
Wiadomo tyle: zatrzymano 11 osób, był 4 kwietnia 2018 r., policja działała na terenie powiatu łęczyckiego i Łodzi. Podejrzani usłyszeli zarzuty działania w grupie przestępczej. Mieli wyłudzać pieniądze z dopłat unijnych do ziemi.
Wśród zatrzymanych był wójt gminy Daszyna Zbigniew Wojtera. Policjanci założyli mu na ręce kajdanki. Prowadzonego na komisariat wójta sfilmowała kamera "Dziennika Łódzkiego". Wójt usłyszał 92 zarzuty. Miał m.in. składać wnioski o dopłaty rolnicze, a później nie obsiewać terenów objętych dopłatami - ponad 80 zarzutów dotyczy konkretnych wyłudzeń. Ale jest też kilka związanych z podrabianiem dokumentów. Owszem, Wojtera wyszedł na chwilę za kaucją. Do aresztu wrócił w maju. I siedzi w nim do tej pory.
Za kratkami wójt nie przestał być wójtem. O Daszynie głośno więc było w mediach ogólnopolskich, bo sprawowanie rządów z celi w Polsce zdarza się, ale nie codziennie. A kiedy kraj ogarnęła gorączka przed wyborami samorządowymi, zrobiło się jeszcze głośniej, bo wójt kandydował, choć na wolność nie wyszedł. Nie dość tego - w pierwszej turze zdobył 48,5 proc. głosów, a miał dwóch konkurentów. W drugiej turze w ogóle poszło gładko - kontrkandydat Wojtery się wycofał. Wojtera został więc na polu bitwy sam. Nie prowadził realnej kampanii, nie spotykał się z ludźmi, nie dyskutował, bo nie mógł.
Zdobył 740 głosów za. Tylko 281 osób było przeciw.
Daszyna to typowa gmina wiejska. Ludzie żyją tu głównie z rolnictwa, choć łatwo nie jest - zdarzają się ziemie lepszej klasy, ale nie w większości. Starsi zostali na gospodarkach i tak chcą dożyć emerytury. Młodsi dorabiają - w dużych zakładach w Łęczycy, Kutnie, Krośniewicach. Tam robią zakupy, tam chodzą do kina.
W sumie w Daszynie mieszka około 4 tys. osób i bardzo trudno znaleźć tu kogoś z tych 281, które nie głosowały na Wojterę - Zbyszek? - mówią mieszkańcy Daszyny. - Dobry człowiek, zmarnowali go.
Pojechałem do Daszyny, żeby zapytać mieszkańców, dlaczego wybrali na wójta człowieka, który siedzi w areszcie. I żeby sprawdzić, jak wygląda sprawowanie władzy z celi.
Przekonani, grupa pierwsza: sprawa jest śmierdząca
Zbigniew Wojtera pochodzi z Łęczycy. Skończył ekonomię na Uniwersytecie Łódzkim. Ma spore gospodarstwo rolne w Daszynie. Już w 1995 r. wstąpił do Samoobrony RP. Był radnym powiatu, kandydował do europarlamentu i senatu. Ma starszego brata Marka, który w latach 2005-2007 był posłem Samoobrony. Marek ma dwa wyroki na koncie. To nakaz karny za samowolę budowlaną i pobieranie nielegalnie wody. I dwa lata w zawieszeniu na trzy za przekroczenie prędkości na terenie zabudowanym i spowodowanie wypadku, w którym zginął 15-letni chłopiec. "Ja jestem z opcji Samoobrona i jestem osobą silnie umocowaną politycznie" - powiedział w 2005 r. reporterce "Interwencji" . Według prokuratury miał brać udział w procederze wyłudzania dopłat. Został aresztowany tego samego dnia, co brat, ale wkrótce wypuszczony i objęty dozorem policyjnym.
Wróćmy jednak do Zbigniewa Wojtery, bo to on w daszyńskiej demokracji jest postacią centralną. Może jego siła tkwi w poparciu lokalnych mediów?
Cztery lata temu wójt Wojtera pytany o plany na następną kadencję (rządzi Daszyną od przyspieszonych wyborów w 2008 r.) mówił portalowi Reporter-ntr.pl : "Trudno tak jednoznacznie określić cele, bo jest ich bardzo dużo, ale jedno jest pewne - wszystkie cele sprowadzają się do jednego, do systematycznego poprawiania jakości życia mieszkańców gminy. A więc inwestycje ekologiczne, ale również budowa dróg, chodników itd. Coraz większą troską trzeba otaczać najmłodsze pokolenie. Dlatego konieczne będą inwestycje, których celem będzie rozwój gminnej oświaty. Wiem, że to tylko plany, ale bez planów i bez wizji nic nie można zrobić".
Portal Ele24.net wymienia zasługi Wojtery, m.in. sprowadzenie na teren gminy "jednego z największych zakładów przetwórstwa drobiowego". Rzeczywiście, w Daszynie powstaje ubojnia drobiu, która chce zatrudnić tysiąc osób. Portal wylicza też, że w gminie realizowane są kolejne duże inwestycje, z których korzyści liczyć będzie można w kilkudziesięciu milionach złotych.
O ocenę rządów aresztowanego wójta pytam pana Tadeusza. On z samej Daszyny nie pochodzi. Mieszka parę kilometrów dalej. Ale teraz w tej gminie żyje, tu pracował, tu próbuje sobie jakoś radzić, zatrudniając się obecnie raczej dorywczo niż na etat. Spotykam go w centrum wsi, niedaleko urzędu gminy. W pobliżu sklepu. Oprowadzi mnie po najbliższej okolicy, po to by pokazać, jak ona się za kadencji wójta pięknie zmienia.
Wskazuje więc równe chodniki i szerokie ulice z nieszkodliwymi dla aut zwalniaczami. Prowadzi do pobliskiego parku, w którym znajduje się odnowiony dworek. Dzisiaj mieści się tu biblioteka, a wokół trwają prace rewitalizacyjne. Sporej wielkości skwer zostanie odnowiony, krzaki wycięte, a uliczki wyłożone kostką brukową, która już tutaj czeka w wielkich, białych workach.
- Zbyszek jest porządny facet - mówi pan Tadeusz, bo tak jak wszyscy tutaj nazywa wójta "Zbyszkiem". - Co tam się z tymi dopłatami stało? Nie wiem. Aż nie mogłem uwierzyć, jak usłyszałem. Pan Tadeusz podkreśla, że wyrok jeszcze nie zapadł. A zarzuty? W tej kwestii należy do tych mieszkańców wsi, którzy twierdzą, że jest to sprawa polityczna, co najmniej "podejrzana", "śmierdząca". Że komuś wójt musiał się narazić i teraz ten ktoś się mści.
Ostatnio Tadeusz pracował przy zbiorze jabłek u sadownika z Daszyny i tam zaobserwował, co następuje: sadownik sprzedał dwa transporty jabłek, bo na więcej nie było zbytu. Jabłka piękne, dorodne, drzewa aż się pod ich ciężarem łamały, a dwa transporty to bardzo mało, tyle co nic. Gdyby sadownik nie sprzedał nawet jabłka, dostałby od Unii odszkodowanie, a tak to zarobił parę groszy, z których jeszcze musiał pracowników opłacić - taka to jest w Polsce sprawiedliwość.
Tadeusz, choć życie go nie rozpieszczało, z jednego jest bardzo dumny: z wykształconych córek. Których los jednak potwierdza smutną obserwację, że w Polsce, na wsi, w Daszynie nawet, która się zmienia od strony chodników, ulic i parku, to jednak życia dla młodych nie ma. Jedna córka wyjechała na Wyspy, druga pracuje w kraju. Ale żeby wrócić na wieś, to nie, nie ma takiej możliwości, bo nie ma do czego.
Dziś pan Tadeusz, tymczasowo, korzysta ze wsparcia socjalnego gminy. I choć inni powiedzą: "Tak, niech pan pyta tych od zasiłków, na pewno będą wójta bronić", to pan Tadeusz ma w sobie silny, niezależny pogląd: - Zbyszek jest chłop uczciwy i musiał komuś za skórę zajść. Dlatego go pod kluczem trzymają.
Zdezorientowani: jeden wielki chaos
Czy go puszczą? Decyzja sądu miała zapaść 14 listopada. Tego dnia rano w gminie Daszyna ludzie już wiedzą, bo powiedziała o tym telewizja: wójt w areszcie zostanie do lutego.
Gdyby wójt wyszedł, w gminie odbyłoby się uroczyste ślubowanie z jego udziałem. Odbyło się bez, co w rządach zza krat w żadne sposób nie przeszkadza. Wójtem będzie i bez tego. Przestanie sprawować urząd dopiero, jeśli zapadnie skazujący go prawomocny wyrok. Czyli nie wiadomo kiedy.
Trudno jest urzędnikom. W rozmowach z dziennikarzami dotychczasowy sekretarz gminy podkreślał, że sprawa wójta Wojtery jest jego prywatną, nie wiąże się z pracą w gminie. I że teraz, bez gospodarza, zarządzać tak poważnym przedsięwzięciem jest niezwykle ciężko. To wójt był tym, który ogarniał całość. To on składał podpisy, negocjował, mediował. Urzędnicy, których obowiązki były dotąd rozproszone, teraz muszą odnaleźć się w specyfice pracy wójta. Obecny zastępca wójta nie ma pozwolenia na widzenia z nim, więc wójt szczątkowe polecenia wydaje podobno za pośrednictwem żony.
- Trudno mi sobie nawet wyobrazić, co czuje ta kobieta - mówi mieszkanka Mazewa w gminie Daszyna, małej, schludnej wsi. Została tu, chociaż wszyscy naokoło mówili, że życie, praca są gdzie indziej. - O tym się w mediach nie mówi, ale wójtowi zaraz przed tą sprawą urodziło się dziecko. Nie widziało ojca od pół roku.
Mieszkanka Daszyny, której wszyscy się kłaniają i mówią "dzień dobry", zapewnia, że "Zbyszka" dobrze zna i wie, co dzieje się w urzędzie. - Proszę pana, to jest jeden wielki chaos - mówi i potrząsa w powietrzu rękami, żeby podkreślić powagę sprawy. Kiedy rozmawiamy, czasem ścisza głos. Choć w Daszynie jest dzisiaj pusto, czasem przejdzie znajoma osoba. A znają się tutaj wszyscy.
Starszy pan przyjechał do sklepu rowerem. Mówi, że niedawno jeszcze o to samo zaczepiała go telewizja i nic im nie powiedział. Ale teraz powie: - Nie wiadomo. Nic nie wiadomo. Myślisz pan, że ktoś ci wytłumaczy? Co on brał, z czego brał, ile? Ludzie myślą, że wiedzą wszystko, ale tak naprawdę nie wiedzą nic. Tyle co w telewizji widzieli. Na jakiej podstawie mówią, że wójt jest uczciwy człowiek? Już kiedyś była z nim heca. Myślisz pan, że się ludziom z tego spowiadał? No, ha ha, nie wiesz pan? To się pan dowiedz.
Dowiem się później.
Przekonani, grupa druga: znamy się osobiście
Kilka kilometrów dalej mijam nowoczesny budynek szkoły, a później równie nowoczesną lekarską przychodnię i skrzyżowanie równych, szerokich szos. Wjeżdżam do Mazewa, gdzie spotykam młodych: Michała i Magdę, którzy także zapewniają, że wójt Wojtera dla Daszyny zrobił bardzo dużo. Że w Daszynie młodym wcale nie jest źle. Że proszę, zobacz, wyjrzyj tylko za okno i popatrz: w której wsi jest tak ładnie i czysto?
O ile starsi mieszkańcy gminy w swoich opowieściach poruszają kwestię wartości (zrobił/nie zrobił, ukradł/nie ukradł, winny/niewinny), opowieść młodych traktuje o praktyce, twardej rzeczywistości, wymiernych wskaźnikach. - Bez wójta Wojtery gmina zarastałaby dziś krzakami - Michał nie ma wątpliwości. Wójta zna osobiście, jak wielu mieszkańców, i docenia jego zdolność do doprowadzania rzeczy do końca. Sprowadzania inwestycji, remontowania, budowania. Nawet jeśli część z inwestycji wymaga zadłużenia? - Tak - Michał znowu odpowiada pewnie. - A która gmina nie ma długu?
Dla Michała najważniejsze jest, że coś się dzieje, coś się zmienia. Przykład? Gazociąg. Budowa niezależnego od zewnętrznych linii gazociągu rozpoczęła się w 2012 r., kosztowała 12 mln zł, z czego ok. 2 mln zł to środki własne gminy. Dzięki inwestycji mieszkańcy mają niższe rachunki za energię.
Inne przykłady: budynek przychodni lekarskiej. Ładny, funkcjonalny, obszerny. Albo blok socjalny dla potrzebujących dachu nad głową mieszkańców - nie każda gmina taki ma.
- Codziennie w gminie specjalna ekipa sprząta ulice - mówi Michał. - Gdzie indziej sprząta się najwyżej raz w miesiącu, jeśli w ogóle. Tutaj sprząta się regularnie.
Mazew - mówią mi mieszkańcy - w wyborach poszedł za wójtem cały. Tutejsi są za nim chyba nawet bardziej niż Daszyna. - Zdziwiłam się, kiedy byłam w gminie coś załatwić. Spotkałam wójta, ja, zwykła mieszkanka, a on podał mi rękę, przedstawił się. Od tej pory znamy się osobiście. Który wójt tak robi? - pyta Magda. - Jego żona mówi, że Zbyszek jest niewinny. Współpracownicy też tak mówią, i on sam. Więc ja im wierzę.
Kilka razy pytam: czy stawiane mu zarzuty nie podważają w ich oczach jego uczciwości? Są zdecydowani: nie, nie podważają. Czy jeśli zarzuty zostałyby potwierdzone, a wyrok by zapadł, wciąż uważaliby go za uczciwego? Magda patrzy w okno i mówi: - Tak . Po chwili dodaje: - Nawet jeśli dostałby wyrok. Jako człowiek jest dobry, moim zdaniem. I jako wójt też. No, mówię, jak jest.
Michał stwierdza: - Nawet jeśli chciał się wzbogacić. Każdy przecież chce, prawda?
A wujek Michała, pracownik gminy, mówi tylko, że Zbyszek jest dobrym człowiekiem. I że każdy to potwierdzi. - Dusza człowiek - ocenia.
Wątpiący: nie tak pięknie
Pod sklepem parkują markowe samochody. Kilka kroków dalej i trochę obok stoi ławka.
Pod ławką puszki i butelki. Dominują marki tanie i popularne. Piwo i wino. Rzadziej małpka wódki. Z tego miejsca mniej widać wyremontowane fasady, a lepiej porzucone lekkomyślnie śmieci, podniszczone ściany budynków, w których czymś się handluje, coś się załatwia, nad czymś się pracuje.
Wątpiących jest niewielu. Pan Stanisław zmiany w gminie widzi i docenia. Ale jego opowieść to opowieść o znikaniu, o powolnej degradacji. Swoje przeżył, swoje wie i jest w tej wiedzy co najmniej sceptyczny. Ale nie tylko wobec gminy. Raczej wobec Polski, świata. Według pana Stanisława rzeczywistość nie jest wcale taka piękna. Kiedy znowu mówi o czymś, co kiedyś było, a teraz tego nie ma, unosi do góry wyprostowany palec i powtarza: - No, widzisz pan, no!
A więc kiedyś była godna praca, teraz nie ma żadnej. Pan T. przepracował 37 lat jako technik monter w dużym zakładzie w Łęczycy. Były z tego pieniądze, ale praca była ciężka i w tzw. trudnych warunkach, jednak na wyższą emeryturę z tego tytułu się nie załapał. Jak mówi - zabrakło dosłownie chwili. Choć i tak co miesiąc dostaje niezłe pieniądze. Przeszedł na emeryturę rok temu i bardzo dobrze się stało dzięki "temu PiS-owi", bo gdyby nie oni, to pracowałby do dzisiaj.
- No i widzisz pan - oświadcza znowu, odnosząc się już do samego wójta. I opowiada historię o dziku. I przypomina, że już kilka lat temu wójt Wojtera przestał być wójtem.
Miało być tak: wójt brał udział w polowaniu, w którym łupem myśliwych padł dzik. Zwierzyna miała zostać ustrzelona bez wymaganych uprawnień, za co wójt - jako strzelający - dostał karę: 10 tys. zł grzywny. Kara ta spowodowała, że nie mógł już pełnić funkcji publicznych. Odwoływał się, ale w końcu przyszła decyzja: musiał opuścić urząd. Władzę w gminie objął komisarz. Po kilkunastu miesiącach Wojtera mógł wrócić na stanowisko, bo znowu wygrał wybory, a okres, kiedy nie mógł pełnić publicznych funkcji, minął. Wtedy również, jak dzisiaj, mieszkańcy deklarowali poparcie dla swojego wójta.
Dziś pan Stanisław wolałby tak łatwo nie przesądzać, że wójt jest niewinny w sprawie dopłat.
- Nie jest to wszystko takie proste, nie wiadomo, jak to wszystko się odbyło. Dlaczego jedyny kontrkandydat zrezygnował w drugiej turze? - zastanawia się. Kontrkandydat rezygnację tłumaczył w specjalnym oświadczeniu : "Moja propozycja wyborcza, alternatywa dla kierującej od 16 lat 'grupy trzymającej władzę' została praktycznie odrzucona w I turze wyborów. Nie wybrano radnych z mojego komitetu wyborczego w takiej ilości, aby stanowili większość rady gminy. Oceniam, że aktualnie społeczeństwo nie jest gotowe na zmiany".
Dlaczego?
- Trzy proste pytania - zaczyna zaskakująco dr Wojciech Peszyński, politolog z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Na co dzień zajmuje się m.in. analizą zachowań wyborczych Polaków.
- Pytanie pierwsze: ilu mieszkańców liczy sobie gmina?
- Prawie 4 tysiące.
- Drugie: czy w gminie jest duży pracodawca inny niż urząd gminy?
- Dopiero powstaje.
- No właśnie - stwierdza dr Peszyński. - Wybór wójta siedzącego w areszcie to zachowanie typowe dla małego, lokalnego środowiska. Wystarczy wyjechać 50-60 km z dużego miasta, żeby zaobserwować podobną sytuację: gmina jest biedna, nie korzysta zbytnio ze środków unijnych, nie ma dużego zakładu pracy, najważniejszym pracodawcą jest urząd gminy. W każdej rodzinie można znaleźć kogoś, kto w taki lub inny sposób korzysta z relacji z władzą.
Dr Peszyński jako przykład podaje rzeczywistość zobrazowaną w serialu "Ranczo". W Wilkowyjach, kiedy zagrożeniem dla panującej władzy staje się "Amerykanka", skupieni wokół wójta urzędnicy i biznesmeni chętnie stają za nim murem, niezależnie od sytuacji.
- Pytanie trzecie: czy wójt Daszyny miał kontrkandydata? - finiszuje politolog.
- Wycofał się przed drugą turą, bo zwątpił w wolę mieszkańców do zmiany.
- No właśnie. Według mnie to typowe dla społeczności zdominowanej przez zasadę "dziel i rządź". Znam przypadki, w których wyborcy dowożeni byli do lokali wyborczych przez "zaprzyjaźnionych" taksówkarzy - kończy Peszyński.
Pan Stanisław z kolei przypomina sobie, że kiedyś chodził do gminy z prośbą o zatrudnienie (dostał coś w końcu przy pracach porządkowych). Wójt był wtedy bardzo miły. Cukierkami częstował.
*Niektóre imiona zmieniłem
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś do końca nasz artykuł. Jeżeli Ci się podobał, to wypróbuj nasz nowy newsletter z najciekawszymi i najlepszymi tekstami portalu.
KLIKNIJ, BY ZAPISAĆ SIĘ NA NEWSLETTER >>>
Mariusz Sepioło. Reporter. Publikuje w m.in. w "Tygodniku Powszechnym", "Polityce" i "Gazecie Wyborczej". Autor książek reporterskich: "Ludzie i gady" (wyd. Czerwone i Czarne, 2017) o życiu w więzieniu, "Himalaistki" (wyd. Znak, 2017) o najwybitniejszych wspinających się Polkach i "Nanga Dream" o Tomku Mackiewiczu. Można się z nim skontaktować przez stronę internetową www.mariuszsepiolo.com