeby dbać o swoją prywatność, używać pseudonimów, podawać fałszywe informacje. Po realizacji zamówienia nie mam kontaktu z tymi ludźmi.
Joanna Plum
Nie chce rozmawiać o tym, co robiła wcześniej. Jest zmęczona po całym dniu pracy, właśnie skończyła sprzątać pokój po ostatniej sesji. Zmyła makijaż, włosy ma związane do tyłu.
– Chcę, żeby ludzie znali mnie jako Joannę Plum.
Kim więc jest Joanna Plum?
– Jestem eskortką. Mam swój kanał na Pornhubie, mam swoje OnlyFans i to jest moja główna działalność. Kiedyś byłam także streamerką. Działam w branży związanej z usługami seksualnymi od 2020 roku, eskortką jestem od roku 2021.
Podczas lockdownu Joanna, fizycznie odseparowana od ludzi, logowała się na czatach, poznawała kolejne osoby i poruszała z nimi kwestie dotyczące seksualności, fizycznych potrzeb. Wielu rozmówców, w szczególności mężczyźni, mówiło jej o swoich fetyszach. Opowiadali rzeczy, których nie ujawniali nikomu, nawet partnerkom.
– Głęboko wierzę, że do tej pracy trzeba mieć konkretne cechy, z którymi człowiek się po prostu rodzi. Ja w tym czasie je w sobie odkryłam.
Gdy pytam, o jakie cechy chodzi, Joanna podaje jedną, jej zdaniem najważniejszą.
– Uwielbiam ludzi. Uważam, że w każdym można znaleźć coś wyjątkowego. I bardzo bym sobie życzyła, żeby oddemonizować ten sex work w Polsce.
Streaming uświadomił jej, że potrzebuje kontaktu fizycznego. – Przychodzi mi do głowy metafora lizania ciastka przez szybę. Pewnych rzeczy nie jesteś w stanie doświadczyć, co oczywiste…
Na czacie lub nagrywając film pod konkretne zamówienie, Joanna nie widzi reakcji drugiej osoby. Kiedy ktoś się z nią umawia, mówi, czego od niej oczekuje, i gdy dochodzi do spotkania, Joanna ma przygotowany scenariusz. Streamowanie lub nagrywanie ma inną specyfikę. Tam Joanna bawiła się konwencją i zakładała peruki, żeby po prostu wyglądać inaczej. Na żywo Joanna nie tylko widzi, ale także czuje, jak sprawia przyjemność klientom. Dzięki temu ona też ją odczuwa.
– Radość na ich twarzach to jak zastrzyk dopaminy dla mnie. Kiedy przychodzi do mnie klient, który nie uprawiał seksu przez 20 lat, i jest szczęśliwy po spotkaniu… To jest to.
Joanna docenia fakt, że klienci jej ufają. Gdy rozmawiamy o poczuciu bezpieczeństwa, instynktownie zaczyna mówić o nich zamiast o sobie. Wyjaśnia, jak istotne jest dla niej, żeby w ogłoszeniach pokazywać twarz, żeby wzbudzać ich zaufanie.
– Jest dużo oszustek i oszustów, nie masz gwarancji, że spotykasz się z osobą, która zamieściła ogłoszenie.
A jej bezpieczeństwo?
– Umawiam się tylko w wybranych miejscach, które znam. Nigdy u siebie w domu. Nigdy nie podaję prawdziwej tożsamości.
Kiedy po raz pierwszy wrzuciła ogłoszenie na stronę, jej telefon rozładował się po godzinie. Oferuje dwa rodzaje usług: GFE i PSE. GFE oznacza Girlfriend Experience – spotkanie jak z dziewczyną, podczas którego najważniejsza jest bliskość i namiętność. PSE to Pornstar Experience, więc ostry seks i fetysze. Godzina GFE kosztuje u Joanny 750 zł, PSE zaś 1500. Plus 250 zł za lokal, jeśli klient nim nie dysponuje.
Klientów nie ocenia. Buduje z nimi mocne więzi. Na razie nie czuje potrzeby bycia z kimś, choć wie, że to się może zmienić. Gdy ten moment przyjdzie, będzie miała w kim wybierać.
– Mam wielu kandydatów – śmieje się.
Zoja
– Seksualność kobiet zawsze była traktowana w naszym kraju bardziej surowo niż seksualność mężczyzn, ale ogólnie też seksualność zawsze była tabuizowana. To trochę wynika z naszej katolickiej kultury. W Kościele nieustannie mówiono nam, że seksualność jest zła, nie mieliśmy też dobrej edukacji seksualnej – mówi Zoja.
Wolałaby, żeby praca seksualna była legalna. Rozmawiamy o składkach emerytalnych i ubezpieczeniu zdrowotnym, ale też o prawach pracowniczych.
Zoja pracuje od pięciu miesięcy, od początku na własny rachunek. Studiuje dziennie, chemię. Długie godziny spędza w laboratorium na wydziale i może pracować jedynie wieczorami. – Moich rodziców nie stać, by mnie dalej utrzymywać, inflacja jest wysoka i bywało, że pod koniec miesiąca musiałam pożyczać na jedzenie.
Zoja przez długi czas nie postrzegała siebie jako istoty seksualnej, wstydziła się. Dopiero po wejściu w pierwszy poważny związek zaczęła się otwierać na własną fizyczność i bardziej ją rozumieć. Mniej więcej w tym samym czasie pojawił się w jej świadomości temat pracy seksualnej. – Długo się tym interesowałam od strony socjologicznej, a kiedy mój związek się rozpadł, przygotowałam się do tego teoretycznie i merytorycznie, postanowiłam, że spróbuję.
Ogłasza się w internecie, na portalu randkowym, który umożliwia spotkania sponsorowane. Zalogowani użytkownicy wysyłają zapytania do ogłaszających się tam osób. – Niektórzy klienci sami z siebie piszą, że mają żonę i dzieci. Odpowiadam, że ich nie oceniam, nie napiszę, że spłoną w piekle, ale sama nie chciałabym być po tej drugiej stronie. Dla nich normalną rzeczą jest stwierdzić, że nie mogą się spotkać po pracy, bo żona się dowie. Inni chcą, żeby ich poklepać po pleckach i powiedzieć, że nie robią nic złego.
Gdy Zoja odpisuje im wtedy, co myśli, zwykle już nie odpowiadają. Sama zrywa kontakt z klientami, którzy się w niej zakochują. – Nie chodzi mi o sytuację, kiedy ktoś jest w chwili uniesienia i mi mówi, że chce się oświadczyć. Ale gdy kogoś to uczucie dłużej trzyma i pisze mi, że o mnie myśli, to zrywam znajomość dla psychicznego bezpieczeństwa tej osoby.
Zoja wynajmuje mieszkanie z kilkoma koleżankami. Żadna z nich nie wie, na czym polega jej praca, dlatego spotyka się z klientami w ich mieszkaniach lub hotelach. Woli tę drugą opcję, wtedy czuje się bezpieczniej. Przed każdym wyjazdem daje znać przyjacielowi, gdzie i jak długo będzie. Jeśli nie odezwie się o określonej godzinie, ten ma przyzwolenie, żeby dzwonić na policję. Na szczęście takiej sytuacji jeszcze nie było. – Kiedyś dostałam zlecenie za miastem, sprawdziłam w Google Maps, a tam były same chaszcze, więc się przestraszyłam. Ale okazało się, że to nowy blok, wybudowany już po tym, jak zrobiono zdjęcie.
Zoja bierze 500 zł za godzinę. Umawia tylko spotkania GFE, z dodatkowo płatnym seksem analnym lub lekkim BDSM. Klientów ma bardzo różnych. Ci zdradzający żony trochę zachwiali jej wiarą w mężczyzn. – Wielu jest jednak facetów, którzy bardziej niż seksu potrzebują czułości, przytulenia się czy pocałowania. A najbardziej rozmowy. Często pytają o kobiecą perspektywę na określone tematy, opowiadają o zakończonych związkach albo rozmawiamy o życiu codziennym. Zaszczepiono we mnie przekonanie, że mężczyźni przychodzą tylko po fizyczne rzeczy, a okazuje się, tak nie jest.
*Imię zmienione
Łukasz Muniowski. Autor i tłumacz książek o sporcie. Adiunkt w Instytucie Literatury i Nowych Mediów Uniwersytetu Szczecińskiego.